Przyznam, że ten artykuł będzie troszkę inny, niż pozostałe. W sezonie 2018 miałem okazję spotkać trzech, bardzo ciekawych, a do tego rzadkich przedstawicieli Aradidae. Nie są to jednak aż takie gatunki, bym musiał się o nich rozpisywać w osobnych artykułach, dlatego postanowiłem zebrać je w jednym tekście i pokrótce opisać każdego z nich.
Kilka słów o rodzinie
Zanim jednak do tego dojdę, najpierw pozwolę sobie na kilka słów o samej rodzinie. Korowcowate, znane też jako rozwałkowate (Aradidae), to nieduża grupa pluskwiaków, która liczy sobie w naszym kraju 19 gatunków. Pod względem wyglądu są dość jednorodne, czyli dość silnie spłaszczone, pokryte licznymi guzkami, a ich czułki są krótkie, ale za to bardzo grube. Zgodnie ze swoją nazwą, ich życie kręci się wokół kory różnych gatunków drzew, przy czym w większości przypadków ukrywają się w jej szczelinach albo pod nią, często w większych grupach. Dość rzadko ukazują się na powierzchni, a nawet jeśli do tego dojdzie, łatwo je przeoczyć ze względu na małe rozmiary i niepozorne ubarwienie.
Jakby tego było mało, większość z nich to gatunki mniej lub bardziej rzadkie i trzeba mieć spore szczęście, by spotkać któregoś z nich. Do najpospolitszych zalicza się korowiec płaski (Aradus depressus), którego miałem już okazję przedstawić na swoim blogu, a także korowiec sosnowy (Aradus cinnamomeus), który przez swoje zamiłowanie do soków żywych i obumierających drzew, potrafi być sporym problemem w lasach gospodarczych. Można jednak powiedzieć, że pod tym względem jest wyjątkiem w swojej rodzinie, ponieważ większość korowców woli wysysać soki z grzybni porastających drzewa.
Aradus betulae
A oto i pierwszy korowiec, jakiego miałem okazję spotkać. Z tych, które zaprezentuje, A. betulae jest najpospolitszy, choć przyznam szczerze, ten rok był pierwszym, w którym mogłem mu zrobić zdjęcie. Co również ciekawe, jest także największy z nich wszystkich. Dorosłe osobniki mogą dorastać nawet do 1,1 cm, co jak na przedstawiciela tej rodziny jest naprawdę zacnym wynikiem. Pod względem ubarwienia jest szarawo-brunatny, czyli dokładnie jak kora drzew, które najchętniej zasiedla. Tymi ostatnimi są różne gatunki liściaste, chociażby buki czy brzozy i tak się składa, że osobnika na zdjęciu, znalazłem właśnie na ściętych pniach tych ostatnich. Konkretnie trafiła mi się samica, którą można poznać po zwężającej się końcówce odwłoka (u samców jest tępo zaokrąglony).
Najwięcej doniesień o tym gatunku pochodzi z południowej oraz środkowej części kraju, ale najpewniej można go spotkać w całej Polsce i to przez większą część roku. Zimą hibernują zarówno nimfy jak również osobniki dorosłe, ukryte rzecz jasna pod korą drzew. Wiosną lubi przesiadywać na wierzchniej stronie pni drzew, gdzie zażywa kąpieli słonecznych i wtedy też jest największa szansa, by go spotkać.
Na pierwszy rzut oka jest dość charakterystyczny z wyglądu, ale można go pomylić z niemal bliźniaczym Aradus brenskei, który prawdopodobnie może żyć na południu Polski. Na oko trudno je odróżnić i w przypadku osobników z tamtego rejonu, może być potrzebna pomoc specjalisty, aby je prawidłowo rozróżnić.
Aneurus avenius (obłazik podkorowy)
A to już mniejszy, ale również znacznie rzadszy przedstawiciel korowców. Dorasta zaledwie do 6 mm, zaś pod względem wyglądu, jest nawet jeszcze bardziej niepozorny niż poprzednik. Jest w nim jednak kilka rzeczy, które są godne uwagi. To chociażby jego skrzydła, które po złożeniu, przybierają charakterystyczny, prostokątny kształt. Warto też zwrócić uwagę na jego zaokrągloną tarczkę. Ta jest cenną wskazówką, pozwalającą nam odróżnić go, od pokrewnego Aneurus laevis, którego górna część tarczki, jest znacznie szersza.
Generalnie A. avenius prowadzi bardzo skryty tryb życia. Znaleźć go można pod korą, w spękaniach drewna, ale co ciekawe, także w szyszkach, których sokami się żywi. Przez swój tryb życia, jest znacznie trudniejszy do spotkania niż A. betulae. Sprawy nie ułatwia fakt, że jak na razie wykazano go z nielicznych stanowisk, takich jak Puszcza Białowieska, okolice Ujścia Warty, czy z rejonów górskich. Cieszy mnie więc, że znalazłem go u siebie, pod Olsztynem.
Mezira tremulae
Czas na finał, a konkretnie na najrzadszego przedstawiciela tej rodziny, jakiego udało mi się spotkać. Do tej pory znajdowano go przede wszystkim wzdłuż wschodniej granicy Polski, głównie w Puszczy Białowieskiej, ale też na Lubelszczyźnie oraz w Bieszczadach. Osobiście udało mi się go jednak znaleźć w Olsztynie, który jest zdecydowanie bardziej w głąb kraju i przez pewien czas, byłem nawet pewien, że będzie to najbardziej wysunięte na zachód stanowisko. Okazuje się jednak, że kilka miesięcy później, Marek Adamski znalazł go jeszcze dalej, bo niedaleko Słubic (Lubuskie), czyli przy zachodniej granicy. Obie te obserwacje zostały odnotowane w bazie BioMap i kto wie, może w przyszłości uda się nawet napisać w temacie jakąś poważniejszą publikację.
Tak czy siak, M. tremulae to cenne znalezisko, chociaż jak na niego spojrzeć, to mina może trochę zrzednąć. W porównaniu z krewniakami, nie wygląda jakoś specjalnie atrakcyjnie. Po całości jest niemal zupełnie czarny, przy czym wygląda zupełnie tak, jakby się ostro przypiekł w czyimś ognisku. Jedyne, co go wyróżnia, to jego malutkie skrzydła, które są nieco jaśniejsze, od reszty jego ciała. Plusem jest fakt, że to jedyny, rodzimy przedstawiciel tego rodzaju i na tyle charakterystyczny, że raczej nie pomyli się go z innymi korowcami
M. tremulae zasiedla przede wszystkim stare, gnijące lub próchniejące drzewa liściaste, rzadziej iglaste. A, że tych w naszych lasach brakuje, to też tłumaczy, dlaczego tak trudno go spotkać.
Witam akurat jesli chodzi o Mezira tremulae 9 sierpnia 2018 znalazlem ten gatunek w rezerwacie łegi słubickie .Nad Odra ba granicy polsko -niemieckiej.Takze jest to stanowisko najdalej wysuniete na zachod.Jest tez w bio map.
Ciesze sie ze wrociles i dalej piszesz.
Hehe, no to mnie przebiłeś, ale to dobrze, że jest go więcej, niż wcześniej przypuszczano. Oczywiście edytowałem treść artykułu 🙂
Interesujący tekst, można się dowiedzieć wiele nowego.