Ci którzy śledzą mój blog od dłuższego czasu, z pewnością pamiętają, że miałem już okazję pokazać pluskwiaka, którego natura obdarzyła umiejętnością chodzenia po wodzie. Poślizg nie jest jednak aż tak bardzo znany, jak większe i częściej widywane nartniki. To właśnie one brylują na lekcjach biologii czy fizyki, gdzie służą za podstawowy przykład owadów przystosowanych do chodzenia po wodzie. Chociaż z tym chodzeniem, to też tak nie do końca. Ich ruchy ciężko bowiem nazwać krokami, są to bardziej susy wykonywane przez energiczne ruchy swoich odnóży. Tak czy inaczej, potrafią się jednak poruszać po powierzchni wody i to zupełnie jak po suchym lądzie. Jak tego dokonują? Zaraz się przekonamy.
Gerromorpha
Wiele pluskwiaków przystosowało się do życia w środowisku wodnym, jednak łatwo da się zauważyć, że nie wszystkie robią to w ten sam sposób. Część z nich żyje pod wodą, w całkowitym zanurzeniu. Jest to grupa Nepomorpha, która, jak można się łatwo domyślić, wzięła swoją nazwę od Nepidae, czyli płoszczycowatych, żyjących m.in. na dnie zbiorników wodnych. Druga grupa, czyli Gerromorpha, to pluskwiaki przystosowane do życia na powierzchni wody. Ich nazwa słusznie zresztą przywołuje na myśl Gerridae, czyli nartnikowate, o których można by powiedzieć, że są wręcz sztandarową rodziną, należącą do tej grupy. Błędem byłoby jednak uważać, że ten podział jest częścią oficjalnej systematyki. To raczej podział ekologiczny, odnoszący się do zamieszkiwanego przez nie środowiska, a nie pokrewieństwa danych rodzin (które często bywają bardzo odległe).
Przyjrzyjmy się więc teraz autentycznej systematyce nartników. Te jak wspomniałem należą do rodziny Gerridae, która z kolei dzieli się na trzy rodzaje. Spośród nich jeden z nich to właśnie Gerris, do którego zalicza się 8 krajowych gatunków. Niestety, są one na tyle trudne do rozpoznania, że zdecydowałem się przedstawić hurtem cały ich rodzaj.
Wygląd
Wygląd nartników to ciekawa sprawa. Na pierwszy rzut oka, nie przypominają owadów, lecz raczej długonogie pajęczaki pokroju kosarzy czy nasoszników. Dopiero bliższe przyjrzenie się im pokazuje nam, że mamy do czynienia z pełnoprawnymi owadami. Inna sprawa, że ze względu na ich naturę, nie jest to wcale prosta sprawa.
Całe ciało tych pluskwiaków jest podłużne i bardzo smukłe. Na głowie znajdują się czułki, oczy złożone oraz aparat gębowy typu kłująco-ssącego. To co najciekawsze, kryje się jednak nie na głowie, lecz kawałek za nią, na tułowiu. Na nim bowiem znajdują się odnóża oraz skrzydła. Pierwsza para nóg jest dużo krótsza niż pozostałe. Ma to związek z ich funkcją, gdyż nie służą do pływania, ale do chwytania pokarmu. Kolejne dwie pary są znacznie dłuższe i cieńsze. Najdłuższa jest niewątpliwie środkowa para i to właśnie ona stanowi główną siłę napędową, umożliwiającą nartnikowi wykonywanie dalekich susów. Ostatnia para jest nieco krótsza niż środkowa. Po części wspomaga środkową parę w wykonywaniu ruchów, ale także stanowi swego rodzaju ster, dający owadowi pełną kontrolę nad poruszaniem się. Wszystko to sprawia, że nartniki są niedoścignione w pływaniu po powierzchni wody.
Jak podaje „Encyklopedia świata zwierząt” jedno mocne pchnięcie środkowej pary, potrafi przesunąć pluskwiaka nawet o jeden metr! W przypadku ogólnej prędkości, może ona wynieść do 1 m/s. Prócz tego, nartniki potrafią również wykonywać bardzo dalekie skoki. Zaraz, zaraz… powierzchnia wody ma to do siebie, że jest bardzo śliska… zbyt śliska, by dorosłe, a zwłaszcza młode owady były wstanie się od niej odepchnąć. Jak więc nartniki sobie z tym radzą? Rzecz w tym, że środkowe nogi, poprzez mocne odepchnięcie, tworzą swego rodzaju zawirowania i dopiero płynąc pod ich prąd, mogą się wspomóc ostatnią parą nóg, i skutecznie wypchnąć swoje ciało do przodu.
No dobra, przyjrzyjmy się teraz innym aspektom anatomii nartników, chociażby skrzydłom. W porównaniu z wieloma innymi wodnymi pluskwiakami, u nartników są one całkiem dobrze rozwinięte, dlatego są wstanie fruwać i w ten sposób zasiedlać nowe zbiorniki wodne. Zdarzają się jednak osobniki o uwstecznionych skrzydłach (czyli tzw. polimorfizm). Na koniec mała ciekawostka. Nie wiem, czy wiecie, ale podobnie jak u innych pluskwiaków zaliczanych kiedyś do różnoskrzydłych, nartniki są wyposażone w specjalne gruczoły, produkujące nieprzyjemny zapach. W przeciwieństwie do lądowych gatunków, są u nich jednak bardzo słabo rozwinięte, dlatego nie używają ich do obrony. Choć życie nartników związane jest z wodą, to oddychają powietrzem atmosferycznym, przy pomocy systemu tchawek, podobnie jak czynią to owady lądowe.
Sekret poruszania się po wodzie
No dobrze, przyjrzyjmy się teraz przystosowaniom nartników do pływania po tafli wody, zarówno pod względem anatomicznym, jak również umiejętności wykorzystania fizycznych właściwości wody. Jeśli chodzi o to pierwsze, to niewątpliwe kluczem do ich sukcesu są małe rozmiary, lekkość, rozstawione na boki odnóża drugiej i trzeciej pary (dzięki takiemu ułożeniu rozkładają masę owada) oraz… włoski! Nie byle jakie zresztą. Są to specjalne włosy, które pokrywają spodnią stronę ciała oraz stóp. Zwłaszcza na tych ostatnich są bardzo ważne. Ich budowa przypomina nieco igły z charakterystycznymi wyżłobieniami. Kiedy pomiędzy włoski wniknie powietrze, tworzy się swego rodzaju struktura o zwiększonej odporności nóg nartnika na wodę, umożliwiająca mu zanurzenie stóp na głębokość 4 mm, bez przebicia się przez błonę powierzchniową. Kiedy więc będziemy obserwować nartniki, łatwo możemy zauważyć, że pod ich stopami znajdują się niewielkie „wgłębienia” błony powierzchniowej. Jakby tego było mało, włoski są również pokryte warstwą wosku, który jeszcze bardziej wzmacnia efekt nieprzemakalności.
W tym momencie dochodzimy do zagadnienia fizycznego. By móc się poruszać po wodzie, niezbędna jest umiejętność wykorzystania napięcia powierzchniowego. Jest to zjawisko fizyczne polegające na tym, że na styku cieczy z ciałem stałym, gazowym lub inną cieczą, tworzy się powierzchnia, która zachowuje się niczym sprężysta błonka, czyli właśnie błona powierzchniowa. Tak przynajmniej brzmi formułka z Wikipedii i wydaje się być jak najbardziej słuszna. Nam ludziom, pozostaje jedynie pogodzić się z tym, że przez swoje fizyczne ograniczenia, nie jesteśmy wstanie się poruszać po powierzchni wody, zaś każda nasza próba skończy się przełamaniem błony i porządną kąpielą. Dlatego z lekką dozą zazdrości możemy patrzeć na pełne gracji ślizgi nartników.
Gdzie je można spotkać?
Występują powszechnie w całej Polsce. Spotkać je można na powierzchni różnych zbiorników wodnych, zarówno tych stojących (jeziora, stawy, oczka wodne, rozlewiska, a nawet kałuże), jak również wolno płynących (rzeki, leśne potoki). Dzięki umiejętności latania, bardzo szybko zasiedlają nowe zbiorniki wodne. Obserwuje się je właściwie przez większą część roku, od pierwszych dni wiosny (kiedy tylko lód zaczyna się roztapiać), aż do późnej jesieni.
Zdobywanie pokarmu i obrona przed drapieżnikami
Nie bez powodu, nartniki pojawiają się na wodzie, już bardzo wczesną wiosną. Zimują bowiem jako owady dorosłe, ukryte na lądzie w różnych zakamarkach (np. pośród opadłych liści czy mchu). Kiedy zaś poczują, że zrobiło się odpowiednio ciepło, wówczas opuszczają kryjówki i dość niezgrabnie podskakują na lądzie, wśród liści, kierując się ku najbliższej wodzie. Kiedy się do niej dostają, często po części skuwa ją lód, ale wcale im to nie przeszkadza. Jedyne co je wówczas interesuje, to zdobywanie pokarmu. Czym tak właściwie się odżywiają? Na tafli wody nie łatwo o pokarm wegetariański, dlatego są zdecydowanymi owadożercami. Ich łupem padają głównie owady lądowe, które przypadkowo wpadły do wody (np. zdmuchnięte przez wiatr). Warto zaznaczyć, że nartnikom jest bardzo na rękę, kiedy ofiara jest wycieńczona walką o przeżycie. Zmęczona staje się bowiem dużo łatwiejszym łupem. Oprócz tego, nartniki wysysają także martwe owady. Żywe ofiary namierzają dzięki drganiom fal, które wywołują próbując się wydostać z wody. Kiedy fale dotrą do stóp nartników, wówczas wiedzą doskonale, gdzie się znajduje. Wystarczy wtedy, że do niej podpłyną, złapią przednimi odnóżami i wbiją w nią kłujkę. Wówczas wpuszczają w nią enzymy trawienne, po czym wysysają. Nie zawsze jednak jest tak łatwo.
Doskonale pamiętam to ze swoich czasów dzieciństwa, kiedy to wielką wagę przykładałem do obserwowania wodnych owadów. Wtedy też zdarzało mi się celowo wrzucać do wody różne, drobne owady, by obserwować, jak sobie z nimi radzą nartniki. Z komarami czy małymi pluskwiakami zawsze szło gładko i bez żadnych przeszkód. Czasami, gdy było więcej nartników, dochodziło między nimi do małych sprzeczek i kłótni, o prawo do wyssania zdobyczy. Ciekawie robiło się jednak wtedy, gdy zamiast komara, do wody trafiła mrówka, czyli pozornie mała i łatwa zdobycz. Zwabione wywoływanymi przez nią falami, podpływały do niej i próbowały ją nakłuwać, ale… szybko z tego rezygnowały i prędko odpływały, a nawet uciekały w podskokach i to dosłownie! Tak się działo niemal za każdym razem. Mrówka bezpiecznie przepływała przez całe stado nartników, aż w końcu dopływała do jakiejś zatopionej gałązki, której się łapała i bezpiecznie wychodziła z wody. Dzięki tym „eksperymentom” dzisiaj wiem, że choć nartniki są bardzo żarłocznymi łowcami, to jednak nie zawsze pokrywa się to z ich odwagą. Z drugiej jednak strony, bywa również tak, że potrafią sobie radzić z dużo większą zdobyczą niż one same! Znów pozwolę sobie odwołać się do swoich wspomnień z dzieciństwa, tym razem jednak nie do przyrodniczych, a filmowych.
Pamiętacie może „Mikrokosmos”? Taki francuski film przyrodniczy, który został nakręcony w 1996 r. Zrobił furorę m.in. dzięki temu, że nakręcono go z perspektywy owadów, a jakby tego było mało, nie pojawił się w nim żaden pan prowadzący, zaś głos lektora został ograniczony do minimum. Jeśli ktoś oglądał, to z pewnością pamięta sekwencję pokazującą życie stawu. Do filmu załapały się chociażby pluskolce, pająk topik i właśnie nartniki. W jednej ze scen pokazano zmagania tych ostatnich z ważką oczobarwnicą, która jest oczywiście znacznie większa niż one. Cała batalia, którą zwyciężyły nartniki, została oczywiście okraszona odpowiednim podkładem dźwiękowym, żywcem wyjętym z innej produkcji, czyli „Szczęki.” Całość wyszła naprawdę kapitalnie i wryła się w moją pamięć na bardzo długo. Sam nigdy nie miałem okazji obserwować nartników walczących z tak dużymi owadami, dlatego tym bardziej cieszę się, że mogłem to zobaczyć właśnie w tym filmie.
No dobrze, a co w przypadku, gdy ofiara jest już martwa? Ona przecież nie wywołuje żadnych drgań, więc jak właściwie nartniki je odnajdują? Bardzo prosto. Po prostu podpływają do różnych, unoszących się na wodzie obiektów i sprawdzają czy nadają się do wyssania. Dzięki temu, nie ma praktycznie szans, by przeoczyły jakiś smaczny kąsek.
Było już o polowaniu nartników na inne owady, dowiedzieliśmy się też, że w mikro świecie są swego rodzaju sępami, pora więc sprawdzić, jak reagują, gdy coś próbuje upolować je. Każdy, kto choć raz próbował je złapać, z pewnością wie, jakie to trudne zadanie. Nartniki są bowiem bardzo czułe na wszelkiego rodzaju ruch, drgania czy zmianę w natężeniu światła. Ich złapanie jest więc naprawdę bardzo trudnym zadanie i niewielu stworzeniom się to udaje. Osobiście obserwowałem niektóre wodne pluskwiaki, którym udaje się ta sztuka, chociażby topielnice czy płoszczyce szare. Są wstanie tego dokonać, ponieważ same są bardzo powolne i upodabniają się swym wyglądem do patyczków oraz uschniętych liści. Dzięki temu są wstanie oszukać nartniki i je złapać.
Gody i życie młodych
Rozmnażanie się nartników, jest bardzo ciekawym procesem i wartym zaobserwowania. Samczyki w tym okresie mają naprawdę pod górkę i nie chodzi wcale o to, że mogą zostać pożarte przez samice. Rzecz w tym, że samiczki są wyjątkowo nieprzystępne. Kiedy samczyk natrafi na samiczkę, wówczas bez żadnych ceregieli wskakuje na nią i… zaczyna się rodeo! Samica bowiem, niczym byk ujeżdżany przez kowboja, usiłuje zrzucić z siebie zalotnika, wykonując przy tym podskoki i salta do tyłu. Jakby tego było mało, samice posiadają na spodzie odwłoka specjalne kolce, które mają za zadanie utrudnić samcowi dostanie się swymi genitaliami do jej otworu kopulacyjnego. A wszystko po to, aby samczyk nie miał zbyt lekko. O co jednak chodzi z tą całą zabawą w hadcorową kopulację? Wiadomo przecież, że osobnikom obu płci zależy na tym, by odbyć stosunek płciowy i w rezultacie przedłużyć istnienie gatunku. Jak się okazuje, w tym szaleństwie jest metoda. Zresztą, można by tutaj jeszcze raz odnieść się do amerykańskiej tradycji i zapytać, dlaczego kowboje bawią się w ujeżdżanie byków? Dla pieniędzy rzecz jasna, to oczywiste, ale jest jeszcze jeden powód. Panowie kowboje próbują w ten sposób zaimponować paniom i pokazać, jacy to z nich twardziele i kozacy, którzy to dosłownie nie boją się złapać byka za rogi.
U nartników jest podobnie, z tym, że to samice wychodzą z inicjatywą, by przetestować samców i sprawdzić, czy są na tyle twardzi, by dostąpić „zaszczytu” kopulowania z nimi. Samicom bowiem zależy na tym, by nasienie pochodziło od jak najsilniejszych samców (tak jest zresztą u wielu innych zwierząt), a takim będzie z pewnością ten, któremu uda się przedrzeć przez ich mechanizmy obronne. Jeśli jednak myślicie, że samce tak bezkarnie dają się za każdym razie testować, to głęboko się mylicie. W toku ewolucji genitalia wielu z nich uległy znacznemu wydłużeniu się, dzięki czemu mają łatwiejszą drogę, przy ominięciu kolców strzegących ich otworów kopulacyjnych. Taki to już wyścig zbrojeń, między przedstawicielami dwóch, odrębnych płci. Warto też dodać, że różne samice, mają różne usposobienie, dlatego z jednymi kopulacja jest łatwa, natomiast z innymi to prawdziwa droga przez mękę.
Zostawmy już jednak gody w spokoju i skupmy się na tym, co ma miejsce po ich zakończeniu. Samica szuka wówczas odpowiedniego miejsca do złożenia jaj. Nie czyni tego jednak na powierzchni wody, lecz nurkuje pod wodę, gdzie umieszcza je na podwodnych roślinach i kamieniach, układając je w rządkach, i… zostawiając je samym sobie! Niedługo potem wykluwają się młode nartniki. Nie żyją jednak pod wodą, lecz niemal natychmiast wypływają na powierzchnię, gdzie prowadzą podobny tryb życia jak imago. Z wyglądu przypominają owady dorosłe, jednak są odpowiednio mniejsze, nie mają skrzydeł, a ich odwłoki są stosunkowo krótkie i mają bardziej… trójkątny kształt. Dopiero z wiekiem stają się większe i bardziej wydłużone. W naszych warunkach, u nartników występują dwa pokolenia. Pierwsze pojawia się wiosną i trwa przez następne kilka miesięcy. Kolejne pokolenie pojawia się latem i to właśnie te nartniki zimują. W sumie nartniki z drugiego pokolenia są wstanie przeżyć nawet rok (wliczając w to okres zimowania).
Na koniec jeszcze jedna, ostatnia już ciekawostka. Wikipedia podaje, że nartnik duży (G. lacustris), po złapaniu w rękę może boleśnie ukąsić. Pluskwiaki wodne znane są z takiej właśnie linii obrony, dlatego może w tym być coś na rzeczy. Z drugiej jednak strony, nigdy nie słyszałem, by ktoś został ukąszony przez nartnika. Jeśli nawet byłaby to jednak prawda, to biorąc pod uwagę jego płochliwość, w ogóle nie musimy się tym martwić. Kiedy nartniki widzą człowieka lub czują w wodzie drgania czegoś większego, wówczas natychmiast uciekają gdzie pieprz rośnie. Pływanie w ich pobliżu jest więc całkowicie bezpieczne i absolutnie nie musimy się ich obawiać. Zresztą, nawet jeśli komuś przyjdzie do głowy złapać nartnika w rękę, to jak wspomniałem wcześniej, nie jest to wcale takie proste.