Entomofobia (nie mylić z arachnofobią, która jest lękiem tylko przed pająkami), czyli paniczny strach przed owadami, nie jedno ma imię. Ogólnie rzecz biorąc wielu ludzi lęka się różnych, małych stworzonek, głównie tych żądlących, czyli os i pszczół. Niekiedy jednak taki lęk przybiera bardziej irracjonalne oblicze. Są w końcu osoby, które boją się choćby motyli i ważek, czyli stworzeń zupełnie nieszkodliwych. Nie ma się więc co dziwić, że ogromne muchówki, wyglądające niczym zmutowane komary, rodem z Czarnobylu (jak to się je kiedyś określało), wywołują w ludziach spore obawy. Nie zawsze jednak są one spowodowane strachem przed ich rzekomymi ukąszeniami. Niepokój budzi bowiem, już sam wygląd, a zwłaszcza ich długie, cieniutkie i nieco groteskowe nóżki. Tyczy się to zresztą nie tylko koziułek, ale także kosarzy i długonogich pająków. Kiedyś w dzieciństwie, sam nie darzyłem zbytnią sympatią takich stawonogów, właśnie ze względu na te nóżki. Ich widok napawał mnie lękiem, dlatego starałem się unikać spotkań z koziułkami i kosarzami. Na szczęście z wiekiem to minęło, ale u wielu innych osób, strach ten nigdy nie ustępuje. Mimo wszystko warto przełamać lęk przed nimi, tym bardziej, że są niezwykle wszędobylskimi stworzeniami, więc o spotkania z nimi naprawdę nietrudno.
Systematyka
Rodzina koziułkowatych (Tipulidae) liczy sobie około 80 rodzimych gatunków (przynajmniej tak można odczytać z Wikipedii). Niby nie dużo, ale z pewnością zwracają na siebie uwagę. Warto zaznaczyć, że do tej rodziny należy największa, rodzima muchówka, czyli Tipula maxima, której rozpiętość skrzydeł dochodzi do 6,5 cm, długość ciała zaś przekracza 3 cm (na moim blogu jest również artykuł na jej temat, więc zachęcam do jego przeczytania). Gatunek, który prezentuje, nie jest aż tak duży. Skrzydła T. vernalis osiągają rozpiętość około 4 cm, zaś długość ciała oscyluje w granicach 2 cm.
Rodzaj Tipula liczy sobie bardzo wiele gatunków, często łudząco do siebie podobnych, zaś ich identyfikacja do łatwych nie należy. Musiałem więc spędzić trochę czasu nad swoją koziułką i pobawić się w rozróżnianie ubarwienia oraz użyłkowania skrzydeł. Generalnie jednak, jeśli nie mamy pewności, bezpieczniej pozostać przy nazwie rodzajowej.
Wygląd
Jak na początku wspomniałem, koziułki mają dość komarowaty wygląd. Stąd też wzięła się za pewne nazwa „komarnice”, często stosowana na przemian z „koziułkami.” Ich ciało jest smukłe i wydłużone, jednak na największą uwagę zasługują oczywiście nogi.
Tak właściwie, dlaczego koziułki mają właśnie takie, a nie inne odnóża? Póki co nie udało się odkryć jakiegoś ich szczególnego przeznaczenia. Po prostu takie już są. Ciekawa jest za to jedna z ich właściwości. Są bowiem bardzo łamliwe. Oczywiście do ich rozkawałkowania nie dochodzi podczas poruszania się. Jest to mechanizm obronny polegający na tym, że jeśli drapieżnik złapie którąś za nóżkę, ta może ją odrzucić niczym jaszczurka swój ogon i uciec. Dodatkowa, taka ułamana noga potrafi podrygiwać, co jeszcze bardziej odwraca uwagę napastnika. Fachowo takie zjawisko określane jest jako autotomia.
Dobrze, nogi mamy za sobą, zwróćmy jednak uwagę na głowę. Ta jest nieco wydłużona, a po jej bokach znajdują się nieduże, ale często ładnie ubarwione oczy złożone. Najbardziej jednak powinien nas interesować aparat gębowy i to co się na nim znajduje… a może bardziej to czego tam nie ma. Nie dopatrzymy się bowiem kłujki, jaką możemy znaleźć u dokuczających nam komarów. Mało tego, u wielu koziułek aparat ten jest niemal zupełnie uwsteczniony. U tych zaś, u których występuje, służy wyłącznie do spijania pokarmów płynnych. Dobrze widoczne, są wydłużone głaszczki szczękowe, często równie długie co sama głowa. Koziułki trzymają je często prosto, skierowane do przodu, przez co mogą przypominać kłujkę. Zostają jeszcze czułki, które jak na muchówki są długie (w końcu przynależą do podrzędu muchówek długoczułkich, Nematocera), ale ogólnie rzecz biorąc nie są zbyt imponujące, jeśli porówna się je z czułkami innych owadów.
Zostaje nam jeszcze kwestia dymorfizmu płciowego. Samce są z reguły mniejsze od samic, mają także dłuższe czułki. By móc je pewnie rozróżnić, najlepiej jednak spojrzeć na zakończenie odwłoka. U samicy, jest on spiczasty, ponieważ znajduje się tam krótkie, ale wyraźnie widoczne pokładełko. W przypadku samców, końcówka jest bez pokładełka, a zamiast niego, występuje swego rodzaju zgrubienie, będące aparatem kopulacyjnym.
Powyższy opis jest dość ogólny i można go zastosować do wszystkich przedstawicieli koziułkowatych (podobnie będzie z trybem życia, który u poszczególnych gatunków jest do siebie bardzo zbliżony).
Gdzie ją można spotkać?
Koziułki są niewątpliwie bardzo pospolitymi owadami, dlatego spotkać je możemy na terenie całego kraju. Jeśli chodzi o środowisko, to w szczególności upodobały sobie wilgotne łąki oraz bogate w roślinność brzegi rzek i jezior. Niejednokrotnie można je jednak spotkać także w miastach, parkach, ogrodach czy na działkach. Czasami, np. zwabione światłem, wpadają do mieszkań i domów.
Lot
Gatunek, który obserwowałem i fotografowałem, miał to do siebie, że był dość płochliwy. Nie ma jednak co się dziwić, wszak, tak duży i w dodatku powolny owad, jest łatwym łupem dla drapieżników. Dlatego gdy tylko podszedłem bliżej, owad czym prędzej odlatywał jakieś 0,5-1 m dalej. A właśnie. Zatrzymajmy się trochę przy lataniu koziułek. Nie ma się co oszukiwać, koziułki to kiepscy lotnicy. W sumie trudno się temu dziwić, zwłaszcza jeśli spojrzy się na ich skrzydła. Te są wprawdzie długie, ale jakieś takie wąskie i w ogóle dziw człowieka bierze, jak komarnice w ogóle mogą stabilnie fruwać. Wielkość skrzydeł nie jest tu jednak najistotniejsza. Jeśli zaś chodzi o stabilność, to za nią odpowiedzialne są przezmianki, czyli zmodyfikowana, druga para skrzydeł. Jak na muchówki, u koziułek są one naprawdę bardzo spore i jeśli chcemy zobaczyć je z bliska, to koziułki są do tego idealnymi modelami. Lot godowy wymaga jednak tego, by koziułki od czasu do czasu wzbiły się w powietrzu. Przeważnie jednak fruwają bardzo nisko, niemal tuż nad ziemią, albo też wśród niskiej roślinności. Niejednokrotnie, tworzą w ten sposób całkiem spore skupiska. Porą, która sprzyja takim „spotkaniom” jest najczęściej późny, ale za to ciepły wieczór. Wtedy można je obserwować, ale nie jest to łatwe, ze względu na małe, ale jak najbardziej prawdziwe komary, które potrafią dać się nieźle we znaki.
Gody
Życie tych muchówek nie jest specjalnie długie i trwa kilka, góra kilkanaście dni. Nic więc dziwnego, że wiele z nich ma uwstecznione narządy gębowe i przez to nie pobierają pokarmu. Te, którym jest to dane, ograniczają się głównie do nektaru, spadzi oraz wody.
Zresztą, kiedy życie jest tak krótkie, nie ma co tracić czasu na objadanie się, o wiele ważniejsze jest przedłużenie gatunku. W tym celu, samce czym prędzej poszukują samic. Odnajdują je po zapachu, który wyczuwają za pomocą czułków, mocniej rozbudowanych, niż u samic. Kiedy jakiemuś uda się wyniuchać samicę, wówczas zaczynają się zaloty. Jak pisze pan Marek W. Kozłowski w swych „Owadach Polski,” zachowania te, przebadano dokładnie na przykładzie Tipula oleracea, ale jak się można domyślić, podobnie bywa prawdopodobnie także u innych przedstawicieli tego rodzaju. Samiec, by zaskarbić sobie przychylność wybranki wykonuje wobec niej całe spektrum różnych gestów i zachowań. Najpierw, za pomocą swych nóg chwyta za nogę samicy. Jeśli ta, będzie skłonna do dalszej „zabawy,” uniesie do góry jedną lub kilka nóg, a wtedy samiec będzie starał się je złapać. Jeśli mu się uda, za wszelką cenę spróbuje docisnąć ją do ziemi. Dopiero po takiej akcji zdobywa przychylność samicy. Jeśli nie, fora ze dwora, a na jego miejsce pojawia się kolejny, potencjalny maczo, który być może będzie miał więcej szczęścia niż poprzednik. Przy okazji warto zaznaczyć, że u koziułek, samica kopuluje z samcami wiele razy.
Jak się jednak okazuje, to jeszcze nie koniec. Otóż, gdy samiec spodoba się samicy, ta zastyga w bezruchu i dosłownie, pozwala mu wejść sobie na barana. Ten zaczyna szukać… głowy! I co najdziwniejsze, robi to po to, by kilka razy zbliżyć do niej swój aparat gębowy, a więc w pewnym sensie, ją… obcałowuje! Po tych „czułościach,” decyduje się w końcu poszukać jej otworu płciowego, który znajduje się na końcu odwłoka. Gdy mu się uda, odwraca się do niej tyłem i łączy się z nią na dobre kilka godzin. W ten sposób przychodzi kres wszelkiej namiętności, ale i tak mało kto by się spodziewał, że u owadów może być w ogóle obecna, a tu proszę. Oczywiście nie ma co oczekiwać, że koziułki robią to z miłości. Wszystko to jest jedynie rytuałem, odgrywanym pod dyktando instynktu. Tak przynajmniej twierdzi świat nauki, ale w sumie… nigdy nic nie wiadomo, także pozostawię wam taką małą dozę niepewności.
Po odbytej kopulacji, samica zaczyna szukać odpowiedniego miejsca na złożenie jajeczek. Tym jest najczęściej wilgotna gleba, a w przypadku niektórych gatunków, także woda. W nią właśnie samice wbijają pokładełko i składają jajeczka. U wielu gatunków, proces ten poprzedza jednak zachowanie, które na pierwszy rzut oka, może się wydawać… pokręcone. Nie raz bowiem możemy spotkać samicę koziułki, jak lata tuż nad ziemią, a raczej skacze, bo tak to właśnie wygląda i uderza pokładełkiem o podłoże. W ten sposób, samica sprawdza, czy podłoże nadaje się, do umieszczenia w nim jajeczka. Jeśli przy którymś uderzeniu, uzna że tak jest, przysiada na ziemi, wbija pokładełko, składa jajeczko i rusza, by kontynuować swój „taniec.” Szczególnie popularne jest to u komarnic z rodzaju Nephrotoma, ale i u niektórych Tipula można to zaobserwować. Samica koziułki z rodzaju Tipula, jest wstanie złożyć od 300 do nawet 400 jaj.
Larwy
Po jakichś dwóch tygodniach wylęgają się larwy. Jak one wyglądają? Nie tak dawno udało mi się zdobyć zdjęcie takiej larwy, więc mogę wam ją zaprezentować (choć nie mam pewności, do jakiego gatunku należy). Bez opisu i tak się jednak nie obejdzie. Generalnie larwy koziułek są beznogie, ślepe i ogólnie rzecz biorąc robakowate. Pod względem ubarwienia, są przeważnie szare lub brązowe. Jeśli zaś chodzi o gabaryty to potrafią być całkiem spore i dorastać nawet do 4 cm. Podobnie jak u czerwi „klasycznych” much, również u nich para dużych, zaokrąglonych przetchlinek znajduje się na zakończeniu odwłoka. Oprócz nich, znajdują się tam również różnego rodzaju wyrostki, które w połączeniu z „oczopodobnymi” przetchlinkami, nadają larwie iście diaboliczny wygląd.
Larwy koziułek z rodzaju Tipula żyją głównie w wilgotnej glebie. Drążą w niej tunele, gdzieś tak 2-3 cm pod powierzchnią, przy okazji poszukując pokarmu. Tym są głównie martwe szczątki roślinne, humus oraz korzonki roślin. Tak, to ostatnie sprawia, że nie są specjalnie lubiane przez działkowiczów i rolników. Niejednokrotnie T. oleracea, zwana przez to komarnicą warzywną, doprowadzała do szkód w uprawach kapusty czy buraków. Na szczęście, tak destrukcyjną działalność prowadzą głównie wtedy, gdy nadmiernie się rozmnożą, co mimo wszystko zdarza się raczej rzadko (m.in. podczas letnich, wilgotnych okresów). Do tego można dodać, że na dietę korzenną, przerzucają się, głównie wtedy, gdy są już dojrzałe. Młode wolę pierwsze dwa źródła pokarmu, które wcześniej wymieniłem. By je znaleźć, zdarza im się wychodzić nocą na powierzchnię, by móc żerować na martwych, roślinnych szczątkach.
Gdy nadchodzi czas przeobrażenia, zakopują się glebie nieco głębiej niż zazwyczaj i zmieniają się w poczwarki. U koziułek możemy mieć do czynienia z dwoma pokoleniami. W przypadku tego drugiego, larwy zimują, a dzięki temu, że są odporne na niskie temperatury, bez problemu dają radę przetrwać zimę. Mało tego, w czasie odwilży zdarza im się wypełzać na powierzchnię w poszukiwaniu pokarmu.
Koziułki, choć na pozór straszne, w rzeczywistości są zupełnie nieszkodliwymi stworzeniami. Jedynie ich larwy mogą się czasem dawać we znaki rolnikom. Tak czy inaczej, zarówno one jak i owady dorosłe, pełnią w przyrodzie ważną rolę jako cenne źródło pokarmu wielu zwierząt, zwłaszcza ptaków, które bardzo chętnie się nimi żywią.