Ten artykuł będzie nietypowy. Standardowo skupiam się bowiem ma opisywaniu konkretnych gatunków… z rzadka zdarza mi się również pisać o wielu naraz, jak miało to miejsce przy owadach zimowych. Tym razem skupie się jednak nie na opisywaniu jednego stawonoga, lecz zjawiska, które jest z nimi związane.
Pojęcie agregacji
Agregacja, to nic innego jak łączenie się różnych elementów w jedną całość. W świecie przyrody, takie zjawisko jest bardzo popularne, a objawia się tym, że poszczególne osobniki tego jakiegoś gatunku (przeważnie tego samego), łączą się ze sobą w wielkie gromady, chmary lub roje. Tak robią chociażby ptaki na niebie, czy ryby w głębinach oceanów. Również wśród stawonogów jest to bardzo częste zjawisko. Jedne mogą budzić uśmiech na naszych twarzach, np. wielkie chmary motyli, wędrujące z południa na północ i na odwrót, zupełnie tak, jak czynią to ptaki. Inne… mogą budzić dużo bardziej negatywne odczucia, zwłaszcza, gdy dojdzie do agregacji szarańczy wędrownej. W naszym kraju, oprócz motyli, przykładem agregacji może być też pleń. W taki właśnie sposób określa się zjawisko, tworzone przez setki a nawet tysiące, maleńkich, białawych larw muchówek z gatunku Sciaris militartis, którą łączą się ze sobą w długiego (może mieć od kilkudziesięciu centymetrów do nawet kilku metrów), białego „węża,” sunącego przed siebie wśród leśnej ściółki. Pleń jest stosunkowo rzadko obserwowanym zjawiskiem, pojawiającym się w godzinach porannych, głównie w większych kompleksach leśnych i w górach. Z tego też względu, mechanizm jego powstawania wciąż nie został do końca wyjaśniony. Zupełnie jak krocionogi, które również mają smykałkę, do tworzenia ogromnych skupisk. Rzecz w tym, że nie ograniczają się jedynie do leśnych odstępów, tak jak larwy wspomnianych muszek, lecz wkraczają do naszego, ludzkiego świata, gdzie potrafią wywołać niemałe zamieszanie.
Moje osobiste spotkanie z krocionogami
Przyznam, że o agregacji krocionogów miałem okazje słyszeć, a nawet czytać o nim w Internecie, i książkach ale… nigdy jej nie widziałem na własne oczy. Jest to o tyle dziwne, że same krocionogi spotykam stosunkowo często, ale najczęściej pojedynczo, lub w niewielkich grupkach. Tak przynajmniej było do pewnej wrześniowej soboty (konkretnie 19.09.2015). Wybrałem się wówczas do lasu za Olsztynem, by poszukać jakichś ciekawych owadów. Tradycyjnie, za przystankiem autobusowym czekała mnie przeprawa pod krajową 16-tką, przez wiodące pod nią przejście podziemne. Lubię tamtędy chodzić, gdyż nie raz, nie dwa udało mi się w nim znaleźć różne, ciekawe gatunki owadów i pająków. Tego dnia, czekało mnie jednak coś zupełnie innego. Krocionogi. Nie jeden, ale całe mnóstwo, pełzających wzdłuż krawężników osobników, które w niektórych miejscach tworzyły bardzo pokaźne skupiska. Tych ostatnich naliczyłem chyba z 10. W każdym z nich wiło się po kilkadziesiąt/kilkaset sztuk. W całym tunelu musiały więc ich być tysiące! Przyznam, że bardzo mnie zainteresowały, dlatego oczywiście zdecydowałem się udokumentować całe to zjawisko. Przy okazji, udało mi się też zaobserwować kilka ciekawych rzeczy.
Zacznę od tego, że nie wszystkie krocionogi były żywe. Już pomijam te, które zostały rozjechane przez rowerzystów lub zdeptane, ale wiele z nich leżało sobie zwiniętych w kulkę, tuż przy blaszanych ściankach tunelu. Inne jednak, były w dalszym ciągu bardzo żywotne. Gromadziły się w miejscach zacienionych, szczególnie za walającymi się w tunelu śmieciami. Najwięcej z nich odkryłem tuż za pustą butelką po piwie. Wszystkie chowały się jednak tuż za nią i nie wchodziły do środka, tak jak to robią żuki leśne i grabarze. Zdecydowanie alkohol ich nie pociąga, za to cień i owszem. Kiedy przesunąłem butelkę na bok, by zrobić im zdjęcie, wyraźnie im się to nie spodobało. Spora część zaczęła się rozpełzać, ale tylko w jednym kierunku; dokładnie tam, gdzie przesunąłem butelkę. Krocionogi mają to do siebie, że nienawidzą światła. Są wyjątkowo cieniolubne, a ich największa aktywność przypada na wieczory i noce. Właśnie wtedy wyruszają na poszukiwanie pokarmu, czyli rozkładających się szczątków roślinnych. Dlatego właśnie, nie zdziwiło mnie, że zachowały się właśnie w taki sposób. Dużo bardziej zaskoczył mnie jeden, konkretny osobnik, który zachowywał się zupełnie inaczej niż cała reszta. Jak? Niczym szaleniec, który próbuje udawać kogoś, kim nie jest. Konkretnie węża. Serio! Jak gdyby nic unosił do góry przednią część ciała i wywijał nią na prawo i lewo, po czym pozwalał jej spokojnie opaść na ziemię, by po chwili… znów zacząć swoje wygibasy. I tak przez cały czas. Zachowywał się zupełnie tak, jakby chciał udawać kobrę, albo – co bardziej prawdopodobne – został porażony jakąś toksyną lub zainfekowany jakimś pasożytem. Oczywiście, to tylko moja prywatna teoria, ale podejrzewam, że właśnie coś takiego mogło być przyczyną jego dziwnego zachowania.
Po udokumentowaniu zjawiska i po powrocie do domu, zająłem się szukaniem informacji na temat agregacji. Przy okazji postanowiłem też oznaczyć swojego krocionoga. Wyszło mi, że są to prawdopodobnie Unciger foetidus, ale krocionogi nie są moją specjalnością, więc nie mam pewności, że to właśnie ten gatunek. Dlatego właśnie zdecydowałem, że nie umieszczę ich nazwy w nagłówku, jak zwykle to robię. Zresztą, to nie tożsamość jest tutaj najważniejsza. Tak się bowiem składa, że zjawisko masowego pojawiania się krocionogów dotyczy bardzo wielu gatunków i to nie tylko w naszym kraju, lecz na całym świecie. Jeśli chodzi o polskie gatunki, szczególnie dobrze zostało to udokumentowane i zbadane u krocionoga piaskowego (Ommatoilus sabulosus), ale dotyczy to również innych gatunków, w tym U. foetidus.
Przyczyny powstawania agregacji
Pytanie jednak brzmi, dlaczego krocionogi tak bardzo ciągnie do masowego pojawiania? Rzecz w tym, że nie jest to do końca wyjaśnione. Istnieje na ten temat wiele teorii, które pozwolę sobie teraz wymienić:
1 – Wzrost liczebności ludzi, prowadzący do poszukiwania przez nie pokarmu.
2 – Migracja w celu poszukiwania miejsc do rozrodu i złożenia jaj.
3 – Poszukiwanie miejsc do zimowania.
4 – Niekorzystne warunki środowiskowe, czyli nadmierna wilgotność lub zbyt niska.
5 – Korzystne warunki pogodowe, czyli łagodna zima i ciepła wiosna.
6 – Pozostałe, takie jak: zmiana siedliska, wspólna ochrona przed drapieżnikami, warunki glebowe, zmiana typu roślinności itp.
Wszystkie te teorie wziął pod lupę biolog Victor Benno Meyer-Rochow, który w 2015 r opublikował artykuł pod tytułem “New observations – with older ones reviewed – on mass migrations in millipedes based on a recent outbreak on Hachijojima (Izu Islands) of the polydesmid diplopod (Chamberlinius hualienensis, Wang 1956): Nothing appears to make much sense.” Tekst ten powstał w odniesieniu do masowego wysypu krocionogów na japońskiej wyspie Hachijojima, jednak zawartą w nich wiedzę, można spokojnie wykorzystać również w kontekście naszych rodzimych gatunków. No dobrze, ale co z tymi teoriami? Która z nich jest prawdziwa? Po tym, jak wgłębiłem się w ten tekst, wyszło mi, że tak po prawdzie, w każdej z nich jest ziarnko prawdy, ale i szkopuł, który sprawia, że nie pasuje do wszystkich przypadków, jak leci. Dlaczego? Widzicie, masowe pojawianie się krocionogów, nie jest jednolite i w różnych miejscach, u różnych grup, często ma zupełnie inny charakter. Jedne pojawiają się regularnie i w określonych porach, np. wiosną, albo jesienią. Inne natomiast występują masowo jednorazowo, czyli pojawiają się nagle i równie niespodziewanie znikają, nie pokazując się później już nigdy więcej. Wniosek z tego płynie taki, że najprawdopodobniej nie ma jednej, konkretnej przyczyny powstawania agregacji krocionogów, a poszczególne z nich, są spowodowane różnymi czynnikami. Jedne krocionogi mogą się pojawiać masowo, bo na ten przykład szukają miejsc do rozmnażania się, a inne, ponieważ zmusiła je do tego susza. Nie da się też wykluczyć, że mogą w tym maczać „palce” pasożyty, chociażby nicienie lub roztocze, które często były znajdywane w agregacjach krocionogów. Póki co, nie udowodniono jednak, by potrafiły zmuszać krocionogi do takiego zachowania (co nie jest jednak wykluczone, gdyż jak wiemy, nicienie na ten przykład, potrafią bardzo perfidnie manipulować niektórymi owadami i zmuszać je do określonych zachowań). Możliwe też, że tak jak w np. u szarańczy, mogą występować u krocionogów dwie grupy morfologiczne, z których jedna woli prowadzić osiadły tryb życia, zaś druga ma skłonności do masowych wędrówek. I to zagadnienie wymaga jednak dogłębnego zbadania.
Krocionogi w mediach
Cóż, jakie by nie były przyczyny, to skutki przeważnie są takie same. Setki, a nawet tysiące osobników, które oblegają ściany, krawężniki dróg, pnie drzew, a nawet szyny kolejowe. Jak lubię stawonogi, tak musze przyznać, że tak ogromny wysyp pełzających, wijących się krocionogów, nie jest zbyt przyjemny w odbiorze. Zresztą, chyba nie tylko ja mam takie odczucia, o czym najlepiej świadczy prasa tabloidowa czy portale internetowe. Wystarczy spojrzeć na niektóre tytuły.
W 2011, prawdziwą agregację krocionogów przeżywał Kraków. Tytuł Onetu? „Krocionogi zaatakowały Kraków. Śmierdzą, ale czy są rakotwórcze?” Ten sam Onet uspokaja, że z tą rakotwórczością to bujda, ale sami przyznacie, że tytuł chwytliwy. Bardziej lokalne portale również nie przebierały w słowach. Chociażby mmkraków.pl: „Krocionogi atakują Kraków! Sprawdź jak z nimi walczyć.” Co na to podwawelski.pl? Po prostu „Paskudne krocionogi.” I tyle. Na koniec znów coś ogólnopolskiego, czyli niezawodny Fakt: „Fuj! Zjadają nas robale!” Tak przedstawiano to, co się działo w Krakowie, ale tego typu „ataków” bywało więcej. Chociażby w Lublinie, który doświadczył ich aż dwukrotnie… a w każdym razie, media zainteresowały się tym dwa razy. Po raz pierwszy w 2010, kiedy to np. Kurier Lubelski informował, że „Krocionogi rozpanoszyły się w Lublinie.” Wg Dziennika Wschodniego zaś, „Krocionogi atakują lubelskie osiedla.” Znacznie ostrzej, portale potraktowały je jednak w 2013 roku. Ówczesna agregacja krocionogów została uznana przez TVP Lublin za inwazję i plagę. No i dołączył oczywiście ogólnopolski tabloid, tym razem Super Ekspres, który stwierdził jednoznacznie: „Paskudne krocionogi atakują Lublin.”
Takich „inwazji” bywało oczywiście więcej, a to jedynie przykłady, które najczęściej ukazywały się w wyszukiwarce Google. Pytanie jednak brzmi, czy krocionogi, aby na pewno są takie straszne, jak malują je media? Cóż, coś w tym może być na rzeczy, ale o tym za chwilę.
Czy krocionogi mogą być groźne dla ludzi?
Nie ma co tu kryć, widok krocionogów w wielu osobach wywołuje uczucie odrazy i wstrętu. I w sumie nie jest to spowodowane jedynie ich wyglądem. Krocionogi mają to do siebie, że lubią wydzielać różnorakie substancje, mające odstraszać wrogów. Mogą to być alkaloidy, benzochinony, fenole, terpenoidy, a nawet cyjanowodór. Sami przyznacie, że to dość nieprzyjemne substancje i na nasze szczęście, większość z nich występuje głównie u tropikalnych gatunków (substancje obronne niektórych z nich są na tyle silne, że mogą wywołać poparzenia skóry, uszkodzić wzrok, a w przypadku bezkręgowców nawet rozpuścić zewnętrzny oskórek mrówek i innych owadów). Również nasze gatunki potrafią wydzielać różne substancje, głównie pochodne benzochinony, które może nie są aż tak toksyczne, jak wydzieliny tropikalnych gatunków, ale trzeba przyznać… wyjątkowo mocno cuchną, zwłaszcza, gdy zbierze się cała gromada krocionogów.
Czy jednak poza brzydkim zapachem, grozi nam coś ze strony krocionogów? Na pewno nie gryzą i to trzeba otwarcie przyznać. Pod tym względem, są więc zupełnie nieszkodliwe. Mimo to, może się z nimi wiązać inny rodzaj zagrożenia. Mówi nam o tym publikacja naukowa pod tytułem “Seasonal activity of millipedes (Diplopoda) – their economic and medical significance,” która została napisana przez polskich badaczy wijów, czyli Grzegorza Kanię i Teresę Kłapeć. Przyznam, że to, czego się z niej dowiedziałem mocno mnie zaskoczyło. Jak się bowiem okazuje, krocionogi, mogą przenosić… bakterie chorobotwórcze! Podczas badania wspomnianego wcześniej krocionoga piaskowego, naukowcy stwierdzili, że występują na nim różne gatunki bakterii. Chociażby Citrobacter freundii, odpowiedzialna za zakażenie dróg moczowych, krwawienie, a bywa też wiązana z zapaleniem opon mózgowych u noworodków. Kolejną bakterią jest Pantoea agglomerans, wywołująca infekcje u dzieci (były przypadki, że również wywoływała zapalenie opon u noworodków i powodowała ich zgony). Salmonelli nie muszę wam chyba przedstawiać, natomiast warto też wspomnieć o Serratia marcescens czy Xanthomonas maltophila, wywołujących zakażenia u osób z obniżoną odpornością, czy Raoultella planticola, która wywołała przynajmniej jeden przypadek ostrego zapalenia trzustki. Nieciekawe towarzystwo drobnoustrojowe i aż strach pomyśleć, że wszystkie one zostały znalezione na ciałach niewinnie wyglądających krocionogów. Oczywiście, nie sądzę, by jeden krocionóg mógł nas jakoś strasznie zarazić, ale kiedy jest ich cała gromada… lepiej zachować ostrożność i na wszelki wypadek ich nie dotykać.
Co jednak ciekawe, jest jeszcze jedno zagrożenie płynące ze strony tych wijów… dużo bardziej nieprawdopodobne, ale.. jak najbardziej realne. Wyobraźcie sobie tylko, że setki tysięcy krocionogów oblega szyny kolejowe. Nagle nadjeżdża pociąg i rozjeżdża wszystkie na swojej drodze. Wyciekające z rozgniecionych osobników wnętrzności są tak śliskie i jest ich tak wiele, że działają niczym smar, który znacznie zmniejsza przyczepność pociągu do szyn. W wyniku tego, maszyna ma ogromne trudności z hamowaniem, co skutkuje… uderzeniem w drugi pociąg! Brzmi nieprawdopodobnie, ale jak podał „Time,” właśnie taki scenariusz, miał najpewniej miejsce kilka lat temu w Zachodniej Australii i to właśnie krocionogi zostały uznane za winne tej katastrofy. Na szczęście, nikt w niej nie ucierpiał… oprócz krocionogów rzecz jasna. Poza tym, w Australii i nie tylko, miały miejsca również inne sytuacje, gdy pociągi musiały się zatrzymywać przed torami oblepionymi krocionogami i czekać, aż szyny zostaną oczyszczone.
Krocionogi mogą być również zagrożeniem nie tylko dla nas, ale i dla upraw. Standardowo odżywiają się obumarłymi szczątkami roślinnymi, ale kiedy robi się ich dużo, mogą się przerzucać na żywe rośliny i wówczas powodować szkody.
Jak sobie z nimi radzić?
No dobrze, już wiemy, że dużo krocionogów, może się równać dużym kłopotom. Pytanie jednak, co z nimi robić? Wiele osób, odpowie pewnie tak jak brukowce, czyli walczyć. Rzecz w tym, że nie jest to takie proste. Oczywiście najlepiej opryskać chemikaliami, ale… czy aby na pewno? Wbrew pozorom nie są wcale tak skuteczne, gdyż działają tylko sezonowo i nie rozwiązują całkowicie problemu. Poza tym, większość z nich jest szkodliwa nie tylko dla krocionogów, ale także dla innych stworzeń, w tym pszczół. Dla człowieka zresztą również mogą być groźne. Problem w tym, że póki co brak innej, skutecznej alternatywy. Trucizny można by zastąpić poprzez wykorzystanie pasożytniczych nicieni, których skuteczność została potwierdzona w warunkach laboratoryjnych. Niestety… póki co nie ma certyfikatów, które dopuszczały by tę formę zwalczania krocionogów. W przypadku chronienia przed nimi upraw, można stosować działania prewencyjne, czyli odkażać glebę, stosować pułapki pokarmowe (zakopany kawałek ziemniaka lub marchewki, może ściągnąć spora liczbę krocionogów, które po tygodniu się wykopuje i niszczy), lub stosować właściwe nawożenie mineralne. Żadna z tych czynności nie pomoże jednak w sytuacji, gdy krocionogom nagle się zachce opanować ścianę czyjegoś domu. Jedyne co nam wówczas pozostaje, to rozwiązania doraźne, właśnie w postaci oprysków chemicznych, ewentualnie polewanie ich wrzątkami wody lub wapnem i cierpliwe czekanie, aż w końcu będzie można je zwalczać metodą biologiczną, skuteczną wobec krocionogów i nieszkodliwą dla środowiska.