Tego ciekawego chrząszcz udało mi się wypatrzeć przez przypadek na dębowej gałęzi. Był jeden i w dodatku niezbyt duży, bo mierzący z jakieś 7 mm. Od razu rozpoznałem kim jest i coś mi mówiło, że w okolicy może być ich więcej. Zacząłem się więc rozglądać po kolejnych gałęziach i konarach, ale… nie było żadnego innego. Jak się okazało, musiałem się odwrócić i skupić swoją uwagę na ściętym, dębowym pniaku. Tam bowiem biegało ich znacznie więcej. I nie wszystkie były takie małe.
Systematyka
Kapturnikowate (Bostrichidae), to bardzo ciekawa rodzina chrząszczy, lecz niestety bardzo nieliczna, jeśli chodzi o nasz kraj. Oficjalnie mamy ich tylko 9 gatunków. Większość z nich to gatunki rzadkie lub bardzo rzadkie. Niektóre, np. Stephanopachys linearis, który z wyglądu przypomina nieco kornika, był w naszym kraju notowany tylko raz, w Ostródzie… 200 lat temu. Od tamtego czasu nie ma po nim żadnego słuchu i uznaje się go za gatunek, który prawdopodobnie zniknął z Polski. Jeśli chodzi o rodzaj Bostrichus, do którego należy kapucynek, to liczy on sobie tylko jeden gatunek.
Wygląd
Nasz bohater to bardzo ciekawy chrząszcz, u którego występuje naprawdę wielka rozbieżność w rozmiarach. Najmniejsze osobniki mają 6 mm, podczas gdy największe nawet 15 mm. Co najciekawsze, zarówno małe jak i duże można spotkać w jednym miejscu, obcujące tuż obok siebie. Musze przyznać, wygląda to bardzo komicznie. Nie wynika to z tego, że owady dorosłe rosną, bo tak oczywiście nie jest. Ich rozmiary zależą od warunków, w jakich rozwijają się larwy. Jeśli larwy miały dostatnie życie, to przeobrażają się w duże chrząszcze. Larwy, które np. miały kłopoty ze zdobyciem wartościowego pokarmu, zmieniają się później w imago o małych wymiarach. Tak jest zresztą nie tylko u kapucynka, ale i u innych gatunków chrząszczy.
Pod względem ubarwienia kapucynek rzuca się w oczy, nawet gdy mamy do czynienia z małym osobnikiem. Jego ciało jest niemal po całości czarne, oprócz pokryw, które są ceglasto-czerwone. Podobnej barwy są też 4, ostatnie pierścienie odwłoka, które łatwo można dostrzec, gdy patrzy się na niego z boku. Rzadko zdarzają się odmiany barwne, gdzie kapturniki mają całkiem czarne odwłoki, a nawet czarne pokrywy skrzydłowe.
Na szczególną uwagę w ich budowie ciała, zasługuje przedplecze. To jest z kształtu kuliste i bardzo grube. Z przodu pokrywają je liczne ząbki, w tylnej zaś równie liczne bruzdy. Przedplecze jest na tyle pokaźne, że częściowo zakrywa niedużą głowę. Na tyle dużo, że chrząszcz może sprawiać wrażenie zakapturzonego. Komuś tak to się właśnie skojarzyło i w ten sposób powstała jego polska nazwa. Mało tego! Ten ktoś nie tylko nie ograniczył się do ochrzczenia go w ten sposób, ale jeszcze sprecyzował o jaki kaptur dokładnie chodzi. Słowo „kapucynek” pochodzi bowiem od „Kapucyna,” czyli członka Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, należącego do katolickiej wspólnoty zakonnej. Kapucyni mają to do siebie, że ubierają się w habity, zaopatrzone w charakterystyczne, długie kaptury. I właśnie z takim kapturem musiało się komuś skojarzyć przedplecze kapturnika, dzięki czemu możemy na niego mówić właśnie „kapucynek.”
Gdzie go można spotkać?
Kapucynek najprawdopodobniej występuje na terenie całego kraju, ale należy do rzadko spotykanych gatunków (z niektórych regionów Polski nie był jeszcze wykazywany). Bywają jednak i takie miejsca, gdzie może się pojawiać stosunkowo licznie. Spotkać go można głównie na zrębach i obrzeżach lasów ale także w tartakach i różnych składowiskach drewna. Dorosłe chrząszcze obserwuje się od maja do lipca.
Tryb życia
Dorosłe chrząszcze, w dość licznych grupkach gromadzą się np. na jakimś pniaku, gałęzi czy nawet drewnianym słupie. Preferują drewno dębów, ale spotyka się je także na jesionie, topoli i wielu innych drzewach liściastych. Uaktywniają się popołudniu (wcześniej kryją się w spękaniach drewna i innych zakamarkach). Wtedy to przesiadują bezpośrednio na drewnie, zarówno podczas słonecznej, jak i pochmurnej aury. Nie są skore do latania, a przy najmniej sam czegoś takiego nie zaobserwowałem. Nie są też płochliwe. Zamiast tego jednak, są bardzo ruchliwe i lubią się kręcić wokół siebie lub urządzać krótkie spacery po pieńku. Tylko czasami przystają na dłużej w jednym miejscu. Jeszcze bardziej ruchliwe stają się w czasie godów. Wówczas samce rywalizują ze sobą o samiczki i prawo do swoich małych skrawków terytoriów. Szczególnie gdy samce są duże i mają zbliżone do siebie rozmiary. Te małe unikają pojedynków. Zamiast tego wolą wykazać się sprytem i podkradać się niepostrzeżenie do samiczek, gdy duże samce są zajęte wzajemnymi przepychankami. Kiedy samiec zbliży się do samicy, wówczas stuka w jej przedplecze swoim własnym przedpleczem. Potem samiec zbliża się do niej od tyłu i dotyka swoją głową jej koniec ciała. Później zaś odwraca się tyłem i łączy swój odwłok z jej odwłokiem. Kopulacja u kapucynków wygląda więc tak jak u pluskwiaków. Poza jednym szczegółem. Jest znacznie krótsza, bo trwa jakieś kilkadziesiąt sekund.
Później następuje składanie jaj. Samica umieszcza je w różnych szczelinach drewna. Po wylęgnięciu się, larwy rozwijają się w jego martwej części. Ich żerowanie potrafi być tak intensywnie, że potrafią dosłownie wyjeść cały środek gałęzi, zamieniając ją w pustą rurkę, wypełnioną wiórami. Z wyglądu taka larwa jest biała, nieco pędrakowata, ale z mocno wypukłym przodem ciała, czyli można powiedzieć, że też ma coś jakby kaptur, taki jak u imago. Jej głowa jest mocno wciągnięta w przedtułów, co różni ją od podobnych larw kołatkowatych (Anobiidae). Rozwój larw może trwać nawet kilka lat.
Kiedyś kapucynek uchodził za szkodnika drewna technicznego. Nie raz, nie dwa zdarzało mu się dopierać do drewna, które później miało zostać wykorzystane w budownictwie, a i zdarzało mu się atakować nawet meble. Obecnie jednak kapturnik jest dużo rzadszy niż kiedyś, choć niewykluczone, że przy masowym pojawieniu się, wciąż może gdzieś stanowić zagrożenie dla drewna.
Ale dobrze, że tu trafiłam. Czegoś takiego od dawna szukałam – wartościowego przewodnika po „przyziemnej” faunie Polski. Super opisy, przyjemne do czytania i dzięki nim wiem, co po mnie łazi. No i fakt, że wszystko jest opatrzone zdjęciem – duży plus.