Jakiś czas temu na moim blogu pojawiła się już jedna muchówka z rodzaju Sericomyia, a była nią cisznica dorodna (Sericomyia lappona). Teraz czas na naszą drugą przedstawicielkę tego rodzaju, czyli na szałaśnicę jedwabistą. Jak sami widzicie polskie nazwy rodzajowe tych dwóch gatunków zdecydowanie się różnią i pojęcia nie mam, dlaczego. Może to niestety wprowadzać zbędne zamieszanie i sugerować, że należą do różnych rodzajów. Warto więc pamiętać, aby się nimi nie sugerować. Z drugiej jednak strony, nie można im odmówić pewnego uroku.
Systematyka i wygląd
O systematyce nie będę się zbyt dużo rozpisywał. S. silentis i S. lappona są bowiem jedynymi gatunkami z rodzaju Sericomyia w naszym kraju. Dla porządku dodam jedynie, że należą rzecz jasna do rodziny bzygowatych (Syrphidae).
Szałaśnica jedwabista to zdecydowanie duża muchówka. Długość jej ciała waha się bowiem w granicach 1,4 – 1,8 cm. Co więcej, jest ona bardzo mocno zbudowana. Jej odwłok jest szeroki i dość pękaty, przez co szałaśnica wygląda naprawdę okazale. Skoro o odwłoku mowa, to warto wspomnieć, że jest czarny z żółtymi paskami, zaś wokół niego i przedplecza ciągną się krótkie, gęste włoski o żółtawej barwie. Dzięki takiemu ubarwieniu, szałaśnica skutecznie poszywa się pod jakąś dużą osę, podobnie zresztą jak wiele innych bzygowatych. Mimo to, wygląd tego gatunku jest tak charakterystyczny, że można go raczej dość łatwo odróżnić od innych bzygów.
Nawet jej kuzynka S. lappona wyraźnie się od niej różni, chociażby mniejszymi rozmiarami czy bledszymi paskami na odwłoku. Dość łatwo można też odróżnić samca od samicy, ponieważ u tego pierwszego oczy są ze sobą złączone, natomiast u samicy wyraźnie od siebie oddzielone.
Gdzie ją można spotkać?
Znaleźć ją można właściwie w całej Polsce. Z jej liczebnością bywa różnie, jednak lokalnie potrafi być całkiem pospolita. Dużo też zależy od miejsca, w którym występuje. Preferuje miejsca chłodne i wilgotne, czyli np. wilgotne lasy, torfowiska, bagna czy okolice większych zbiorników wodnych. Dorosłe osobniki dość znacznie oddalają się od miejsc, w których się rozwijały.
Bardzo ciekawy jest okres jej występowania, ponieważ można ją spotkać od czerwca aż do października. O ile obecność takiego bzyga w czerwcu czy lipcu nie jest niczym zaskakującym, to jednak zobaczenie go na początku jesieni, robi wrażenie i tak się składa, że parę razy miałem ją okazję spotkać właśnie o takiej porze.
Tryb życia
Zobaczyć to jedno, zrobić jej zdjęcie, to zupełnie inna sprawa. O ile bowiem spotykam ją u siebie dość regularnie (choć prawie zawsze pojedynczo), to jednak zauważyłem, że niełatwo jej zrobić zdjęcie. Przy kwiatach, gdy pożywia się ich pyłkiem i nektarem, dość sporo się rusza, zaś gdy siedzi na jakimś liściu i wygrzewa się na słońcu, jest bardzo czujna i łatwo się płoszy. Dlatego nie mam zbyt wielu zdjęć tego gatunku. Te, które widzicie w tym artykule, powinny jednak wystarczyć.
Larwy szałaśnicy żyją wśród rozkładającej się roślinności, np. w torfie i żywią się gnijącymi szczątkami organicznymi pochodzenia roślinnego. Larwy szałaśnicy są wyposażone w długą rurkę oddechową, która służy im do oddychania. Przypominają więc pod tym względem larwy gnojek (Eristalis spp.), choć raczej nie zajdziemy ich w gnojówce.
Na koniec dodam jeszcze, że szałaśnica jedwabista znajduje się na Czerwone Liście z kategorią NT, co oznacza, jest gatunkiem niższego ryzyka, ale bliskim zagrożenia.
Przyczyna odmiennych nazw gatunkowych leży moim zdaniem w zawiłościach taksonomicznych. Kiedyś te dwa gatunki należały do innych rodzajów – lappona to zawsze była Sericomyia, ale silentis już nie. Niestety pierwotna nazwa rodzajowa wyleciała mi z głowy i jakoś nie chce powrócić. Bardzo prawdopodobne, że w takim właśnie momencie nadano im polskie nazwy. Zresztą, sytuacja się powtarza. Obecnie do rodzaju Sericomyia przeniesiono nasze oziębice Arctophila superbiens i bombiformis. Zatem mamy szałaśnicę, cisznicę i dwie oziębice – a wszystkie w jednym rodzaju.
Przy okazji – gratuluję powrotu do aktywności. Brakowało Cię w światku blogów entomologicznych.
No tak, to by wiele wyjaśniało z tym zamieszaniem w nazwach. Przy okazji w temacie Arctophila superbiens, to kilka lat temu udało mi się ją spotkać Olsztynie i nawet zrobiłem jej kilka zdjęć, z czego jedno czy dwa w miarę dobre. Cały czas wstrzymuje się z artykułem o niej, ponieważ mam nadzieję, że znowu ją spotkam i zrobię jej więcej zdjęć… ale na razie nie mam szczęścia, więc kto wie, może za jakiś czas ją pokażę.
Dzięki za gratulację. Mam nadzieję, że tym razem już udało mi się wrócić na dobre, choć nie będę ogłaszał triumfalnego powrotu jak kiedyś, żeby nie zapeszyć. Trochę mi się uzbierało zdjęć nowych gatunków, które mógłbym pokazać, a i mam też sporo pomysłów na gatunki egzotyczne, więc na pewno w najbliższym czasie nowych postów nie zabraknie.
Ja nie spotkałem. Rzadko bywam na północy w okresie lotu tego gatunku, czyli już po sezonie urlopowym. Ale i tak bardziej zazdroszczę ci Hybomitra tarandina.
Jak będziesz któregoś razu w moich stronach w maju albo czerwcu, to jest szansa, że go spotkasz. Mi H. tarandina trafiła się chyba dwa czy trzy razy, choć przyznam, że od 2018, gdy zrobiłem to zdjęcie, które dałem w artykule, więcej jej nie spotkałem, a szkoda. Przydałoby się zrobić jej lepsze zdjęcie, bo przez te porosty na zdjęciu nie wyszło mi tak, jakbym tego chciał.
Trafiła ci się kilka razy w życiu, a przebywasz tam non-stop. To nie takie proste, tym bardziej że przyznam się do zdecydowanego preferowania kierunków południowych.
A zdjęcie moim zdaniem wystarczająco dobre.
Wiem, że szansa nie jest duża, ale czasami szczęście może dopisać, nawet przy pojedynczej wizycie. Zwłaszcza w przypadku takiego gatunku, którego nie trzeba specjalnie szukać, bo zwykle sam do człowieka przylatuje. Nie to co inne owady. Taka modliszka zwyczajna na ten przykład. Jest jej coraz więcej w Polsce, a wciąż nie mam szczęścia, żeby na nią natrafić.