Dla wielu chrząszczy okres godów, to czas wzmożonej aktywności. Zwłaszcza samców, które dwoją się troją, byle tylko mieć możliwość kopulowania z samicami. To niełatwe, zwłaszcza, że wokół nie brakuje konkurentów i to naprawdę agresywnych. Tak właśnie jest chociażby u ścig purpurowych, które są jednymi z ciekawszych gatunków, jakie można spotkać wiosną w naszych lasach.
Wygląd
Zanim jednak opowiem o zmaganiach samców, to tradycyjnie zaczniemy od wyglądu. Ściga purpurowa jest niedużym przedstawicielem kózkowatych (Cerambycidae), którego wymiary wahają się w granicach 0,8-1,2 cm. Łatwo ją jednak zauważyć dzięki jaskrawemu ubarwieniu. Pokrywy oraz przedplecze są bowiem porośnięte aksamitnymi, czerwonawymi włoskami. Reszta ciała jest czarna. Podobnie jak u innych kózek, w oczy rzucają się cienkie, dość długie czułki. Ponadto uda, zwłaszcza drugiej i trzeciej pary odnóży, są grubsze niż pozostałe człony.
Gdzie ją można spotkać?
Ściga purpurowa występuje niemal w całej Polsce i choć literatura często podaje, że jest stosunkowo rzadka, to jednak w rzeczywistości potrafi być naprawdę liczna, zwłaszcza gdy natrafi na sprzyjające warunki i odpowiednie środowisko. Znaleźć ją można głównie w lasach liściastych, ale także w parkach, zagajnikach, różnych zaroślach i innych tego typu miejscach. Mi trafiły się na ściętych, młodych dębach, a grasowało na nich przynajmniej z 7-8 osobników. Co ciekawe, aura podczas ich aktywności była dość pochmurna i z tego co udało mi się wyszperać, to preferuje właśnie tego rodzaju pogodę. Dorosłe owady można spotykać od kwietnia do czerwca i najlepiej ich wypatrywać na korze drzew. W odróżnieniu od wielu innych kózkowatych, ścigi purpurowe nie odwiedzają kwiatów.
Tryb życia
Larwy naszej ścigi rozwijają się w pniach (zwłaszcza martwych, ale wciąż stojących lub ściętych) oraz gałęziach (obłamanych lub ściętych) różnych drzew liściastych. Ich głównym faworytem jest dąb, dlatego jest częstym gościem w dąbrowach. Z braku laku mogą się jednak rozwijać w bukach, grabach, wiązach, leszczynach, a nawet drzewach owocowych, choć te ostatnie wybierają jednak zdecydowanie rzadziej. Cykl rozwojowy trwa 2 lata, choć może się skrócić o rok. Aby jednak cykl w ogóle się zaczął, najpierw musi zostać złożone jajeczko. A właściwie wiele jajeczek. Odpowiedzialna za to jest oczywiście samiczka. Gdy tylko wyczuje jakieś odpowiednie miejsce, natychmiast tam przylatuje i zaczyna chodzić po korze, szukając odpowiedniej szczeliny lub spękania w korze. Jeśli jej się uda, to wsuwa tam swoje pokładełko i umieszcza swoje jajeczka. I tutaj od razu muszę zaznaczyć, że dynamizm bije od nich na kilometr. Samce bowiem zaczynają ganiać za samicami, gdy tylko te znajdą się na korze i jest im wszystko jedno, czy mają na to czas, czy też nie. Rzadko kiedy robią sobie przy tym przerwy i niemal cały czas pozostają w ruchu. Jedynie czasami się zatrzymują, by wyczyścić sobie np. swój czułek albo stopę, ale i to robią w mgnieniu oka. Właśnie dlatego są ciężkimi obiektami do fotografowania. Mimo to, warto jednak poświęcić im więcej czasu, bo nawet jeśli nie uda się ich sfotografować, to ich obserwowanie już samo w sobie jest naprawdę ekscytujące.
W momencie, gdy samiec natrafi na samicę, bez żadnych skrupułów wskakuje na nią i od razu szuka koniuszkiem odwłoka jej koniuszka, by móc się z nią połączyć, i kopulować. Muszę przyznać, że zdobywanie samiczki przez samca przypomina bardziej brutalny atak i gwałt, niż miłą, spokojną kopulację. Trudno bowiem nazwać inaczej sytuację, w której samiec wskakuje na grzbiet samicy i próbuje z nią kopulować w momencie, gdy ta składa właśnie jajeczka! Jeszcze ciekawiej robi się w chwili, gdy na jednym pniu, grasuje kilka samców. Wobec siebie są nastawione wyjątkowo agresywne, a gdy tylko dwa osobniki się spotkają, wtedy rozpoczyna się walka. Krótka, ale dość zażarta, gdzie w ruch idą małe, ale ostre żuwaczki. Takie „pojedynki,” nie są może specjalnie groźne, ale potrafią być widowiskowe. Zwłaszcza gdy mamy sytuację, kiedy jeden z samców atakuje drugiego, podczas kopulacji z samiczką (a w każdym razie w czasie próby tejże kopulacji). Zajadła walka samców, przeważnie przenosi się kilka centymetrów obok potencjalnej partnerki i kończy ucieczką pokonanego oraz prędkim powrotem zwycięzcy do wywalczonej samiczki! Oczywiście o ile ta, w międzyczasie walki, po prostu sobie gdzieś nie pójdzie, bo bywa też i tak. Nawet jeśli zwycięski samiec ma farta i samiczka mu nie zwieje, to w dalszym ciągu musi się liczyć z kolejnymi atakami rywali, również tego, z który wygrał. To, że bowiem jakiś samiec wygrał już raz, wcale nie oznacza, że będzie tak i za drugim razem. Nie ma się więc co dziwić tak bojowemu nastawieniu tych chrząszczy, w końcu rywal może się czaić na każdym kroku!
Na szczęście larwy zdają się wieść dużo spokojniejsze życie. Oczywiście wiele drapieżników czai się na ich życie, ale ukryte pod korą zdają się być względnie bezpieczne. Młode larwy drążą wewnątrz kory podłużne, kręte chodniki. Później wgryzają się w biel i tam też tworzą wąskie komory poczwarkowe (czasami mogą ją stworzy w samej korze). Dorosłe owady pojawiają się wiosną przyszłego roku, choć czasami mogą się pojawić dużo wcześniej, bo nawet zimą. Jak to możliwe? Ścięte drewno, które służy im do rozwoju, często trafia do domów, jako opał, zamiast leżeć sobie spokojnie w lesie. A wysoka temperatura panująca w pomieszczeniu znacznie przyśpiesza ich rozwój. Dlatego zdarza się tak, że te nieszkodliwe chrząszcze, dość niespodziewanie pojawiają się w domach, powodując tym samym niezłe zaskoczenie domowników (choć trudno stwierdzić, czy większe niż samych chrząszczy).
witam,
właśnie mam taki przypadek w domu 🙂 cała piwnica jest czerwona, a po domu latają gdzie chcą. Nie ukrywam, że jest to uciążliwe.. pewnie nie ma na nie jakiegoś sposobu?
Wypuścić je na dwór, inaczej się nie da 🙂
Mam to samo, na czerwono w piwnicy 😦
U mnie koło domu w Legionowie właśnie jest jakaś plaga, lata pewno ponad 200 osobników Ścigi Purpurowej.