Świat Makro.com

Twarzą w twarz z owadami Olsztyna i jego okolic.

  • Najnowsze artykuły
  • Artykuły w Wyborcza.pl
  • Cztery strony świata
  • O mnie
  • Linki
  • Zimowe stawonogi
  • Makrofotografia: Fotografia w terenie
  • Makrofotografia: Sprzęt
  • Tablice
  • Galeria
  • Owady – wiadomości ogólne

Nastrosz lipowiec (Mimas tiliae) – w końcu go mam!

Posted by skorpion21 on 5 stycznia 2023
Kategorie: Makro. Tagi: Mimas tiliae, motyl nocny, nastrosz lipowiec, owad, zawisakowate, ćma. 1 Komentarz

Nastrosz lipowiec to jeden z najciekawszych owadów, jakiego spotkałem w 2022 r. Tak wiem. To dość pospolity motyl, więc moje zachwyty mogą się wydać niektórym osobom mocno przesadzone. Ja jednak zawsze się cieszę, gdy spotkam gatunek, którego wcześniej nie widziałem, nawet jeśli nie jest rzadki. Tego konkretnego osobnika spotkałem na początku maja, jak siedział sobie spokojnie na gałązce, dość nisko nad ziemią. Podejrzewam, że dopiero niedawno przeobraził się w dorosłego motyla i dlatego nie zdążył sobie jeszcze znaleźć lepszej kryjówki. Oczywiście skorzystałem z okazji i zrobiłem mu trochę zdjęć, dzięki czemu mogę wam go teraz pokazać. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko zdjęć gąsienicy, ale póki co nie udało mi się żadnej spotkać.

Systematyka i wygląd

Bohater tego artykułu należy do rodziny zawisakowatych (Sphingidae), konkretnie do rodzaju Mimas i jest jego jedynym przedstawicielem w naszym kraju. Nie oznacza to jednak, że jest jedynym nastroszem, jaki występuje w Polsce. Teoretycznie, oprócz niego mamy jeszcze cztery inne gatunki, których polska nazwa brzmi „nastrosz”, ale należą do innych rodzajów. Są to: nastrosz topolowiec (Laothoe populi), nastrosz osinowiec (Laothoe amurensis), nastrosz półpawik (Smerinthus ocellata) i nastrosz dębowiec (Marumba quercus). Dlaczego napisałem, że teoretycznie? Wszystko przez ostatni gatunek. Chociaż nastrosz dębowiec, zwany także dębnikiem nadobnym, zalicza się do rodzimej fauny, to najpewniej w Polsce nie występuje. Jak do tej pory, udało się go u nas znaleźć tylko raz na początku XX w. w Bielsku Białej. Konkretnie wykopano tam z ziemi jego poczwarki pod dębem. Najbliższe stanowiska lęgowe tego gatunku znajdują się 100 km od Polski, dlatego są wątpliwości, co do wiarygodności tego znaleziska.

Rozpiętość skrzydeł nastrosza lipowca waha się od 6 do 8 cm, natomiast długość jego ciała dochodzi do 4 cm. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że jest to całkiem spory owad, ale jeśli chodzi o zawisakowate, to sporo mu brakuje do największych przedstawicieli tej rodziny. Co do jego ubarwienia, to tło jego przednich skrzydeł jest bardzo zmienne. U samca waha się ono od oliwkozielonego po rdzaworóżowe, natomiast u samic od żółtoróżowego po rdzawobrunatne. Na przednim skrzydle znajduje się dodatkowo ciemna przepaska, która pośrodku jest mocno przewężona lub całkiem przerwana i w rezultacie przyjmuje formę dwóch, małych plam. Zewnętrzne brzegi skrzydeł są nieregularnie powycinane. Tylne skrzydła są żółte lub żółtobrązowe, z ukośną, szarobrunatną, rozmytą przepaską. Przednie nogi mają miłą dla oka, różowawą barwę, natomiast czułki są z wierzchu białe a od spodu różowawe.

Gdzie go można spotkać?

Jak już wspomniałem na początku, jest pospolity w całym kraju. Znaleźć go można głównie w umiarkowanie wilgotnych lasach liściastych i mieszanych, a także w parkach, lipowych alejach, sadach i w ogrodach. Zdarza się, że pojawia się nawet w centrach miast, na posadzonych tam lipach. Pierwsze dorosłe osobniki pojawiają się już na początku maja i można je obserwować do początku lipca. W ciągu roku pojawia się jedno pokolenie.

Tryb życia

Dorosłe osobniki, które dopiero co się przeobraziły, można spotkać już po wschodzie słońca, jak przesiadują na pniach drzew oraz roślinach wokół nich. To właśnie wtedy jest największa szansa, aby na nie natrafić. Później, po osuszeniu skrzydeł szybko lecą w stronę gałęzi drzew i ukrywają się wśród liści, gdzie ciężko jest je wypatrzeć. Nie ograniczają się jednak wyłącznie do leniuchowania, ale często wykorzystują ten czas na kopulację. Ta ostatnia jest bardzo długa i może trwać nawet 20 godzin. Po jej zakończeniu, samice opadają na ziemię i odlatują, gdy tylko zajdzie słońce. Samice także wzbijają się do lotu po zachodzi słońca i skupiają się jedynie na składaniu jaj. Co jednak ciekawe nastrosze lipowce są wtedy aktywne tylko przez krótki czas i dwie godziny po zachodzie słońca, mało które osobniki wciąż kontynuują loty. Lipowce nie odwiedzają kwiatów, ponieważ ich ssawka jest zredukowana i nie mogą przyjmować żadnych pokarmów. Chętnie natomiast przylatują do sztucznego światła, tak jak wiele innych ciem.

Samica składa w ciągu całego swego życia do 130 jaj, które umieszcza pojedynczo lub po dwa na spodzie liści. Główną rośliną żywicielską tego nastrosza jest oczywiście lipa, ale w rzadkich przypadkach, może też wybierać olchy, wiązy, brzozy i inne drzewa liściaste. Gąsienice, które wylęgną się z jaj, nie zjadają ich resztek, ale od razu szukają na spodzie liścia jakiegoś dobrego miejsca na odpoczynek. Żerują wyłącznie nocą. Jeśli chodzi o wygląd, to gąsienice lipowca są jasnozielone lub niebieskawozielone z drobnymi, żółtawymi ziarenkami, które są ułożone w poprzeczne rzędy. Po bokach ciała znajduje się siedem ukośnych, białych lub żółtawych kresek. Róg na końcu odwłoka jest słabo wygięty, z wierzchu niebieski a po bokach różowawy. Pod nim znajduje się charakterystyczna, żółta plama w kształcie gwiazdki, dzięki której można łatwo rozpoznać ten gatunek. Przed przepoczwarczeniem gąsienica zmienia kolor. Jej grzbiet robi się szafirowofioletowy, a boki ciała stają się jasnoróżowe. Gąsienice lipowca dorastają do 6,5 cm.

Przepoczwarczenie odbywa się zazwyczaj pod warstwą opadłych liści albo w ziemnej komorze, płytko pod powierzchnią ziemi. Zwykle odbywa się to tuż przy podstawie drzewa, na którym żerowały, jednak czasami gąsienice odbywają długie wędrówki, nim znajdą sobie odpowiednie miejsce. W rzadkich przypadkach zdarza się, że przepoczwarczają się wysoko na drzewach, pod odstającą korą lub w jej szczelinach. Poczwarki zimują i w maju przyszłego roku pojawiają się dorosłe osobniki. Oczywiście nie wszystkie z nich zdołają się szczęśliwie przeobrazić. Część nich zostanie zaatakowana przez rozmaite parazytoidy, których jest naprawdę całkiem sporo. Wśród nich znajdują się m.in. gąsieniczniki, takie jak Lymantrichneumon disparis, Callajoppa cirrogaster i Pimpla hypochondriaca oraz muchówki z rodziny rączycowatych, jak np. Pales pavida i Compsilura concinnata.

Buldożnice (Myrmecia spp.) – bycze mrówki

Posted by skorpion21 on 30 grudnia 2022
Kategorie: Makro. 4 Komentarze

Myrmecia forficata – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0

Jeśli istnieją jakieś owady, z którymi lepiej nie zadzierać, to z całą pewnością są nimi mrówki z rodzaju Myrmecia. Wystarczy spojrzeć na ich ogromne, ząbkowane żuwaczki, aby się o tym przekonać. Mrówki te cieszą się złą sławą, ponieważ potrafią być bardzo agresywne, a do tego natura wyposażyła je w potężne żądło i bardzo silny jad, który może być niebezpieczny dla człowieka. Nie znajdziemy ich w Polsce, jednak są szeroko rozprzestrzenione w niemal całej Australii. Mrówki z rodzaju Myrmecia należą do najbardziej prymitywnych mrówek na świecie. Można to stwierdzić m.in. dzięki ich zwyczajom, które dość mocno się różnią od tych u innych, bardziej rozwiniętych gatunków. Nie oznacza to jednak, że są mniej ciekawe od takich hurtnic czy rudnic, które znamy z naszego podwórka. Wręcz przeciwnie. To fascynujące owady społeczne i naprawdę warto bliżej poznać ich niezwykłe zwyczaje.

Nazewnictwo i systematyka

Mrówki z rodzaju Myrmecia budzą zrozumiałe zainteresowanie mieszkańców Australii, dlatego doczekały się wielu nazw zwyczajowych. Znane są m.in. jako: „bulldog ants”, „bull ants”, „inch ants” i „jumping ants”. Oczywiście to tylko przykładowe nazwy, ponieważ w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Dodatkowo poszczególne gatunki często mają swoje własne, osobne nazwy. Przynajmniej w języku angielskim. Jeśli chodzi o polskie nazwy, to tych jest znacznie mniej. Nie ma się zresztą co dziwić, mrówki z tego rodzaju rzadko się pojawiają w polskojęzycznych książkach, czy nawet na rodzimych stronach w Internecie. W jednej ze swych książek natrafiłem jednak na mrówkę z tego rodzaju, konkretnie na Myrmecia forficata, która została podpisana jako „buldożnica zbrojna”, dlatego postanowiłem, że w tym artykule będę je nazywał właśnie „buldożnicami”.

Myrmecia gulosa – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0

Naukowcy nie są do końca pewni, kiedy pojawiły się pierwsze buldożnice. Dowody genetyczne sugerują, że wyewoluowały jakieś 100 mln lat temu, jednak istnieje badanie, które sugeruje, że są znacznie młodsze i powstały raptem 74 mln lat temu. O wiele pewniejsza jest ich nowsza historia, zwłaszcza ta, w której pierwsze skrzypce odegrali ludzie. Pierwszy gatunek buldożnicy czyli Myrmecia gulosa, został odkryty po raz pierwszy w 1770 r. przez brytyjskiego przyrodnika Jospeha Banksa, który uczestniczył wtedy w wyprawie Jamesa Cooka do Australii. Co więcej, M. gulosa była jednym z najwcześniej opisanych australijskich owadów. To jednak nie Banks nadał jej nazwę. Tym zajął się już słynny duński entomolog i ekonomista w jednym, czyli Johan Christian Fabricius, który w 1775 r. nazwał ją Formica gulosa. Później oczywiście jej nazwa rodzajowa została zmieniona. W 1804 r. Fabricius po raz pierwszy utworzył rodzaj Myrmecia i właśnie do niego trafiła gulosa, zaś w 1840 r. stała się gatunkiem typowym rodzaju Myrmecia. Później naukowcy trochę jeszcze dłubali przy tym rodzaju i włączali go do różnych rodzin oraz podrodzin. Ostatecznie został zaliczony do rodziny mrówkowatych (Formicidae), konkretnie do podrodziny Myrmeciinae.

No dobrze. Poznaliśmy już dwa gatunki z tego rodzaju, czyli Myrmecia forficata i Myrmecia gulosa, ale oczywiście w tym rodzaju znajdziemy znacznie więcej gatunków. Ile konkretnie? Naukowcy podejrzewają, że może ich być aż 130, jednak na chwilę obecną opisano 94 gatunki. W praktyce jest ich jednak 93. Skąd ta niewielka różnica? Wszystko przez „gatunek widmo”. W 1842 r. George’a Fletchera Moore’a, twórca słownika języka Aborygenów, opisał w nim zupełnie nowy gatunek mrówki o nazwie Myrmecia maxima (pierwotnie pod nazwą rodzajową Formica), który on sam nazywał „lwią mrówką”. W słowniku podał jej dokładny opis i miejsce życia, czyli południowo-zachodnią Australię. Problem w tym, że nie zebrał żadnego okazu. Z tego względu naukowcy nie mają pojęcia jak ją rozpoznać. Prawdopodobnie pod tą nazwą kryje się jakaś znana mrówka, która obecnie nosi inną nazwę (naukowcy podejrzewają, że może to być M. nigriceps, M. regularis lub M. vindex, które żyją w tamtym rejonie). Mimo to, M. maxima aż po dziś dzień jest uznawana za pełnoprawny gatunek, tyle że niezidentyfikowany.

Myrmecia nigriscapa – Wikimedia Commons/BMC Ecology/CC BY 4.0

Wygląd

Samiec Myrmecia brevinoda – iNaturalist/Ruth Spigelman/CC BY-NC-ND 4.0

Mrówki kojarzą się z małymi owadami, jednak w przypadku mrówek z rodzaju Myrmecia, te skojarzenia nie zawsze są poprawne. Owszem, najmniejsze gatunki osiągają 0,8 cm, jednak największe mogą mieć ponad 3 cm. Największą przedstawicielką tego rodzaju jest Myrmecia brevinoda. Robotnice tego gatunku mogą mierzyć do 3,7 cm, co oznacza, że są największymi robotnicami mrówek w Australii i na całym świecie. Królowe tych mrówek są jeszcze większe i mogą mieć nawet 4 cm, choć akurat jest kilka innych gatunków na świecie, które mają większe królowe. Nie zmienia to faktu, że te mrówki są naprawdę wielkie. Dla porównania, gmachówka drzewotoczna (Camponotus ligniperda), czyli największa mrówka w Polsce i w całej Europie osiąga najwyżej 1,4 cm, jeśli chodzi o robotnice i 1,9 cm w przypadku królowych. Co więcej, M. brevinoda jest nawet większa niż nasz szerszeń, który dorasta tylko do 3,5 cm.

Robotnice i królowe buldożnic są wyposażone w potężne żuwaczki, które są silnie wydłużone i wyposażone w liczne, małe ząbki. U samców są dużo mniejsze, ale szersze. Żuwaczki mrówek z rodzaju Myrmecia nie są jedynie ozdobą. To groźna broń, która się przydaje przy chwytaniu zdobyczy lub obronie gniazda. Są silne i mogą nimi uszczypnąć. Buldożnice posiadają też duże oczy złożone oraz trzy przyoczka. Każde ich oko złożone składa się z ponad 3000 fasetek, co oznacza, że są drugie co do wielkości u mrówek (więcej mają tylko południowoamerykańskie mrówki z rodzaju Gigantiops). Dzięki dużym oczom, buldożnice świetnie widzą, co przydaje im się przy orientacji w terenie. W przeciwieństwie do wielu innych mrówek, zwykle korzystają z feromonów w bardzo ograniczony sposób, dlatego właśnie tak bardzo polegają na wzroku.

Myrmecia mandibularis – iNaturalist/anthonypaul/ CC BY-NC 4.0

Ubarwienie tych mrówek jest w dużej mierze zależne od gatunków. Część z nich jest czarna, a ich żuwaczki i czułki mają jaskrawą, żółtą barwę. Niektóre z nich mają również złote włoski na odwłoku. Wiele gatunków postawiło jednak na jaskrawe, czerwono-czarne kolory, które mają ostrzegać drapieżniki, że nie warto ich atakować. I nie chodzi tutaj wcale o ich wielkie żuwaczki. Buldożnice są bowiem wyposażone w jeszcze groźniejszą broń. To żądło, które jest naprawdę potężne. U robotnic większych gatunków, może mieć nawet 6 mm długości, co oznacza, że bez trudu może się przebić przez ubranie. Co więcej, jest gładkie, dlatego mrówka może go użyć wiele razy. Żądło jest chowane wewnątrz odwłoka i wysuwane w razie potrzeby, tak jak u os czy pszczół. Oczywiście samo żądło to nie wszystko. Jest jeszcze jad, ale o tym za chwilę.

Groźny jad

Myrmecia pilosula – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0

Większość mrówek z rodzaju Myrmecia, to wyjątkowo agresywne owady, zwłaszcza w pobliżu gniazda. Gdy uznają, że zagraża im jakiś drapieżnik, szybko wybiegają na powierzchnię, aby go zaatakować i unieszkodliwić. Czasami wystarczy tylko podejść do ich gniazda, by sprowokować je do ataku. Robotnice nie mają skrzydeł, ale szybko biegają, a mniejsze gatunki potrafią skakać na odległość do 10 centymetrów. Co więcej, mogą też zeskakiwać z roślin zielnych oraz drzew. Dzięki temu, mogą się łatwo dostać na ciało intruza, aby go użądlić. Atak ułatwia im świetny wzrok. Myrmecia gulosa na ten przykład, potrafi wypatrzeć wroga z odległości dwóch metrów. Dodatkowo, buldożnice mogą też łatwo śledzić intruza do momentu, aż uznają, że nie stanowi już zagrożenia. Oczywiście istnieje kilka gatunków z tego rodzaju, które nie są tak agresywne i w sytuacji zagrożenia, wolą się schować w swoim gnieździe, niż atakować. Przykładem takiego gatunku jest choćby Myrmecia tarsta. To jednak bardziej wyjątki, które potwierdzają regułę.

Jad buldożnic jest bardzo silny. Średnia śmiertelna dawka kilku z nich wynosi 18–0.35 mg/kg, co oznacza, że ich jad jest jednym z najbardziej toksycznych wśród wszystkich owadów. Po co im tak silna toksyna? Najprawdopodobniej do obrony przed dużymi drapieżnikami aktywnymi w ciągu dnia, np. ptakami i ssakami, ponieważ same mrówki najczęściej wychodzą z gniazda właśnie dzienną porą. Jad tych mrówek może być niebezpieczny dla człowieka. Ich użądlenie jest bolesne i często porównywane z bólem po prażeniem prądem. Dodatkowo, mogą również wystąpić inne objawy, takie jak kilkudniowy obrzęk, łzawienie oczu i nosa oraz ból głowy. Najgorsze jest jednak to, że ich użądlenie może też doprowadzić do reakcji alergicznej, która w skrajnych przypadkach może się skończyć śmiercią. Naukowcy szacują, że nawet 2-3% ludzi mieszkających w Australii, może mieć uczelnie na ich jad. Dla porównania, 1,4 % mieszkańców ma alergię na jad pszczoły miodnej i 0,7% na jad osy dachowej (tak, chodzi o naszą Vespula germanica, która została zawleczona do Australii).

Myrmecia tarsata – iNaturalist/Reiner Richter/ CC BY-NC-SA 4.0

Szczególnie ponurą sławą cieszą dwa gatunki: Myrmecia pilosula oraz Myrmecia pyriformis, gdyż to właśnie one są odpowiedzialne za wszystkie znane przypadki śmiertelne. Przed 2003 rokiem, co cztery lata, ktoś umierał na skutek użądlenia przez którą z tych mrówek.  W latach 1980-2000 odnotowano sześć zgonów, przy czym pięć z nich miało miejsce na Tasmanii a jeden w Nowej Południowej Walii. Cztery z nich spowodowała M. pilosula, a dwa M. pyriformis. Większość z ofiar zmarła w ciągu 20 minut od użądlenia, natomiast jedna z nich zmarła w ciągu 5 minut po użądleniu przez M. pyriformis. W 2003 w kilku australijskich szpitalach ruszył program odczulania na jad mrówek z rodzaju Myrmecia i od tamtej pory nie odnotowano żadnego, oficjalnego zgonu po użądleniu przez te mrówki. Naukowcy podejrzewają jednak, że w 2011 r. M. pilosula mogła spowodować zgon pewnego mężczyzny w południowo-zachodniej Australii.

Myrmecia pyriformis została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najgroźniejsza mrówka świata. Można dyskutować, czy słusznie, ale nie da się ukryć, że mieszkając w Australii, lepiej uważać na nią i jej kuzynkę M. pilosula. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ wcale nie należą do największych i najbardziej kolorowych mrówek w Australii, więc można je łatwo przeoczyć. M. pilosula jest bardzo mała (oczywiście jak na rodzaj Myrmecia), jej robotnice mierzą najwyżej 1,4 cm, a ubarwienie ma w dużej mierze czarne. Robotnice M. pyriformis są większe i dorastają do 2,6 cm, ale i one są ciemno ubarwione. Niepozorne są także ich gniazda. Nic więc dziwnego, że osoby żyjące w ich pobliżu muszą na nie uważać. Przy pracach w ogrodzie lub wycieczkach do buszu na pewno muszą ubierać grube ubrania, wysokie buty i rękawice, chociaż oczywiście muszą pamiętać, że czasami ich żądło może się przebić nawet przez nie. Osoby uczulone nie powinny podróżować samotnie w jakieś odległe miejsca i muszą mieć przy sobie ampułkostrzykawkę z adrenaliną.

Myrmecia pyriformis – iNaturalist/Lorraine Phelan/CC BY-NC 4.0

Gdzie je można spotkać?

Jak już wspomniałem na początku artykułu, z całą pewnością nie znajdziemy ich w Polsce i myślę, że w tym momencie wiele osób odetchnie z ulgą. Wszystkie gatunki są endemiczne i można je spotkać niemal wyłącznie w Australii, to zarówno na kontynencie, jak i na Tasmanii. Jeśli chodzi o kontynent, to większość z nich żyje na południu oraz w środkowej części, natomiast na północy Australii jest ich zdecydowanie mniej, a w niektórych rejonach nie ma ich wcale. Tylko jeden gatunek żyje poza Australią. Jest nim Myrmecia apicalis, która występuje tylko na wyspie Île des Pins, która jest położona w archipelagu Nowej Kaledonii na Oceanie Spokojnym. W 1940 r. Myrmecia brevinoda została znaleziona w Nowej Zelandii, gdzie została prawdopodobnie przypadkowo zawleczona przez człowieka. Później odnotowano ją jeszcze kilka razy w kolejnych latach, a nawet znajdowano jej gniazda, które jednak były od razu niszczone. Po 1981 r. nie znaleziono już ani jednego osobnika. Przypuszcza się, że najpewniej została skutecznie wytępiona.

Jeśli ktoś mieszka w Australii, to może się na nie natknąć w naprawdę różnych siedliskach. Żyją m.in. w lasach, na wrzosowiskach, suchych równinach oraz na murawach. Niektóre z nich lubią też obszary miejskie, dlatego można je znaleźć także w pobliżu ludzkich siedlisk.

Zdobywanie pożywienia i drapieżniki

Myrmecia pilosula – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0

Dorosłe buldożnice żywią się głównie słodkimi płynami, chociażby spadzią mszyc oraz innych pluskwiaków, która osadza się na liściach roślin. Chętnie też odwiedzają kwiaty, aby spijać ich nektar. Niektóre gatunki tych mrówek są bardzo ważnymi zapylaczami roślin. Samce Myrmecia urens są jedynymi znanymi zapylaczami storczyka Leporella fimbriata. Co ciekawe, kwiaty tego storczyka do złudzenia przypominają królowe tych mrówek. Oczywiście to nie jest przypadek. Kwiat celowo wabi w ten sposób samce tych mrówek, które przylatują do niego w nadziei na kopulację i dzięki temu je zapylają. Myrmecia nigrocincta jest natomiast jednym z owadów zapylających drzewo Eucalyptus regnans, które jest najwyższą znaną rośliną kwitnącą na świecie (jego wysokość może przekraczać 100 m). Mrówki z rodzaju Myrmecia nie ograniczają się jednak tylko do odwiedzania kwiatków, o czym najlepiej świadczą ich ogromne żuwaczki.

Myrmecia forficata – iNaturalist/Dan B/CC BY-NC 4.0

Larwy tych mrówek potrzebują białka, dlatego robotnice polują na różne, małe organizmy, aby je nakarmić. Ich celem są najczęściej różne owady i pajęczaki. Atakują także inne bezkręgowce (równonogi, wije oraz dżdżownice), a nawet małe kręgowce takie jak żaby i jaszczurki. Na swoje ofiary polują samotnie. Nie tworzą szlaków zapachowych do miejsc, w których znajduje się pożywienie i nie wzywają na pomoc innych robotnic. To jednak nie znaczy, że w ogóle nie korzystają z feromonów. Owszem, zdarza im się to robić, ale w ograniczonych sytuacjach. Myrmecia gulosa może np. używać sygnałów zapachowych, aby podnieść alarm i wezwać resztę, gdy jej gniazdo jest zagrożone. Myrmecia pilosula może zaś przeprowadzać masowe ataki i podejrzewa się, że może wykorzystywać do tego celu feromony. Większość z tych mrówek poluje w ciągu dnia, ale kilka gatunków jest aktywnych pod osłoną nocy. Należą do nich m.in. Myrmecia pyriformis i Myrmecia nigriceps.

Ptilocnemus lemur – iNaturalist/ Simon Grove (TMAG)/CC BY-NC 4.0

Niewiele drapieżników chce zadzierać z buldożnicami, ale jest kilka zwierząt, które na nie polują. Należą do nich kolczatki, ślepy wąż z gatunku Anilios nigrescens i ptaki, np. gwizdacz żółty (Eopsaltria australis), skałowron (Corcorax melanorhamphos) oraz dzierzbowron (Gymnorhina tibicen). Najciekawszym łowcą tych mrówek jest jednak Ptilocnemus lemur, czyli drapieżny pluskwiak należący do zajadkowatych (Reduviidae), które opracował bardzo ciekawą taktykę łowiecką. Jego larwa ma gęste włoski na tylnych goleniach. Jeśli buldożnica znajdzie się wystarczająco blisko, zaczyna nimi machać, aby przyciągnąć jej uwagę. Gdy mrówka chwyci żuwaczkami za goleń pluskwiaka, ten błyskawicznie się odwraca i wbija swoją kłujkę w tył jej głowy, aby ją wyssać. Podobnie polują dorosłe osobniki. Chwytane przez niego mrówki często są wyraźnie większe, jednak pluskwiakowi zawsze udaje się je upolować. Co jednak ciekawe, atakuje tylko wtedy, gdy któraś złapie jego tylną nogę. Jeśli mrówka będzie tylko biegać obok, wtedy nie zaatakuje.

Gody i zakładanie gniazda

Uskrzydlona królowa Myrmecia nigriceps – iNaturalist/Donald Hobern/CC BY 4.0

Loty godowe z udziałem uskrzydlonych samic i samców mogą się odbywać o różnym czasie w zależności od gatunku. Generalnie mają miejsce od stycznia do kwietnia, czyli wtedy, gdy w Australii mamy lato i jesień. Najchętniej odbywają gody w czasie gorących, burzowych dni, gdy temperatura osiąga ok. 30°C, a wiatr wieje z prędkością do 30 km/h. To, że wiadomo, kiedy odbywają gody, wcale nie oznacza, że można je łatwo zaobserwować. Królowe buldożnic opuszczają swoje gniazda samotnie, rzadziej w liczbie kilku osobników, dlatego nie rzucają się wtedy zbyt mocno w oczy. Wygląda to więc inaczej niż np. u naszej hurtnicy czarnej, która opuszcza mrowiska w sporych grupach i często masowo biega po chodnikach. Loty godowe buldożnic zaczynają się o poranku i mogą trwać aż do późnego południa. W ich trakcie samica produkuje specjalną wydzielinę, która przyciąga samce. Czasami wokół jednej samicy mogą się zebrać setki zalotników, które są chętne na kopulację. Nie jest to jednak dla niej problem, ponieważ może kopulować nawet z kilkoma samcami. Czasami może się jednak ograniczyć tylko do jednego.

Zakładanie kolonii dość mocno się różni u poszczególnych gatunków. U części z nich jest tak, że wiele królowych współpracują ze sobą, w celu znalezienia odpowiedniego miejsca na założenie nowej kolonii. Gdy im się uda, wykopują małą komorę w ziemi lub pod jakąś kłodą i składają jaja. Po narodzinach pierwszego pokolenia, królowe przestają współpracować i walczą ze sobą do chwili, aż zostanie tylko jedna z nich. Są jednak takie gatunki jak Myrmecia pilosula, u których w jednej kolonii może mieszkać nawet kilka królowych. Zwykle nie są one ze sobą spokrewnione, ale nie przeszkadza im to żyć ze sobą w pokoju. Założone gniazdo może być zależne od macierzystego gniazda królowej lub też całkowicie niezależne. Nie wszystkie gatunki bawią się jednak w zakładanie własnej kolonii. Królowe niektórych buldożnic próbują wniknąć do innych kolonii i albo się starają o „przygarnięcie” albo zabijają tamtejszą królową i przejmują kontrolę. Królowe mogą też próbować wrócić do starego gniazda.

Myrmecia nigrocincta przy gnieździe – iNaturalist/Jeff Melvaine/CC BY-NC 4.0

Gniazda mrówek z rodzaju Myrmecia często są małe i niepozorne. Czasami może to być jedynie zwykła dziura w ziemi, ulokowana w jakimś ustronnym miejscu. Niekiedy jednak wokół gniazda może się znajdować całkiem spory kopiec o wysokości dochodzącej nawet do 0,5 m. Co więcej, mrówki mogą na nim umieszczać różne dodatki, takie jak patyczki czy kamienie. Duże kopce są szczególnie przydatne w zacienionych miejscach, ponieważ dość łatwo się nagrzewają i tym samym zapewniają lepszą temperaturę żyjącym w nim mrówkom. Wygląd gniazda jest jednak zależny przede wszystkim od gatunku. Niektóre z nich mogą np. gniazdować w spróchniałych kłodach, a żyjąca w lasach deszczowych Australii Myrmecia mjobergi, woli gniazdować wśród nadrzewnych paprociach. Liczba osobników żyjących w gnieździe również zależy od gatunku. W większości przypadków kolonie buldożnic nie są zbyt liczne i liczą najwyżej kilkaset robotnic.  U niektórych gatunków bywa ich jednak dużo więcej. Np. u Myrmecia pyriformis może być do 1400 robotnic, a u Myrmecia gulosa prawie 1600.

Rozwój

Larwy Myrmecia forficata – iNaturalist/Reiner Richter, CC BY-NC-SA 4.0

Początkowo, gdy nie ma jeszcze robotnic, królowa musi sama się opiekować złożonymi jajami. Z tych, które zostały zapłodnione, powstaną później samice, natomiast z jaj niezapłodnionych rozwijają się samce. Po wylęgnięciu się larw, królowa opiekuje się nimi i przynosi im pożywienie. Gdy larwy zamienią się w poczwarki, samica składa kolejne jaja, a nad późniejszym rozwojem larw oraz poczwarek, czuwają już robotnice. Królowa ogranicza się wtedy tylko do składania kolejnych jaj i zostaje w gnieździe do końca życia. Skoro o składaniu jaj mowa, to robotnice też mogą produkować własne jaja, ale są one niezapłodnione i mogą się z nich wykluć jedynie samce. U M. gulosa takie jaja są wykorzystywane jako pożywienie dla królowej i larw. W sytuacji, kiedy z jakiegoś powodu, kolonia straci swoją królową/królowe, robotnice mogą kopulować z samcami i wydać na świat całkiem sporo nowych robotnic. Oczywiście mogłyby też złożyć jaja, z których powstaną nowe królowe, ale jak dotąd nie zaobserwowano, aby tak robiły.

Myrmecia nigriceps – iNaturalist/Reiner Richter, CC BY-NC-SA 4.0

Rozwój larw buldożnic trwa jakieś 3 tygodnie. Gdy nadchodzi czas przeobrażenia, robotnice obsypują je piaskiem, aby mogły się łatwiej zmienić w poczwarki. Te ostatnie są bardzo wrażliwe na wilgoć, dlatego są trzymane w najsuchszej części gniazda. Dorosłe mrówki pojawiają się kilka tygodni później. Początkowo mają ziemistą barwę i dopiero po kilku dniach nabierają właściwego koloru. Długość życia mrówek z rodzaju Myrmica różni się w zależności od gatunku, ale w wielu przypadkach żyją dłużej niż przedstawiciele innych rodzajów. Robotnice M. pilosula żyją średnio 1,3 roku, natomiast królowe mogą żyć ponad 10 lat. Robotnice M. nigiceps mogą przeżyć 2,2 lat. Rekordzistami są robotnice Myrmecia vindex, które mogą dożyć nawet 2,6 lat. W sytuacji, gdy z kolonia z jakiegoś powodu straci wszystkie robotnice, królowa lub królowe mogą wrócić do zachowań związanych z zakładaniem kolonii do czasu aż nie pojawią się nowe robotnice. W razie potrzeby, buldożnice mogą też przenieść kolonię w nowe miejsce.


Warto przeczytać:

  • Artykuł o Myrmecia spp. w angielskiej Wikipedii (tak wiem, że to tylko Wikipedia, ale muszę przyznać, że artykuł jest naprawdę dobrze napisany)
  • Queensland Museum o Myrmiecia spp.
  • australian-ants.info o Myrmecia spp.
  • Artykuł o działaniu mózgu tych mrówek
  • Department of Natural Resources and Environment Tasmania o Myrmecia pilosula.
  • Informacje o użądleniu i reakcji alergicznej, które mogą spowodować te mrówki
  • Śmiertelne przypadki użądleń przez te mrówki
  • Opis Ptilocnemus lemur w Insektarium
  • Opis gmachówki drzewotocznej (Camponotus ligniperda) w Insektarium

Burgundia topolka (Hammerschmidtia ferruginea) – wymagająca miłośniczka osiki

Posted by skorpion21 on 14 grudnia 2022
Kategorie: Makro. Tagi: burgundia topolka, bzygowate, Czerwona lista, Hammerschmidtia ferruginea, las, muchówka, osika, owad, saprofag. Dodaj komentarz

Ostatnio, przeglądając swoje zdjęcia w archiwum, natknąłem się na kilka zaległych gatunków, których jeszcze nie pokazywałem na blogu. Jednym z nich jest burgundia topolka, czyli nieduża muszka z rodziny bzygowatych (Syrphidae). Warto zwrócić na nią uwagę, ponieważ należy do dość rzadkich gatunków.

Systematyka i wygląd

Hammerschmidtia ferruginea to jedyna przedstawicielka tego rodzaju w naszym kraju. Mimo to, można ją pomylić z niektórymi gatunkami z rodzaju Brachyopa. Te ostatnie są jednak dużo mniejsze, a ich odwłok jest wyraźnie krótszy.

Burgundia topolka osiąga od 7 do 12 mm długości. Jej ciało jest bardzo mocno zbudowane, podobnie zresztą jak nogi. Szczególnie grube są jej uda. Na pierwszy rzut oka nie przypomina typowego bzyga, ponieważ brakuje jej jaskrawego ubarwienia, które upodabniałoby ją do osy czy pszczoły. Zamiast tego, jej ciało jest w całości brązowo-czerwone. Starsze osobniki często są dużo ciemniejsze niż młodsze. Warto też zwrócić uwagę na jej twarz, która jest wyciągnięta w krótki, charakterystyczny ryjek o żółtej barwie.

Gdzie ją można spotkać?

Występuje w całej Polsce, ale jest rzadko spotykana. Tylko lokalnie bywa liczniejsza. Znaleźć ją można w lasach liściastych i mieszanych, zwłaszcza w tych, w których rosną topole. Pierwsze osobniki pojawiają się pod koniec maja i są obserwowane do sierpnia.

Warto też dodać, że znajduje się na Czerwonej Liście z kategorią DD, co oznacza, że jej status nie jest rozpoznany i choć stwierdzono jej zagrożenie, to jest ono bliżej nieokreślone. Mimo to w naszym kraju i tak nie jest z nią jeszcze tak źle, jak w zachodniej Europie. Tam notuje się ją z niewielu stanowisk i często jest zagrożona wyginięciem.

Dobrym przykładem jest Wielka Brytania, gdzie występuje tylko w kilku miejscach na północy tego kraju. O wiele liczniejsza jest na północy naszego kontynentu, zwłaszcza na południu Norwegii, w Szwecji oraz Finlandii.

Tryb życia

Muszę przyznać, że chociaż jest to rzadka muchówka, to jednak w ostatnich latach spotykam ją dość regularnie. Szczególnie często obserwowałem ją w 2018 r. Pamiętam, że było wtedy dość sporo wycinek w lasach za Olsztynem i przy jednej z leśnych dróg ułożono dużo ściętych drzew, w tym także osik, do których ten gatunek ma słabość. Obserwowałem wtedy pewnego samca burgundi, który lubił przesiadywać na tych pniach i wygrzewać się na słońcu. Gdy robiłem mu zdjęcia, okazało się, że urządził tam sobie swój rewir i zaciekle atakował inne owady, które przelatywały obok. Jednym z nich, był ślepak, który akurat się na mnie uwziął. Samiec burgudni kilka razy poderwał się do lotu, aby go przegonić i w końcu mu się udało, za co byłem mu naprawdę bardzo wdzięczny.

Dorosłe burgundie można znaleźć nie tylko na pniach drzew, ale też na kwiatach, gdzie zjadają pyłek oraz nektar. Szczególnie chętnie odwiedzają baldaszkowate i tak się składa, że w 2022 r. zaobserwowałem jednego osobnika na podagryczniku. Z tego co wyczytałem w sieci, odwiedza też jaskry, wierzby, śliwę, głóg, czeremchę, jeżyny i jarząb. O wiele częściej spotyka się samce niż samce, co może być związane z ich odmiennym trybem życia. Podczas, gdy samce mają swoje rewiry na pniach drzew (głównie topól oraz brzóz) i często przesiadują w widocznych miejscach, samice prowadzą dużo bardziej skryty tryb życia. Zwykle przesiadują blisko kwiatów różnych krzewów lub w pobliżu pni topól. Czasami oczywiście odwiedzają te ostatnie, by złożyć jaja i wtedy można przyłapać także na nich.

Larwy burgundi są saproksyliczne. Zazwyczaj rozwijają się pod korą powalonych albo ściętych pni topoli osiki w początkowym stadium rozkładu, gdy kora wciąż jeszcze mocno przylega do drewna i za bardzo nie wyschła. Konkretnie interesują je miejsca, w których wycieka sok, gdyż to właśnie w nim przechodzą swój rozwój. Z braku laku mogą też wybrać jakieś żywe drzewo, z którego wycieka sok. Trzeba przyznać, że ma naprawdę duże wymagania siedliskowe. Aby mogła przetrwać, potrzebuje obszaru porośniętego topolą osiką o powierzchni co najmniej 4,5 ha. Co więcej, musi mieć dostęp do dojrzałego drzewostanu, z udziałem mocno starych lub niedawno obumarłych drzew, najlepiej uszkodzonych przez inne owady lub grzyby. Dobrze też, jeśli taki las nie jest w dobrej kondycji, czyli drzewa są w nim często powalane przez wiatr lub inne czynniki powodujące rany lub śmierć drzew. Najbardziej odpowiadają jej lasy rosnące w miejscach wilgotnych i chłodnych, np. w wąwozach, jarach lub przy potokach.

Jej duże wymagania są najpewniej powodem, dla którego jest taka rzadka. Mimo to, mogą też mieć zaletę, ponieważ dzięki temu, burgundia może posłużyć jako bioindykator naturalności badanych przez naukowców obszarów i posłużyć jako parasol ochronny dla starszych drzew, które zdołały się jeszcze ostać w niektórych lasach.


Warto przeczytać:

  • Przegląd rodzajów Brachyopa Meigen, 1822 i Hammerschmidtia Schummel, 1834 (Diptera: Syrhpidae) w Polsce
  • Brachyopa (Hammerschmidtia) ferruginea (Fallen)

Galeria:

Pluskwiaki z rodzaju Halobates – tajemnice morskich owadów

Posted by skorpion21 on 10 grudnia 2022
Kategorie: Makro. Dodaj komentarz

Halobates hawaiiensis – iNaturalist/James Bailey/CC BY-NC 4.0

Owady to bez wątpienia najliczniejsze organizmy na świecie. Naukowcy szacują, że stanowią ponad 75% wszystkich zwierząt na naszej planecie. Co więcej, możemy je spotkać prawie we wszystkich rodzajach siedlisk, nawet tych ekstremalnych. Istnieje gatunki, którym nie straszne są srogie mrozy Arktyki, skwar saharyjskiej pustyni czy czeluści najgłębszych jaskiń. Jest jednak jeden typ siedliska, z którym nie poradziły sobie najlepiej.

To morza i oceany. Choć odkryto ok. 25-30 tys. gatunków żyjących w wodzie (czyli ok. 3% wszystkich znanych gatunków na świecie), tylko niewielką część (około kilkaset gatunków), można uznać za morskie owady i to też nie całkowicie, ponieważ żaden z nich nie przechodzi pełnego rozwoju pod wodą. Istnieje jednak ciekawa grupa pluskwiaków, które przystosowały się do życia na powierzchni mórz, a niektóre z nich można spotkać nawet na otwartym oceanie.

Systematyka

Pluskwiaki, które opanowały tę trudną sztukę życia na morzach i oceanach, to przedstawiciele rodzaju Halobates. Jak dotąd odkryto 48 gatunków, ale jest całkiem możliwe, że istnieje ich znacznie więcej. Jakby nie było, oceany pokrywają ponad 70% powierzchni ziemi, więc jest spora szansa, że w jakimś zakątku, żyją nieodkryte jeszcze gatunki. Halobates są zaliczane do nartnikowatych (Geriidae), czyli tej samej rodziny, w której znajdują się nasze nartniki (Gerris spp.) spotykane na powierzchni jezior i rzek.

Wygląd i przystosowanie do życia na powierzchni oceanów

Halobates sp. – Flickr/Bill & Mark Bell/CC BY-NC-SA 4.0

Halobates to malutkie, bezskrzydłe pluskwiaki, o długości od 3,5 do 6,5 mm i szerokości do 3 mm. Takie rozmiary oznaczają, że są o połowę mniejsze, niż nartniki żyjące na powierzchni słodkich wód. Dodatkowo ich ciało jest owalne, a nie podłużne. Tym, co jednak łączy jedne i drugie, to budowa ich odnóży. Pierwsza para jest krótka i przydaje się do chwytania pożywienia. Kolejne dwie pary są natomiast dłuższe (ich rozpiętość dochodzi do 1,5 cm) i służą do poruszania się po powierzchni wody. Małe rozmiary w połączeniu z długimi nogami sprawiają, że Halobates mogą osiągać większe prędkości oraz wyższe przyśpieszenie.

Wierzch ciała Halobates jest zazwyczaj niebieskawy lub szary, natomiast ich spód jest jasny. Na ich ciele znajdują się liczne włoski hydrofobowe. Halobates bardzo o nie dbają. Regularnie je czeszą i nakładają na nie specjalną, woskową wydzielinę. W ten sposób powstaje warstwa, która chroni je przed morską wodą i kroplami deszczu. Jeśli jakaś kropelka wyląduje na ich ciele, po prostu odbija się od niego lub zsuwa się do wody. Włoski pomagają im także w sytuacji, gdy przez przypadek się zanurzą, ponieważ tworzy się na nich cienka warstwa powietrza (tzw. plastron), dzięki której mogą przez chwilę oddychać pod wodą i dużo łatwiej wypłynąć na powierzchnię.

Kluczowe przystosowania Halobates do życia na oceanach – Wikimedia Commons/Xavier Pita, CC BY-SA 4.0

Włoski hydrofobowe znajdują się także na stopach Halobates i pomagają im poruszać się po powierzchni wody. Co ciekawe, mogą to robić tylko w jednym kierunku. Jeśli chcą zmienić kurs, muszą się zatrzymać i odwrócić. Jeżeli woda jest spokojna, to oczywiście nie ma z tym problemu. Co jednak w sytuacji, gdy trafią na wysokie fale? Nie wiadomo. Naukowcom nie udało się do tej pory odkryć, jak manewrują w takich warunkach. Pewne jest, że Halobates są bardzo szybkie. Potrafią się przemieszczać z prędkością dochodzącą do 1 m/s, przy czym średnio poruszają się z szybkością 0,8–0,9 m/s.

Halobates potrafią również skakać i są w tym naprawdę bardzo dobre. W sumie mogą skoczyć na wysokość 5 cm lub nawet więcej i bardzo chętnie poruszają się w ten sposób. Przydaje im się to w sytuacji zagrożenia, np. gdy muszą uniknąć drapieżnika lub spadających kropli deszczu (wprawdzie włoski chronią je przed tymi ostatnimi, ale i tak wolą ich unikać). Nie to jest jednak najciekawsze. Czas reakcji między wykryciem niebezpieczeństwa a wykonaniem skoku, wynosi u nich jedynie ok. 12 ms. Co więcej, tuż przed wykonaniem skoku, potrafią przyśpieszyć do prędkości 400 m/s2. Dla porównania, przyspieszenie u geparda wynosi tylko 13 m/s2.

W trakcie poruszania się po wodzie, Halobates niemal unoszą się w powietrzu, ponieważ jedynie 5% powierzchni ich nóg dotyka wtedy tafli. Dzięki temu mogą się łatwo oderwać od wody, aby wykonać skok. Mimo to, naukowcy nie wiedzą jak dokładnie udaje im się odłączyć stopy od powierzchni wody. Inną zagadką jest to, jak sobie radzą z promieniowaniem UV i przegrzaniem. Gdy niebo jest zachmurzone, to oczywiście mają naturalną osłonę. Co jednak w sytuacji, gdy panuje słoneczna aura i w okolicy nie ma żadnego cienia? Wiadomo, że chitynowy pancerzyk Halobates sericeus, filtruje ponad 99.9998 procent promieniowania UV przy 280 nanometrach, ale właściwości chemiczne, które zapewniają tę ochroną pozostają nieznane.

Na jakich morzach i oceanach można je spotkać?

Występowanie oceanicznych Halobates – Cheng L, Mishra H (2022) Why did only one genus of insects, Halobates, take to the high seas? – CC BY 4.0

Halobates można znaleźć na morzach i oceanach całego świata. Preferują ciepłe rejony, gdzie temperatury wahają się w graniach 24-28°C. Dużo rzadziej przebywają w miejscach o temperaturze poniżej 20°C, a tylko wyjątkowo trafiają się w wodach poniżej 15°C. Większość gatunków zamieszkuje przybrzeżne wody Indo-Pacyfiku. Część z nich można spotkać tylko na konkretnych archipelagach, natomiast inne są bardziej rozpowszechnione. Zwykle występują w pobliżu namorzyn lub innych roślin morskich. Dwa z nich żyją na wodach słodkich. Jednym z nich jest australijski Halobates acherontis, który został znaleziony na powierzchni rzek kilka kilometrów od oceanu. Żaden z przybrzeżnych gatunków nie został odkryty na Atlantyku. Może to być związane z tym, że żyją tam pluskwiaki z rodzaju Trochopus, które zamieszkują to samo środowisko i prowadzą podobny tryb życia.

Pięć gatunków Halobates nauczyło się mieszkać na otwartych oceanach. Trzy z nich, czyli H. sericeus, H. sobrinus oraz H. splendens żyją wyłącznie na Pacyfiku. H. germanus jest spotykany zarówno na Oceanie Spokojnym jak i Indyjskim (pojawia się też na Morzu Czerwonym). Piąty gatunek, czyli H. micans, jest natomiast kosmopolityczny i żyje też na Oceanie Atlantydzkim (w tym na Karaibach). Podobnie jak jego krewniacy, H. micans zamieszkuje wyłącznie ciepłe wody, dlatego nie znajdziemy go w Europie. Ich występowanie jest dość nierównomierne, jednak tam, gdzie już są obecne, potrafią być naprawdę liczne. Badania wykazały, że lokalne zagęszczenie dochodzi do 1 osobnika na 19 m2 u gatunków żyjących na otwartym oceanie i 120 osobników na 1 m2 w miejscach lęgowych gatunków przybrzeżnych.

Zdobywanie pożywienia i obrona przed drapieżnikami

Halobates micans – iNaturalist/Walther Ishikawa/CC BY-NC-SA 4.0

Podobnie jak słodkowodne nartniki, Halobates są drapieżnikami, które wysysają płyny z małych organizmów. Gatunki żyjące w strefie przybrzeżnej polują na inne owady, które przypadkowo znalazły się na powierzchni morza. Jeśli chodzi o Halobates występujące na otwartym oceanie, to wiadomo, że mogą wysysać nie tylko małe owady, ale też drobne skorupiaki, ikrę i narybek. Dodatkowo mogą się również żywić koralowcami, meduzami oraz ukwiałami. Ich dokładne zwyczaje żywieniowe pozostają jednak nieznane. Nie wiadomo np. jakie są ich główne ofiary w naturze. Nie udało się też ustalić, czym dokładnie żywią się młode osobniki zaraz po wykluciu się z jaj. Wprawdzie naukowcy próbowali je hodować w akwariach i karmić pokarmami, którymi żywią się starsze larwy i dorosłe osobniki, jednak okazało się, że nie były nimi zainteresowane. Być może pozyskują składniki odżywcze z morskiej wody, a może być również tak, że polują na inne osobniki własnego gatunku. Wiadomo bowiem, że u Halobates występuje kanibalizm i to zarówno u młodych, jak i dorosłych.

Halobates wykrywają swoje ofiary dzięki drganiom, które wywołują na powierzchni wody. Pomaga im też znakomity wzrok. Halobates potrafią również pochwycić ofiarę znajdującą się pod wodą dzięki swoim przednim nogom. Nie są jednak wstanie po nią zanurkować.

Młody Halobates micans – iNaturalist/ Robby Deans/CC BY-NC 4.0

Po schwytaniu ofiary, pluskwiak unosi ją tuż nad wodą, aby nie wywołała więcej drgań i nie zwabiła innych Halobates, które mogłyby próbować ją zabrać. Jeśli ofiara jest za duża, żeby ją unieść, inne osobniki chętnie się dołączają do żerowania i czasami może się ich zebrać naprawdę sporo. Końcówka ich kłujki jest wyposażona w specjalne włoski, dzięki którym mogą zlokalizować na ciele ofiary odpowiednie miejsce, do wkłucia się i wyssania jej wnętrzności. Oceaniczne Halobates często muszą dość długo pościć, zanim znajdą jakąś ofiarę. Nie jest to jednak dla nich problem, ponieważ mogą przechowywać nadmiar pożywienia w swoich organizmach i wykorzystać je w czasie głodu.

Halobates stanowią pożywienie wielu morskich zwierząt. Poluje na nie m.in. żółwie morskie i ryby. Najważniejszymi łowcami tych maleńkich owadów są jednak ptaki. Badania wykazały, że mogą stanowić podstawowe źródło pożywienia rybitwy polinezyjskiej (Procelsterna cerulea). Mimo to, Halobates wcale nie są łatwą zdobyczą do schwytania. Są wyjątkowo szybkie i mają naprawdę świetny wzrok, dzięki czemu mogą łatwo unikać rozmaitych zagrożeń, w tym także drapieżników. Nawet naukowcy chcący je badać, nie mają łatwego zadania z ich chwytaniem.  Gdy chcą to zrobić, używają specjalnych sieci, holowanych przez statki badawcze. Muszą się jednak poruszać bardzo szybko, ponieważ jeśli będą zbyt wolne, to Halobates z łatwością ich unikną. Problemem jest nie tylko ich schwytanie, ale nawet dostrzeżenie. Ciężko bowiem zobaczyć z pokładu statku owady wielkości kilku milimetrów. Czasami w spokojny, pogodny dzień, można je jednak dostrzec jako maleńkie, srebrzyste kulki, poruszające się po wodzie.

Rozwój

Parka Halobates sp. – iNaturalist/budak, CC BY-NC 4.0

Podobnie jak wiele innych aspektów życia tych pluskwiaków, także gody są owiane wieloma tajemnicami. Nie jest np. do końca jasne, w jaki sposób te pluskwiaki odnajdują się na pełnym morzu czy oceanie. Oczywiście, gdy są blisko siebie, polegają na drganiach wody oraz wzroku, ale co w sytuacji, gdy dzielą je dziesiątki czy setki kilometrów? To pytanie, które wciąż czeka na odpowiedź.

Pewne jest, że samica po odbyciu kopulacji przystępuje do złożenia jaj, których może być od jednego do dwudziestu. Jaja mają ok. 1 mm długości. Gatunki przybrzeżne składają je blisko wody, np. na skałach, roślinach czy różnych, zanurzonych obiektach. Oceaniczne Halobates umieszczają je na pływających po wodzie obiektach, np. na fragmentach roślin, muszlach mięczaków, czy piórach ptaków. Niełatwo znaleźć na oceanie jakiś odpowiedni obiekt, na którym można złożyć jaja, dlatego, gdy już się trafi okazja, często z niej korzysta wiele samic. Naukowcy znaleźli u wybrzeży Kostaryki plastikowy dzbanek, na którym odkryli 15 warstw Halobatus sobrinus, składających się z około 70 000 jaj!

Jaja Halobates micans – iNaturalist/ Walther Ishikawa/ CC BY-NC-SA 4.0

A właśnie, skoro o plastiku mowa, to naukowcy odkryli coś jeszcze. W ostatnich latach udało się udokumentować, że gatunki oceaniczne chętnie umieszczają jaja właśnie na pływających po wodzie odpadkach z tworzywa sztucznego. Dzięki temu mają więcej okazji i powierzchni dla jaj, przez co Halobates mogą się stać dużo liczniejsze, niż dawniej. Ktoś mógłby pomyśleć, że to dobrze, ale w rzeczywistości, może to doprowadzić do zachwiania równowagi i zakłócenia morskiego łańcucha pokarmowego, a to już wcale nie musi być takie dobre.

Wróćmy jednak jeszcze do rozwoju. Młode osobniki wykluwają się tuż nad powierzchnią wody lub tuż pod nią, ale w tym ostatnim przypadku praktycznie od razu wypływają na taflę i tam kontynuują rozwój. Larwy przechodzą 5 stadiów, zanim staną się dorosłe. Każde takie stadium trwa od 7 do 14 dni. Pod względem wyglądu są niemal identyczne, jak osobniki dorosłe, ale oczywiście są znacznie mniejsze. Rozwój od jaja do imago może im zająć dwa miesiące lub dłużej. Nie wiadomo jednak jak długo żyją dorosłe osobniki na otwartym oceanie.

Grupka Halobates micans – iNaturalist/ Walther Ishikawa/ CC BY-NC-SA

Dlaczego jest tak mało morskich owadów?

Wiele osób interesujących się owadami, na pewno zadaje sobie pytanie, jak to jest możliwe, że owady zdołały opanować niemal każdy skrawek lądu na naszej planecie, a nie udało im się podbić mórz i oceanów? Naukowcy też się nad tym zastanawiają, jednak jak do tej pory nie udało im się na nie w pełni odpowiedzieć. Oczywiście pojawiło się wiele hipotez na ten temat. Jedna z nich brzmi tak, że owady nie są wstanie przezwyciężyć ograniczeń fizjologicznych oraz fizycznych, które są niezbędne do życia w morzu. To jednak nie wydaje się do końca prawda, ponieważ są owady, które radzą sobie w podobnych siedliskach, które są znacznie bardziej wymagające.

Ephydra riparia – iNaturalist/ Katja Schulz/ CC BY 4.0

Dobrym przykładem jest Ephydra riparia, czyli muszka z rodziny wodarkowatych (Ephydridae), która jest spotykana w Great Salt Lake w Utah – akwenie, którego wody są aż pięć razy bardziej zasolone, niż wody oceanu (pod tym względem jest drugi po Morzu Martwym). Być może problemem nie jest więc przystosowanie się do jednych konkretnych warunków, ale do kilku różnych. Niektórzy naukowcy uważają bowiem, że regulacja osmotyczna i oddychanie pod wodą obejmuje ewolucję tak różnych elementów, że tylko nieliczne owady są wstanie tego dokonać. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które wydaje się najprostsze, a do tego najbardziej prawdopodobne. Owady omijają morza i oceany, ponieważ te zostały już „podbite” przez inne bezkręgowce, takie jak skorupiaki i mięczaki. Może być więc tak, że po prostu chciały uniknąć i właśnie dlatego wolały omijać morza i oceany szerokim łukiem.

To może też tłumaczyć, dlaczego Halobates udało się przystosować do życia na oceanach. W końcu inne bezkręgowce żyją w toni wodnej, a nie na powierzchni, więc Halobates udało się po prostu wstrzelić w niszę, która dotąd pozostawała niezamieszkana. To, jak dokładnie wyglądała ewolucja Halobates, pozostaje jednak tajemnicą. Badacze przypuszczają, że mogły wyewoluować z gatunków żyjących na powierzchni ujść rzek lub namorzynów, które bywały wypłukiwane do morza i z czasem przystosowały się do życia na otwartym oceanie. To jednak, gdzie i kiedy im się to dokładnie udało, pozostaje nadal tajemnicą, która wymaga dogłębnej analizy, aby ją rozwiązać. Zagadką pozostaje równie to, jak udało się ewoluować pięciu gatunkom oceanicznym.


Warto przeczytać:

  • Marine insects/Lanna Cheng/1976
  • Why did only one genus of insects, Halobates, take to the high seas?
  • A bug on the ocean waves (Heteroptera, Gerridae, Halobates ESCHSCHOLTZ)
  • Superhydrophobicity and size reduction enabled Halobates (Insecta: Heteroptera, Gerridae) to colonize the open ocean
  • Plastic trash altering ocean habitats, study shows
  • Importance of marine insects (Heteroptera: Gerridae, Halobates spp.) as prey of eastern tropical Pacific seabirds.

Nawigacja po wpisach

← Starsze wpisy
Nowsze wpisy →
  • Kontakt

    Uwaga, zmiana adresu mailowego! W razie jakichkolwiek pytań dotyczących bloga, owadów albo kupna zdjęć, możecie pisać na mojego nowego maila lub zajrzeć na mój profil Facebooka.

    Nowy e-mail: mat.sowinski30@gmail.com Facebook: mat.sowinski30

  • Prawa autorskie

    Zdjęcia oraz tekst, prezentowane na tym blogu są wyłącznie moją własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie zdjęć bez mojej zgody (którą można uzyskać, jeśli się o nią poprosi) jest zakazane (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).   Wyjątek stanowi dział "Cztery strony świata", w którym zamieszczone zdjęcia pochodzą z internetowych zbiorów zdjęć z wolną licencją (przy każdym znajduje się odpowiednia informacja).
  • Najnowsze artykuły

    • Bąk bydlęcy (Tabanus bovinus) – nie giez, tylko bąk!
    • Chwytówka modliszkowata (Mantispa styriaca) – prawie jak modliszka
    • Pawica gruszówka (Saturnia pyri) – „Ćma pawia” Vincenta van Gogha
    • Mieniak tęczowiec (Apatura iris) – piękny mieszkaniec naszych lasów
  • iNaturalist

    Zobacz obserwacje skorpion21 »
  • Administracja i kanały RSS

    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Kanał wpisów
    • Kanał komentarzy
    • WordPress.com
  • Opisy rodzin i gatunków

    200Chrząszcze (Coleoptera)

    599Muchówki (Diptera)

    253Motyle (Lepidoptera)

    153 (2)Pluskwiaki (Hemiptera)

    120Błonkówki (Hymenoptera)

    DSCF0720Ważki (Odonata)

    057Prostoskrzydłe (Orthoptera)

    007Inne owady

    DSCF2340Pająki i ich kuzyni

    395Pozostałe bezkręgowce

  • Cztery strony świata

  • Żmija zygzakowata

    251

  • fotografiamakro.pl

  • Najlepsze blogi

    Blogi
  • Agregator blogów przyrodniczych

    banner4

  • Wpisy archiwalne

  • Liczba odwiedzin

    • 7 617 931
Blog na WordPress.com. Autor motywu: WordPress.com.
Świat Makro.com
Blog na WordPress.com.
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Świat Makro.com
    • Dołącz do 228 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Świat Makro.com
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...