Korsarz znaczy pirat. Nie byle jaki zresztą. „Normalni” piraci uprawiają typową samowolkę, czyli napadają i łupią we własnym zakresie i na własne konto, bez niczyjego nadzoru. Korsarze natomiast to piraci najemnicy, którzy kiedyś byli wynajmowani przez władców, do osłabiania flot swoich przeciwników. Taki korsarz otrzymywał od przykładowego króla patent, czyli list kaperski, który dawał mu możliwość cumowania w porcie znajdującym się na terenie rządzonym przez takiego króla, a także handlowania w nim. Interes jak najbardziej opłacalny, gdyż to co korsarz złupił mógł po całości lub w większej części zatrzymać dla siebie. Cóż… wydaje się, że taka opcja jest jak najbardziej opłacalna, ale w dzisiejszych czasach, to raczej samodzielni, somalijscy piraci, są bardziej popularni, niż korsarze z prawdziwego zdarzenia. Czy jednak aby na pewno? Jak się okazuje, by spotkać korsarza, wcale nie trzeba cofać się w czasie lub szukać ich na Karaibach w towarzystwie Johnnego Deppa. Wystarczy zrobić sobie wycieczkę nad pobliski staw lub rzekę i przykucnąć w jakimś odsłoniętym miejscu, a może nam się udać wypatrzeć jednego z nich.
Systematyka
Załoga korsarzy w naszym kraju liczy całkiem sporo reprezentantów, bo jak mówi nam strona Fauna Europaea, jest ich aż 8 gatunków. Rodzaj Pirata zaś należy do rodziny pogońcowatych (Lycosidae). Najbardziej znanym gatunkiem z tego rodzaju jest Pirata piraticus, czyli po naszemu korsarz piratnik. Już nazwa łacińska, nawet niewtajemniczonym, mówi wiele o tym pająku, ale nie uprzedzajmy faktów. Piratnik jest jednym z naszych najpospolitszych przedstawicieli tego rodzaju, jednak… odróżnienie go od niektórych pokrewnych gatunków jest dość trudną sprawą i ja również mam z tym nie lada kłopot. Żeby więc nie robić zamieszania, postanowiłem omówić cały rodzaj jak leci.
Wygląd
Pająki z rodzaju korsarzy nie są specjalnie duzi. Przeważnie osiągają od 5 do 10 mm (samce oczywiście są mniejsze niż samice). Pod względem wyglądu nie różnią się od innych pogońcowatych i dość łatwo je z nimi pomylić. Jeśli chodzi o ubarwienie, to ich mocno zbudowane nogi oraz głowotułów są często znacznie jaśniejsze niż odwłok, choć nie u wszystkich gatunków. Na odwłoku natomiast, mamy różne (w zależności od gatunku) wzory ułożone z białych lub niebieskawych kropek i pasków, po których można je odróżnić od wspomnianych przeze mnie innych pogońców.
Gdzie go można spotkać?
W całej Polsce, na terenach wilgotnych, głównie w pobliżu różnych zbiorników wodnych (poszczególne gatunki są przeważnie związane z konkretnymi typami środowisk, np. jeziorami, rzekami czy nawet torfowiskami). Niekiedy jednak można je znaleźć w znacznie większych odległościach od tego typu miejsc.
Tryb życia
Pod względem trybu życiu, korsarze są bardzo podobne do znacznie większych bagników (Dolomedes spp.), należących do rodziny darownikowatych (Pisauridae). Tak jak one, korsarze żyją na pograniczu lądu oraz wody. Najchętniej biegają tuż przy brzegu lub na unoszących się na powierzchni wody liściach i źdźbłach trzcin. Pojawiają się także np. na pomostach i innej infrastrukturze ulokowanej przy zbiornikach wodnych. Nie powinno być też zaskoczeniem znalezienie go np. w łódce. Korsarze do perfekcji opanowały niełatwą sztukę chodzenia… a w ich przypadku wręcz biegania po powierzchni wody. Oczywiście wykorzystują w tym celu napięcie powierzchniowe wody, podobnie jak czynią to nartniki. Kiedy zachodzi potrzeba, korsarze bez trudu przełamują takie napięcie i nurkują pod wodę, np. by schować się przed drapieżnikiem.
No dobrze, sprawdźmy teraz czy korsarze faktycznie zasłużyły sobie na taką, a nie inną nazwę. Korsarze polują głównie na różne owady, zwłaszcza te, które żyją w podobnym środowisku jak one. Chętnie korzystają również z okazji w postaci tych owadów, które znalazły się na powierzchni wody przez przypadek. Wówczas faktycznie wykazują się niemałym rozbójnictwem. Bez trudu podbiegają do szamoczącej się na wodzie ofiary i atakują nie dając jej żadnych szans. Zupełnie jak niejeden pirat, który na pewno skorzystał by z okazji do ataku na osłabioną jednostkę, która z jakiegoś powodu ma kłopot z mobilnością. Pajęczy korsarze nie są jednak odosobnieni w swym działaniu. Tak samo postępują chociażby przytoczone przeze mnie nartniki. Korsarze jednak, polują nie tylko przy brzegu lub na wodzie, lecz także pod nią. Nurkujący korsarz jest wstanie upolować np. unoszącą się tuż przy powierzchni larwę komara lub jakąś małą larwę jętki, którą uda mu się gdzieś tam wypatrzeć. Po upolowaniu jednak, korsarz musi wrócić na powierzchnie, gdyż tylko na świeżym powietrzu może skonsumować zdobycz (wylewanie na nią soków trawiennych pod wodą, byłoby zdecydowanie mało efektywne). Podobnie zresztą postępują bagniki, choć one z racji większych rozmiarów polują na odpowiednio większą zdobycz (niekiedy taką z kręgosłupem).
Na koniec coś o ich godach. A raczej o moim braku danych na ich temat. Wiem natomiast co się dzieje tuż po nich. Samiczka, tak jak u innych pogońcowatych tworzy biały, kulisty kokon, w którym umieszcza jaja. Taki kokon podczepia później dość solidnie do kądziołków przędnych i przez jakiś czas nosi go ze sobą. W międzyczasie chroni go chociażby przed drapieżnikami (niejednokrotnie potrafi stanąć do aktywnej walki z napastnikiem, byle tylko zapewnić mu bezpieczeństwo). Po wylęgnięciu się, młode korsarze przez pewien czas podróżują na odwłoku samiczki, które chroni je także przed innymi korsarzami (kanibalizm polegający na zjadaniu młodych osobników przez dorosłe jest u tych pająków bardzo powszechny). Po pierwszej wylince zaś, pajączki opuszczają matkę i każde rusza w swoją stronę.
ooo… super. Mam kilka takich pająków na zdjęciach, a teraz wiem co to za jedne ;-). Dzięki za wpis.
Pirata to korsarz? Dobrze wiedzieć. Spotykam je czasami w moim robaczkodajnym centrum miasta. Nie przy wodzie, ale na murach i murkach. 😉
Ano właśnie, mam też informacje od Kolegi z Warszawy, że znalazł u siebie w ogródku korsarza (i nawet zdjęcie mi pokazywał), chociaż tam od niego na Tarnówku do najbliższej wody kawałek jest. Sam kiedyś znalazłem jednego z nich w znacznej odległości od wody… co im się tak na takie wędrówki zbiera, to o dzisiaj nie wiem ;/
U mnie na osiedlu jest małe oczko wodne, więc niby tak strasznie daleko nie ma. Ale nawet 100m dla takiego malucha to przecież wielki kawał drogi.
Przy okazji przypomniało mi się, że jakieś 10m od tego oczka wodnego, na chodniku, spotkałam kiedyś pluskolca! Usiłował człapać, co wychodziło mu prześmiesznie. Dałam radę jakoś go spakować i zaniosłam do wody. Ciekawe, czy był mi wdzięczny. 😉
Skoro nie dziabnął, to chyba był zadowolony z twojej pomocy 😀 Ja to parę lat temu znalazłem w parku obok stawu płoszczycę szarą. Biedaczka leżała nieruchomo więc ją podniosłem, co by jej nikt nie zdeptał, bo to środek drogi i przed południowe godziny, więc szczyt aktywności matek z dziećmi i starszych osób. Zabrałem ją na ławeczkę obok i sobie myślę, zrobię zdjęcie, a później odtransportuje ją do tego stawu. Kiedy jednak rozpakowałem aparat i złożyłem go do kupy, ona zaczęła się wiercić, aż w końcu rozwinęła skrzydła i poleciała w siną dal ;/
Noo, tą płoszczycą to mnie przebiłeś. 😀 Szkoda, że Ci uciekła, niewdzięcznica jedna. 😉
Z tymi pluskwiakami to u mnie tak właśnie jest… jak są w wodzie, to przeważnie odpływają, na lądzie odlatują… nieśmiałe strasznie są skubane ;/