Szczaw (Rumex), to rodzaj roślin, liczący sobie w naszym kraju 16 gatunków. Szczególnie znany jest jeden z nich, czyli szczaw zwyczajny (Rumex acetosa), wykorzystywany m.in. do robienia zupy szczawiowej. Oprócz tego, szczawiowych liści można również użyć do przyrządzania sosów, sałatek, a także herbatki leczniczej, pomagającej przy dolegliwościach wątroby oraz nerek. Zdawać by się więc mogło, że ze szczawiem wiążą się same plusy, ale nie zawsze tak jest. Część z nich jest uznawana za uciążliwe chwasty, a niektóre gatunki mogą powodować zatrucia bydła. Jeśli chodzi o to ostatnie, to sprawcą jest głównie szczaw polny (R. acetosella), zawierający w sobie bardzo dużo kwasu szczawiowego. Niewielkie ilości nie są groźne, ale duże mogą spowodować zatrucia u zwierząt, a nawet ludzi! Na całe szczęście, szczawie mają znacznie więcej amatorów niż tylko ludzi. Wiele owadów uznaje je za znakomite źródło pokarmu. Wśród nich są chociażby niektóre motyle z rodziny modraszkowatych (Lycaenidae), mszyce oraz wtyki straszyki (Coreus marginatus). Największym miłośnikiem tego rodzaju roślin, jest jednak żarłoczna kałdunica zielona i właśnie o niej pozwolę sobie teraz napisać.
Systematyka i wygląd
Rodzaj Gastrophysa zalicza się do rodziny stonkowatych (Chrysomelidae) i liczy sobie w naszym kraju 2 gatunki. Oprócz naszej bohaterki, jest to również kałdunica rdestówka (G. polygoni), która jest jednak ciemnoniebieska, zaś jej przedplecze jaskrawo-pomarańczowe.
Kałdunica zielona, to nieduża stonka, osiągająca długość od 4 do 6 mm. Całe jej ciało jest wydłużone, nieco prostokątne, a przede wszystkim intensywnie błyszczące. Po całości jest metalicznie zielona (choć z rzadka zdarzają się też osobniki purpurowe lub granatowe), połyskująca złotymi i czerwonawymi barwami. Powierzchnia jej pokryw jest intensywnie punktowana, przez co wyglądają tak, jakby były pomarszczone. Spód ciała ma natomiast czarnozielone lub ciemnogranatowe zabarwienie. Warto też poruszyć kwestię dymorfizmu płciowego. Ten przejawia się m.in. w budowie stóp, ponieważ u samców końcowe człony pierwszej i drugiej pary, są silnie rozszerzone. Za to u samic, rozszerzone jest coś zupełnie innego. To ich odwłoki, które są wypchane jajami i to do tego stopnia, że stają się wielkie, zaokrąglone i zupełnie nie mieszczące się pod pokrywami.
Gdzie je można spotkać?
Kałdunice są pospolite w całej Polsce. Spotkać je można głównie na łąkach, obrzeżach lasów, w pobliżu dróg i na nieużytkach. Mogą się również pojawiać w ogrodach i na polach, wszędzie tam, gdzie jest uprawiany szczaw. Dorosłe osobniki są obserwowane od wczesnej wiosny, aż do jesieni. W ciągu roku może mieć kilka pokoleń, przeważnie dwa albo trzy.
Tryb życia
Do końca XIX wieku, kałdunica należała do gatunków typowo górskich, zaś na pozostałym obszarze była raczej rzadko spotykana. Z nie do końca wyjaśnionych przyczyn, w XX wieku, nastąpił jednak wzrost liczebności tego gatunku, także na nizinach i obecnie jest licznie spotykana właściwie wszędzie tam, gdzie znajdują się jej rośliny pokarmowe. A tymi są różne gatunki szczawiów, zwłaszcza szczaw kędzierzawy (R. crispus) i tępolistny (R. obtusifolius). Oprócz nich, można ją też znaleźć na rdestach, a ponoć także na niektórych innych roślinach pokroju rabarbaru czy winorośli (przynajmniej tak mówi Wikipedia). My jednak zostańmy przy szczawiu. Od czasu do czasu zdarza jej się gustować w szczawiu hodowlanym, przez co może być uznawana za szkodnika. Kałdunica, bywa też jednak pożyteczna. Jak to możliwe? Niektóre gatunki szczawiów, jak wspomniałem na początku, są uznawane za groźne chwasty. Dlatego też, ze względu na wielki apetyt, mogą posłużyć do ich zwalczania. Żarłoczność kałdunic właściwie nie zna granic. Dzięki ogromnej liczebności, często potrafią dosłownie ogołocić wszystkie liście, zostawiając jedynie szkielety z samych żyłek. Jakby tego było mało, w czasie konsumpcji mogą być względnie spokojne, ponieważ dysponują bardzo skuteczną obronę przeciwko różnym drapieżnikom. Pożerając liście szczawiów, wchłaniają zawarte w nich związki chemiczne, przez co stają się niejadalne dla wielu stworzeń. Oczywiście nie oznacza to, że są absolutnie nietykalne. Polują na nie chociażby osy, które są w tym naprawdę bardzo skuteczne. Padają też łupem niektórych parazytoidów, np. muchówek z rodziny rączycowatych (szczególnie niektórych przedstawicieli rodzaju Meigenia).
Kałdunice jednak zbytnio się tym nie przejmują. Zupełnie inne rzeczy królują w ich głowach. Mowa oczywiście o godach, którym zdecydowanie warto się przyjrzeć z bliska. Samce kałdunic są niezwykle ruchliwe. W letnie dni, a być może także i noce, aktywnie poszukują samic, a zważywszy na to, że na szczawiowych liściach ich nie brakuje, to też bardzo często się na jakieś natykają. Prowadzi to do tego, że statystyczny samiec, kopuluje z samiczkami nawet kilkaset razy w ciągu całego swego życia! Każdy taki stosunek jest bardzo krótki, a żeby w ogóle do niego doszło, samczyk musi się czasami nieźle nagimnastykować. Konkurencja bowiem nie śpi. Bywa więc tak, że jedną samicą interesują się dwa, trzy, a nawet kilka samczyków. Każdy z nich chce wypełnić swój naturalny obowiązek, dlatego często dochodzi między nimi do przepychanek. Samca kopulującego z samicą, konkurenci próbują ściągnąć, chwytając go swymi żuwaczkami za jego czułki, nogi lub aparat gębowy. Walki między nimi bywają zacięte i często kończą się rozłączeniem kopulującej parki. Wydawać by się mogło, że po takiej akcji, samica będzie gotowa, by odbyć kolejny stosunek, z którymś zwycięskim samcem, ale wcale tak nie jest. W końcu do potyczek, często dochodzi dosłownie na jej własnym ciele, więc nie ma się co dziwić, że po takim czymś, ma ich serdecznie dość i próbuje od nich uciec najprędzej, jak tylko się da. W związku z tym, zarówno napastliwe samce, jak i ten, który był w trakcie kopulacji, pozostają z pustymi nóżkami i zmuszone są do poszukiwań kolejnych partnerek. Dlaczego jednak, jedne samce decydują się atakować inne w czasie kopulacji, mimo, że samica zwykle daje drapaka? Odpowiedź jest prosta. Chcą za wszelką cenę przeszkodzić konkurentom i zwiększyć swoje własne szanse na zapłodnienie jaj. Każdy z nich chce być ojcem jak największej ilości przyszłego potomstwa, jednak nie jest to wcale proste, na tak ograniczonej przestrzeni, jaką jest kępa szczawiu. Wszystkie bytujące na niej samce, mają już za sobą ileś stosunków ze wszystkimi samiczkami w pobliżu lub będą je miały wkrótce. Każdy z nich chce więc dopilnować, aby samiczki były zapłodnione jak najmniejszą ilością genów rywali, zwiększając tym samym własne szanse. A najlepszym na to sposobem, jest właśnie przeszkadzanie im w kopulowaniu z samiczkami.
Najłatwiejszą sytuację mają te samce, którym udało się znaleźć roślinkę zasiedloną przez małą ilość osobników. Wówczas nie muszą się użerać z konkurentami i mają samiczkę tylko dla siebie. Rzadko się to zdarza, ale czasami bywa i tak. Jeszcze rzadziej samiczki żerują na roślince same i nie ma wokół nich adoratorów, mogących o nią walczyć. Wówczas może dojść do bardzo dziwnej sytuacji. Pewnego razu wypatrzyłem na liściu szczawiu odosobnioną parkę (widzicie ją na ostatnim zdjęciu), która zdecydowanie wyróżniała się spośród osobników na innych roślinach. Dlaczego? W samicy nie było nic niezwykłego, po prostu zwykła kałdunica zielona. Samczyk, który z nią kopulował także był całkiem zwyczajny… tyle tylko, że był to samiec kałdunicy rdestowej! Jakim cudem samiec obcego gatunku, zdecydował się na kopulację z samicą kałdunicą zielonej? Przyznam, że do dziś zachodzę w głowę, jak to było możliwe, ale jak widać, na bezrybiu i rak ryba, a skoro samiec rdestowej nie zdołał znaleźć właściwej sobie samiczki, zdecydował się na taki nietypowo skok w bok. W przyrodzie jednak nie takie rzeczy się zdarzają, więc w sumie nie ma co się temu aż tak bardzo dziwić.
Samiczki kałdunic nie mają lekko, nawet wtedy, gdy składają jaja. Także wtedy bywają nagabywane przez natarczywe samce. Jeśli jednak im się uda, to w ciągu całego życia mogą ich złożyć nawet 750, w grupkach po około 50 sztuk. Każde takie jajeczko jest żółte i podłużne, jak to u różnych stonkowatych zresztą bywa. Po około tygodniu lub dwóch, wylęgają się z nich małe, czarne larwy, które są jeszcze bardziej żarłoczne, niż osobniki dorosłe. Tak jak one zresztą, pochłaniając zawarte w szczawiu toksyny, stają się niejadalne dla wielu drapieżników. Rozwój larw trwa około miesiąca, później zaś przepoczwarczają się i już po 7-10 dniach, pojawiają się dorosłe osobniki. Trzeba więc przyznać, rozwój tych chrząszczy jest bardzo ekspresowy i właśnie dlatego, w ciągu roku mogą być aż trzy pokolenia.