
Samica spijająca nektar – Flickr/Bernard DUPONT/CC BY-SA 2.0
Piękno egzotycznych motyli potrafi zachwycić i chociażby dlatego często królują w programach przyrodniczych czy atlasach owadów. Ich olśniewające barwy, to jednak nie jedyny powód, by zawiesić na nich swoje oko. Wiele z nich może się również pochwalić zadziwiającymi obyczajami godowymi, które o dziwo wcale nie odbiegają tak bardzo od tego, co można zaobserwować u nas samych. Przykładem takiego gatunku jest chociażby Dryas iulia, wspaniały, amerykański motyl, którego za chwilę wam przedstawię.
Kilka słów o systematyce i wyglądzie
Zacznę od tego, że zalicza się do rodziny rusałkowatych (Nymphalidae), konkretnie do podrodziny Heliconiinae. Ta ostatnia dzieli się z kolei na cztery plemiona. Nas interesuje jedno konkretne, czyli Heliconiini, którego naturalne występowanie ograniczone jest właściwie tylko do obu Ameryk, przy czym preferują tą południową. Jeśli chodzi o Dryas iulia, to jest jedynym przedstawicielem swojego rodzaju, za to dzieli aż na 14 podgatunków, które różnią się między sobą niuansami związanymi z ubarwieniem.
Skrzydła Dryas iulia są długie, a do tego wyraźnie zwężone, przez co sam motyl sprawia wrażenie naprawdę smukłego. Pod względem ubarwienia są pomarańczowe z czarnymi plamami, przy czym ich ułożenie oraz wygląd są zależne od podgatunku oraz płci motyla. Zazwyczaj jest bowiem tak, że czarne dodatki na skrzydłach samicy są wyraźniejsze, dużo bardziej intensywne, niż w przypadku samca. Wokół skrzydeł samicy można również dostrzec wyraźną, rozległą obwódkę, zaś plamy na skrzydłach, przyjmują formę mniej lub bardziej widocznych pasów. Obwódka wokół skrzydeł samców również jest widoczna, ale jednak nie jest ona tak bardzo wyraźna, natomiast zamiast pasów, na ich skrzydłach mamy czarne plamki, zwykle po dwie, które są najczęściej zaokrąglone i bardzo zmienne pod względem wielkości oraz kształtu.
Różnice pomiędzy przedstawicielami obu płci, można również zauważyć w ich wielkości. Ogólnie, rozpiętość skrzydeł tego gatunku waha się w granicach 8,2-9,2 cm, jednak to samce są większe od samic, czyli inaczej, niż to bywa u innych gatunków motyli.
Gdzie go można spotkać?
W przeciwieństwie do wielu innych gatunków z plemienia Heliconiini, obszar występowania D. iulia jest bardzo szeroki i rozciąga się od Ameryki Południowej, przez praktycznie całą Amerykę Środkową, aż po południowe rejony Ameryki Północnej. Co ciekawe, gatunek ten został również wprowadzony do niektórych rejonów Azji, choć trzeba przyznać, doszło do tego w niefortunny, żeby wręcz nie powiedzieć, że w bardzo głupi sposób. Tak się bowiem złożyło, że w jednej z motylarni, wpadli na pomysł, by wypuszczać te motyle podczas ślubów oraz ceremonii religijnych, od tak po prostu na wolność. Rzez jasna takie osobniki bez żadnego problemu skorzystały z tej okazji i tym samym skolonizowały Tajlandię oraz Malezję. Ich populacje stały się na tyle liczne, że ich usunięcie jest już praktycznie niemożliwe.

Samiec spijający sole mineralne – Wikimedia commons/Syrio/CC BY-SA 4.0
Motyle z tego gatunku prowadzą najczęściej osiadły tryb życia i raczej stronią od podejmowania większych wędrówek. Podgatunki, które zamieszkują Wyspy Karaibskie, bywają tak przywiązane do zamieszkiwanych przez siebie wysp, że stały endemitami, które nie występują nigdzie indziej, tylko właśnie na nich. Swoje własne D. iulia ma chociażby Kuba, Dominikana czy Bahamy. Wyjątek stanowią osobniki zamieszkujące Stany Zjednoczone, a więc chociażby Teksas czy Florydę, którym zdarzają się migracje w bardziej północne strony, przez co docierają czasami nawet do Nebraski.
Dryas iulia jest aktywny właściwie przez cały dzień. Znaleźć go można głównie na otwartych przestrzeniach, chociażby polanach, czy obrzeżach lasów tropikalnych i subtropikalnych. Chętnie też zalatuje do ogrodów, czy na pastwiska, gdzie odwiedza lubiane przez siebie kwiaty.
Uszczknąć łzę kajmana
Kwiatami odwiedzanymi przez dorosłe motyle, są najczęściej te z rodzaju Lantana oraz Eupatorium. Na nich właśnie pożywiają się nektarem oraz pyłkiem, przy czym tego ostatniego potrzebują przede wszystkim samice, które wykorzystują zawarte w nich substancje odżywcze, by wytworzyć później jaja. Samce również odwiedzają kwiaty, ale zdecydowanie bardziej dla nektaru. Zresztą, mają zupełnie inne potrzeby niż samice. Do wytworzenia pakiecików z nasieniem, niezbędne są sole mineralne, dlatego tłumnie odwiedzają tereny błotniste czy wysychające kałuży, na których mogą je pozyskać. W razie potrzeby, mogą również skorzystać z zupełnie innego źródła.

Samica na głowie żółwia – Wikimedia commons/amalavida.tv/CC BY-SA 2.0
Motyle z tego gatunku znane są bowiem z tego, że spijają łzy dużych zwierząt, przy czym najbardziej upodobały sobie gady, zwłaszcza kajmany oraz niektóre gatunki żółwi i bynajmniej, nie czują przed nimi żadnego lęku. Wręcz przeciwnie. Zamiast czekać gdzieś z boku, aż łaskawie zaczną płakać, wolą pchać się do ich oczu, by podrażnić je swoimi odnóżami i tym samym skłonić do uronienia potrzebnych im łez.
Zresztą, motyle z tego gatunku mogą czuć się pewnie w spotkaniach z bardzo wieloma drapieżnikami, ponieważ ich jaskrawe ubarwienie stanowi jasne ostrzeżenie, przed ich paskudnym smakiem. Zresztą nie ma się co temu dziwić, skoro ich ciała są wypełnione glikozydami cyjanogennymi, które pozyskały z pokarmu, będąc jeszcze gąsienicami.
Fazy godów
Trzeba przyznać, samiec tego motyla musi się naprawdę mocno nagimnastykować, by zdobyć przychylność samicy i wcale nie ma gwarancji, że jego starania zostaną docenione. Wszystko rozgrywa się zresztą w trakcie trzech faz, które wyróżnili naukowcy, podczas wielogodzinnych obserwacji tego gatunku.
Faza lotu
Wszystko zaczyna się od samców, które żeby móc kopulować z jakąś samicą, muszą ją najpierw znaleźć, dlatego odbywają liczne loty patrolowe. Samice w tym czasie są dużo mniej skore do ruchu, często bowiem przesiadują lub przemieszczają się pomiędzy roślinami. Gdy jednak przychodzi co do czego, również one wzbijają się w powietrze i wtedy właśnie zaczyna się pościg. W trakcie jego trwanie, samice starają się znaleźć ponad samcami, zupełnie tak, jakby chciały sprawdzić ich wytrwałość. Samce natomiast, próbują zająć pozycję przed nimi, wykonując jednocześnie loty spiralne. Wszystko po ty, by rozpylić swoje feromony, jak najbliżej ich czułków i tym samym pobudzić je seksualnie. Czy tak się dzieje? Z tym jest różnie. Chociaż samce bardzo się starają, takie loty zwykle nie mają większego znaczenia i jeśli samice nie będą zainteresowane kopulowaniem z nimi, to i tak nie zdołają wpłynąć na ich zachowanie. Dlatego niektóre samce próbują bardziej stanowczego zachowania. Bywa, że w trakcie lotu któryś z nich chwyta samicę i spycha ją w kierunku podłoża. W takiej sytuacji, samica może oczywiście odfrunąć dalej, jednak zdarza się, że spada na podłoże razem z samcem.
Faza powietrzno-ziemna

Samica z uniesionym odwłokiem – Flickr/Andrew Neild/CC BY-NC-ND 2.0
W trakcie drugiej fazy dzieje się zdecydowanie najwięcej, chociaż podobnie jak w przypadku pierwszej, trwa zwykle niecałą minutę. Samica adorowana przez tłum zalotników, prędzej czy później decyduje się na ucieczkę w kierunku podłoża. Najwytrwalszy z samców, podąża za nią i gdy jego wybranka usadowi się już na ziemi, odbywa wokół niej krótkie loty, po czym zaczyna się unosić tuż nad jej głową, najpewniej w dalszym ciągu rozpylając swoje feromony. W takiej sytuacji, samica może zareagować na dwa sposoby. Odrzucić zaloty samca, co sygnalizuje opuszczeniem skrzydeł i uniesieniem odwłoka do góry lub też je zaakceptować, oznajmiając to złożeniem skrzydeł i ułożeniem odwłoka na podłożu. Rzecz jasna, nawet gdy samica odrzuci jego zaloty, samiec wcale nie musi chcieć się poddać. Często bowiem próbuje ją skłonić do kopulacji na przysłowiowego chama, czyli trącając ją ssawką, uderzając swoją głową, a nawet wskakując na jej skrzydła. Co bardziej pobudzone, czy może raczej zdesperowane osobniki, próbują czasami złączyć swoje aparaty kopulacyjne z… głową samicy! Tej ostatniej nie pozostaje wówczas nic innego, jak w dalszym ciągu trzymać swoje skrzydła w pozycji otwartej, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie tędy droga i w ogóle, że z kopulacji nici. Mimo, że niełatwo przekonać samicę do odbycia stosunku, w końcu któremuś samcowi się to uda, jednak nawet gdy samica zamknie skrzydła i wyrazi swoją aprobatę, do samego końca nie może być niczego pewny. Samiec przymierzający się do kopulacji, podchodzi do samicy z boku, po czym podgina swój odwłok tak, by złączyć go z odwłokiem samicy. Jeśli jednak będzie się z tym za bardzo guzdrał, samica może otworzyć swoje skrzydła i dać mu jasno do zrozumienia, że zmieniła zdanie i nie jest już nim zainteresowana.
Faza naziemna
Ostatnia faza, będąca jednocześnie kulminacją całego procesu godowego. Innymi słowy, gdy już wszystko pójdzie po myśli samca, wówczas może się połączyć z samicą i przystąpić do zapładniania. O ile poprzednie fazy są zwykle bardzo krótkie, o tyle kopulacja może się ciągnąć nawet przez następne 20 minut. Co również bardzo ciekawe, o jej końcu decydują samce, które zawsze odłączają się jako pierwsze.
Wyścig zbrojeń czyli gąsienice kontra rośliny
Gdy jest już po wszystkim, samica może przystąpić do złożenia jaj. Te umieszcza zazwyczaj na pnączach z rodzaju Passiflora, czyli głównej roślinie żywicielskiej przyszłych gąsienic. W porównaniu ze swoimi rodzicami, te ostatnie nie grzeszą zbytnią urodą. Zarówno głowa, jak i posuwki odwłokowe mają jasne, nieco żółtawe zabarwienie, za to wierzch jest w dużej mierze czarny, z nielicznymi, jasnymi plamami.

Gąsienica Dryas iulia – Wikimedia commons/DeadEyeArrow/GFDL
Dodatkowo cały wierzch pokryty jest długimi, czarnymi kolcami, które cechują się całkiem konkretnymi właściwościami obronnymi. Po ich dotknięciu, na skórze pojawia się podrażnienie, a nawet wysypka, więc zdecydowanie lepiej z nimi nie zadzierać. Taka ochrona umożliwia gąsienicom otwarty, dzienny tryb życia, w trakcie którego zajmują się głównie wygryzaniem otworów w liściach. Przy okazji, w trakcie żerowania, gąsienice wchłaniają śladowe ilości cyjanku, jednak zamiast się nim truć, wolą go gromadzić w swoich ciałach i tym samym wykorzystywać do obrony samych siebie, również w późniejszym życiu, jako dorosłe motyle.
Ktoś oczywiście może się skrzywić na myśl o gąsienicach, które wygryzają dziury w liściach, jednak na całe szczęście, ten konkretny gatunek nie rusza roślin uprawnych, dlatego też nie uznaje się go za szkodnika, a przynajmniej ludzie go za takiego nie uważają. Gdyby bowiem rośliny mogły mieć własne zdanie, z pewnością byłoby ono zdecydowanie odmienne… w końcu na pewno nie są zachwycone z tego, że gąsienice traktują je jak bufet. Co jednak najciekawsze, rośliny posiadają w zanadrzu kilka, bardzo sprytnych sztuczek, które wykorzystują do obrony przez tymi agresorami. Niektóre pnącza potrafią wytwarzać fałszywe przylistki, na których samice motyli chętnie składają swoje jaja. W rzeczywistości jednak, dzień lub dwa dni później, przylistki te ułamują się, a znajdujące się na nich jajka lądują na ziemi. Tam, zostają pożarte przez mrówki, a jeśli dopisze im szczęście i zdołają przetrwać, wówczas przyszłe na świat gąsienice giną z braku pokarmu. Inną strategią pnączy, jest wytwarzanie specjalnych zgrubień, które imitują autentyczne jaja, co zresztą się sprawdza, ponieważ samica motyla, widząc cudze jajeczka na roślinie, rezygnuje ze złożenia własnych, by oszczędzić przyszłym gąsienicom konkurencji.
Gatunki podobne, czyli naśladowcy w akcji

Eueides aliphera – Flickr/Arthur Chapman/CC BY-NC 2.0
Mimo, że Dryas iulia jest jedynym przedstawicielem swego rodzaju, wiele innych gatunków motyli, do złudzenia przypomina go swoim wyglądem i w żadnym razie nie jest to dziełem przypadku. Nasz bohater jest bowiem paskudny w smaku, o czym informuje swoim jaskrawym ubarwieniem. Drapieżnik, który raz go skosztuje, nie tknie więcej ani jego, ani żadnego innego motyla, który jest ubarwiony w podobny sposób. Z tego też względu, gatunki, które nie są w żaden sposób trujący, podszywają się pod D. iulia, licząc tym samym, że drapieżniki zostawią w spokoju także i je. Mamy więc tutaj do czynienia z klasyczną mimikrą batesowska, którą znamy z własnego podwórka, w końcu wiele rodzimych muchówek czy chrząszczy, podszywa się wyglądem pod groźne osy i pszczoły, z dokładnie tego samego powodu.

Dione juno – Flickr/Andrew Neild/CC BY-NC-ND 2.0
To jednak nie jedyny rodzaj naśladownictwa, z jakim możemy się spotkać przy okazji tego motyla. W podobny sposób, jak D. iulia, wyglądają także te motyle, które same w sobie są niejadalne i jest to dla nich bardzo korzystne posunięcie. Dlaczego? Drapieżnik, który upoluje trującego motyla, prędko się nauczy, by w przyszłości unikać innych, podobnie wyglądających gatunków. Ten konkretny osobnik, którego już upolował, zginie jednak w jego dziobie lub szczękach, zaś sam drapieżnik najpewniej postanowi upolować kolejnego motyla, tym razem o innym ubarwieniu i jeśli okaże się, że również jest trujący, wówczas on również straci życie, chociaż drapieżnik nie pożre ani jego, ani jemu podobnych. By więc zminimalizować liczbę kolejnych takich prób ze strony myśliwych i tym samym zwiększyć przeżywalność jak największej liczby osobników, różne gatunki niejadalnych motyli, zdecydowały się wyglądać w ten sam sposób. W tej sytuacji mamy do czynienia z mimikrą müllerowską, którą również możemy zaobserwować w naszym kraju, chociażby na przykładzie wielu gatunków os i pszczół, które często mają to samo żółto-czarne ubarwienie i podobny układ pasków.
Heliconiinae w Polsce, czyli i my mamy się czym pochwalić!
Patrząc na Dryas iulia, możemy jedynie żałować, że nie możemy go podziwiać w naszym kraju. Oczywiście, dla chcącego nic trudnego, w końcu nie brakuje u nas motylarni, gdzie z całą pewnością da się spotkać ten egzotyczny i jakże piękny gatunek. Inna sprawa, że w naszych lasach z łatwością możemy znaleźć jego bliskich krewniaków. Jak bowiem wspomniałem przy okazji systematyki, podrodzina Heliconinae dzieli się na 4 plemiona, zaś przedstawicieli jednego z nich, czyli Argynnini, można spotkać również w Polsce.
Należą do niego dobrze wszystkim znane dostojki, których mamy w Polsce aż 16 gatunków. Najbardziej rozpoznawalna z nich wszystkich, jest z całą pewnością dostojka malinowiec (Argynnis paphia), której rozpiętość skrzydeł sięga 6,5 cm. Owszem, chociaż jak na nasze warunki jest całkiem sporym motylem, to jednak w żadnym razie nie może się równać ze znacznie większą Dryas iulia. Mimo to, cechuje się również pięknym, pomarańczowym ubarwieniem, z dodatkiem czarnych plam, zaś samica występuje dodatkowo w formie barwnej, zwanej valesina, którą można poznać po brązowo-szarych skrzydłach, z wyraźnym, seledynowym połyskiem. Dostojka malinowiec, znana też jako perłowiec malinowiec, pojawia się głównie na widnych obrzeżach lasów oraz polanach, gdzie odwiedza leśne kwiaty, zwłaszcza te o fioletowej barwie, a więc świerzbnice, osty, a także sadźce konopiaste. Te ostatnie zaliczają się do tego samego rodzaju roślin, co gatunki odwiedzane w tropikach przez Dryas iulia. Wygląda więc na to, że upodobania kulinarne motyli z tej podrodziny pozostają niezmienne, bez względu na szerokość geograficzną.
Warto przeczytać:
- https://www.academia.edu/23622677/Analysis_of_the_mating_behavior_and_some_possible_causes_of_male_copulatory_success_in_Dryas_iulia_alcionea_Lepidoptera_Nymphalidae_Heliconiinae_
- http://www.learnaboutbutterflies.com/North%20America%20-%20Dryas%20iulia.htm
- https://en.wikipedia.org/wiki/Dryas_iulia
- https://bugguide.net/node/view/6358