Rozebraliście już swoje choinki i usunęliście je z domów? Ja jeszcze nie. Tak wiem, zasadniczo powinno się to załatwić po święcie Trzech Króli. Osobiście jednak, jeszcze się wstrzymałem z tą czynnością, bo i sama choinka nieźle się trzymała (głównie przez niskie temperatury u mnie), jak na naturalną rzecz jasna. W końcu jednak przyszedł taki czas, że trzeba było ją mimo wszystko zdemontować. Padło na dziś. Nie spodziewałem się jednak, że podczas zdejmowania bombek i łańcuchów natrafia na przejaw jakiegoś ośmionogiego życia, a tu proszę. Malutki pajączek dzielnie się wspinał po pajęczej nici, kierując swoje kroki wprost na gwiazdę, wciąż jeszcze wiszącą na czubku choinki. Kiedy tylko go przyuważyłem, szybko złapałem za pojemniczek i go schwytałem. Po skończeniu pracy przy choince postanowiłem zrobić mu trochę zdjęć i przy okazji przyjrzeć mu się bliżej. Szybko się domyśliłem, że to jakiś przedstawiciel rodziny omatnikowatych (Theridiidae), nie robiłem sobie jednak zbytnich nadziei na to, że uda mi się go oznaczyć do rodzaju, a tym bardziej do gatunku (przedstawicieli tej rodziny bardzo trudno się identyfikuje). Na szczęście znaleziony przeze mnie gatunek był na tyle charakterystyczny, że problem z tym był znacznie mniejszy niż zakładałem.
Kłopot z nazwą
Oczywiście przy okazji tak małego i niezbyt znanego pajączka, nawet nie ma co marzyć o tym, by posiadał polską nazwę, jednak jeśli chodzi o łacińską… to owszem ma i to nawet nie jedną! Przy poszukiwaniach tego pajączka w sieci, udałem się na pewną zagraniczną stronę o pająkach i tam owszem udało mi się go zlokalizować, ale… pod nazwą Keijia tincta. Tak, to dość dziwna nazwa, nawet jak na łacińską. No ale dobra, sobie myślę, wpisze ją w wyszukiwarkę i zobaczę co na to wujek Google. No i zaczęły się schody, bo wbrew moim oczekiwaniom, wujek niewiele miał w tej kwestii do powiedzenia. Trzeba było więc trochę pokombinować. W końcu bowiem, udało mi znaleźć wzmiankę o tym pająku u cioci Wikipedii, ale nie w naszej, a jej anglojęzycznej odpowiedniczki.
No i się sprawa wyjaśniła. Wyszło na to, że Keijia to synonim łacińskiej nazwy rodzajowej Platnickina. Zresztą nie jedyny. Jak się bowiem okazuje, synonimami naszego pajączka są także takie nazwy jak Theridion czy nawet Aranea (a więc łacińska nazwa rodzajowa krzyżaków)! Te dwie ostatnie są jednak dość stare i powstały jeszcze na początku XIX wieku, więc delikatnie mówiąc są dość przedawnione (choć jako synonimy wciąż obowiązują!). Obecnie, pierwszą i najważniejszą nazwą jest Platnickina tincta i tego też się trzymajmy. Na koniec wspomnę jeszcze, że tincta to jedyny przedstawiciel tego rodzaju w naszym kraju.
Z wyglądem nie mniejszy kłopot!
Nie mniejszy, bo jak się okazuje, może być on dość zmienny. Ja miałem szczęście i trafił mi się osobnik o dość standardowej barwie tzn. głowotułów jasnożółtawy, zaś tuż za oczami znajduje się ciemna, charakterystycznie wyglądająca plama o trójkątnym kształcie. Odwłok nie mniej jasny niż głowotułów, ale bardziej białawy niż żółtawy, zaś na jego wierzchu znajdują się ciemne i czerwonawe plamki, wyglądające trochę tak, jakby pająk – delikatnie mówiąc – czymś się nieźle ubrudził. Stosunkowo długie nóżki, są z kolei w tonacji barwnej głowotułowia, a dodatkowo przyozdobione czarnymi kropkami. Bywają jednak osobniki o ciemniejszym ubarwieniu, zaś barwa wierzchniej strony odwłoka może być mniej lub bardziej rozbudowana i to z różną intensywnością. Warto więc zwracać uwagę na tą czarną plamę na głowotułowiu, chociaż… i ona może mieć niekiedy kształty mniej trójkątne niż zazwyczaj, a jak się domyślam, pewnie mogą się też trafiać osobniki, które są jej pozbawione. Tak czy inaczej, warto tego pajączka oglądać w dużym powiększeniu. Osiąga on bowiem od 2,5 do 4 mm, przy czym samce są oczywiście mniejsze niż samce. Można je łatwo odróżnić po bulbusach znajdujących się na zakończeniach nogogłaszczek, podobnie zresztą jak u większości innych pająków. U mojego osobnika brak tych zgrubień, a więc trafiła mi się naprawdę ładna samiczka.
Gdzie go można spotkać?
No tutaj mogę stwierdzić, że na pewno na choinkach, tzn. na świerkach i pewnie innych drzewach iglastych. Jak się okazuje, bywa spotykany również w lasach innych typów, ale znaleźć go można także w sadach, czy chociażby w ogrodach pośród żywopłotów czy ozdobnych iglaków. Nie jest to też rzadki pajączek, choć małe rozmiary sprawiają, że nieczęsto się go widuje.
Pajączek z zacięciem do kradzieży, włamań i zabójstw?
Oczywiście na ustaleniu tożsamości tego pajączka się nie skończyło, więc zacząłem szukać informacji o jego trybie życia. Przyznam, że nie było to łatwe. Nie ma o nim praktycznie żadnych danych w języku polskim. Mało tego, w angielskim także o nim jak na lekarstwo. Za to z niemieckimi stronami… no tutaj jest nieco lepiej.
Na jednej z nich dowiedziałem się m.in., że pajączek ten lubi wkradać się do pajęczyn innych przedstawicieli swej rodziny, by następnie przejmować je, ówcześnie zabijając i konsumując prawowitego właściciela. Nie jest to jednak reguła, ponieważ bywa też tak, że pajączek ten woli żyć sobie cichutko na uboczu pajęczyny innego omatnikowatego, podkradając mu wszystko to, co się w nią zaplącze. Trzeba przyznać, że cwana z niego bestia, ale wśród pająków, czy nawet swojej własnej rodziny, nie jest pod tym względem wyjątkiem.
W Polsce mamy bowiem rodzaj Ero (trochę nawet z wyglądu przypominających naszego tincta), który wyspecjalizował się w polowaniach na swych pobratymców i to w ich własnych sieciach! Taki Ero czai się na uboczu sieci i za pomocą swojego odnóża pociąga za nić sygnalizacyjną, by wywabić swoją ofiar. Gdy ta już się pojawi wystarczająco blisko, wskakuje na nią, kąsa i przystępuje do konsumpcji. Czy w ten sam sposób poluje bohater tego artykułu? Nie mogę tego wykluczyć, aczkolwiek nie miałem przyjemności obserwować takiego zjawiska. Może w przyszłości uda mi się jednak spotkać z czymś takim, podobnie zresztą jak z przedstawicielem rodzaju Ero (nie ukrywam, bardzo chętnie opowiedziałbym o nim dokładniej).
Co do tincta, to wspomnę jeszcze, że najliczniej występuje od maja do lipca. Pojedyncze osobniki bywają jednak znajdowane praktycznie przez prawie cały rok, jak zresztą widać na przykładzie mojego okazu, także w środku zimy.
Ciekawi mnie co on jadł przez ten czas, jak choinka stała w Twoim domu, bo chyba nie cukierki na niej zawieszone? 🙂
haha cukierki.. uśmiałam sie. No ja tez nie wiem co takie przebudzone w zimie pająki jedzą.. moze nie muszą..mój ptasznik potrafi sobie robić bardzo długie przerwy od jedzenia.. A ja mam w kuchni zyzusia i tez czasem sie pojawi znikąd, pewnie go para z czajnika przebudziła i mysli ze wiosna. hmmm muszę o nim napisać bo fotkę gdzieś mam. A ten Twój gość tez niezły i jaki ciekawy opis! pozdrawiam