
Zbliżenie na głowę samicy Corydalus cornutus – Flickr/Andy Reago & Chrissy McClarren/CC BY 2.0
Panie i panowie oto dobsonfly. Właściwie nie do końca wiadomo, jaka jest geneza tej nazwy i trzeba przyznać, nie jest ona jedyna. W stosunku do tego owada, często używa się bardziej chwytliwych określeń, takich jak „hellgrammites”, Go-devil czy Grampus, a więc nawiązujących do iście piekielnych stworów, diabłów czy nawet Krampusa (rogatego stwora, który w Boże Narodzenie daje niegrzecznym dzieciom znacznie brutalniejsze kary, niż mikołajowe rózgi). I trzeba przyznać, nie bez powodu. C. cornutus prezentują się bowiem naprawdę strasznie. Wyobraźcie sobie tylko owada wielkości dłoni, wyposażonego w ogromne żuwaczki, który nagle wylatuje z traw w pobliżu rzeczki, nad którą postanowiliście wypocząć, albo że wlatuje nocą do waszego domu, co zdarza mu się, tym bardziej, że ciągnie go do światła. Trzeba więc przyznać, amerykanie mają z nim wesoło. Czy jednak naprawdę warto się obawiać tego owada, czy może jak zwykle strach ma wielkie oczy, a w tym wypadku raczej wielkie żuwaczki? Za chwilę się przekonamy.
Kilka słów o systematyce i wyglądzie

Samiec C. cornutus – Flickr/Tulio Bertorini/CC BY-NC-ND 2.0
Corydalus cornutus jest przedstawicielem niedużego rzędu wielkoskrzydłych (Megaloptera), liczącego na całym świecie zaledwie 300 gatunków. Rodzina Corydalidae, do której należy, ma swoich reprezentantów w różnych rejonach świata, ale rodzaj Corydalus, zrzesza w sobie endemity, które zamieszkują wyłącznie obie Ameryki, przy czym lwia ich część preferuje ciepłe rejony tej południowej. W Stanach Zjednoczonych można znaleźć czterech przedstawicieli rodzaju Corydalus, ale tylko C. cornutus zamieszkuje wschodnią połowę, zaś pozostała trójka ogranicza się do zachodniej części.
No dobrze, przejdźmy teraz do tego, co najciekawsze, czyli jego wymiarów, a jest o czym pisać. C. cornutus może bowiem dorastać do 6 cm, zaś rozpiętość jego skrzydeł sięga nawet 12,5 cm! Nie muszę dodawać, że owad ze złożonymi skrzydłami prezentuje się naprawdę gigantycznie. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie licząc motyli, cornutus jest jednym z największych owadów, jakie można znaleźć w stanach zjednoczonych. Tym bardziej nie dziwi, że kiedy leci, myli się go czasami z nietoperzem!

Samica C. cornutus – Flickr/Mike Smith/CC BY-SA 2.0
Pomiędzy samcem a samicą mamy bardzo wyraźny dymorfizm płciowy. Ten pierwszy został wyposażony przez naturę w ogromne (do 4 cm), zakrzywione żuwaczki, które nadają mu iście diabolicznego wyglądu. Inna sprawa, że na groźnym wyglądzie jedynie się kończy, ponieważ w żadnym razie nie służą do obrony, zresztą samce mają bardzo spore trudności z wykorzystaniem ich do tego celu. Na pierwszym filmiku możecie zobaczyć „śmiałka”, mocującego się przykładowym samcem i chociaż wygląda to groźnie, ostatecznie niewiele z tego wychodzi. Na tym niżej widać natomiast samca siedzącego na palcach, w dużo spokojniejszych warunkach i na pewno z dużo lepszym komentarzem. Przedstawione sytuacje mogłyby wyglądać inaczej, gdyby w głównej roli wystąpiła samica. Ta bowiem dysponuje małymi, wręcz skromnymi żuwaczkami, ale za to ostrymi i w pełni funkcjonalnymi, mogącymi posłużyć również jako oręż, którym podobno może się przegryźć aż do krwi.
Coś z życia dorosłych
Trzeba przyznać, to ich życie nie jest zbyt imponujące. Nie żeby było nieciekawe, ale z pewnością zalicza się do krótkotrwałego, ponieważ samice tych imponujących owadów żyją gdzieś tak do dziesięciu dni, samce natomiast ograniczają się najwyżej do trzech! Nie ma się więc co dziwić, że w swoim jakże krótkim życiu, zmuszone były zrezygnować z rzeczy, które dla wielu innych organizmów są wręcz niezbędne. Chociażby z jedzenia. Generalnie uznaje się, że w trakcie tego stadium nie pobierają właściwie żadnego pożywienia. Mimo to, niektórzy entomolodzy łapali je przy fermentujących płynach, zaś w warunkach hodowlanych pobierały mieszaninę wody i miodu, więc można powiedzieć, że pewnych płynnych przyjemności, nawet one nie były sobie wstanie odpuścić.

Złoże jaj otoczone białą wydzieliną – Wikimedia comomons/Whitney Cranshaw/CC BY 3.0 us
W ciągu dnia, C. cornutus chowają się wśród gęstych traw i innej roślinności, natomiast uaktywniają się dopiero nocą. Wtedy też przystępują do tego co najważniejsze, czyli do godów. Wtedy zresztą wychodzi na jaw, o co chodzi z tymi żuwaczkami samców. Okazuje się bowiem, że przydają im się przy pojedynkach z rywalami… podobnie jak ma to miejsce u niektórych chrząszczy, chociażby naszych rodzimych jelonków rogaczy. Co również ważne, nie używają ich do chwytania samicy w czasie kopulacji, jak czasami podają starsze źródła, lecz jedynie układają je prostopadle do osi skrzydeł samicy, najwyraźniej po to, by zwyczajnie im wtedy nie przeszkadzały.
Po odbytej kopulacji, samica składa swoje jaja na liściach drzew, w pobliżu wód płynących, które stanowią miejsce rozrodu larw, po czym pokrywa je białą wydzieliną, która ma je chronić przed przegrzaniem, a nie wykluczone, że również przed drapieżnikami.
Co nieco z życia larw

Larwa C. cornutus – Flickr/batwrangler/CC BY-NC-ND 2.0
No nie da się ukryć, że chociaż wielkoskrzydłe przechodzą przeobrażenie zupełne, więc teoretycznie larwa powinna wyglądać zupełnie inaczej, niż dorosłe, to jednak w tym przypadku, mamy tego podobieństwa naprawdę całkiem sporo. Tak jak imago, jest ogromna, ponieważ dorasta nawet do 9 cm, do tego ma podłużne, czarne ciało, zaopatrzone w skrzelotchawki, które wyglądają niczym kolce, oraz ogromne żuwaczki… może nie tak jak u samców, bardziej w stylu samic, ale i tak robiących spore wrażenie. I podejrzewam, że również larwy z ich pomocą mogą zrobić krzywdę, gdy poczują się zagrożone. Co jednak bardzo ważne, takie larwy prowadzą bardzo skryty tryb życia, ukrywając się zazwyczaj pod kamieniami lub w szczelinach martwego drewna. Tam też prowadzą drapieżny tryb życia, polując na larwy innych owadów. Same również mogą padać ofiarą większych drapieżników, chociażby ryb, choć badania pokazują, że jednak dość rzadko lądują w rybich żołądkach, najpewniej właśnie przez ich skryte życie.

Sztuczna przynęta imitująca larwę C. cornutus – Flickr/Alan Creech/CC BY-NC-ND 2.0
Ich rozwój trwa znacznie dłużej, niż dorosłych osobników i może się ciągnąć od roku do nawet trzech lat. Gdy nadchodzi odpowiednia pora, opuszczają wodę i przeobrażają się na lądzie pod kamieniami, kłodami oraz wśród ściółki, często nawet 15 metrów w głąb lądu. Szczególnie liczne pochody larw obserwuje się ponoć w trakcie burz, co może mieć związek z drganiami, wywoływanymi przez uderzanie piorunów o ziemię. Tak to przynajmniej próbują tłumaczyć uczeni, zaś samo zjawisko bywa często obserwowane w pobliżu rzek Wirginii.
Znaczenie dla człowieka

Jeszcze raz samiec – Flickr/Ronald E. Orosz/CC BY-NC 2.0
Pomijając fakt, że samica i pewnie również larwa, może boleśnie uszczypnąć w samoobronie, to cornutus jest bardzo ważnym gatunkiem, który może przynosić wiele korzyści. Chociażby takich, że larwy regulują liczebność wielu wodnych stworzeń, a one same również stanowią pokarm dla innych zwierząt. To ostatnie sprawia również, że są cenną, wędkarską przynętą… dosłownie cenną, ponieważ ze względu na skryte życie, trudno je znaleźć, dlatego w sklepach wędkarskich kosztują znacznie więcej, niż pudełko czerwonych czy białych robaczków. Z tego też względu używa się również ich sztucznych odpowiedników. Larwy mogą być również wykorzystane w określaniu stanu zbiorników wodnych, które zamieszkują, ponieważ preferują te, które są nieskażone.
Gatunki podobne

Chauliodes sp. – Flickr/Kerry Wixted/CC BY 2.0
Nie wszystkie duże wielkoskrzydłe w USA należą do tego gatunku. W przeciwieństwie do naszego kraju, jest ich tam znacznie większa różnorodność i co niektóre mogą osiągać całkiem spore rozmiary… może nie, aż tak spore, jak C. cornutus, ale też mogą robić wrażenie. Przykładem są te z rodzaju Chauliodes spp., również należące do rodziny Corydalidae. W USA żyją dwa gatunki z tego rodzaju: C. pectinicornis oraz C. rastricornis. Osiągają zwykle od 2,1 do 4,6 cm. Nie posiadają tak imponujących żuwaczek, jak większy krewniak, ale za to mogą się pochwalić imponującymi, grzebykowatymi czułkami. W przypadku tego pierwszego gatunku, obecne są u obu płci, w przypadku drugiego tylko u samców. Dla odróżnienia, nazywa się je zwyczajowo Fishfly.
Polskie wielkoskrzydłe
Mimo ich pozytywnego znaczenia dla ludzi przyrody, wielu z was na pewno się cieszy, że te giganty można znaleźć daleko, za oceanem. Mimo to, można u nas znaleźć ich bardzo dalekich kuzynów, czyli żylenice (Sialis spp.), jedynych rodzimych wielkoskrzydłych. Na całe szczęście żylenice są znacznie mniejsze, ponieważ osiągają najwyżej 2 cm długości. Znaleźć je można wiosną, w pobliżu zbiorników wodnych, gdzie przesiadują na trzcinach oraz liściach. Żyją bardzo krótko i nie pobierają w tym czasie żadnych pokarmów. Ich larwy natomiast są drapieżne i żyją w wodzie, ukryte zazwyczaj na dnie, wśród kamieni i martwego drewna. Można więc powiedzieć, że pomimo mniejszych rozmiarów i braku tak imponujących żuwaczek, ich tryb życia wcale tak bardzo się nie różni od tego prowadzonego przez amerykańskich krewniaków. O żylenicach możecie poczytać w moim wcześniejszym artykule.
Warto przeczytać:
- http://entnemdept.ufl.edu/creatures/misc/eastern_dobsonfly.htm
- https://bugguide.net/node/view/4873#body
- https://en.wikipedia.org/wiki/Corydalus_cornutus
- http://animaldiversity.org/accounts/Corydalus_cornutus/