Zima. Pora roku, kiedy uśpieniu ulega znaczna część świata zwierzęcego, a zwłaszcza owadziego. Z tego też względu, osoby lubujące się w makrofotografii i obserwacji owadów również mają w tym czasie „wolne.” I to jest błąd. Owszem. Duża część owadów spędza zimę w stanie diapauzy (taki owadzi zimowy sen). Ukrywają się wtedy w różnorakich zakamarkach, takich jak chociażby spękania w korze, w ściółce leśnej czy też w ludzkich siedzibach. Są nawet takie, które odlatują na południe, tak jak czynią to ptaki. Nie wszystkie owady uznają jednak, że zima to nie jest pora dla nich. Wręcz przeciwnie. Jest sporo gatunków, które najlepiej czują się właśnie w czasie jej trwania. Ogólnie występujących zimą owady określa się jako krioentomofauna. Owad owadowi jednak nie równy, także ten zimowy. Jedne są bardziej zimolubne inne mniej, dlatego zimowe owady dzieli się na trzy grupy.
Chionobionty: w tej grupie mamy najbardziej zimowe gatunki, dosłownie nie wyobrażające sobie życia w cieplejszych porach roku. Mało tego. Ciepło potrafi być dla nich wręcz zabójcze i to do tego stopnia, że nawet wzięcie do ręki takiego delikwenta, może go wykończyć (powierzchnia naszej skóry jest dla nich dosłownie „za gorąca”). Organizmy chionobiontów są wyjątkowo mocno przystosowane do znoszenia niskich temperatur. W ich hemolimfie (owadziej krwi), znajduje się glicerol, który działa na nie niczym paliwowe odmrażacze na samochody. Innymi wykształconymi przystosowaniami są niewielkie rozmiary ciała (przeważnie mają około 5 mm), oraz uwstecznienie lub zupełny brak skrzydeł. Ta pierwsza cecha powoduje, że powierzchnia ciała, przez którą następowałaby zbędna utrata ciepła, została maksymalnie zminimalizowana, ta druga zaś… w mrozie latanie było by rzeczą wyjątkowo ekstremalną, dlatego chionobionty darowały sobie posiadanie jakichkolwiek skrzydeł.
Do tej grupy owadów zaliczamy m.in. pośnieżki (Boreus spp.), czyli klasykę zimowych owadów. Prócz nich, mamy w tej grupie także niektóre bezskrzydłe muchówki z rodzaju Chionea (występujące głównie w górach) oraz korzenicę dębowe (Biorhiza pallida), galasówkę, której dzieworodne pokolenie występuje właśnie zimą.
Chionofile: jeśli o nie chodzi, to mamy tutaj dużo większą różnorodność niż w poprzedniej grupie. Do tej grupy, zalicza się bowiem gatunki lubiące chłód, ale nie aż tak bardzo by nie mogły występować w nieco cieplejszych porach roku. Nie są też aż tak bardzo przystosowane do zimowych warunków jak chionobionty, jednak i one wykazują dość znaczną odporność na chłód. Wśród nich możemy spotkać gatunki znacznie bardziej wyrośnięte niż chionobionty, a i uskrzydlone również się trafiają. Do najbardziej znanych chionofilów nalezą skoczogonki, ale prócz nich mamy w tej grupie także takie znakomitości świata krioentomofauny jak larwy omomiłków, zimienie (Trichocera spp.), kilka chruścików (Trichoptera) czy samice przedzimków z miernikowcowatych (Geometridae). Tak chodzi o te samice, które mają uwstecznione skrzydła jak przedzimki (Operophtera spp.) czy zimówki (Agriopis spp.). Pojawiają się one późną jesienią i często można je spotkać także w grudniu, kiedy za oknami mamy już śnieg.
Chionokseny: Ta grupa jest zdecydowanie najliczniejsza. Dlaczego? Bo należą do niej wszystkie pozostałe owady, które zasadniczo powinny spędzać zimę w stanie diapauzy. Niektóre z nich czasami się jednak wybudzają w zimie, zwłaszcza wtedy, gdy mamy odwilż, bądź zima zbliża się ku końcowi, a na termometrach zaczynają się pojawiać dodatnie temperatury. W takich przypadkach bardzo często pojawiają się gatunki zupełnie przypadkowe, nie mające żadnych przystosować do zimowego trybu życia. Najczęstszymi przykładami takich owadów są różnorakie chrząszcze takie jak biedronkowate (Coccinelidae), kusakowate (Stamphylidae), czy biegaczowate (Carabidae). Nie należy więc być zaskoczonym, gdy spotka się na śniegu mała biedronkę, czy wielkiego biegacza, ponieważ takie zjawiska w przyrodzie to normalka. Prócz chrząszczy do tej grupy można zaliczyć chociażby pluskwiaki, czy nawet motyle (chociażby rusałki pokrzywnik i latolistki cytrynki). Również większość pająków, które pojawiają się na śniegu to typowe chionokseny.
Tych przykładów, które wymieniłem jest całkiem sporo, by jednak bardziej uzmysłowić wam zimową różnorodność owadów, omówię co nieco konkretnych przykładów zimowych owadów, tym bardziej że ostatnio miałem okazję spotkać wiele z nich.
Pośnieżki (Boreus spp.)
Byłem pewny, że nie uda mi się napisać o tych owadach ani słowa, ponieważ przez ostatnie kilka lat, gdy starałem się je znaleźć, nic z tego nie wychodziło, więc nie miałem też zdjęć by je wam pokazać. Ostatnio jednak mi się poszczęściło i znalazłem bardzo eleganckiego samczyka, dzięki czemu, jestem wstanie poruszyć ich temat. Później udało mi się spotkać kolejne pośnieżki, dzięki czemu możecie znaleźć na blogu artykuł poświęcony im po całości. Pośnieżki to bardzo ciekawe owady należące do rzędu wojsiłek (Mecoptera). Podobnie jak u swych uskrzydlonych kuzynów, także na ich głowach znajdują się ryjki zakończone aparatem gębowym typu gryzącego. Jak na typowe chionobionty przystało, są to małe stworzonka mające raptem 3-5 mm. Z wyglądu przypominają krzyżówkę rasowej wojsiłki z pchłą i podobnie jak te ostatnie, są wstanie wykonywać bardzo dalekie skoki, co zresztą jest jedną z metod ich poruszania się.
U pośnieżków mamy do czynienia z dość wyraźnie zaznaczonym dymorfizmem płciowym. Samiec, a więc ten, który trafił się mi, posiada na tułowiu resztki skrzydeł, w postaci haczykowatych wyrostków. Dodatkowo odwłok zakończony jest wyraźnie widocznym aparatem kopulacyjnym. Samica jest całkowicie bezskrzydła, zaś jej odwłok zakończony jest spiczastym pokładełkiem. Pośnieżki można spotkać od grudnia aż do marca, zwłaszcza wtedy, gdy temperatura wynosi od + 3 do – 3 *C. Wtedy też chodzą lub podskakują na śniegu, bądź pośród mchów, które stanowią jeden z elementów ich pokarmu. Drugim są szczątki organiczne, których zresztą nie brakuje nawet zimą. Prócz pożywiania się, pośnieżki zajmują się także rozmnażaniem. I tutaj ciekawostka. U owadów przeważnie jest tak, że to samiec wchodzi na grzbiet samicy, po czym dochodzi do ich połączenia się. U pośnieżków jest na odwrót. To samica wchodzi na samca, zaś sama kopulacja może trwać nawet wiele dni.
Warto też wspomnieć, że samiec wykorzystuje swoje szczątkowe skrzydła do przytrzymywania samicy podczas kopulowania. Po całym… przedsięwzięciu, samica schodzi z samca i rusza szukać odpowiedniego miejsca do złożenia jajeczek. Te składa pojedynczo w wierzchniej warstwie gleby, w której pozostają przez całą zimę. Dopiero wczesną wiosną, z jaj wylęgają się robakowate, silnie segmentowane larwy, które odżywiają się mchami i delikatnymi korzonkami roślin. Na jesieni larwy kończą swój rozwój, jednak przepoczwarczenie następuje dopiero późnym latem przyszłego roku. W naszym kraju mamy dwa gatunki pośnieżków: pośnieżka zwyczajnego (Boreus westwoodi) i pośnieżka lodowcowego (Boreus hyemalis). Niestety, są do siebie tak podobne, że ciężko je odróżnić, a póki co nie znalazłem skutecznej metody ich poprawnej identyfikacji, więc na razie zostaję przy nazwie rodzajowej.
Skoczogonki
Czego, jak czego, ale to zawsze ich jest najwięcej na śniegu. I niejednokrotnie występuje ich wtedy wiele gatunków. Te malutkie, bo mające zaledwie kilka mm owady… wróć… od dłuższego czasu już nie owady, a oddzielna gromada skoczogonków, zdaje się być zupełnie niewrażliwa na niskie temperatury. Obserwuje się je bowiem także w czasie większych mrozów. Mało tego. Przedstawiciele skoczogonków występują dosłownie na całym świecie, a skoro tak, to można je spotkać także na Antarktydzie (przykładem żyjącego tam gatunku jest Cryptopygus antarcticus). Są dość ruchliwe, a co jakiś czas zamiast chodzenia, wybierają podskakiwanie, przez co są koszmarnymi obiektami do fotografowania. Skoczogonki są wstanie skakać dzięki widlastym wyrostkom, znajdującym się na spodniej stronie odwłoka.
Mechanizm ten wykorzystują głównie do salwowania się ucieczką w razie spotkania się z drapieżnikiem, a jest wiele stworzeń, które chętnie na nie poluje. Same są z kolei spokojnymi roślinożercami. Wiele z nich na swój pokarm wybiera rozkładające się szczątki organiczne, a tych przeważnie nie brakuje także zimą. Wśród skoczogonków szczególnie popularne zimą są chociażby bardzo mali (1-1,5 mm), ciemno ubarwieni przedstawiciele rodzaju Hypogastrura, a także Entomobrya nivalis, zwana też pchlicą śnieżną, będąca nieco większa niż Hypogastrura, oraz znacznie jaśniejsza.
Larwy owadów
Larwa omomiłka (Cantharis sp.). – Dorosłe omomiłki to owady raczej powszechnie znane, jeśli nie z nazwy to na pewno z faktu samego istnienia.Te czerwono-czarne chrząszcze często się pojawiają na przełomie wiosny i lata nie tylko w lasach, ale także na na działkach, w ogródkach, a nawet w miastach. I to często w bardzo dużych ilościach. Ich larwy są nieco mniej znane. Osoby, które jednak zauważą pełznącego po śniegu, całkiem sporego (dorasta do 1,5 cm) „robaczka” prędko go pewnie nie zapomną. Szczególnie chętnie wypełzają podczas odwilży oraz ostatnich dni zimy. Wtedy to właśnie chodzą sobie powolutku i poszukują pokarmu w postaci innych, drobnych owadów, ale także delikatniejszych fragmentów roślin. Spotkać je można chociażby na skrajach lasów, często również w pobliżu ludzkich siedzib, chociażby w ogródkach czy na działkach… zupełnie zresztą jak osobniki dorosłe.
Larwa wielbłądki (Raphidioptera). – Przyznam, że gdy wypatrzyłem ją za pierwszym razem, to naprawdę mnie zaskoczyła. Spotkać je można głównie pod korą drzew, zwłaszcza zimą, kiedy to zapadają w letarg. Ta jednak, zamiast sobie smacznie spać, wolała pełzać powolutku po ściętej części pnia, dając mi tym samym szanse ciekawej obserwacji. Larwy wielbłądek najbardziej aktywne są latem, kiedy to aktywnie biegają w poszukiwaniu ofiar. Owady te, są bowiem wyjątkowo żarłocznymi drapieżnikami, polującymi na inne larwy owadów, głównie korników, kózkowatych i ryjkowcowatych. Trzeba przy tym zaznaczyć, że potrafią być wyjątkowo szybkie, zaś pożarcie ofiary zajmuje im dosłownie chwilę. Swoje ofiary znajdują przeszukując ich chodniki, co przy ich smukłych sylwetkach nie jest wcale trudne. Tym bardziej więc zdziwiło mnie, jak powolnie poruszała się moja larwa, jednak ze względu na temperaturę, jaka panowała, jestem gotów ją zrozumieć. Dorosłe wielbłądki zdarzało mi się już obserwować, jednak nie miałem do tej pory okazji by je sfotografować. Gdy do tego dojdzie, przedstawię również je, a tymczasem pozostaje sama larwa.
Larwa rębacza (Rhagium sp.). – O rębaczu był już artykuł u mnie na blogu. Ba, pokazałem wam rok temu osobnika, którego znalazłem pod korą w czasie zimowania. Do tej pory nie miałem jednak okazji, by pokazać wam jego larwę. Więc bardzo proszę, o to jest i ona. Larwy tych chrząszczy można spotkać w martwych, nieokorowanych pniakach, pniach i grubych gałęziach różnych drzew, przeważnie iglastych. Tam też drążą chodniki pomiędzy korą a drewnem, rzadko przy tym naruszając biel. Dorastają gdzieś tak do 27 mm. W moim przypadku były trzy osobniki. Dwa małe, mające gdzieś tak z 1 cm i jedna duża, mająca koło 2 cm. Cykl rozwojowy trwa 2/3 lata. Jedną zimę, więc spędzają na żerowaniu sobie spokojnie pod korą drzewa, drugą zaś… drugiej w sumie nie dożywają jako larwy. Do przepoczwarczenia się dochodzi bowiem późnym latem lub wczesną jesienią, dorosłe chrząszcze zaś pojawiają się późniejszą jesienią. Nie wychodzą jednak spod kory, lecz zimują pod nią (konkretniej zaś w specjalnej kolebce zrobionej jeszcze za czasów późno-larwalnych z wiórów drewna), aż do nastania wiosny. Znalezione przeze mnie larwy należą prawdopodobnie do rębacza sosnowego, czyli tego, którego wam już wcześniej pokazywałem, ale głowy uciąć sobie nie dam, że to właśnie tego gatunku, więc zostaje przy nazwie rodzajowej.
Muchówki (Diptera)
Je wezmę w jedną kupę, bo choć spotkałem kilka gatunków, to ich opisy są przeważnie dość skąpe. Na początek wypadałoby zacząć od tych gatunków, które z okresem zimowym są najmocniej związane. Wspomniany na początku rodzaj Chionea jest tutaj doskonałym przykładem. Nie mam wprawdzie fotki z ich wizerunkiem, ale wspomnieć o nich na pewno nie zaszkodzi. Podobnie jak pośnieżki, są bardzo małe i osiągają około 5 mm. Pierwsza para skrzydeł uległa zupełnemu zanikowi, druga zaś, jak to u muchówek, zachowała się w formie przezmianek. Ich odnóża są grubawe, ale też mocno wydłużone, przez co same owady przypominają bardziej pająki niż pierwszorzędne muszki. Podobnie jak pośnieżki, można je spotkać głównie w zimowe miesiące, jednak są znacznie rzadsze. W naszym kraju występują trzy gatunki, głównie na południu kraju, zwłaszcza w górach.
Z racji tego, że mieszkam na Warmii, mam raczej małe szanse na spotkanie tych bardzo ciekawych muchówek. Zamiast nich, w czasie mojego niedzielnego wypadu, udało mi się wypatrzeć kilka innych, całkiem sympatycznych gatunków. W pierwszej kolejności znalazłem przedstawicielkę rodzaju Heteromyza. Początkowo podejrzewałem rodzaj Gymnomus, albo Scoliocentra, okazało się, że to jednak nie w tym kierunku. Rodzaj Heteromyza zalicza się do rodziny Heleomyzidae, niedużej rodziny muchówek zrzeszającej w sobie jakieś 650 gatunków na całym świecie. Związane są głównie z martwą materię organiczną oraz grzybami. Moja muszka od razu przykuła moją uwagę, gdyż w przeciwieństwie do większości przedstawicieli naśnieżnej entomofauny, była dość okazała i miała z jakieś 8 mm. W odróżnieniu do wielu innych stawonogów, które wtedy spotkałem, była także wyjątkowo ruchliwa. Mało tego… była wręcz skoczna! Tak. Może i nie ma widełek na odwłoku jak skoczogonki, ani też przystosowanych do tego nóg, jak u pośnieżek, ale za to podskakiwanie, a raczej krótkie podfruwanie, wychodziło jej naprawdę dobrze. Wszystko to w czasie, gdy usiłowałem zrobić jej zdjęcie. Sporo mi więc czasu zeszło na fotografowaniu jej… a raczej tańcowaniu z nią. W końcu jakieś tam zdjęcie udało mi się strzelić i na całe szczęście w końcu mogłem ruszyć dalej zostawiając ją w lodowej szczelinie, do której na samym końcu sama wskoczyła. Nie musiałem jednak długo czekać na spotkanie z kolejną muchówką.
Tym razem była to przedstawicielka rodzaju Triphleba. Tak mnie też niewiele mówi ta nazwa, podobnie zresztą jak cała rodzina Phoridae, do której przynależy. O nich wiem m.in. to, że są związane z padliną, odchodami i innymi szczątkami organicznymi, ale są wśród nich także parazytoidy. Ponadto wiem także, że zrzeszają w sobie około 4000 tyś gatunków, oraz to, że należy do niej jedna z najmniejszych muszek świata, która mierzy tylko 0,4 mm. W porównaniu do niej, moja była wręcz olbrzymia i na całe szczęście, znacznie łaskawsza niż jej poprzedniczka. Nie mniej, jak przyszło co do czego, to również ona potrafiła pokazać swoją ruchliwość i nie przeszkadzały jej w tym nietypowo ścięte końcówki skrzydeł. Kolejną muchówką, którą spotkałem była Heteromyza… tak znowu ona. Tym razem trafił mi się mniejszy osobnik, ale swą ruchliwością wcale nie ustępował poprzedniczce. Znów udało mi się zrobić tylko jedno, w miarę dobre zdjęcie, więc w sumie mam już dwa. Zaraz po niej zauważyłem lecącego zimienia (Trichoptera sp.), muchówkę, którą miałem już okazję pokazać przy okazji poprzedniego wpisu o zimowych stawonogach. Trafił mi się jeden osobnik i tylko dzięki temu, że odpowiednio skierowałem go ręką, zechciał na moment usiąść na śniegu. Zasadniczo powinno być ich więcej, ale na niebie pojawiło się już na tyle chmur, że zupełnie przysłoniły słońce, a zimienie zdecydowanie preferują słoneczną aurę. Na koniec pojawiła się ostatnia muchówka. Na pierwszy rzut oka jednak bardziej przypominała małego, czarnego pajączka. Dopiero gdy się jej bliżej przyjrzeć, widać wyraźnie, że to muszka, konkretnie przedstawicielka rodzaju Crumomyia, należąca do rodziny Sphaeroceridae. Muszki te związane są głównie z rozkładającymi się szczątkami organicznymi, zwłaszcza roślinnymi.
Mam nadzieje, że ten artykuł skłoni was do tego, by rozglądać się za owadami nie tylko w kwiecie sezonu, lecz także wtedy, gdy warunki na spotkania z nimi, nie są do tego odpowiednie… przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jedyne czego może tutaj brakować, to pająków. Ich także spotkałem całkiem sporo, o nich jednak stworzę odrębny artykuł.
ciekawa sprawa z tymi pośnieżkami. Jeszcze nie widziałem takich cudaków… w sensie cudaków tak podobnych do innych cudaków, mianowicie wojsiłek ;-). Cóż, trzeba się rozwijać i oglądać ciekawe blogi, to wtedy człowiek wie więcej ;-D
Ja tradycyjnie zimą zdjęć nie robię, a ta zima to już totalna masakra, bo nie dość że umiarkowanie przyjemnie, to jeszcze ciemno…
Ale widzę, że Ty dość tradycyjnie nie odpuszczasz sobie i ganiasz po śniegu z aparatem… chyba kiedyś spróbuję tego samego… ale jeszcze nie w tym roku 😉
Ba no, mimo zimy, trza po świeżym powietrzu chodzić i na szczęście nie tylko ja tak czynię, ale też wiele owadów, dlatego nawet o tej porze mam co robić.
Tak po prawdzie też bym wolał by była już wiosna, ale gdyby nie zimowa pora to nici były by z pośnieżka, więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 😉
eh, jeszcze miesiąc i zacznie się robić ciekawiej w sensie ogólnym… w marcu to już czasami w miarę normalne strzały się traifają 😉
W marcu to faktycznie wszystko zaczyna ożywać na całego, choć przy ich fotografowaniu można się nieźle upaćkać obecnym wtedy błockiem, że już nie wspomnę o terenach, które w innych porach są suche, a w marcu jak na złość stają się podmokłe 😉
ale jest słońce… i wszystko staje się… jasne 😉
Tak, to jest zdecydowanie na plus marca, choć nawet jak jest jasno, czasem trudno ominąć chlapę 😉
to fakt, kalosze nie zaszkodzą… jako i na przykład dzisiaj. U nas błoto po kostki…
I U mnie niestety też się chlapa robi i na dodatek śniegu mi ubywa… chyba faktycznie będę się musiał jednak w te kalosze zaopatrzyć hehe 😉
Niesamowite, ile stworzeń owadzich hasa sobie zimą..
Bardzo ciekawy artykuł. 🙂 I pośnieżek jest (gratuluję spotkania!), i moje ulubione skoczogonki, no i oczywiście muszki. Nie miałam pojęcia, że zimą lata ich aż tyle, śnieżną porę kojarzyłam do tej pory wyłącznie z zimieniami.
Na koniec jeszcze się pochwalę, że od razu po spojrzeniu na pierwsze zdjęcie rozpoznałam rodzinę Phoridae. One mają bardzo charakterystyczną budowę głowy. 🙂
Na tego pośnieżka już kilka lat polowałem i w końcu się udało. W najbliższych dniach planuje trochę pokrążyć w miejscu gdzie go spotkałem, bo nie ukrywam, przydała by się samiczka do kompletu 😉
Z tą Thriphleba miałem na początku trudności, bo wcześniej rodzinę Phoridae znałem dość ogólnikowo, ale w końcu udało mi się do niej dojść 🙂
Niesamowite! Nie wiedziałem, ze tyle owadów można spotkać zimową porą 🙂
Świetny temat, niezwykle poszerzający horyzonty:)
A popatrz, jak ładnie nim zmotywowałleś do działania jedna z forumowiczek FotoForum gazety.pl
Zgromadziła niezlą kolekcje krioentomofauny z północno-wschpdniego Mazowsza
http://fotoforum.gazeta.pl/a/70413.html
pozdrawiam serdecznie
Pingback: Pośnieżek (Boreus sp.) – Is Back. | Świat Makro.com