Jaka jest najlepsza obrona przed wrogiem? Ktoś odważny powie, że stawienie mu czoła, walka, ale są też tacy, którzy będą woleli wziąć nogi za pas i jak najdalej od niego uciec. Wbrew pozorom i ta ostatnia taktyka jest jak najbardziej rozsądna, zwłaszcza, gdy wróg jest silniejszy, lub co gorsza, ma nad nami przewagę liczebną. Istnieje jednak zupełnie inny sposób na przetrwanie, który w porównaniu z poprzednimi pomysłami, może się wydawać kompletnym szaleństwem. W końcu jak inaczej nazwać sytuację, gdy ofiara postanawia zamieszkać ze swoim oprawcą? Czyżbym wyjeżdżał wam z jakimś syndromem sztokholmskim? Nie, absolutnie. Istnieją organizmy, które bronią się przed jednymi drapieżnikami, przymilając się do zupełnie innych i to takich, które również bardzo chętnie by je pożarły.
Najbardziej znanym przykładem są niewątpliwie błazenki (Amphiprion spp.), morskie rybki, które chronią się wśród parzących macek ukwiałów, które standardowo polują właśnie na ryby. W przypadku tych morskich zwierząt mamy jednak do czynienia z symbiozą, która oznacza korzyści dla obu stron. Błazenki np. usuwają resztki jedzenia spomiędzy macek ukwiałów i wabią do nich inne ryby, stanowiące ich pokarm, a w zamian za to, ukwiały bronią rybki przed drapieżnikami. Co jednak ukwiały i błazenki mają do naszej kwietnicy? Jej larwy również wpadły na pomysł (jeśli o owadach można tak napisać) zamieszkania wśród swoich wrogów, by zyskać bezpieczeństwo, chociaż w tym wypadku raczej trudno mówić o symbiozie, skoro za mieszkanie wśród mrówek, larwy kwietnic płacą nieprzyjemną cenę w postaci licznych pogryzień!
Systematyka
O larwach kwietnic napisze jednak pod koniec artykułu. Teraz zajmijmy się dużo bardziej złożoną sprawą, mianowicie systematyką. Tradycyjnie powinienem zacząć od podania rodziny, do której zalicza się ten chrząszcz, ale jest to bardzo pogmatwana sprawa. Jedni uczeni powiedzą, że należy do rodziny kruszczycowatych (Cetoniidae) inni, że do poświętnikowatych (Scarabaeidae), natomiast my zajmiemy się innymi, znacznie ciekawszymi kwestiami, niż rozstrzyganiem, którzy mają racje.
Chociażby rodzajem. Ten do którego zalicza się nasza bohaterka, czyli Protaetia, liczy sobie w Polsce 5 gatunków. Jeden z nich, czyli Protaetia marmorata, poznaliście już na moim blogu, choć mogliście nie skojarzyć, ponieważ jego polska nazwa to wepa marmurkowa, czyli zupełnie inna, niż znana nam kwietnica. Ciemne osobniki wepy możemy bardzo łatwo odróżnić od naszej bohaterki, ale czasami trafiają się również zielonkawe i wtedy pojawia się kłopot. Wepę można wtedy poznać po listewce brzeżnej na przedpleczu, czyli obrzeżeniu wokół niego, które w przedniej części zanika. U kwietnicy różówki, obrzeżenie jest obecne na całej długości brzegów przedplecza. Pozostałe kwietnice są zwykle większe od naszej bohaterki, a do tego ich pokrywy zwykle nie mają białych plamek.
To tyle w temacie rodzaju, a teraz kilka słów o nazwie naszej bohaterki. Tym razem, to nie polska jest przyczyną zamieszania, a łacińska. Obecna nazwa tej kwietnicy to Protaetia mettalica, ale osoby korzystające np. ze starszych książek mogą się zdziwić, ponieważ w nich często funkcjonuje nazwa „Protaetia cuprea,” lub Protaetia cuprea ssp. mettalica. Dlaczego? Widzicie, w przeszłości różówka była kwalifikowana do gatunku Protaetia cuprea, a konkretniej rzecz biorąc należała do podgatunku mettalica. Naukowcy doszli jednak do wniosku, że ten podgatunek zasługuje na podniesienie do rangi gatunku, dlatego teraz mamy właśnie Protaetia mettalica. Co najciekawsze, nazwa Protaetia cuprea wciąż istnieje, ale odnosi się do gatunku, który w Polsce nie występuje. Żeby jeszcze bardziej skomplikować jej identyfikowanie, dorzucę informację, że w przeszłości, nasza Protaetia była również znana pod nazwą rodzajową Potosia. Warto o tym pamięta, bo i z taką nazwą można się spotkać!
Kwietnica vs. kruszczyca
Uff, niezłe zamieszanie z tym nazewnictwem, ale wierzcie mi, w przypadku tej kwietnicy możemy mieć kłopot również z jej identyfikacją. I nie chodzi mi o pomylenie jej z innymi przedstawicielami tego rodzaju, co zresztą już sobie wyjaśniliśmy. Istnieje bowiem dużo większa szansa, że pomylimy ją z gatunkiem należącym do zupełnie innego rodzaju, niż dużo rzadszą wepą. Konkretnie chodzi mi o kruszczycę złotawkę (Cetonia aurata), która na pierwszy rzut oka wygląda niemal tak samo jak nasza kwietnica! Jak więc je odróżnić?
Podstawowa różnica między nimi, to kształt wyrostka, który niestety znajduje się na spodzie ciała. W przypadku kwietnicy, wspomniany wyrostek, jest umiejscowiony na śródpiersiu (możemy go wypatrzeć pomiędzy nogami drugiej pary) i przypomina kształtem łopatkę. U kruszczycy natomiast, wyrostek znajdujący się w tym samym miejscu, jest zakończony kuliście. Wierzcie mi, gdy obejrzycie oba te wyrostki, szybko załapiecie różnice między nimi i bez trudu będziecie rozróżniać te chrząszcze. By tego dokonać, musimy jednak zobaczyć spód ciała, a to oznacza jedno; trzeba taką kwietnice/kruszczycę złapać w rękę i obrócić ją tak, by było widać śródpiersie. Nie żeby to było jakoś specjalnie trudne, oba te gatunki są powolne, a wzięcie ich do ręki nie zaszkodzi ani im (są naprawdę twarde i wytrzymałe), ani nam (dla ludzi są zupełnie nieszkodliwe). Mimo to zrozumiem osoby, które będą jednak miały opory przed czymś takim. Co wtedy?
Jak się okazuje istnieje inny sposób, by odróżnić oba te chrząszczy i to zupełnie nieinwazyjny. Dowiedziałem się o nim stosunkowo nie dawno, bo raptem kilka miesięcy temu, ale jest on skuteczny, choć nie aż tak bardzo jak porównanie wyrostków. Tym razem musimy spojrzeć na ich nogi. Na kolanach kwietnicy różówki możemy dostrzec kremowobiałe lub brunatne plamki, które z pewnością przykują naszą uwagę. W przypadku kruszczycy brak jest jakichkolwiek plamek, a kolana mają taki sam kolor, jak reszta nóg. Niby wszystko jasne, ale cecha ta ma swoje wady. Po pierwsze, brązowe plamki na nogach kwietnic mogą nie być dobrze widoczne i to może nas skutecznie zmylić. Po drugie, nogi kruszczycy, podobnie jak reszta jej ciała, intensywnie błyszczą. Może być więc tak, że jasny połysk na kolanach kruszczycy pomylimy z białymi plamkami kwietnicy. Dlatego właśnie, jeśli zobaczymy takiego chrząszcza z wyraźnymi, białymi plamami na kolanach, wówczas możemy być pewni, że to kwietnica różówka. W innych przypadkach, na wszelki wypadek lepiej zajrzeć pod spód ciała.
Wygląd
W temacie wyglądu, trochę już o kwietnicy napisałem. Chociażby to, że na spodzie ciała ma wyrostek w kształcie łopatki, oraz to, że jej kolanka mają białe lub brunatne plamki. To jednak zdecydowanie nie wszystko.
Zacznę oczywiście od rozmiarów. Te mogą się wahać w granicach 1,4-2,3 cm. Można więc śmiało napisać, że to całkiem spore chrząszcze, choć najczęściej spotkamy takie, które będą miały niecałe 2 cm, a przynajmniej sam takie zazwyczaj znajduje.
Różówka jest nie tylko duża, ale również masywnie zbudowana, a jej ciało wydaje się być wręcz pękate. Do tego trzeba napisać, że jest po całości metaliczno-zielona, no i oczywiście intensywnie błyszcząca. Ta zieleń różówki jest jednak przyciemniona, jak to określa literatura, taka bardziej zgniła, a tym samym mniej kontrastowa, niż ma to miejsce u kruszczycy złotawki. Pamiętajmy jednak, że kierowanie się odcieniami kolorów nie jest najlepszym rozwiązaniem w przypadku owadów, w końcu jak doskonale wiemy, potrafią być bardzo zmienne i dotyczy to również tej dwójki. Wracając jeszcze do kwietnicy, to muszę również wspomnieć, że bywają osobniki o nieco innym ubarwieniu, bo o brązowawym, złotawym, a nawet fioletowym połysku.
Na koniec wspomnę również o ciekawej umiejętności, którą dysponuje nasza różówka, ale też pozostałe kwietnice, oraz kruszczyce. Mianowicie, w czasie lotu, nie musi rozkładać swoich pokryw, by rozwinąć drugą parę skrzydeł. Może je bowiem wysunąć dzięki specjalnym wcięciom pod pokrywami. Dzięki temu, nawet w czasie lotu, zamknięte pokrywy chronią delikatniejszy odwłok, co przydaje się np. w czasie niezbyt szczęśliwego lądowania, a wierzcie mi, takie sytuacje czasem się u nich zdarzają.
Gdzie ją można spotkać?
Pospolita w całym kraju. Najłatwiej można ją wypatrzeć w okolicach obrzeży lasów, przy drogach, polanach, a także na łąkach. Czasem zalatuje również w bezpośrednie sąsiedztwo człowieka, np. do ogrodów czy sadów. Dorosłe chrząszcze możemy obserwować od czerwca do sierpnia.
Tryb życia
Kwietnice możemy spotkać głównie na różnych gatunkach kwiatów. Mogą to być zarówno fioletowe róże, czy osty, jak również przymiotno białe, czy żółte dziewanny. Interesuje je głównie pyłek oraz nektar, ale z braku laku, mogą się wgryźć w kwiatowe koszyczki, co obserwowałem na ostach. Prócz tego, gustują również soku wyciekającym z drzew oraz w przejrzałych owocach. Nie są płochliwe, do tego poruszają się powoli, a na ucieczkę decydują się dopiero, gdy są dłużej niepokojone (mogą wówczas rozwinąć skrzydła i odlecieć).
Po odbytej kopulacji, samice szukają miejsc by złożyć jaja. Larwy tych pięknych chrząszczy rozwijają się chociażby w próchniejącym drewnie, czy w kompoście, ale ich głównym miejscem rozwoju, są jednak mrowiska, przy czym decydują się głównie na te założone przez rudnicę (Formica rufa) oraz gmachówkę koniczek (Camponotus herculeanus). Złożenie jaj w mrowisku pełnym agresywnych mrówek, nie jest jednak prostym zadaniem. Samice, które przylatują do mrowiska, siadają bezpośrednio na nim, co oczywiście wzbudza uzasadnioną agresję mrówek, które atakują niespodziewanego intruza. Samica kwietnicy jest jednak mocno opancerzona, a do tego potrafi strzepnąć z siebie napastliwe mrówki, kopiąc je swymi odnóżami. To jej wystarczy, by po pewnej chwili zagrzebać się w wierzchniej warstwie mrowiska i złożyć jaja.
Larwy kwietnic przypominają typowe pędraki, chociaż zdają się być trochę bardziej krępe, a ich nóżki są nieco krótsze. Pytanie tylko brzmi, co one robią w mrowiskach? Znakomicie opisał to pan Marek W. Kozłowski w swych „Owadach Polski Chrząszcze.” Przede wszystkim, nie wadzą mrówkom i to jest chyba najważniejsze. Larwy kwietnic są bowiem roślinożerne i żywią się podgniłymi fragmentami roślin, których w mrowiskach nie brakuje, w końcu są one zbudowane z różnego rodzaju patyczków, igieł czy liści, które z czasem zaczynają się rozkładać. W pożeraniu tak trudnego do strawienia pokarmu, pomagają im symbiotyczne bakterie z rodzaju Bacillus, które wytwarzają enzymy umożliwiające larwom kwietnic strawienie tego typu pokarmu. W świecie owadów to żadna nowość, wiele z nich korzysta z usług bakterii, które pomagają im trawić trudne do przyswojenia tkanki roślinne, zwłaszcza drewno (wykorzystują je chociażby korniki czy termity).
Co jednak na to mrówki? Wygląda na to, że larwy zjadające po trosze ich gniazdo wcale im nie przeszkadzają, wszak to dla nich żaden problem dobudować brakujące elementy. Najciekawsze jest jednak to, że z jakiegoś powodu mrówki nie pożerają larw kwietnic, choć te nie mają w zwyczaju częstować ich słodkimi kropelkami, jak czynią to np. niektóre chrząszcze, które również mieszkają z mrówkami. Kiedy larwy kwietnic są młode, mrówki je ignorują, jednak im są starsze, tym mrówki częściej je atakują. Gryzą je, ale nie pożerają! Dla larw kwietnic to dobrze, ponieważ rany powstałe na ich ciałach łatwo się zasklepiają, dzięki tężejącej hemolimfie (owadzia krew) i choć pewnie lepiej by było, gdyby mrówki w ogóle ich nie ruszały, to i tak, wydaje się, że to cena bezpieczeństwa, którą kwietnice są wstanie zaakceptować. Chociaż z tym bezpieczeństwem, to chyba się pośpieszyłem. Owszem, mrówki doskonale bronią swoje mrowiska przed drapieżnikami, przy okazji chroniąc żyjące w nich larwy kwietnic. Nie przed wszystkimi się jednak udaje. Chodzi przede wszystkim o dzięcioła zielonego, który lubi napadać na gniazda mrówek i rozgrzebywać je dziobem, by dobrać się do larw. Mrowiska atakuje zimą, kiedy mrówki hibernują głęboko pod ziemią. Jest to o tyle ciekawe, że dzięcioły rozgrzebują raczej wierzchnia warstwę mrowiska, dokładnie tam, gdzie można znaleźć… larwy kwietnic. Jak więc sugeruje pan Kozłowski w swojej książce, dzięcioły dobierają się do mrowisk nie tyle by dostać się do mrówek, ale właśnie do larw kwietnic, co ma sens, tym bardziej, że takie larwy są jednak większe i tłuściejsze od malutkich, mrówczych larw.
Piękne kolory ma ten owad.