Słyszeliście, że klecanki należą do owadów, których użądlenie jest najbardziej bolesne, spośród wszystkich naszych żądłówek? Tak przynajmniej możemy wywnioskować z bardzo wielu popularnonaukowych serwisów, wg. których plasują się na 3 miejscu, w 4-stopniowej skali Schmidta. Przewyższają tym samym pszczołę miodną, a nawet szerszenia! O co chodzi z tą skalą, kim jest ten cały Schmidt i przede wszystkim, czy rzeczywiście tak jest, napisze pod koniec tego artykułu. Zanim jednak do tego dojdę, sprawdźmy najpierw jak wyglądają i ile gatunków żyje w naszym kraju.
Wygląd
Dość nietypowo, ale zanim zacznę od systematyki, najpierw przyjrzymy się ich wyglądowi, który jest w dużej mierze wspólny dla wszystkich, krajowych gatunków. Różnice między nimi występują w dość subtelnych detalach, które jednak omówię przy okazji poszczególnych gatunków.
Tradycyjnie zacznę od wielkości, a ta rzecz jasna waha się w zależności od kasty, z którą mamy do czynienia. Generalnie robotnice mierzą zazwyczaj od 1,2 do 1,5 cm. Nieco większe są samce, które mogą dorastać do 1,6-1,7 cm. Największe są oczywiście królowe, mogące mierzyć od 1,7 do 1,9 cm.
Klecanki są zdecydowanie smuklejsze, niż pozostałe gatunki os. Szczególnie wąskie jest przewężenie między odwłokiem, a tułowiem i to zwraca na siebie uwagę. Poza tym, odwłok nie jest ścięty z przodu, jak ma to miejsce u osy pospolitej, czy dachowej. Pod względem ubarwienia, klecanki są oczywiście żółto-czarne, co jednak ciekawe, dość charakterystyczne są cztery, okrągłe plamki o żółtej barwie, które znajdują się w górnej części odwłoka. Pomiędzy samicami (zarówno królowymi jak i robotnicami) a samcami, występuje wyraźny dymorfizm płciowy. Objawia się on w ubarwieniu przodu głowy oraz oczu. Twarz samic jest żółto-czarna, oczy zaś mają jednolitą, czarną barwę. U samców cała przednia część głowy jest jasnożółta, oczy są natomiast po części zielonkawe, ale w odcieniu zbliżającym je do żółtej barwy.
Systematyka
Klecanki należą do rodziny osowatych (Vespidae), która dzieli się na trzy podrodziny: osy właściwe (Vespinae), do której zaliczają się dobrze znane osy i szerszeń, kopułki (Eumeninae), skupiające w sobie osy żyjące samotnie oraz klecanki (Polistinae). Przez długi czas w skład naszej entomofauny wchodziły trzy gatunki klecanek: Polistes dominula, Polistes nimpha oraz Polistes biglumis bimaculatus. W maju 2019 r. w Acta entomologica silesiana ukazał się jednak artykuł badaczy, którzy wykazali, że występuje u nas jeszcze jeden gatunek: Polistes albellus.
W literaturze oraz w Internecie można się niekiedy spotkać z informacją, że mamy w Polsce jeszcze jeden gatunek, czyli Polistes bischofii, znany również jako klecanka łodygowa. Kiedyś sam był przekonany, że można ją u nas spotkać. W rzeczywistości jednak nie stwierdzono, aby była u nas obecna. Nie wykluczone jednak, że w przyszłości może się u nas pojawić, za sprawą zmian klimatu.
Polistes gallicus
No dobrze, wiemy już ile jest u nas klecanek, ale… czy ja aby o którejś nie zapomniałem? W polskiej literaturze często możemy się natknąć na klecankę o łacińskiej nazwie Polistes gallicus, widniejącą pod rodzimą nazwą klecanka rdzaworożna. Problem w tym, że pod tą samą nazwą ukrywa się również Polistes dominula. O co więc w tym chodzi? Cóż, zamieszanie jest z tym wielkie, a wszystko sprowadza się do… błędnego oznaczenia, powielanego nie tylko w literaturze popularnonaukowej, ale nawet w poważnych publikacjach entomologicznych (chociażby w polskim kluczu do oznaczania os). Doszło nawet do tego, że P. gallicus wylądowała w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt, gdzie widnieje z kategorią CR, co oznacza, że jest gatunkiem krytycznie zagrożonym wyginięciem.
Prawda jest natomiast taka, że w Polsce Polistes gallicus w ogóle nie występuje! To gatunek południowo-europejski, choć północna granica jego występowania sięga całkiem wysoko, bo do Słowacji. I na niej zresztą się kończy. Jeśli natomiast chodzi o to całe zamieszanie, to P. gallicus była zwyczajnie mylona z P. dominula i dlatego właśnie wszelkie opisy dotyczące polskich P. gallicus w rzeczywistości odnoszą się do P. dominula. Z tego też względu, choć nazwa Polistes gallicus funkcjonuje obecnie jako synonim P. dominula, trzeba pamiętać, że to dwa, zupełnie różne gatunki! Konkretne wiadomości w tej kwestii możecie zobaczyć w Wiadomościach Entomologicznych XXXII, numer 32.
Klecanka rdzaworożna (Polistes dominula)
No dobrze, mamy już za sobą jeden galimatias związany z klecankami, pora więc na kolejny. Jak już wcześniej wspomniałem, wszelkie publikacje dotyczące P. gallicus, odnoszą się do naszej klecanki rdzaworożnej (Polistes dominula), w dawnej literaturze znanej też jako klecanka pospolita. Dotyczy to również Czerwonej Księgi, w której cały tekst dotyczy właśnie P. dominula. Inna sprawa, że ten opis jej zagrożenia, delikatnie pisząc, mija się ze stanem faktycznym. W rzeczywistości bowiem, Polistes dominula jest gatunkiem pospolitym w całej Polsce i raczej nic jej nie zagraża, a jeśli już, to na pewno nie zasługuje na tak wysoką pozycję w Czerwonej Księdze (na upartego, zdecydowanie warto by było ją obniżyć). Dlaczego więc w ogóle się w niej znalazła? Powody są najpewniej dwa. Raz, że została pomylona przez autorkę wpisu do Czerwonej Księgi z P gallicus, co mogło skutkować błędami przy poszukiwaniu o niej informacji w piśmiennictwie, a dwa przez ten sam błąd (ale równie dobrze z innego powodu), mogły zostać przeoczone nowe dane, na temat występowania P. dominula w Polsce. Wyjaśnienie tego wszystkiego znajduje się zresztą w Wiadomościach Entomologicznych XXIV, numer 3.
Dobra, starczy już tych zawiłości… przynajmniej na razie, bo pod koniec artykułu trochę ich jeszcze będzie. Teraz przyjrzyjmy się klecance rdzaworożnej. Zacznę może od tego, że to chyba najłatwiejsza do oznaczenia klecanka, przynajmniej jeśli chodzi o samice. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak trzeba się trochę nagimnastykować, aby ją zidentyfikować. Przede wszystkim, podstawową rzeczą, na którą trzeba zwracać uwagę, są jej czułki. Pierwsze trzy człony są czarno-żółte, pozostałe natomiast, na całej swej długości, są czerwonawe, także z wierzchu. Jest to bardzo ważne, ponieważ u innych krajowych klecanek, wierzch czułków jest czarny. Inną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest nadustek o jednolicie żółtej barwie, chociaż przy jego okazji warto pamiętać, że u części osobników może się na nim znajdować mniejsza, bądź większa plamka, o czarnym kolorze. Oprócz tego, obserwując klecanki rdzaworożne, często rzuca mi się w oczy, że żółty wzór na ich odwłoku, jest zazwyczaj bardziej rozbudowany, niż u innych klecanek. To jednak tylko moja osobista uwaga, której absolutnie nie trzeba brać za pewnik. Sam traktuje to spostrzeżenie jedynie jako wskazówkę, a nie podstawę do oznaczenia.
Klecanka polna (Polistes nimpha)
Klecanka polna, podobnie jak klecanka rdzaworożna, jest pospolita i można ją spotkać niemal w całej Polsce. Już na pierwszy rzut oka widać, że P. nimpha (znana też pod synonimową nazwą Polistes nimphus), jest ciemniejsza od poprzedniej klecanki. Nie chodzi tutaj jedynie o ogólne ubarwienie jej ciała, ale też o czułki. U P. dominula górna strona czułków jest pomarańczowo-żółta, natomiast u P. nimpha jest zaciemniona. Dodatkowo, na nadustku klecanki polnej mamy czarną przepaskę, która w rzadkich przypadkach jest zredukowaną plamą.
Dużo łatwiej jest ją pomylić z P. biglumis bimaculatus i żeby ją odróżnić, trzeba spojrzeć na przód jej głowy, np. na policzki. U klecanki polnej są one żółte, natomiast u P. biglumis czarne, choć czasami może na nich występować mała, żółta plama. Inną cechą, na którą warto zwrócić uwagę, są żuwaczki. U klecanki polnej są czarne i tylko w rzadkich przypadkach może być na nich mała, żółta plama (wtedy jest ona mniejsza, niż na policzkach). U P. biglumis żuwaczki są najczęściej czarne z dużą, żółtą plamą lub są całkowicie żółte. Niekiedy plamka może być mała lub żuwaczki mogą być całkowicie czarne.
Inną różnicę między tymi dwoma gatunkami znalazłem na polskim forum entomologicznym. Chodzi o spodnią stronę pierwszych członów czułków, czyli tych przy samej głowie. U klecanki polnej ich barwa jest czarna, rozszerzająca się ku przodowi. W przypadku P. biglumis jest on żółty, otoczony czarną barwą po bokach. Nie jestem jednak pewny, czy aby na pewno można dać w to wiarę, a jeśli tak, to czy nie ma jakichś wyjątków, jak z żuwaczkami. Generalnie, P. nimpha jest także nieco jaśniejsza, niż P. biglumis, ale ubarwienie to rzecz zmienna, więc nie zawsze warto na tym polegać.
Polistes biglumis bimaculatus i Polistes albellus
No dobrze przejdźmy teraz do najmniej popularnej klecanki, czyli P. biglumis bimaculatus. Jak do tej pory nie doczekała się polskiej nazwy, co pewnie wynika z faktu, że jest jednym z rzadziej spotykanych gatunków i pewnie nawet wielu przyrodników może jej nie kojarzyć. Sam jak do tej pory nie znalazłem jej w żadnej z popularnych książek o owadach. No dobrze, a o co chodzi z tą jej potrójną nazwą łacińską? Tak się składa, że są trzy podgatunki P. biglumis, a w naszym kraju występuje tylko jeden z nich, czyli bimaculatus i właśnie dlatego często jest opisywana poprzez nazwę składającą się z trzech członów.
Najnowszym nabytkiem w naszej entomofaunie jest Polistes albellus. O jej obecności w Polsce poinformowali naukowcy na łamach Acta entomologica silesiana w maju 2019 r. Nie oznacza to jednak, że dopiero wtedy pojawiła się w naszym kraju. Badacze odkryli jej występowanie u nas, dzięki zbadaniu 73 okazów złowionych w trakcie badań oraz znalezionych w kolekcjach z całej Polski w latach 1999-2018. To oznacza, że występuje u nas od ponad 20 lat i bardzo możliwe, że pojawiła się u nas właśnie wtedy, czyli w okresie, gdy coraz częstsze stawały się u nas inne ciepłolubne stawonogi, z tygrzykiem paskowanym na czele.
W 2019 znana była z 27 stanowisk w środkowej i południowej Polsce i jest bardzo możliwe, że od tamtego czasu zdążyła się też pojawić w innych rejonach naszego kraju. Co ciekawe, często ją znajdowano przy szlakach kolejowych, w dolinach rzek i przy drogach o małym natężeniu ruchu, więc kto wie, czy w rozprzestrzenianiu się jej nie pomaga przypadkiem człowiek. Sam w 2021 r. znalazłem przy torach samicę klecanki siedzącą na gnieździe i podejrzewam, że może to być właśnie Polistes albellus. Niby przemawia za tym kilka cech jej wyglądu, ale nie mam też 100-procentowej pewności.
Na pierwszy rzut oka, P. albellus przypomina P. biglumis i naprawdę ciężko odróżnić te dwa gatunki. U tego pierwszego gatunku, policzki są wyraźnie krótsze, niż u P. biglumis. Dodatkowo na jego przedpleczu znajdują się zazwyczaj żółte boczne przepaski. U P. biglumis zwykle ich nie ma. Warto też zwrócić uwagę na pokrywki skrzydłowe, które u P. albellus są przeważnie tylko nieznacznie zaczernione u nasady, natomiast u P. biglumis są najczęściej z centralnie położoną czarną plamą, sięgającą nasady. Zdecydowanie zachęcam do zapoznania się z pracą naukowców, którzy odkryli obecność tego gatunku w naszym kraju. Znajdziecie w niej klucz do oznaczania klecanek oraz dokładne informacje o P. albellus. Link dodaję tutaj.
Na koniec jedna ważna sprawa. Cechy ułatwiające rozpoznawanie klecanek, które podałem powyżej, dotyczą wyłącznie samic! U samców jest to jeszcze bardziej skomplikowane, dlatego postanowiłem pominąć tę kwestię. Jeśli jednak jesteście tego ciekawi, to jeszcze raz odsyłam do pracy naukowców o P. albellus, gdzie znajduje się także klucz do rozpoznawania samców. Oznaczanie klecanek jest bardzo trudne i nie zawsze da się to zrobić mając jedynie same zdjęcia. W razie wątpliwości zawsze warto się zwrócić o pomoc do entomologa zajmującego się błonkówkami.
Gdzie je można spotkać?
Jak już wcześniej wspomniałem, dwie z wymienionych prze mnie klecanek, czyli rdzaworożna i polna, są pospolite w całej Polsce, natomiast trzecia P. biglumis bimaculatus jest dużo rzadsza, ale też trudno mi powiedzieć jak wygląda jej rozmieszczenie w naszym kraju, ponieważ nie mam danych na ten temat. Jeśli chodzi o miejsca w których można je spotkać, to nie będzie wielkim odkryciem, jeśli napisze, że trafiają się praktycznie wszędzie, zarówno w środowiskach naturalnych, jak również tych antropogenicznych, czyli stworzonych przez nas samych. Obserwować je można przez większą część roku.
Gniazdo
Gniazda klecanek zdecydowanie różnią się od tego, co możemy zaobserwować u os właściwych. Przede wszystkim są one otwarte, co oznacza, że wokół nich nie ma żadnej osłony, a dodatkowo składają się tylko z jednego plastra, przymocowanego do podłoża małym, cienkim trzonkiem.
Największe gniazda budują klecanki rdzaworożne; ich długość może dochodzić do 12 cm i mogą mieć 250 komórek, a nawet więcej. Gniazda budowane przez ten gatunek mają ciemnoszarą barwę i najczęściej są zakładane w miejscach, które przynajmniej częściowo są osłonięte. Bardzo często lokują je w naszym najbliższym sąsiedztwie, czyli np. w jakimś garażu albo pod dachem. W warunkach naturalnych, mogą się natomiast gnieździć np. w norach zwierząt, budkach lęgowych dla ptaków, czy w pustych ulach.
Klecanka polna zdecydowanie bardziej woli zakładać swoje gniazda w środowisku naturalnym, głównie na łodygach roślin zielnych, lub gałęziach krzewów, czasem również na ścianach budynków, ale co ciekawe, nie pod dachami. Gniazda klecanki polnej są mniejsze, niż u poprzedniego gatunku, a do tego mają jasnoszarą barwę. Gniazda Polistes biglumis mają podobną wielkość, jak u klecanki polnej, ale są ciemnoszare, a znajdujące się w nich komórki mogą mieć różną wielkość (u poprzednich dwóch klecanek, są do siebie zbliżone rozmiarami). Nie znalazłem nigdzie informacji, w jakich miejscach lubią gniazdować, choć podejrzewam, że wygląda to podobnie, jak u P. nimpha.
Otwarte gniazdo wiąże się z pewnymi konsekwencjami, chociażby takimi, że regulacja temperatury, jest w nich mocno utrudniona. W końcu brakuje osłony, która zabezpieczałaby przed chłodem lub upałem. Klecanki mają jednak na to skuteczne rozwiązanie. W czasie chłodów wprawiają w drżenie swoje mięśnie, dzięki czemu, w gnieździe robi się o wiele cieplej. To bardzo ważne, ponieważ klecanki należą do bardzo ciepłolubnych owadów i w czasie chłodnych, deszczowych dni, wolą siedzieć na gnieździe, niż latać aktywnie, jak to się zdarza osom właściwym. W przypadku, gdy robi się za gorąco, polewają komórki kroplami wody, które transportują z pobliskich zbiorników wodnych, po czym gwałtownym wachlowaniem skrzydłami, doprowadzają je do parowania i tym samym do obniżenia temperatury.
Tryb życia
Różnice pomiędzy klecankami, a osami właściwymi możemy zaobserwować nie tylko w budowie gniazda, ale także w życiu tworzącej go kolonii. Zwłaszcza podział na kasty, jest u nich dość nietypowy. Normalnie jest tak, że mamy robotnice, samce, oraz królowe. Podział jasny, klarowny i przede wszystkim stały. Tymczasem u klecanek szansę, na zostanie królową, ma praktycznie każda robotnica! Bardzo dokładnie to zbadano u klecanek rdzaworożnych, a występujące u nich zachowania świetnie opisał pan Marek W. Kozłowski w swych „Owadach Polski.”
Wszystko zaczyna się wiosną, kiedy przychodzi czas budowy gniazda. To ostatnie może zostać założone klasycznie, przez jedną królową, ale równie dobrze może powstać przy udziale… kilku królowych! Ta ostatnia opcja jest szczególnie ciekawa, bo tych kilka samic współpracuje ze sobą, aż do momentu, kiedy gniazdo będzie gotowe. Gdy tak się stanie, kończy się współpraca, a zaczyna się walka o „koronę”. Część samic ma w swoich genach zdolności przywódcze, u innych natomiast jest z tym trochę słabiej, co nie zmienia faktu, że pomiędzy wszystkimi dochodzi do walk, czy też raczej przepychanek. W końcu jedna z samic wychodzi na prowadzenie i tym samym udaje jej się zdominować inne. Jak? Brutalnie, zupełnie jak prawdziwa domina, tyle, że zamiast pejczyka, mamy pazurki na stopach oraz żuwaczki. Ostatecznym przypieczętowaniem władzy jest jednak zupełnie inny rytuał, czyli… podeptanie zdominowanych samic! Zwycięska samica dosłownie chodzi po swych poddanych, które grzecznie się przed nią płaszczą, przyciskając swoje ciało do plastra. Później pozostaje już tylko utrzymanie władzy, co nie jest trudne, gdy ma się do dyspozycji odpowiednie feromony.
Co ciekawe, samice P. dominula o zacięciu do dominacji, można bardzo łatwo rozpoznać, ponieważ jak pokazały badania, cechuje je duża, czarna plama, znajdująca się pośrodku nadustka. Samiczki o małych plamach lub pozbawione ich, mają znacznie mniejsze predyspozycje do rządzenia, a większe do bycia posłusznymi robotnicami. Oczywiście te ostatnie początkowo składają własne jaja, które są jednak niszczone przez dominującą samicę, aż do momentu, gdy u podległych samic zaniknie skłonność do tego rodzaju „wybryków”. Brutalne prawda? Nie ma się więc co dziwić, że nie wszystkim musi się to podobać. W związku z tym może dojść do takiej sytuacji, że jakaś zdominowana samica będzie wolała porzucić swoje gniazdo i przenieść się do innego. Chociaż nie, przenieść się, to złe słowo. Powinienem raczej napisać, że włamać się do niego, zniszczyć tamtejsze jaja i młodsze larwy oraz rzecz jasna zdominować żyjące tam klecanki! Później pozostaje już tylko złożyć własne jaja. Co ciekawe takie samice, wolą się „wpraszać” do gniazd, które są już w pełni rozwinięte, bo raz, łatwiej jest się do niego wślizgnąć, gdy można się wtopić w tłum innych osobników, no a dwa… nie ma zbędnej roboty, przy jego budowie, ponieważ jest już gotowe.
Sami przyznacie, że życie klecanek przebiega w bardzo ciekawy sposób, prawda? Mi pozostaje jeszcze napisać, że dorosłe osobniki, tak jak u innych os bywa, są zazwyczaj roślinożerne, a ich głównym pokarmem jest nektar kwiatów. Larwy są jednak mięsożerne, dlatego klecanki polują również na inne owady, aby móc je nimi nakarmić. W trakcie funkcjonowania gniazda pojawiają się kolejne robotnice, a pod koniec lata również młode królowe, oraz samce. Te ostatnie, po odbytej kopulacji włóczą się to tu, to tam, odwiedzając czasami kwiaty, a innym razem wygrzewają się na liściach, czy kłodach drewna. Ostatecznie jednak, czeka je marny koniec, ponieważ przed zimą giną wszystkie, zimują zaś wyłącznie przyszłe królowe.
Skala bólu Schmidta
Praca entomologów kojarzy się zazwyczaj z panami, którzy ganiają po lasach i łąkach z siatkami na motyle lub dłubią przy nabitych na szpilki okazach. Owady, to jednak nie tylko grzeczne motyle, czy błyszczące w gablocie chrząszcze, ale również zwierzęta, z którymi kontakt może się skończyć co najmniej boleśnie. Je także ktoś musi badać i tak się składa, że tym kimś jest amerykański badacz Justin O. Schmidt, pracujący w Instytucie Biologicznym Uniwersytetu Arizońskiego. Ten sławny entomolog poświęcił swoje życie badaniu błonkówek (w 2015 r. dostał nawet za to nagrodę antynobla) i oczywiste jest, że przy takiej pracy nie łatwo o różne… wypadki. Jako, że zbierało się ich całkiem sporo, badacz skrupulatnie je odnotowywał, aż w końcu, w 1990 r. wydał papierową publikację, pod tytułem: „Hymenoptera Venoms: Striving Toward the Ultimate Defense Against Vertebrates,” w której zebrał 78 gatunków, należących do 41 rodzajów i uszeregował je według własnej skali bólu od 1 do 4, opartej na podstawie swoich osobistych doświadczeń, lub jego współpracowników.
Na pewno o niej słyszeliście, wszak owa lista oraz widniejące na niej owady, często się pojawiają w serwisach popularnonaukowych, ale też na takich stronach, jak wykop, czy kwejk. Inna sprawa, że to, co można tam znaleźć, zazwyczaj nijak się ma do autentycznej listy, ani tego, co na niej widnieje. Znakomitym przykładem jest nasza klecanka, która zgodnie z tymi stronami i serwisami, powinna widnieć na tej liście z numerem 3, co nie tylko jest bardzo wysoką pozycją, ale jednocześnie wyższą od szerszenia europejskiego i pszczoły miodnej, które uplasowały się oczko niżej. Pytanie jednak brzmi, czy rzeczywiście tak jest?
Na stronie http://www.joshuastevens.net/visualization/visual-guide-to-painful-insect-stings/ możemy znaleźć elegancko przedstawioną listę, na której znajdują się wszystkie wymienione w oryginalnej publikacji gatunki oraz informacje o skali bólu i czasie jego trwania. Owszem, w tej liście są wymienione klecanki z rodzaju Polistes, ale żadna z nich nie występuje w Polsce. Mało tego, przyglądając się jeszcze bardziej wnikliwie tej liście, możemy łatwo zauważyć, że nie ma w niej także europejskiego szerszenia! Jest wymieniona tylko pszczoła miodna i w sumie nic dziwnego, wszak jest obecna praktycznie wszędzie. Rzecz bowiem w tym, że lista ta dotyczy przede wszystkim amerykańskich błonkówek, choć jest wśród nich kilka wyjątków z innych rejonów świata. Jednym z nich jest szerszeń, ale występujący w azji Vespa mandarinia. Oczywiście, to nie oznacza, że naszych klecanek nie ma w USA. Wręcz przeciwnie, P. dominula została odnotowana w 1970 r, w stanie Massachusetts i od tamtego czasu rozprzestrzeniła się po północno-wschodnich stanach jako gatunek inwazyjny. Mimo to, jak widzimy na liście, ten gatunek się na niej nie znalazł. Rzecz jasna nie można wykluczyć, że pan Schmidt od czasu swojej publikacji miał okazję doświadczyć jej użądlenia, ale póki co nie znalazłem wiarygodnego źródła informacji, które by to potwierdzało.
Zanim zakończę tę wątek, jest jeszcze inna kwestia odnośnie listy, którą chciałbym poruszyć. Na wymienionej prze mnie stronie, pokazującej wizualizację tej listy, możecie zauważyć, że skala bólu oznaczona jest kolorowymi kwadracikami, które mają różny odcień różu. Im kwadracik ciemniejszy, tym wyższa skala bólu. Dlaczego jednak przy wielu gatunkach tych kwadracików jest więcej? Ponieważ ból jest kwestią subiektywną i nigdy nie jest tak, że poszczególne użądlenie boli każdego człowieka w taki sam sposób. Wszystko zależy od miejsca użądlenia, ilości wstrzykniętego jadu, no i reakcji organizmu, która u różnych osób, może być zupełnie inna. Przykładowo, występująca w USA klecanka z gatunku Polistes annularis (czyli Red Paper Wasp) otrzymała trzy kwadraciki, co oznacza, że w odczuciu jednych osób, ból przez nią wywołany może być bardzo słaby, ale u innych będzie on na tyle silny, że zasłuży na trzecie miejsce. Jest to zresztą jedyna przedstawicielka tego rodzaju, która może wywołać na tyle silny ból, aby plasować się tak wysoko. Pozostałe klecanki (Paper Wasp) wymienione na tej liście są oznaczone dwoma kwadracikami, czyli mają ich tyle samo, co pszczoła miodna. Jeśli więc znajdziecie w Internecie skale bólu Schmidta (bez względu na to, czy będzie to jakiś Wykop, czy nawet nasza Wikipedia) i zobaczycie, że przy danym gatunku widnieje pojedyncza wartość (np. 1, albo 1.8), wiedzcie, że należy podejść do niej z dużą dozą ostrożności.
Jeśli mi natomiast nie wierzycie, zapraszam na stronę, http://www.straightdope.com/columns/read/3052/did-the-creator-of-the-schmidt-sting-pain-index-volunteer-to-get-stung-by-everything-on-earth, gdzie niejaki „Cecil” miał okazję zapytać oto samego Schmidta i tym samym dowiedzieć się, jak to z tą listą było naprawdę.
Użądlenia przez rodzime klecanki
Inna sprawa, że chociaż naszych europejskich klecanek nie ma na tej liście, to nie zmienia faktu, że osoby użądlone przez nie, często opisują ten ból jako wyjątkowo silny, porównywalny z użądleniem szerszenia, lub nawet większy. Trudno mi powiedzieć, ile tych twierdzeń jest efektem sugerowania się krążącymi po sieci „Skalami Schmidta,” ale z drugiej strony, zarówno te amerykańskie, jak i nasze klecanki, to ten sam rodzaj Polistes, więc nie ma powodu, by ich użądlenia nie mogły być równie silne, co nawet tej całej Red Paper Wasp. Mam zresztą kilka relacji od zaufanych mi osób, które twierdzą, że takie użądlenie jest naprawdę bardzo bolesne i mam sporo powodów, aby im w to wierzyć. Osobiście jednak, nigdy nie doświadczyłem użądlenia przez klecanki, nie znalazłem również wiarygodnych opracowań, które mówiłyby coś na ten temat, więc w tym temacie wstrzymam się od głosu. Sprzeczne informacje mam również co do agresywności naszych klecanek.
Czuję natomiast, że pod tym artykułem pojawią się liczne komentarze, które mogą wiele w tej sprawie wyjaśnić 😉
Dziekuje, czekalem na ten artykul! 🙂
Dodam jeszcze z wlasnych obserwacji, osy z tego rodzaju sa wybitnie cieplolubne, w zimne, deszczowe dni siedza nieruchomo na gniezdzie, podczas gdy szerszenie i inne osy lataja calkiem zwawo, czasem sa jednymi z bardzo nielicznych owadow latajacych w takie dni. Ciekawi mnie, co sie wtedy dzieje z ich larwami ze nie gina z glodu gdy robotnice w chlodne deszczowe dni nie poluja, moze przechodza w jakis stan ”mini-diapauzy”? 😀 Mialem co roku duzo ich gniazd w blaszanym dachu, w tym roku z poczatku byly, pozniej, gdy szerszenie, ktore gniazdowaly w poddaszu urosly w sile klecanki jakby zniknely, podejrzewam, ze za sprawa moich ulubiencow z rodzaju Vespa 😀 Co do agresji, nigdy mnie nie zaatakowaly, a obserwowalem ich gniazdo nieraz z bardzo bliska 🙂 W ogole to agresje spotykam u os z rodzaju Vespula i Vespa gdy jest sie zbyt blisko gniazda, zas rodzaj Dolichovespula i Polistes to oaza spokoju 🙂
O widzisz, o tej ciepłolubnej naturze klecanek to ciekawa informacja i zaraz ją dopisze do artykułu, bo nie spotkałem się z tym w literaturze. Z tymi larwami, to może być mini-diapauza, ale możliwe po prostu, że są odporne na takie krótkotrwałe niedobory pokarmu 😀 Z agresywnością u u osowatych, to póki co tylko raz miałem nieprzyjemną sytuację z ziemnym gniazdem Vespula, było to jakoś na jesieni i skubane były wówczas mocno nabuzowane, nie wiem z jakiego powodu, ale wiem, że jedna z nich mało mi nie zaryła w oko, gdyby nie okulary, to było by nieciekawie, a tak czy to Vespa, czy Dolichovespula, to zawsze są dla mnie wyrozumiałe przy gnieździe. Przy okazji tego artykułu, napisał do mnie znajomy (również miłośnik owadów) i też pisał, że klecanki są wobec niego bardzo łagodne, w tym roku muszę poszukać ich przy gnieździe i ostatecznie się o tym przekonać na własnej skórze 😀
Ja obserwowalem tego lata gniazdo szerszeni z odleglosci okolo metra, najpierw jedna robotnica wyleciala mnie spokojnie ”postraszyc”, zignorowalem to i po okolo 10 minutach jedna z robotnic siedzacych na gniezdzie doslownie blyskawicznie znalazla sie na moim uchu, smiem twierdzic,ze gdybym strzepnal ja o pol sekundy pozniej, poczulbym, czym jest uzadlenie szerszenia. Co do Vespula gniazdujacych w ziemi, stalem u wylotu ich gniazda i po okolo 10 minutach zaczela kolo mnie krazyc jedna, pozniej kolejne wiec zdecydowalem sie oddalic 😉 O jak to zwykles mowic ”osy wlasciwe” oraz klecanki sie nie martwie, mimo corocznych wahan liczebnosci jest ich duzo, natomiast obawiam sie o przyszlosc moich ukochanych szerszeni, jest to mimo wszystko dosyc rzadki gatunek, a mimo bezlitosnie tepiony. Tak w ogole to mam swira na punkcie os, moja ulubiona grupa owadow 😉
U mnie gniazda szerszeni są zwykle ulokowane dość wysoko, ale w ubiegłym roku trafiłem na kolonie, która znalazła dziuple tuż przy samej ziemi… przyznam, że były bardzo łagodne, podchodziłem bezpośrednio do nich i po za paroma bzyczącymi mi nad uchem osobnikami, żaden mnie nie zaatakował. Z tą rzadkością szerszeni, to podejrzewam, że w różnych regionach może być różnie, u siebie akurat widuje ich całkiem sporo, późnym latem, przy krzakach lilaku potrafią ich być dziesiątki, choć faktem jest, że niestety szerszeniom dużo się od ludzi obrywa, a szkoda bo też je bardzo lubię i mam do nich wielki respekt. W ogóle, osy, obok niektórych gąsieniczników i grzebaczy są moimi ulubionymi błonkówkami, więc widzę, że swój trafił na swego 😀
Totalnie jestem spoza tego świata. Przepraszam że tak zrobiłem ale było… Otóż, pracowałem sobie przy płocie i widzę, osy wlatują do dziurki w ziemi, godziny już popołudniowe i mi przeszkadzały. Zadeptałem tą dziurkę. Chwilę potem już spora ilość krążyła wokoło miejsca, blisko więc je przydeptałem, wgniecione w ziemię z 8-10szt ale chyba wszystkie się wygramoliły i… uciekałem wokoło domu, dopadło mnie 3 może 4, potem druga runda i do garażu – ależ się zdziwiłem jak w garażu spod koszuli wyleciały 2, oczywiście żądląc mnie w brzuch. W sumie zaliczone w jednej akcji 7 użądleń. Były dosyć małe, może młode ale dały popalić :). Co do szerszeni – mam ich bardzo dużo wokoło domu. Raz gniazdo w kalenicy sąsiada, było potężne, jakieś 40-50cm, na jesień rozebrały gniazdo i od 2 lat tam go już nie było. Drugi raz na działce obok, w wychodku. Ogromne gniazdo. No i pomiędzy trafiły mi się też w szczelinie ocieplenia – wchodziły po murłacie. Musiałem niestety podziałać chemią i wytruć. Akurat to balkon przy sypialni, w nocy gorąc a tu strach otworzyć okno. Co ciekawe, przyzwyczaiłem się do nich (poza tymi w murze) o ile nie wpadają do domu. Mają stałe trasy przelotu, tam i z powrotem, dosyć precyzyjnie powtarzane. Najgorzej wieczorem przy grillu, lampka na tarasie i miałem już 7-8 szt na ścianie raz. W tym sezonie latają ale nie widzę gniazda w pobliżu, jest ich mniej.
Klecanki zauważam dopiero od niedawna świadomie, przyznam że stresują. I czytając powyższe dowiedziałem się że gniazdo pod parapetem przy wejściu do domu to było gniazdo klecanek, jasnoszare, otwarte, na cienkim pałąku długim na 2cm. Komórek było ~12-15, no niestety zlikwidowałem, latały przy wejściu do domu.
są wyjatkowe mam dwie rodziny a są u mnie od trzech lat oglądam bardzo z bliska ,przglądają mi się badawczo ale są przyjazne….są śliczne
Wczoraj robiłam im zdjęcia z odległości ok.30cm, klecanek było 7-10 w domku dla owadów. Nie wydawały się być agresywne ani zaniepokojone. Chyba żaden owad, który nie jest sprowokowany czy to gwałtownymi ruchami, czy zbyt bliskim kontaktem, nie użądli/ukąsi. P.S. Bardzo ciekawy artykuł.
Bardzo dobry artykuł, sporo nowego się dowiedziałam. 🙂
Klecanki widuję często i ani razu nie spotkałam się z najmniejszym przejawem agresji z ich strony. Ale nigdy nie natknęłam się na gniazdo, więc nie wiem jak by to mogło być. Szerszenie przecież też są milusie, jak gniazdo daleko. 😉
No właśnie, też nie mam szczęścia do gniazdujących klecanek, jak już trafiam na ich gniazda, to puste, stąd moje wątpliwości… ech, trzeba będzie poszukać, może w nowym sezonie w końcu się trafią, fajnie by było zobaczyć dominujące samice na własne oczy 😀
U mnie na poludniu Polski jest bardzo duzo Polistes dominula, mam wrecz wrazenie, ze z kazdym rokiem coraz wiecej, gniezdza w blachach i dachowkach 🙂 Bardzo lubie obserwowac ich charakterystyczny lot z opuszczonymi odnozami 🙂 Za to nigdy nie spotkalem klecanek gniazdujacych na roslinach 🙂
A to widzisz, u mnie z kolei więcej jest nimpha, a to właśnie ten gatunek najchętniej się usadawia na roślinach. Z kolei dominula jest u mnie zdecydowanie mniej, zdjęcia tej samiczki pod opisem tego gatunku, zrobiłem w Warszawie. Oczywiście miałem też zrobione u mnie, w Olsztynie, ale było zdecydowane gorsze, więc zdecydowałem się na to 😉
U mnie klecanki mieszkają w altanie w dużym otwieraczy do piwa przymocowanym na stałe . Nigdy nie były uciążliwe, nie atakowały, nie topiły się w napojach. Chyba najspokojniejsze osy jakie spotkałem .
Artykuł bardzo ciekawy 😉
Namieszali z ta systematyka, a wlaczenie Sphecidae do pszczol to juz w ogole glupota 😀 A czy dominula nie nazywala sie kiedys czasem dominulus? 😉 A najlepsze, ze klecanki i ”osy wlasciwe” w zamierzchlych czasach nalezaly do rodzaju Vespa, nie wyobrazam sobie na dzien dzisiejszy takiej ich przynaleznosci, kluje to w oczy jak cholera 😀
Hehe, no przyznam, że trudno się przyzwyczaić do faktu, że np. taki taszczyn pszczeli, który poluje na pszczoły, praktycznie sam się nią stał 😀 Ano się nazywała dominulus, zresztą miała kiedyś sporo tych nazw, co jedna, to jeszcze dziwniejsza 😀 Ja w sumie też sobie nie wyobrażam, ale z drugiej strony nie zdziwię się, jeśli ktoś znowu wróci do pomysłu, by tworzyły wspólny rodzaj, w końcu sytuacja z Sphecidae pokazuje, że nie takie cuda są możliwe 😀
Z wielką uwagą przeczytałem ten artykuł, ponieważ spotykam, fotografuję i filmuję klecanki u siebie (między Łodzią a Bełchatowem). Obserwuję z przyjemnością ich zachowanie i „prace domowe”, zacięte bójki, wentylowanie gniazda skrzydłami, a zwłaszcza bąbelkowanie nektaru w w otworze gębowym: – pojawia się – rośnie – maleje – znika. O ile pamiętam robią to też samce (muszę zajrzeć do archiwum na dysku zewnętrznym).
Gniazda budowane są u mnie zwykle na pędach situ na ugorach i pastwiskach. Obok jednego z nich była sieć tygrzyka paskowanego. Nigdy nie widziałem, żeby wpadła tam klecanka. Czasem gniazda niszczone są przez psy (?), borsuki (?), dziki (?). Obserwowałem i fotografowałem pod lasem oderwane gniazdo leżące na ziemi. Było największe, jakie widziałem, i nie wydłużone, ale prawie okrągłe. Po gnieździe biegało ponad 20 podnieconych klecanek. Po 3 dniach po gnieździe i osach nie było śladu.
Klecanki oceniam jako najbardziej przyjazne osy, pozwalające na zbliżenia rąk i obiektywu na kilka cm. Nigdy żadna do mnie nie wystartowała, chociaż sporo zamieszania robiłem np. odgarniając pędy situ do ustawienia aparatu na statywie. Te ze zniszczonego gniazda leżącego na ziemi też mnie nie zaatakowały. Warunek (chyba): unikać szybkich ruchów, wszystko robić spokojnie i płynnie.
A co do szerszenia, jedno z gniazd obserwowałem w kilkuletnim wale ziemi wybranym podczas pogłębiania rowu na łące. Wejście było kilkanaście cm na normalnym poziomem ziemi.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam wszystkich klecankolubów.
Witam, mam kilka rodzin pod moim dachem, a właściwie dachówką. Zaobserwowałem je w zeszłym roku, gdy na dachu mocowałem antenę. Z moich obserwacji wynika, że są mało agresywne, za to ciekawskie. Gdy w słoneczny dzień mocowałem antenę, to przeleciała jedna, usiadła ok 40cm odemnie na kalenicy i obserwowała, za kilka minut pojawiła się druga, usiadła w podobnej odległości ale na drucie odgromówki komina, po ok 2min pojawiła się trzecia znacznie bliżej – wolałem nie przeszkadzać w zlocie i wróciłem w deszczowy dzień. Drugi epizod w pochmurną pogodę wieczorem, wchodząc na dach z drugiej strony wyleciała jedna usiadła wyżej i ok 1m, druga wystawiła tylko głowę z szczeliny z której pierwsza wyleciala. Dokończyłem swoje pracę pod okiem kluczyki. W obu przypadkach nie przeganiałem, nie machałem, udawałem że nie widzę. Obecnie aktywnie pracują i wylatują z kilku miejsc. Nie wchodziłem na dach, a ludźmi z poziomu ziemi się nie interesują, nawet gdy przechodzi się, przystaje na wyciągnięcie ręki od wylotu z gniazda. Chciałbym profilaktycznie się ich pozbyć bo od strony gniazda mam plac zabaw dla dwójki małych alergików, typowa pułapka na osy z butelki i wody z miodem lub cukrem obchodzi je jak zeszłoroczny śnieg.
Drogi Ramzesie, pozwole sobie odpowiedziec na Twoj post, mianowicie w przypadku klecanek jest wieksza szansa na to, ze Twoj pies lub kot zrobi dzieciom krzywde niz te mega spokojne osy gniazdujace wysoko na dachu, sam zreszta zauwazyles ze ludzmi sie nie interesuja 😉
Sprzedam osy – jak lecą. Oswojone. Łapanie we własnym zakresie. Ostróda -Warmińsko-mazurskie.
Przy fotografowaniu klecanek rdzaworożnych doznałem ukąszeni dwukrotnie w rękę i nie było to miłe. Ból i swędzie utrzymywało się przez kilka godzin. Uważam, że ukoszenie pszczoły , osy , nie mówiąc o szerszeniu może być bardziej dotkliwe .
Miałem swego czasu na podwórku ławeczkę przed starą murowaną komórką, dodatkowo obitą deskami. Pomimo tego, że siadywałem razem z moja dziewczyną na tej ławeczce a pomiędzy naszymi głowami ciągle wlatywały i wylatywały klecanki, to nigdy nie widziałem u nich śladów zaniepokojenia. Moim zdaniem klecanki sa bardzo łagodne.
Co innego jeśli bezpośrednio naruszy się ich gniazdo. Wtedy nerwy im puszczają, co na własnej skórze przeżył mój kolega, który nieopatrznie przewrócił ławkę, pod którą wisiało gniazdo klecanek.
Jakiś czas temu na tarasie miałem plastikowy stolik z nogami pustymi w środku. W jednej z nóg powstał otwór w wyniku pęknięcia i tam zagnieździły się klecanki (tzn. w tej nodze). Podczas siedzenia na tarasie nie można było wyczuć żadnych oznak agresji.
Dawno temu miałem też gniazdo szerszeni w dziupli w starej jabłonce, na wysokości ok 1 metra nad ziemią. Często stałem obok gniazda , obserwowałem wlatujące i wylatujące osobniki z odległości najwyżej jednego metra. Przelatywały obok mnie i wcale się mną nie interesowały – może się do mnie przyzwyczaiły.
Obserwuje je rokrocznie w cieple, słoneczne wrześniowe dni, jak uganiają sie miedzy sobą na betonowych słupach energetycznych przy ulicy, myśle, że może miec to związek z godami 😉 Swoją drogą, trafiłem jakiś czas temu na ciekawy artykuł w czasopiśmie „Kosmos” na temat pasożytów i parazytoidów klecanek, jego tytuł to „Pasożyty i parazytoidy klecanek” jest o czym poczytac 😉 Zastanawia mnie u nich jedna rzecz, mianowicie zdarza sie, że spośród rozwijających sie normalnie gniazd Polistes dominula, lubi trafic sie jedno lub kilka gniazd, które przez cała wiosne i całe lato jest zasiedlone przez JEDNĄ! tylko samice, nie pojawiają sie w ogóle robotnice, królowa tylko siedzi i siedzi cały czas na gnieździe. Myśle, że to też może byc wpływ różnych pasożytów na jej zachowanie 🙂
Zacznę od tego, że jestem „zielona” w tematyce owadów. Całkiem niedawno się dowiedziałam, że oprócz naszych pospolitych os, które lgną do wszystkiego co słodkie i wyjątkowo uprzykrzają letnie dni, to są jeszcze inne, łudząco podobne do tych pierwszych.
Mieszkam w Austrii okolice Krems nad Dunajem, mamy domek, ogród, taras i oczko wodne – nie żebym się chwaliła (haha), chodzi mi bardziej o naświetlenie sytuacji. Tak więc na tym tarasie znajduje się duża plastykowa skrzynia, w której trzymamy cienkie szczapki drewna na rozpałkę. Tam właśnie zeszłego lata zaczęły zlatywać się osy. Byłam lekko poddenerwowana, bo wiem z autopsji, jakie są wredne, tym bardziej, że w okół mnóstwo owoców, winorośl pod sufitem tarasu, dookoła maliny truskawki. „No to będzie jazda z tymi osami – pomyślałam – nawet człowiek spokojnie szklanki zimnego piwa się nie napije, bo te cholery wszędzie wlezą!” Dodam, że w/w skrzynia stoi obok sofy! I co się okazało? Zaciekawiły mnie zwyczaje tych stworzonek, ponieważ nawet jeśli ktoś usiadł na skrzyni, pukał w nią, chciał rozdrażnić osy, one nic! Zupełnie ignorowały człowieka! Pomyślałam, że to nie możliwe, że nie mogły aż tak logicznie myśleć i wydedukować sobie, że „skoro jesteśmy tak blisko człowieka, to trzeba się przyzwyczaić”. Przypomniałam sobie, gdy w dzieciństwie u dziadka na strychu domu zagnieżdziły się osy, to była totalna masakra, były wszędzie i nie dawały spokoju! A te – całkowita ignorancja człowieka, zero agresji, czy w ogóle jakiegoś zainteresowania człowiekiem, owocami na stole, czy innymi słodkościami w postaci ciasta itp. Wtedy zaczęłam drążyć temat…i trafiłam tu! Dziękuję za ten artykuł, to mi naprawdę wiele wyjaśnia. Mój partner chciał, gdy przyjdzie zima i owady będą w letargu, po prostu spalić gniazdo, ale gdy dowiedział się, ze są pożyteczne, łapią inne, często gorsze „robale”, stwierdził, że takie spokojne „wespe” mogą sobie razem z nami żyć. Obserwowałam je zeszłego lata razem z partnerem i to on mi podsunął myśl, ze coś z tymi osami nie tak, oprócz tego, że zero agresji i skłonności do słodyczy, to (czego nie było w artykule) one świetnie pływają! Potrafią z dwóch metrów dopłynąć do brzegu w bardzo szybkim tempie (mamy duże oczko wodne. Zwykłe osy potrafią jakieś 20/30 cm dopłynąć do brzegu, może trochę więcej, ale szybko się męczą i toną. Te osy są niesamowite w swoich wyczynach wodnych, nie mówiąc już o tym, że potrafią same z własnej woli zanurzyć się całkowicie! Teraz już wiem, po co to robią w upalne dni – studzą gniazdo. Po głębszych przemyśleniach z partnerem doszliśmy do wniosku, że gniazdo zostaje! Lepsze miłe towarzystwo spokojnych os, a niżeli miałyby jakieś bestie typu osa właściwa, szerszeń zagnieżdzić się pod dachem tarasu. Pozdrawiam serdecznie twórcę artykułu i innych komentujących. Może mój komentarz też komuś się przyda, gdy będzie miał dylemat, czy zniszczyć gniazdo. 😀
Właśnie szukałem takiego artykułu albo w sumie owada, który jest podobny do osy (tej zwykłej najbardziej znanej) z tego względu że zostałem ostatnio użądlony. Wyglądem przypominało to osę ale osę, która ma więcej czarnego koloru. Użądlenie było bolesne ale fakt jest taki, że po dwóch dniach jeszcze czuję to użądlenie i jest delikatny obrzęk. Przy użądleniu zwykłej osy, po pół godziny, nie było śladu po użądleniu a tutaj jednak jest. Tak więc jestem przekonany, że to była Klecanka.
Bardzo boli ukąszenie ,pali ogniem 😱 doznałam …
Niechcący przygniotłam wczoraj jakąś klecankę. Uparła się siadać na mnie gdy wyszłam mokra z jeziora i chciałam się osuszyć na słońcu – zdaje się że zlizywała ze mnie wodę. Nie zauważyłam, że znowu wróciła i położyłam się na ręczniku, a przy okazji również na klecance. Użądliła, ale trudno powiedzieć, żeby ból był jakiś szczególnie silny. W pierwszym momencie wyraźnie piekący/szczypiący, ale generalnie nic nadzwyczajnego.
Trochę szczypie jeszcze przez 2-3 godziny po użądleniu i zostaje po tym niemiłosiernie swędzący bąbel. Doświadczenie bardziej nieprzyjemne niż bolesne. Naprawdę bolesne to było jak mnie kiedyś w krzakach dziabnął w łydkę tygrzyk lub inny tej wielkości pająk. I właśnie na te duże leśne pająki trzeba uważać, bo potrafią przegryźć skórę a później ciężko się to goi.
Sugerowałbym zwrócenie uwagi na drobne błędy. Blog popularyzujący wiedzę ale z zacięciem naukowym. „Poza”, „niemniej” (w kontekście, w którym zostało użyte) to pojedyncze słowa.
Przyznaje, czasem miewam z tym problem, ale zawsze poprawiam, gdy tylko zauważę taki błąd i tak też zrobię tym razem. Dziękuje za uwagę.
Wczoraj zauważyłam przy domu całą masę takich dziwnych jak dla mnie os. Dziwnych, bo większych niż zwykłe osy. Są również smuklejsze. Przeczytawszy ten artykuł myślę, że to mogą być klecanki. Ale nie mam pewności. Mają około. 1,5 cm, może nawet więcej. Są smukłe i mają znaczne przewężenie. Ponadto gdy latają to wyglądają jakby miały znacznie dłuższe nogi niż zwykłe osy, tak jakby „ciągną za sobą nogi”. Latają głównie przy kalenicy, wydaje im się, że wchodzą pod dachówki, na strychu nie ma jednak gniazda. Wg mnie wchodzą w przestrzeń pomiędzy dachówkami, a deskowaniem. Jest tam kilka cm, czy to wystarczy na wybudowanie gniazda? Cała masa siedzi również w skrzynce gazowej, ale nie zrobiły w niej gniazda. Czy można je jakoś przepędzić? Mam 3 małych dzieci, nie chciałabym by je pogryzły, a są dosłownie wszędzie.
Uber ciekawy wpis.
Wnioskuję zatem, ze plagą u mnie są właśnie klecanki. Muszę dobrze przyjrzeć się jeszcze z bliska. Po czym wnoszę: budują gniazda w każdej możliwej szczelinie, puszce, skrzynce z gazem, rurce i co najgorsze w oknach dachowych, gdy są uchylone itp.
Gniazda nie są opakowane tj, jakby owinięte papierem ale po prostu albo mała gruszka, z kilkunastoma otworami albo takie piętrowe gniazdo bez owijki. Dobrze kombinuję?
ach zapomniałem dodać, że w tym roku zupełnie nie ma u mnie gliniarzy Sceliphron destillatorum.
Miałem okazję spotkać osobnika na gnieździe i odległość ok 1 metra byla wystarczająca, żeby ustawiła się w pozycji startującej w moim kierunku. 😉 Nie zbliżyłam się bliżej, ale ewidentnie miała mnie na oku i myślę że nie wahałaby się w tej sytuacji.
Świetnie, że znalazł się ktoś to wskazał na problem z systematyką klecanek w Polsce!
Odnośnie użądlenia – w krótkim odstępie czasu miałem nieprzyjemność być użądlonym przez szerszenia i klecankę – ból od szerszenia jest palący, rozszerzający, pulsujący, przechodzi po kilku h.
Ból po klecance był silniejszy, ostrzejszy, jakby ktoś wbił nóż i obracał nim. Z taką siłą trwał kilka minut, a następnie często wracał. Nawet następnego dnia miejsce użądlenia pobolewało – wiec potwierdzic tylko mogę, że jest to niewątpliwie bardziej nieprzyjemne od szerszenia, ale pewnie mniej niebezpiecznie gdyż ilość jadu jaka jest w stanie podać klecanka jak i obszar opuchlizny/bólu są mniejsze.
W moim przypadku klecanka nie była spokojna – zrobiły gniazdo od spodu stołu ogrodowego, przesuwając lekko stół dwie wyleciały i od razu ruszyły do ataku.
Mnie wczoraj zaatakowało kilka os , w pobliżu ich gniazda które wypatrzyłem po ich ataku. Jedna lub dwie użądliły mnie w grzbietową część dłoni.Ból w pierwszej chwili był bardzo duży , jakby przypalenie rozżarzonym drutem, według mnie silniejszy niż zwykłej osy czy pszczoły, ale dość szybko minął. Następnego dnia miejsce użądlenia było lekko opuchnięte , swędzące . Wyglądały inaczej niż osy które dotychczas spotykałem w domu czy w ogrodzie. Zauważyłem że były ciemniejsze i smuklejsze od zwykłych os i w locie tylne odnóża długie i „zwisające” do tyłu i w dół. Może były to właśnie klecanki . Przed tym zdarzeniem nigdy nie słyszałem o klecankach , ani skali bólu Schmidta, więc to silne odczucie bólu nie powstało na skutek zasugerowania się czyjąś opinią.
W kontekście owadów jestem laikiem, ale trafiłem na tą stronę już drugi raz. Najpierw szukając informacji na temat czarnego chrząszcza, który na przełomie czerwca i lipca robi inwazje na mój dom (mieszkam w lesie sosnowym), a później w wyniku ataku os na moją osobę. Gościłem ostatnio w ZOO w Opolu i podeszliśmy z rodziną umyć ręce w jednym z dostępnych kranów. Nie wiedzieć skąd nagle poczułem silny ból ręki (coś pomiędzy uszczypnięciem, a porażeniem prądem, jak wtedy to zdiagnozowałem, choć chyba kontakt z kwasem byłby lepszym deskryptorem tego odczucia). Nie wiedziałem co się dzieje, nie widziałem przeciwnika, a zaraz poczułem drugie i trzecie użądlenie! Wtedy dopiero zobaczyłem osy. Szybko ewakuowałem dzieci i sam uciekłem, a potem zacząłem zwijać się z bólu. Nie żeby był jakiś straszliwie duży, ale jednak trzy użądlenia w tym samym czasie w jedną rękę to sporo. Nie miałem bąbla czy coś w tym stylu, ale był ślad po nakłuciu i czerwony obrzęk. Ból jednak szybko mijał i po pół godziny w zasadzie czułem lekkie pieczenie. Muszę jednak zaznaczyć, że mam grupę krwi A rh- i raczej dobrze znoszę użądlenia różnych owadów. Średnio je też przyciągam. Ukąszenia komarów raczej mnie nie swędzą, bąble są małe i szybko znikają. Moja Żona natomiast ma grupę B rh+ i jak ją cokolwiek ugryzie (komar, osa, giez) to cała puchnie. Gryzą ją też po kilka razy w miejsca obok siebie. Taką samą obserwacje poczyniłem co do innych członków rodziny. Ci którzy mają moją grupę nie mają problemu z owadami, a osoby z grupą B rh+ strasznie cierpią. Śmieję się nawet, że jak komar mnie ukąsi to zdycha. Ale do meritum. Osy które mnie zaatakowały miały charakterystyczny lot, podczas którego mocno zwieszały tylne odnóża. Niejednokrotnie miałem styczność z „pospolitą osą”, (między innymi mój Dziadek woził gniazdo w bagażniku trabanta i śmiał się, że to najlepsza ochrona przed złodziejami), przypadkiem zostałem też kiedyś przez nią użądlony jako dziecko, ale nigdy nie spotkałem się z takim lotem i taką agresywnością. W internecie znalazłem informację, że mogła to być klecanka, ale nie jestem pewien. Stąd mój dzisiejszy wpis pod artykułem.
Witam. Dobry artykuł. Znalazłem go ponieważ 2 dni temu użądliła mnie klecanka i zaskoczony byłem skalą bólu. Gniazdo klecanki zrobiły sobie na drzwiach od blaszanego garażu. Od strony południowej. Najpierw jedno, a po miesiącu drugie. Do garażu wchodziły przez … dużą dziurkę od klucza.
Nic mi nie robiły, więc i ja ich nie ruszałem. Dziwiło mnie, że nie reagują przy otwieraniu drzwi, gdy całe gniazdo przesuwało się razem z drzwiami. Czasami obserwowałem gniazdo z bardzo bliska, ale nie reagowały. Niestety wczoraj praktycznie bez powodu jedna użądliła mnie w ramię. Ból dość silny, piekący. Jak przy silnym oparzeniu. Po dwóch dniach występuje rumień i silne swędzenie. Jestem pszczelarzem, użądlenia pszczół odbieram jako delikatne ukłucia (czasami występuje reakcja alergiczna, nie wiem dlaczego), użądlenie osy jest bardziej bolesne i zawsze z reakcją alergiczną. Raz zostałem użądlony przez szerszenie. Wsadziłem przez pomyłkę rękę w gniazdo, które zrobiły sobie na strychu w starych ubraniach. Generalnie, szerszenie, to bardzo spokojny owad. Ich użądlenie też odebrałem jako mniej bolesne.
W tej sytuacji, z uwagi na bezpieczeństwo dzieci, które zjechały na wakacje, oba gniazda musiałem usunąć.
Trzy dni temu klecanka użądliła mnie w łydkę. Bolało słabo i bardzo krótko.
Potwierdzam, że klecanka boli jak jasny pierun, a dużo „robalków” mnie użądliło w życiu i nie robię z tego większego halo. Opinia ta się ukształtowała u mnie bez uprzedzeń, bo nie wiedziałam nawet co to jest w momencie popełnienia przez klecankę przestępstwa przeciwko mojej osobie.
W moimi ogrodzie są klecanki i z moich obserwacji wynika że te owady są mało agresywne.
My mamy od kilku lat gniazdo klecanek na balkonie, najpierw mieszkały pod balustradą, a teraz w środku plastikowego kruka odstraszającego ptaki. Muszą lubić ciepło rzeczywiście, bo czarny plastik w słońcu się bardzo nagrzewa. Wlatują do środka przez otwór, ale też często siedzą na powierzchni. Są zupełnie nieagresywne, nawet nie reagują na trzepanie pościeli bezpośrednio przy ich gnieździe, co jest przecież dosyć dynamiczne. Nigdy żadna nie pogoniła ludzi ani kotów i bardzo je lubimy. 🙂
Też wynajmuję plastikowego kruka klecankom! Spodobały mi się ze względu na lot ze zwieszonymi odnóżami i ciekawe ubarwienie. Moje też są bardzo spokojne i ciepłolubne. Na razie zabroniłam mężowi im dokuczać czy usuwać gniazdo. Po przeczytaniu artykułu będę czujna i ostrzegę, że użądlenie może zaboleć, więc zostawimy je w spokoju.
Właśnie wiosna w rozkwicie i klecanki klecą swoje gniazdka na naszym tarasie, w szparach drewnianej konstrukcji poręczy. Jest kilka królowych i kilka gniazdek (co najmniej 3) oddalonych ok. 1 m jedno od drugiego. Co ciekawe, mam wrażenie jakby wszystkie królowe współpracowały przy wszystkich tych gniazdach. Dają się obserwować z bliska, jak dotąd nie spotkałam się z agresją. Dziecko bawi się obok, koty łażą po poręczy ale postanowiłam klecanek nie wyganiać, bo w zeszłym roku też już tam były i nic nikomu nie zrobiły. Mieszkamy na wsi i musimy jakoś żyć z tą przyrodą. 🙂 M.in. w zeszłym roku w pokojach na poddaszu „wyhodowałam” dwa pokolenia os gliniarzy. Lokalizacja: Pogórze Izerskie.
Cześć, mialem przyjemność poznać te Klecynke, ale problem jest taki, że nastąpiło to rok temu na moim balkonie, który jest wystawiony na promienie słońca. Klecynke wybrała sobie to ciepłe miejsce na założenie gniazda od strony mojego mieszkania w zacienionym miejscu. W zeszłym roku w czasie jej nieobecności doprowadziłem do eksmisji, ale jeszcze przez jakiś czas wracała szukając gniazda. W tym roku już jej wyczekiwałem i dziś pojawiły się dwie sztuki. Jedna już przygotowała mocowanie pod gniazdo druga dopiero się szykowała. Problem drugi jest taki, że mam dziecko które często wychodzi na ten balkon i nie chciałbym by zostało ukąszone. Czy jest coś co je odstrasza? Mogę wypryskach barierke jakąś chemią ale czy jest coś jeszcze?
Pozdrawiam
Rafal
Ja zostałam użądlona przez klecankę nad Biebrzą (jak siadałam to moje kolano wylądowało na ich gniezdzie). Ból był słaby, mniejszy niż po osie, ale dostałam na jej jad reakcji alergicznej i to co się potem działo to była dopiero masakra – przez dwa dni miałam ogromne bąble na nogach, nie mogłam chodzić, musiałam polewać nogi ciągle zimną wodą, żeby jakoś funkcjonować. W końcu pojechałam na szpitala gdzie wszystko minęło po jednym zastrzyku. Do dzisiaj bardzo uważam na wszystkie oso-podobne owady.
Kupiłem hotel dla owadów z myślą o murarkach. Jak się okazało „patyczkowe” pokoje pozajmowały klecanki i co robić? Myślę zniszczyć może, ale w sumie to też owady i póki co jeszcze nikogo nie skrzywdziły, więc niech sobie będą. Zobaczymy jak się to rozwinie. Póki co obserwowałem jedną, która pracowała zawzięcie i chyba wydzierżawiła cały hotel 😉
U mnie klecanki mieszkają w altanie w dużym otwieraczy do piwa przymocowanym na stałe . Nigdy nie były uciążliwe, nie atakowały, nie topiły się w napojach. Chyba najspokojniejsze osy jakie spotkałem .
Artykuł bardzo ciekawy 😉
Nigdy nie niszczy każdy owad jest pożyteczny w ekosystemie 😉
Wczoraj miałem niespodziewaną styczność z klecankami polnymi. Mieszkam w domu na wsi. Przy posesji stoi 240 litrowy pojemnik na śmieci z klapą. Gdy chciałem wyrzucić śmieci poczułem ukłucie na serdecznym palcu lewej ręki, a spod rantu pojemnika wyleciały 3 osobniki. Byłem kiedyś użądlony przez pszczoły miodne, i rzeczywiście mogę potwierdzić, że ból po klecance jest co najmniej 3 razy silniejszy. Jakby ktoś przyłożył do skóry rozżarzony gwóźdź. Z oczywistych przyczyn musiałem usunąć gniazdo. Było w nim około 30 larw. Udało mi się „unieszkodliwić” jednego osobnika i po przeczytaniu powyższego tekstu mogłem jednoznacznie zidentyfikować go jako klecankę polną.
Witam, dzisiaj użądliła mnie klecanka i mogę powiedzieć, że nie jest to wybitnie bolesne. Pszczoła miodna sprawiła mi znacznie większy ból. A w zeszłym tygodniu użądliła mnie osa ta pospolita i było bardziej bolesne. Pewnie jest to absolutnie osobnicze przeżycie. Więc zgadzam się z autorem że zależy to w całości od osoby użądlonej
A mnie ukąsiła w palec klecaneczka . Miała.gniazdo w skrzynce na listy. Byłem przekonany że prąd mnie strzelił. Ból jak jasna cholera. Nie mam.niestet porównania bo to był.moj jedyny przypadek użądlenia w zyciu
Witam, ja do miłośników owadów żądlących nie należę – przepraszam. Natomiast nadmienię, że spotkałem kilka osobników przy oknie dachowym pod dachówką (6-7 sztuk) w okolicy kwietnia (pierwsze ocieplenia) i nie widzę gniazda. Googl’uję więc „chuda osa” i trafiam na klecanki. Wiele wskazuje na to, że jest świadkiem „współpracy” królowych klecanek (osologiem nie jestem, ale raczej to klecanki). Artykuł mnie uświadomił, że albo się obudziły z zimowego snu i sobie polecą, albo założą małe gniazdo, przy czym patrząc na technologię – chyba nie mają jak pod dachówką, bo za malo miejsca. Zobaczymy.
Po co tu w ogóle piszę – nie po to by miłośników os wkurzyć. Chciałem tylko wspomnieć, że po kilku obserwacjach jak za bardzo nos zbliżyłem do dachówek jedna z os spojrzała na mnie wymownie i wzbiła się w powietrze w moim kierunku. Kilka ruchów w stylu ninja i uniknąłem rozmowy twarzą w twarz. Jest to pierwszy raz kiedy spotkałem się z „atakiem” takiego owada. Zatem jeśli ktoś mówi mi o braku agresji, to może niech pamięta mój wpis – że świeżo wybudzone królowe nie lubią podpatrywania przepychanek królowych i są dość agresywne. A przynajmniej w zestawieniu z porą roku.
Jedna z nich właśnie dokonała żywota przez mnie, ale na pocieszenie powiem, że reszty jeszcze nie ubiłem. Ale taki będzie ich los jak jednak powstanie jakimś cudem gniazdo. Sorki – mam dzieci i uczuloną żonę.
Ale… przyznam, że fascynujący artykuł, sprawiający że ateista zacznie być agnostykiem 😉
Ja ostatnio znalazłem w tą najrzadszą klecanką, a chciałem o czymś innym. Jest to oczywiste dla wielu, ale prawdopodobnie większość osób nie zdaje sobie z tego sprawy. Pszczoła może nas tyko użądlić, ale osy potrafią i użądlić, i ugryźć żuwaczkami. Stąd niektórzy twierdzą, że raz ich osa użądliła i spuchło, a raz nie. Po żuwaczkach rana może się babrać, bo najczęściej jest tam sporo bakterii.
Właśnie zostałam użądlona przez jedną, w sumie przez przypadek i czytałam Twój artykuł żeby zobaczyć czy nie umrę. Ból okropny, zwala z nóg 🙈
Już zidentyfikowałam owady gniazdujące pod moim dachem. Mam gniazdo/gniazda klecanek. Nie są agresywne. Szukam informacji, czy są one pożyteczne czy nie. Już wiem, że ich larwy odżywiają się innymi owadami (pająki, gąsienice) – czyli są pożyteczne, a dorosłe pyłkiem kwiatowym. Same je zdobywają z kwiatów, czy tak jak zwykłe osy okradają ule?
Świetny artykuł, z ciekawością przeczytałam.
W kubeczku po lodach w ogrodzie zgromadzilo sie troche wody. I kubek stall sie miejscem odwiedzanym przez osy. Czesc z nich Pila siedzac na brzegu, a czesc ladowala na powierzchni. Przeszukalem internet I teraz juz wiem, to klecanki. Dluzsze odnoza umozliwiaja Im wykorzystanie napiecia powierzchniowego. Dzieki za artykul, teraz wiem ze lepiej przeniesc poidelko w nieuczeszczana czesc ogrodu, bo nie chce w nastepnym poscie dzielic sie wrazeniami co to jest trojka w skali Shmidta 😀
Fakt ze użądlenie boli niesamowicie jakby ogień palił . Jedna ugryzła w kilku miejscach po czym na drugi dzień ukąszenie wyglądało jak rozlany krwiak pod skórą
Kiedyś użądlił mnie szerszeń, obecnie klecanka. Użądlenie tej ostatniej bolało mnie znacznie bardziej. A trochę podobne warunki, bo szerszeń zaplątal się w szal i użądlił mnie w szyję, a klecanka weszła pod pasek buta i użadliła mnie w grzbiet stopy. Ale oboje nadal lubię.😄
Czy to możliwe, żeby trutnie przezimowały? Obserwuję gniazdo od 3 lat i w tym roku osy z żółtymi twarzami pojawiły się od początku wiosny…