Dyląż garbarz to owad, który dla mnie osobiście, jest naprawdę wyjątkowy. Jak do tej pory to największy chrząszcz, jakiego udało mi się kiedykolwiek zaobserwować. Owszem, są jeszcze większe gatunki jak borodziej cieśla (Ergates faber), czy jelonek rogacz (Lucanus cervus), jednak do nich nie miałem takiego szczęścia, jak właśnie do dyląża. Żeby jednak zacząć o nim opowiadać, najpierw muszę wspomnieć o miejscach, w których miałem okazję go obserwować, dlatego nietypowo zacznę właśnie od jego występowania.
Gdzie go spotkałem?
Nasz bohater występuje na terenie całej Polski. Zamieszkuje głównie lasy liściaste oraz mieszane, zwłaszcza te, w których można znaleźć stare, schorowane, lub umierające drzewa. Nic więc dziwnego, po raz pierwszy w życiu (w 2011 r.) udało mi się go spotkać poza rejonem mojego standardowego działania, czyli w województwie Mazowieckim, a nie Warmińsko-Mazurskim. Miało to miejsce w samym sercu naszej stolicy, czyli w Warszawie. Konkretnie w Lasku Bielańskim, rezerwacie przyrody, w którym mamy 34 gatunki drzew, a wśród nich właśnie stare okazy dębów, wiązów, sosen czy grabów… innymi słowy perfekcyjne warunki dla życia dyląży.
Rok później, po raz pierwszy udało mi się znaleźć dyląża na „moim” podwórku, czyli w olsztyńskim Lesie Miejskim (a w nim również nie brakuje co ciekawszych drzew liściastych i iglastych). W 2013 roku zaś dyląże zaszalały w Miejskim i to do tego stopnia, że udało mi się nawet zaobserwować kopulującą parkę, jednak zanim o tym bliżej opowiem, najpierw przypatrzmy się samemu chrząszczowi. Jest w końcu na co patrzeć i wcale nie potrzeba do tego jakiejś lupy, ani innego przyrządu optycznego, przydatnego przy małych „żuczkach”.
Wygląd
Imago potrafi osiągnąć od 2 do nawet 4,5 cm. Na osobie nie obeznanej z owadami, widok prawie pięciocentymetrowego chrząszcza może wywołać spore wrażenie… albo i nawet przerażenie.
Dorosły owad jest dość krępy i mocno zbudowany. Pod względem ubarwienia, jego ciało jest niemal po całości czarne i jedynie między przewężeniami pomiędzy poszczególnymi częściami ciała, a także na jego spodzie, można dostrzec wyraźne, żółte włoski. Na głowie znajdują się charakterystyczne, piłkowane czułki, które może nie są tak imponująco długie, jak u innych kózkowatych (Cerambycidae), ale są za to dużo masywniejsze, zwłaszcza u samców. Czułki samic są dużo cieńsze i składają się z 11 segmentów, a nie jak u samca z 12.
Z przodu głowy mamy bardzo silne żuwaczki, które mogą zostać użyte jako broń, więc trzeba uważać, przy bezpośrednich kontaktach z dylążami.
Tryb życia
Dyląże prowadzą w dużej mierze nocny tryb życia i właśnie wtedy najłatwiej je spotkać. Dzień spędzają ukryte w różnych zakamarkach, np. w dziuplach drzew, czy wśród korzeni. Im bliżej nocy tym chrząszcze coraz bardziej się uaktywniają. Już popołudniami wychodzą na pnie drzew i wówczas można je czasami zauważyć (ze względu na rozmiary raczej rzucają się w oczy, chyba, że ukryją się wśród gałęzi). Czasami zdarza się, że zaniepokojone chrząszcze biegają po ściółce leśnej i może się zdarzyć, że taki jeden niespodziewanie wybiegnie nam przed „maskę” butów (sam tak raz miałem!).
A co się dzieje, gdy zapadnie zmrok? Dyląże bardzo chętnie latają i poszukują się wzajemnie, by móc odbyć gody. Niekiedy jednak zdarza im się zabłądzić i wlecieć tam, gdzie nie trzeba. Głównie przez to, że mają silny pociąg do światła i z tego też powodu, jeśli ktoś mieszka blisko lasu, może liczyć na ich odwiedziny w domu.
Kopulacja dyląży przebiega w wyjątkowo spontaniczny sposób. Najpierw, by do niej w ogóle doszło, samce muszą sobie wywalczyć prawo do kopulowania z tą jedyną, którą aktualnie mają na oku. Przyznam, że zanim zauważyłem kopulującą parkę dyląży, o której wspomniałem na początku, miałem na tyle dużego pecha, by przegapić moment walki dwóch samców (widziałem jedynie przegranego, który chyżo ukrył się pomiędzy korzeniami buka… chyba naprawdę mocno się zawstydził ta przegraną!), za to zaobserwowałem całą resztę.
Zwycięski samiec, bardzo chętnie wdrapywał się co rusz na grzbiet samiczki, by następnie móc z nią kopulować. Ta jednak wcale nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu. Cały czas biegła do przodu, zupełnie tak, jak gdyby usiłowała zgubić natręta. Były nawet takie momenty, że prawie jej się to udało, zwłaszcza gdy wcisnęła się pod jakąś większą kupkę opadłych liści, lub wdrapać się na korzeń drzewa, jednak za każdym razem samiec ją doganiał i wskakiwał na jej grzbiet. Trwało to ponad pół godziny, a zakończyło się z chwilą, gdy samica wlazła na pień buka. Wówczas samiec najwyraźniej stracił werwę, rozwinął skrzydła i poleciał w siną dal. Zapał samiczki jednak wcale nie ustał i następne pół godziny spędziła na nie do końca sensownej bieganinie po ściółce leśnej i próbach wzbicia się w powietrze (dyląże to jednak kiepscy lotnicy i to trzeba otwarcie przyznać).
Jaka by to jednak nie była samiczka, prędzej czy później będzie musiała złożyć jajeczka, a w tym celu zmuszona będzie znaleźć jakiś elegancki, stary, spróchniały pniaczek lub powalony pień. W którymś z nich, za pomocą pokładełka, złoży w różnych szczelinkach jaja, z których wylęgną się larwy. Te ostatnie nie są zbyt wybredne, dlatego samiczka ma szeroki wachlarz drzew do wyboru. Mogą to być zarówno gatunki liściaste (dęby, buki, jesiony, wierzby, kasztanowce, wiązy itp.) jak również iglaste (świerki, jodły, z rzadka sosny), choć drzewa tej drugiej kategorii wybierają znacznie rzadziej.
Same larwy zaś, zaraz po wylęgnięciu się, są bardzo żarłoczne, ale też wolno rosną, bo na pełen rozwój potrzebują od 2 do 5 lat. Za to, gdy osiągną końcowy etap, mogą dorosnąć nawet do 7,5 cm. Gdy przychodzi czas przepoczwarczania się, larwy wnikają w głąb ziemi, gdzie budują ogromne kokony z cząstek ziemi i różnych wiórów, które akurat mają pod ręką… a raczej pod żuwaczkami. Proces ten ma miejsce w czerwcu i w lipcu. Dorosłe chrząszcze pojawiają się na przełomie lipca i sierpnia.
Galeria:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |