Jakiś czas temu miałem okazję wspomnieć o swoich dawnych zainteresowaniach mitologią grecką, oraz przywołać mit o Dedalu i Ikarze. Motyle dostarczają nam jednak znacznie więcej powodów, to zgłębienia się w świat dawnych wierzeń. Dla urozmaicenia, sięgnijmy jednak po znacznie bliższą nam mitologię, czyli słowiańską. Choć Kościół Katolicki skutecznie wytrzebił kulty poświęcone słowiańskim bogom, to wierzenia w demony ostały się całkiem nieźle. Co najciekawsze, w wierzeniach dawnych Słowian, demony nie zawsze pełniły negatywną rolę, tak jak to mamy obecnie w chrześcijaństwie. Niektóre trzymały pieczę nad naszymi domami, inne natomiast pomagały zbłąkanym wędrowcom odnaleźć drogę do domu. Wiele z nich miało mściwą naturę, ale często można je było przekupić chociażby jakąś ofiarą. Niestety, nie brakowało również tych naprawdę bardzo wrednych. Wyjątkowo przerażająca była na ten przykład południca, czyli mordercza dusza kobiety, zmarłej przed, w trakcie lub po ślubie.
Nie wiem co ma jedno do drugiego, ale nie da się ukryć, że południca wyjątkowo nie trawiła ludzi wypuszczających się w południe na pole, oraz bawiących się w ich pobliżu dzieci. Dlatego z wielką chęcią zabijała lub okaleczała takich delikwentów, lubiła także porywać dzieciaki. Zdarzało się również, że urozmaicała swoją działalność zadawaniem zagadek, zupełnie jak sfinks. Bywała jednak od niego dużo ładniejsza, ponieważ często objawiała się jako piękne, młode dziewczę… choć uzbrojone w sierp lub jakieś inne, groźne narzędzie rolne. Nie mniej zwodnicze potrafiły być również rusałki, czyli demony które też lubiły się pokazywać jako młode dziewczęta (często nagie!), a na domiar złego, były bardziej wszędobylskie od południcy, ponieważ można je było spotkać w różnych środowiskach, zwłaszcza sąsiadujących z wodami. Rusałki wabiły do siebie nieszczęsnych, młodych facetów, których ukatrupiały poprzez zatańczenie lub załaskotanie (!) na śmierć!
Południce i rusałki to jednak nie tylko słowiańskie demony, ale także motyle z rodziny rusałkowatych (Nymphalidae). Słowo „południca” funkcjonuje jako dawniejsza nazwa przedstawicieli tej rodziny, natomiast „rusałka” jest nazwą używaną obecnie w stosunku do wielu gatunków Nymphalidae. Na nasze szczęście, nic ich nie łączy z tamtymi strasznymi upiorami. Nie musimy się bać, że załaskoczą nas na śmierć, ale czasami potrafią być nie mniej zwodnicze. Taki kratkowiec potrafi przyprawić początkujących przyrodników o niemały ból głowy, gdy przy próbie ich zidentyfikowania okazuje się, że osobniki pokolenia wiosennego (pierwsze dwa zdjęcia) wyglądają zupełnie inaczej, niż letniego (reszta zdjęć)!
Systematyka
Kiedyś kłopot z prawidłowym zaklasyfikowaniem tego gatunku miał nawet ojciec obecnego systemu nazewnictwa, szwedzki przyrodnik Karol Linneusz, który uznał, że forma wiosenna i forma letnia, są dwoma, odrębnymi gatunkami. Jakby tego było mało, przydzielił je do rodzaju… paziów! Był więc gatunek Papilio levana, czyli forma wiosenna oraz Papilio prorsa, czyli wersja letnia! Nic więc dziwnego, że podobne zdanie miał również pierwszy, polski atlas motyli, wydane w 1860 roku „Owady łuskoskrzydłe, czyli motylowate okolic Krakowa.” Mniej więcej w tym samym czasie, naukowcy doszli jednak do wniosku, że obie te formy, są tak naprawdę jednym i tym samym gatunkiem. Forma wiosenna nosi obecnie nazwę Araschnia levana f. levan, natomiast letnia Araschnia levana f. prorsa.
W Europie, a więc również w kraju, mamy tylko jednego przedstawiciela rodzaju Araschnia, czyli A. levana. Jeśli zapamiętamy wygląd obu form, raczej nie powinniśmy mieć kłopotów z ich prawidłowym rozpoznaniem. Jedynie formy letnie można niekiedy pomylić z pokłonnikiem kamilla (Limenitis camilla), który jest jednak większy od kratkowca, a do tego brak mu rdzawych kresek na skrzydłach.
Wygląd
Na początek zacznę od tego, co łączy obie formy tego gatunku, czyli od rozmiarów. Rozpiętość skrzydeł kratkowca sięgają maksymalnie 4 cm, co czyni go jedną z najmniejszych rusałek w naszym kraju.
No dobrze, na pierwszy ogień niech idzie forma wiosenna. Wierzch skrzydeł takich rusałek jest rdzawożółty, z licznymi, czarnymi plamami. Spód natomiast jest brunatno-fioletowy, z cienką, białą przepaską oraz równie białymi liniami, układającymi się w swego rodzaju siatkę, czy też raczej kratkę i stąd też wzięła się nazwa tego gatunku.
Forma letnia prezentuje się zupełnie inaczej. Wierzchnia strona skrzydeł rusałki jest u niej całkowicie czarna, z białą przepaską, biegnącą przez środek obu par oraz znacznie cieńsze, rdzawe linie, znajdujące się bliżej krawędzi. Spód skrzydeł u tej formy jest bardzo podobny do tej wiosennej, ale biała przepaska jest wyraźnie szersza, a rysunek siatki wydaje się być nieco bardziej ubogi.
Jak więc sami widzicie obie formy są zupełnie różne i nic dziwnego, że Linneusz miał kłopot z ich klasyfikacją. Co ciekawe, spotyka się także formy pośrednie, łączące w sobie ubarwienie obu wersji tego motyla.
Gdzie go można spotkać?
Pospolity w całym kraju. Spotkać go można głównie na obrzeżach lasów, w pobliżu leśnych polan, oraz na nieużytkach. Osobniki pierwszego pokolenia pojawiają się pod koniec kwietnia i można je obserwować do pierwszych dni czerwca. Pokolenie letnie występuje w lipcu i sierpniu, a do tego jest liczniejsze, niż pokolenie wiosenne.
Dymorfizm sezonowy
Słowo „dymorfizm” kojarzymy głównie z różnicami między samcem a samicą, u różnych gatunków owadów i wielu innych zwierząt. W przyrodzie jednak, dymorfizm – czyli występowanie dwóch form, cechujących się np. odmienną budową ciała, czy ubarwieniem – nie jedno ma imię i nie zawsze ogranicza się do różnić pomiędzy osobnikami obu płci. Dymorfizm sezonowy, który dotyczy naszego kratkowca, jest na to najlepszym przykładem. Ten gatunek jest jedynym, rodzimym motylem dziennym, u którego jest on tak wyraźny. Jak to się jednak dzieje, że wiosenne rusałki mają inne ubarwienie, niż letnie?
Ma to miejsce w momencie życia gąsienic, kiedy to długość dnia w okresie ich rozwoju, jest różna. Gąsienice rozwijające się wiosną, gdy dzień się wydłuża, przeobrażają się w formy letnie. Kiedy natomiast dzień się skraca w czasie lata, prowadzi to do powstania form wiosennych. Potwierdziły to zresztą badania laboratoryjne. Dowiedziono również, że czynnikiem odpowiadającym bezpośrednio za inne ubarwienie obu form, jest hormon linienia (ekdyzon), biorący również udział w rozwoju i zimowaniu. Znacznie ciekawsze jest jednak wyjaśnienie, po co w ogóle występują u niego takie różnice między osobnikami pokolenia wiosennego i letniego? Ta kwestia nie jest do końca jasna, ale podejrzewa się, że chodzi o… kamuflaż! Jak na ten przykład może się zamaskować żółto-czarny kratkowiec w wersji wiosennej? Bardzo prosto. Wystarczy, że usiądzie na kępie uschniętej trawy, której wiosną akurat nie brakuje. A tak się właśnie składa, że rusałki bardzo lubią na nich siadać, by wygrzewać się na słońcu. Dzięki temu, mogą więc nie tylko zażyć kąpieli słonecznej, ale i przy okazji czuć się bezpiecznie. Latem, gdy wszystko jest zielone, patent ten, nie sprawdziłby się jednak zbyt dobrze. Czy jednak czarne barwy, są wówczas skuteczniejsze? A i owszem! Tak się bowiem składa, że kratkowce wolą wtedy siadać na gołej, czarnej ziemi, by spijać sole mineralne z wyschniętych kałuż. Dlatego ciemnemu motylowi zdecydowanie łatwiej będzie się ukryć na jej tle, niż gdyby był żółty.
Tryb życia
W przeciwieństwie do wielu innych rusałek, typu pawik czy pokrzywnik, nasza kratkowiec zimuje w formie poczwarki. Dlatego pierwsze kratkowce pojawiają się znacznie później niż jej pobratymcy. Wiosenne osobniki są niezwykle rozlatane i bardzo płochliwe. Podrywają się do lotu, gdy tylko poczują, że coś im zagraża. Dlatego ich sfotografowanie wcale do łatwych nie należy. Nieco spokojniejsze stają się, gdy przysiądą na jakimś kwiatku, by spić z niego nektar. Również rusałki pokolenia letniego lubią kwiatowy nektar. Często jednak urozmaicają swoją dietę nie tylko solami mineralnymi, ale też np. odchodami większych zwierząt. Z tego co obserwuje, nie są tak płochliwe jak wiosenne kratkowce, a podejście do nich jest o wiele łatwiejsze. Letnie kratkowce są od nich znacznie bardziej rozlatane. Nie chodzi jednak o ich awersję do siadania, ponieważ do tego są znacznie bardziej skore, niż wiosenne. Dzięki lepiej rozwiniętym mięśniom skrzydeł, mogą jednak pokonywać o wiele dłuższe dystanse i w ten sposób rozproszyć się na większym obszarze. Kratkowce pokolenia wiosennego znacznie bardziej wolą tworzyć zwarte skupiska, zwłaszcza samczyki, które czekając na samiczki, stają się też bardziej dla nas widoczne.
Jedyną rośliną żywicielską tej rusałki jest pokrzywa zwyczajna. Samiczki chcące złożyć na nich jaja, usadawiają się na spodzie liści, przez co trudno je w takim momencie wypatrzeć. Składanie jaj odbywa się dość nietypowo, ponieważ samiczka umieszcza jedno jajeczko na drugim, tworząc swego rodzaju „łańcuszek,” mogący się składać z około 10 jaj (choć może ich być nawet kilkanaście). W sumie samiczka może złożyć kilka (zazwyczaj od 4 do 6) takich zwisających w dół „łańcuszków.” Dlaczego samiczki składają je w ten sposób? Ponieważ dzięki temu, takie sznureczki jaj do złudzenia przypominają kwiatostan pokrzywy. Kilka dni potem, na świat przychodzą gąsienice. Te są z ubarwienia czarno-brunatne. Ich ciała pokrywają liczne kolce o czarnym lub żółtawym zabarwieniu, także na głowie, co różni je od larw pawika czy pokrzywnika, których głowy są ich pozbawione. Przez sporą część swego życia, gąsienice żyją ze sobą w pokaźnych skupiskach, które objadają liście pokrzyw, a kiedy pożrą już wszystkie, wówczas całą swą „paczką” przenoszą się na kolejne rośliny i znów zabierają się za ich pożeranie. Gdzieś tak pod koniec swego rozwoju, gąsienice tracą zamiłowanie do stadnego życia i rozchodzą się na sąsiednie rośliny, by szukać miejsc na przepoczwarczenie. Takie poczwarki są szaro-brunatne, pokryte błyszczącymi, mieniącymi się w słońcu plamkami. Stadium poczwarki, trwa u pokolenia letniego około 12 dni, natomiast u wiosennego, włącznie z zimowaniem, od 6 do 9 miesięcy. Dorosłe kratkowce żyją z jakieś 2 tygodnie.
Bardzo ciekawy artykuł 😊
Super, pozdrawiam!
Przpiękne motyle i zdjęcia 🙂