
Myrmecia forficata – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0
Jeśli istnieją jakieś owady, z którymi lepiej nie zadzierać, to z całą pewnością są nimi mrówki z rodzaju Myrmecia. Wystarczy spojrzeć na ich ogromne, ząbkowane żuwaczki, aby się o tym przekonać. Mrówki te cieszą się złą sławą, ponieważ potrafią być bardzo agresywne, a do tego natura wyposażyła je w potężne żądło i bardzo silny jad, który może być niebezpieczny dla człowieka. Nie znajdziemy ich w Polsce, jednak są szeroko rozprzestrzenione w niemal całej Australii. Mrówki z rodzaju Myrmecia należą do najbardziej prymitywnych mrówek na świecie. Można to stwierdzić m.in. dzięki ich zwyczajom, które dość mocno się różnią od tych u innych, bardziej rozwiniętych gatunków. Nie oznacza to jednak, że są mniej ciekawe od takich hurtnic czy rudnic, które znamy z naszego podwórka. Wręcz przeciwnie. To fascynujące owady społeczne i naprawdę warto bliżej poznać ich niezwykłe zwyczaje.
Nazewnictwo i systematyka
Mrówki z rodzaju Myrmecia budzą zrozumiałe zainteresowanie mieszkańców Australii, dlatego doczekały się wielu nazw zwyczajowych. Znane są m.in. jako: „bulldog ants”, „bull ants”, „inch ants” i „jumping ants”. Oczywiście to tylko przykładowe nazwy, ponieważ w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Dodatkowo poszczególne gatunki często mają swoje własne, osobne nazwy. Przynajmniej w języku angielskim. Jeśli chodzi o polskie nazwy, to tych jest znacznie mniej. Nie ma się zresztą co dziwić, mrówki z tego rodzaju rzadko się pojawiają w polskojęzycznych książkach, czy nawet na rodzimych stronach w Internecie. W jednej ze swych książek natrafiłem jednak na mrówkę z tego rodzaju, konkretnie na Myrmecia forficata, która została podpisana jako „buldożnica zbrojna”, dlatego postanowiłem, że w tym artykule będę je nazywał właśnie „buldożnicami”.

Myrmecia gulosa – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0
Naukowcy nie są do końca pewni, kiedy pojawiły się pierwsze buldożnice. Dowody genetyczne sugerują, że wyewoluowały jakieś 100 mln lat temu, jednak istnieje badanie, które sugeruje, że są znacznie młodsze i powstały raptem 74 mln lat temu. O wiele pewniejsza jest ich nowsza historia, zwłaszcza ta, w której pierwsze skrzypce odegrali ludzie. Pierwszy gatunek buldożnicy czyli Myrmecia gulosa, został odkryty po raz pierwszy w 1770 r. przez brytyjskiego przyrodnika Jospeha Banksa, który uczestniczył wtedy w wyprawie Jamesa Cooka do Australii. Co więcej, M. gulosa była jednym z najwcześniej opisanych australijskich owadów. To jednak nie Banks nadał jej nazwę. Tym zajął się już słynny duński entomolog i ekonomista w jednym, czyli Johan Christian Fabricius, który w 1775 r. nazwał ją Formica gulosa. Później oczywiście jej nazwa rodzajowa została zmieniona. W 1804 r. Fabricius po raz pierwszy utworzył rodzaj Myrmecia i właśnie do niego trafiła gulosa, zaś w 1840 r. stała się gatunkiem typowym rodzaju Myrmecia. Później naukowcy trochę jeszcze dłubali przy tym rodzaju i włączali go do różnych rodzin oraz podrodzin. Ostatecznie został zaliczony do rodziny mrówkowatych (Formicidae), konkretnie do podrodziny Myrmeciinae.
No dobrze. Poznaliśmy już dwa gatunki z tego rodzaju, czyli Myrmecia forficata i Myrmecia gulosa, ale oczywiście w tym rodzaju znajdziemy znacznie więcej gatunków. Ile konkretnie? Naukowcy podejrzewają, że może ich być aż 130, jednak na chwilę obecną opisano 94 gatunki. W praktyce jest ich jednak 93. Skąd ta niewielka różnica? Wszystko przez „gatunek widmo”. W 1842 r. George’a Fletchera Moore’a, twórca słownika języka Aborygenów, opisał w nim zupełnie nowy gatunek mrówki o nazwie Myrmecia maxima (pierwotnie pod nazwą rodzajową Formica), który on sam nazywał „lwią mrówką”. W słowniku podał jej dokładny opis i miejsce życia, czyli południowo-zachodnią Australię. Problem w tym, że nie zebrał żadnego okazu. Z tego względu naukowcy nie mają pojęcia jak ją rozpoznać. Prawdopodobnie pod tą nazwą kryje się jakaś znana mrówka, która obecnie nosi inną nazwę (naukowcy podejrzewają, że może to być M. nigriceps, M. regularis lub M. vindex, które żyją w tamtym rejonie). Mimo to, M. maxima aż po dziś dzień jest uznawana za pełnoprawny gatunek, tyle że niezidentyfikowany.

Myrmecia nigriscapa – Wikimedia Commons/BMC Ecology/CC BY 4.0
Wygląd

Samiec Myrmecia brevinoda – iNaturalist/Ruth Spigelman/CC BY-NC-ND 4.0
Mrówki kojarzą się z małymi owadami, jednak w przypadku mrówek z rodzaju Myrmecia, te skojarzenia nie zawsze są poprawne. Owszem, najmniejsze gatunki osiągają 0,8 cm, jednak największe mogą mieć ponad 3 cm. Największą przedstawicielką tego rodzaju jest Myrmecia brevinoda. Robotnice tego gatunku mogą mierzyć do 3,7 cm, co oznacza, że są największymi robotnicami mrówek w Australii i na całym świecie. Królowe tych mrówek są jeszcze większe i mogą mieć nawet 4 cm, choć akurat jest kilka innych gatunków na świecie, które mają większe królowe. Nie zmienia to faktu, że te mrówki są naprawdę wielkie. Dla porównania, gmachówka drzewotoczna (Camponotus ligniperda), czyli największa mrówka w Polsce i w całej Europie osiąga najwyżej 1,4 cm, jeśli chodzi o robotnice i 1,9 cm w przypadku królowych. Co więcej, M. brevinoda jest nawet większa niż nasz szerszeń, który dorasta tylko do 3,5 cm.
Robotnice i królowe buldożnic są wyposażone w potężne żuwaczki, które są silnie wydłużone i wyposażone w liczne, małe ząbki. U samców są dużo mniejsze, ale szersze. Żuwaczki mrówek z rodzaju Myrmecia nie są jedynie ozdobą. To groźna broń, która się przydaje przy chwytaniu zdobyczy lub obronie gniazda. Są silne i mogą nimi uszczypnąć. Buldożnice posiadają też duże oczy złożone oraz trzy przyoczka. Każde ich oko złożone składa się z ponad 3000 fasetek, co oznacza, że są drugie co do wielkości u mrówek (więcej mają tylko południowoamerykańskie mrówki z rodzaju Gigantiops). Dzięki dużym oczom, buldożnice świetnie widzą, co przydaje im się przy orientacji w terenie. W przeciwieństwie do wielu innych mrówek, zwykle korzystają z feromonów w bardzo ograniczony sposób, dlatego właśnie tak bardzo polegają na wzroku.

Myrmecia mandibularis – iNaturalist/anthonypaul/ CC BY-NC 4.0
Ubarwienie tych mrówek jest w dużej mierze zależne od gatunków. Część z nich jest czarna, a ich żuwaczki i czułki mają jaskrawą, żółtą barwę. Niektóre z nich mają również złote włoski na odwłoku. Wiele gatunków postawiło jednak na jaskrawe, czerwono-czarne kolory, które mają ostrzegać drapieżniki, że nie warto ich atakować. I nie chodzi tutaj wcale o ich wielkie żuwaczki. Buldożnice są bowiem wyposażone w jeszcze groźniejszą broń. To żądło, które jest naprawdę potężne. U robotnic większych gatunków, może mieć nawet 6 mm długości, co oznacza, że bez trudu może się przebić przez ubranie. Co więcej, jest gładkie, dlatego mrówka może go użyć wiele razy. Żądło jest chowane wewnątrz odwłoka i wysuwane w razie potrzeby, tak jak u os czy pszczół. Oczywiście samo żądło to nie wszystko. Jest jeszcze jad, ale o tym za chwilę.
Groźny jad

Myrmecia pilosula – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0
Większość mrówek z rodzaju Myrmecia, to wyjątkowo agresywne owady, zwłaszcza w pobliżu gniazda. Gdy uznają, że zagraża im jakiś drapieżnik, szybko wybiegają na powierzchnię, aby go zaatakować i unieszkodliwić. Czasami wystarczy tylko podejść do ich gniazda, by sprowokować je do ataku. Robotnice nie mają skrzydeł, ale szybko biegają, a mniejsze gatunki potrafią skakać na odległość do 10 centymetrów. Co więcej, mogą też zeskakiwać z roślin zielnych oraz drzew. Dzięki temu, mogą się łatwo dostać na ciało intruza, aby go użądlić. Atak ułatwia im świetny wzrok. Myrmecia gulosa na ten przykład, potrafi wypatrzeć wroga z odległości dwóch metrów. Dodatkowo, buldożnice mogą też łatwo śledzić intruza do momentu, aż uznają, że nie stanowi już zagrożenia. Oczywiście istnieje kilka gatunków z tego rodzaju, które nie są tak agresywne i w sytuacji zagrożenia, wolą się schować w swoim gnieździe, niż atakować. Przykładem takiego gatunku jest choćby Myrmecia tarsta. To jednak bardziej wyjątki, które potwierdzają regułę.
Jad buldożnic jest bardzo silny. Średnia śmiertelna dawka kilku z nich wynosi 18–0.35 mg/kg, co oznacza, że ich jad jest jednym z najbardziej toksycznych wśród wszystkich owadów. Po co im tak silna toksyna? Najprawdopodobniej do obrony przed dużymi drapieżnikami aktywnymi w ciągu dnia, np. ptakami i ssakami, ponieważ same mrówki najczęściej wychodzą z gniazda właśnie dzienną porą. Jad tych mrówek może być niebezpieczny dla człowieka. Ich użądlenie jest bolesne i często porównywane z bólem po prażeniem prądem. Dodatkowo, mogą również wystąpić inne objawy, takie jak kilkudniowy obrzęk, łzawienie oczu i nosa oraz ból głowy. Najgorsze jest jednak to, że ich użądlenie może też doprowadzić do reakcji alergicznej, która w skrajnych przypadkach może się skończyć śmiercią. Naukowcy szacują, że nawet 2-3% ludzi mieszkających w Australii, może mieć uczelnie na ich jad. Dla porównania, 1,4 % mieszkańców ma alergię na jad pszczoły miodnej i 0,7% na jad osy dachowej (tak, chodzi o naszą Vespula germanica, która została zawleczona do Australii).

Myrmecia tarsata – iNaturalist/Reiner Richter/ CC BY-NC-SA 4.0
Szczególnie ponurą sławą cieszą dwa gatunki: Myrmecia pilosula oraz Myrmecia pyriformis, gdyż to właśnie one są odpowiedzialne za wszystkie znane przypadki śmiertelne. Przed 2003 rokiem, co cztery lata, ktoś umierał na skutek użądlenia przez którą z tych mrówek. W latach 1980-2000 odnotowano sześć zgonów, przy czym pięć z nich miało miejsce na Tasmanii a jeden w Nowej Południowej Walii. Cztery z nich spowodowała M. pilosula, a dwa M. pyriformis. Większość z ofiar zmarła w ciągu 20 minut od użądlenia, natomiast jedna z nich zmarła w ciągu 5 minut po użądleniu przez M. pyriformis. W 2003 w kilku australijskich szpitalach ruszył program odczulania na jad mrówek z rodzaju Myrmecia i od tamtej pory nie odnotowano żadnego, oficjalnego zgonu po użądleniu przez te mrówki. Naukowcy podejrzewają jednak, że w 2011 r. M. pilosula mogła spowodować zgon pewnego mężczyzny w południowo-zachodniej Australii.
Myrmecia pyriformis została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najgroźniejsza mrówka świata. Można dyskutować, czy słusznie, ale nie da się ukryć, że mieszkając w Australii, lepiej uważać na nią i jej kuzynkę M. pilosula. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ wcale nie należą do największych i najbardziej kolorowych mrówek w Australii, więc można je łatwo przeoczyć. M. pilosula jest bardzo mała (oczywiście jak na rodzaj Myrmecia), jej robotnice mierzą najwyżej 1,4 cm, a ubarwienie ma w dużej mierze czarne. Robotnice M. pyriformis są większe i dorastają do 2,6 cm, ale i one są ciemno ubarwione. Niepozorne są także ich gniazda. Nic więc dziwnego, że osoby żyjące w ich pobliżu muszą na nie uważać. Przy pracach w ogrodzie lub wycieczkach do buszu na pewno muszą ubierać grube ubrania, wysokie buty i rękawice, chociaż oczywiście muszą pamiętać, że czasami ich żądło może się przebić nawet przez nie. Osoby uczulone nie powinny podróżować samotnie w jakieś odległe miejsca i muszą mieć przy sobie ampułkostrzykawkę z adrenaliną.

Myrmecia pyriformis – iNaturalist/Lorraine Phelan/CC BY-NC 4.0
Gdzie je można spotkać?
Jak już wspomniałem na początku artykułu, z całą pewnością nie znajdziemy ich w Polsce i myślę, że w tym momencie wiele osób odetchnie z ulgą. Wszystkie gatunki są endemiczne i można je spotkać niemal wyłącznie w Australii, to zarówno na kontynencie, jak i na Tasmanii. Jeśli chodzi o kontynent, to większość z nich żyje na południu oraz w środkowej części, natomiast na północy Australii jest ich zdecydowanie mniej, a w niektórych rejonach nie ma ich wcale. Tylko jeden gatunek żyje poza Australią. Jest nim Myrmecia apicalis, która występuje tylko na wyspie Île des Pins, która jest położona w archipelagu Nowej Kaledonii na Oceanie Spokojnym. W 1940 r. Myrmecia brevinoda została znaleziona w Nowej Zelandii, gdzie została prawdopodobnie przypadkowo zawleczona przez człowieka. Później odnotowano ją jeszcze kilka razy w kolejnych latach, a nawet znajdowano jej gniazda, które jednak były od razu niszczone. Po 1981 r. nie znaleziono już ani jednego osobnika. Przypuszcza się, że najpewniej została skutecznie wytępiona.
Jeśli ktoś mieszka w Australii, to może się na nie natknąć w naprawdę różnych siedliskach. Żyją m.in. w lasach, na wrzosowiskach, suchych równinach oraz na murawach. Niektóre z nich lubią też obszary miejskie, dlatego można je znaleźć także w pobliżu ludzkich siedlisk.
Zdobywanie pożywienia i drapieżniki

Myrmecia pilosula – iNaturalist/Reiner Richter/CC BY-NC-SA 4.0
Dorosłe buldożnice żywią się głównie słodkimi płynami, chociażby spadzią mszyc oraz innych pluskwiaków, która osadza się na liściach roślin. Chętnie też odwiedzają kwiaty, aby spijać ich nektar. Niektóre gatunki tych mrówek są bardzo ważnymi zapylaczami roślin. Samce Myrmecia urens są jedynymi znanymi zapylaczami storczyka Leporella fimbriata. Co ciekawe, kwiaty tego storczyka do złudzenia przypominają królowe tych mrówek. Oczywiście to nie jest przypadek. Kwiat celowo wabi w ten sposób samce tych mrówek, które przylatują do niego w nadziei na kopulację i dzięki temu je zapylają. Myrmecia nigrocincta jest natomiast jednym z owadów zapylających drzewo Eucalyptus regnans, które jest najwyższą znaną rośliną kwitnącą na świecie (jego wysokość może przekraczać 100 m). Mrówki z rodzaju Myrmecia nie ograniczają się jednak tylko do odwiedzania kwiatków, o czym najlepiej świadczą ich ogromne żuwaczki.

Myrmecia forficata – iNaturalist/Dan B/CC BY-NC 4.0
Larwy tych mrówek potrzebują białka, dlatego robotnice polują na różne, małe organizmy, aby je nakarmić. Ich celem są najczęściej różne owady i pajęczaki. Atakują także inne bezkręgowce (równonogi, wije oraz dżdżownice), a nawet małe kręgowce takie jak żaby i jaszczurki. Na swoje ofiary polują samotnie. Nie tworzą szlaków zapachowych do miejsc, w których znajduje się pożywienie i nie wzywają na pomoc innych robotnic. To jednak nie znaczy, że w ogóle nie korzystają z feromonów. Owszem, zdarza im się to robić, ale w ograniczonych sytuacjach. Myrmecia gulosa może np. używać sygnałów zapachowych, aby podnieść alarm i wezwać resztę, gdy jej gniazdo jest zagrożone. Myrmecia pilosula może zaś przeprowadzać masowe ataki i podejrzewa się, że może wykorzystywać do tego celu feromony. Większość z tych mrówek poluje w ciągu dnia, ale kilka gatunków jest aktywnych pod osłoną nocy. Należą do nich m.in. Myrmecia pyriformis i Myrmecia nigriceps.

Ptilocnemus lemur – iNaturalist/ Simon Grove (TMAG)/CC BY-NC 4.0
Niewiele drapieżników chce zadzierać z buldożnicami, ale jest kilka zwierząt, które na nie polują. Należą do nich kolczatki, ślepy wąż z gatunku Anilios nigrescens i ptaki, np. gwizdacz żółty (Eopsaltria australis), skałowron (Corcorax melanorhamphos) oraz dzierzbowron (Gymnorhina tibicen). Najciekawszym łowcą tych mrówek jest jednak Ptilocnemus lemur, czyli drapieżny pluskwiak należący do zajadkowatych (Reduviidae), które opracował bardzo ciekawą taktykę łowiecką. Jego larwa ma gęste włoski na tylnych goleniach. Jeśli buldożnica znajdzie się wystarczająco blisko, zaczyna nimi machać, aby przyciągnąć jej uwagę. Gdy mrówka chwyci żuwaczkami za goleń pluskwiaka, ten błyskawicznie się odwraca i wbija swoją kłujkę w tył jej głowy, aby ją wyssać. Podobnie polują dorosłe osobniki. Chwytane przez niego mrówki często są wyraźnie większe, jednak pluskwiakowi zawsze udaje się je upolować. Co jednak ciekawe, atakuje tylko wtedy, gdy któraś złapie jego tylną nogę. Jeśli mrówka będzie tylko biegać obok, wtedy nie zaatakuje.
Gody i zakładanie gniazda

Uskrzydlona królowa Myrmecia nigriceps – iNaturalist/Donald Hobern/CC BY 4.0
Loty godowe z udziałem uskrzydlonych samic i samców mogą się odbywać o różnym czasie w zależności od gatunku. Generalnie mają miejsce od stycznia do kwietnia, czyli wtedy, gdy w Australii mamy lato i jesień. Najchętniej odbywają gody w czasie gorących, burzowych dni, gdy temperatura osiąga ok. 30°C, a wiatr wieje z prędkością do 30 km/h. To, że wiadomo, kiedy odbywają gody, wcale nie oznacza, że można je łatwo zaobserwować. Królowe buldożnic opuszczają swoje gniazda samotnie, rzadziej w liczbie kilku osobników, dlatego nie rzucają się wtedy zbyt mocno w oczy. Wygląda to więc inaczej niż np. u naszej hurtnicy czarnej, która opuszcza mrowiska w sporych grupach i często masowo biega po chodnikach. Loty godowe buldożnic zaczynają się o poranku i mogą trwać aż do późnego południa. W ich trakcie samica produkuje specjalną wydzielinę, która przyciąga samce. Czasami wokół jednej samicy mogą się zebrać setki zalotników, które są chętne na kopulację. Nie jest to jednak dla niej problem, ponieważ może kopulować nawet z kilkoma samcami. Czasami może się jednak ograniczyć tylko do jednego.
Zakładanie kolonii dość mocno się różni u poszczególnych gatunków. U części z nich jest tak, że wiele królowych współpracują ze sobą, w celu znalezienia odpowiedniego miejsca na założenie nowej kolonii. Gdy im się uda, wykopują małą komorę w ziemi lub pod jakąś kłodą i składają jaja. Po narodzinach pierwszego pokolenia, królowe przestają współpracować i walczą ze sobą do chwili, aż zostanie tylko jedna z nich. Są jednak takie gatunki jak Myrmecia pilosula, u których w jednej kolonii może mieszkać nawet kilka królowych. Zwykle nie są one ze sobą spokrewnione, ale nie przeszkadza im to żyć ze sobą w pokoju. Założone gniazdo może być zależne od macierzystego gniazda królowej lub też całkowicie niezależne. Nie wszystkie gatunki bawią się jednak w zakładanie własnej kolonii. Królowe niektórych buldożnic próbują wniknąć do innych kolonii i albo się starają o „przygarnięcie” albo zabijają tamtejszą królową i przejmują kontrolę. Królowe mogą też próbować wrócić do starego gniazda.

Myrmecia nigrocincta przy gnieździe – iNaturalist/Jeff Melvaine/CC BY-NC 4.0
Gniazda mrówek z rodzaju Myrmecia często są małe i niepozorne. Czasami może to być jedynie zwykła dziura w ziemi, ulokowana w jakimś ustronnym miejscu. Niekiedy jednak wokół gniazda może się znajdować całkiem spory kopiec o wysokości dochodzącej nawet do 0,5 m. Co więcej, mrówki mogą na nim umieszczać różne dodatki, takie jak patyczki czy kamienie. Duże kopce są szczególnie przydatne w zacienionych miejscach, ponieważ dość łatwo się nagrzewają i tym samym zapewniają lepszą temperaturę żyjącym w nim mrówkom. Wygląd gniazda jest jednak zależny przede wszystkim od gatunku. Niektóre z nich mogą np. gniazdować w spróchniałych kłodach, a żyjąca w lasach deszczowych Australii Myrmecia mjobergi, woli gniazdować wśród nadrzewnych paprociach. Liczba osobników żyjących w gnieździe również zależy od gatunku. W większości przypadków kolonie buldożnic nie są zbyt liczne i liczą najwyżej kilkaset robotnic. U niektórych gatunków bywa ich jednak dużo więcej. Np. u Myrmecia pyriformis może być do 1400 robotnic, a u Myrmecia gulosa prawie 1600.
Rozwój

Larwy Myrmecia forficata – iNaturalist/Reiner Richter, CC BY-NC-SA 4.0
Początkowo, gdy nie ma jeszcze robotnic, królowa musi sama się opiekować złożonymi jajami. Z tych, które zostały zapłodnione, powstaną później samice, natomiast z jaj niezapłodnionych rozwijają się samce. Po wylęgnięciu się larw, królowa opiekuje się nimi i przynosi im pożywienie. Gdy larwy zamienią się w poczwarki, samica składa kolejne jaja, a nad późniejszym rozwojem larw oraz poczwarek, czuwają już robotnice. Królowa ogranicza się wtedy tylko do składania kolejnych jaj i zostaje w gnieździe do końca życia. Skoro o składaniu jaj mowa, to robotnice też mogą produkować własne jaja, ale są one niezapłodnione i mogą się z nich wykluć jedynie samce. U M. gulosa takie jaja są wykorzystywane jako pożywienie dla królowej i larw. W sytuacji, kiedy z jakiegoś powodu, kolonia straci swoją królową/królowe, robotnice mogą kopulować z samcami i wydać na świat całkiem sporo nowych robotnic. Oczywiście mogłyby też złożyć jaja, z których powstaną nowe królowe, ale jak dotąd nie zaobserwowano, aby tak robiły.

Myrmecia nigriceps – iNaturalist/Reiner Richter, CC BY-NC-SA 4.0
Rozwój larw buldożnic trwa jakieś 3 tygodnie. Gdy nadchodzi czas przeobrażenia, robotnice obsypują je piaskiem, aby mogły się łatwiej zmienić w poczwarki. Te ostatnie są bardzo wrażliwe na wilgoć, dlatego są trzymane w najsuchszej części gniazda. Dorosłe mrówki pojawiają się kilka tygodni później. Początkowo mają ziemistą barwę i dopiero po kilku dniach nabierają właściwego koloru. Długość życia mrówek z rodzaju Myrmica różni się w zależności od gatunku, ale w wielu przypadkach żyją dłużej niż przedstawiciele innych rodzajów. Robotnice M. pilosula żyją średnio 1,3 roku, natomiast królowe mogą żyć ponad 10 lat. Robotnice M. nigiceps mogą przeżyć 2,2 lat. Rekordzistami są robotnice Myrmecia vindex, które mogą dożyć nawet 2,6 lat. W sytuacji, gdy z kolonia z jakiegoś powodu straci wszystkie robotnice, królowa lub królowe mogą wrócić do zachowań związanych z zakładaniem kolonii do czasu aż nie pojawią się nowe robotnice. W razie potrzeby, buldożnice mogą też przenieść kolonię w nowe miejsce.
Warto przeczytać:
- Artykuł o Myrmecia spp. w angielskiej Wikipedii (tak wiem, że to tylko Wikipedia, ale muszę przyznać, że artykuł jest naprawdę dobrze napisany)
- Queensland Museum o Myrmiecia spp.
- australian-ants.info o Myrmecia spp.
- Artykuł o działaniu mózgu tych mrówek
- Department of Natural Resources and Environment Tasmania o Myrmecia pilosula.
- Informacje o użądleniu i reakcji alergicznej, które mogą spowodować te mrówki
- Śmiertelne przypadki użądleń przez te mrówki
- Opis Ptilocnemus lemur w Insektarium
- Opis gmachówki drzewotocznej (Camponotus ligniperda) w Insektarium
Zawarłeś w artykule całe mnóstwo niezmiernie interesujących informacji. Jeden z najciekawszych artykułów u Ciebie. Gratulacje.
Fajnie, ze wspomniałeś o Ptilocnemus lemur. Mam go u siebie, więc w jakimś stopniu się uzupełniamy.
Dziękuję. Przyznam, że z tych wszystkich artykułów, które opublikowałem w ostatnim czasie, ten pisałem najdłużej, ale cieszę się, że mogłem pokazać te mrówki, bo są naprawdę fascynujące. Jak na ironię, mrówki akurat nigdy mnie nie pociągały aż tak bardzo, jak inne owady, ale do Myrmecia miałem słabość już od dzieciństwa, gdy widziałem je w programach przyrodniczych. Chyba tylko mrówki wędrowne z rodzaju Dorylus i Eciton równie mocno mnie ciekawią i kto wie, może kiedyś o nich napiszę.
Co do P. lemur, to jest to tak ciekawy gatunek, że po prostu musiałem o nim wspomnieć, choćby króciutko. Też uważam, że się fajnie uzupełniamy i nawet nie tylko jeśli chodzi o ten konkretny gatunek, ale w ogóle o nasze blogi i to jest naprawdę wspaniałe.
Przy okazji tak pomyślałem, że może dodam w tekście o Myrmecia link do twojego artykułu o P. lemur i do Camponotus ligniperda, bo też o tym gatunku wspomniałem w tekście, ale bez zdjęcia, a fajnie by było, gdyby czytelnicy mogli ją zobaczyć. Ja u siebie niestety jakoś nie mogę natrafić na żadną gmachówkę, dlatego nie miałem okazji, aby o nich napisać ;/
Będę zobowiązany. Ja już wcześniej umieściłem cały szereg odnośników do Twoich artykułów, choć akurat Tobie reklama nie jest potrzebna.
Bardzo ci dziękuje za linki w twoich artykułach. W wolnej chwili też będę musiał pododawać linki do twoich tekstów.