Ogniczkowate (Pyrochroidae) to nieduża rodzina, dość mało znanych chrząszczy, którą w naszym kraju reprezentuje zaledwie trzech przedstawicieli! Najpopularniejszego z nich, czyli często występującego w atlasach owadów ogniczka większego (Pyrochroa coccinea) już wam przedstawiłem na swoim blogu. Teraz natomiast zaprezentuje wam znacznie mniej znanego, ale za to dużo częściej spotykanego ogniczka grzebykoczułkiego. Tak wiem, długa nazwa, ale lepsza taka niż żadna. Faktem jest, że w necie próżno szukać jego polskiej nazwy (wypatrzyłem ją tylko w jednym albumie ze zdjęciami). Dopiero z książki pana Marka W. Kozłowskiego „Owady Polski Chrząszcze” możemy się dowiedzieć jaka jest jego nazwa. Wg. mnie bardzo do tego gatunku pasuje, więc postanowiłem ją wykorzystać także u siebie. A dlaczego pasuje? O tym za chwilę.
Wygląd
Nasz ogniczek jest zdecydowanie najmniejszy z całej trójki. Osiąga najwyżej 9 mm. Już na pierwszy rzut oka można go łatwo rozpoznać dzięki dwóm podłużnym, płaskim bruzdom, które występują na jego pokrywach skrzydłowych. Dzięki nim, małym rozmiarom i delikatniejszej budowie ciała, idzie go łatwo odróżnić od ogniczków z rodzaju Pyrochroa. Co ciekawe równie łatwo można odróżnić samczyki od samiczek. U tych pierwszych mamy bardzo pokaźne, grzebykowate czułki… zdecydowanie najbardziej imponujące spośród wszystkich naszych ogniczków i właśnie dlatego nazwa „grzebykoczułki” pasuje do niego jak ulał. U samiczek czułki są proste, całkowicie pozbawione długich wyrostków, dlatego płeć piękna u tych chrząszczy nie przykuwa zbytniej uwagi. Na koniec jeszcze ubarwienie. A to w dużej mierze jest czarne z wyjątkiem przedplecza i pokryw. To pierwsze jest czerwonawe z czarną plamką pośrodku, natomiast pokrywy są czerwonawe po całości. W porównaniu z innymi ogniczkami, czerwień naszego bohatera jest zdecydowanie mniej atrakcyjna.
Gdzie go można spotkać?
W całym kraju. Nasz najpospolitszy ogniczek, a znaleźć go można w lasach różnego typu. Owady dorosłe pojawiają się w maju oraz czerwcu.
Tryb życia
Owady dorosłe spędzają swój czas przesiadując na liściach krzewów oraz roślin zielnych. Nie są płochliwe, za to chętnie zajmują się pielęgnacją swoich czułków (zwłaszcza samce, bo i też mają co pielęgnować). Od czasu do czasu zlizują także spadź, pozostawioną na liściach przez mszyce, a i ponoć mogą też odwiedzać kwiaty, by żywić się ich pyłkiem. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o ich życie. O godach opowiem w podpunkcie niżej, teraz zaś przejdźmy do larw. Tak się bowiem składa, że udało mi się jedną odnaleźć i dzięki temu mogę ją pokazać. A ta jest podłużna i mocno spłaszczona. Jej głowa jest szeroka, zaopatrzona w silne żuwaczki i krótkie czułki. Dużo ciekawszy jest drugi koniec larwy, czyli ósmy segment odwłoka. Ten jest znacznie dłuższy niż pozostałe, zaś na jego końcu mamy przysadki odwłokowe, które do złudzenia przypominają wielkie szczypce (albo np. cęgi skorków). Po takiej końcówce możemy ją odróżnić od larw należących do ogniczków z rodzaju Pyrochroa. U tych drugich bowiem, na końcu odwłoka także mamy parę przysadek, ale nie są one tak zagięte jak larwy naszego ogniczka i dlatego nie przypominają tak bardzo szczypiec. Larwę ogniczka grzebykoczułkiego możemy znaleźć pod korą różnych drzew, głównie liściastych, ale czasem też iglastych. Są drapieżne, a ich łupem padają najróżniejsze, podkorowe bezkręgowce. Do ich przepoczwarczenia się następuje wiosną następnego roku.
Tajemnica trujących właściwości ogniczków
Jak wiecie, w przyrodzie barwa czerwona często pełni podobną funkcję, jak w znaku drogowym „stop.” Kiedy drapieżnik ją widzi, jest to dla niego sygnał, by zahamował swoje instynkty i darował sobie zdobycz w tej barwie, gdyż niezastosowanie się do tego, może mieć dla niego przykre konsekwencje. Jak nietrudno zgadnąć, taką właśnie funkcję, pełni u ogniczków. Czy jednak drapieżniki mają autentyczny powód by omijać ogniczki szerokim łukiem? A może te chrząszcze tylko udają, że są trujące (jak czyni wiele gatunków owadów)? Cóż… badania naukowe pokazują, że ogniczki (a konkretnie nasz ogniczek grzebykoczułki, bo to właśnie jego badano) wcale nie udają! W ich organizmach wykryto bowiem niebezpieczną toksynę zwaną kantarydyną. Tak, to ten sam trujący związek, z którego słyną chrząszcze z rodziny majkowatych (Meloidae). Jak się okazuje można go odnaleźć także w ciałach ogniczków. I na tym mógłbym właściwie zakończyć ich omawianie, ale jest jedno „ale.” Wspomniane przeze mnie badania pokazują także, że choć w ogniczkach znajduje się kantarydyna, to nie są jej wstanie produkować! Pytanie za 100 punktów brzmi: skąd się w nich wzięła kantarydyna? Odpowiedź jest taka, że… nie wiadomo! To jedna z tych tajemnic przyrody, której jak na razie nie udało się ustalić.
Co jednak najciekawsze, ta przypadłość do posiadania kantarydyny, mimo niemożności jej wytwarzania, dotyczy nie tylko ogniczków. Podobnie jest np. z przekraskowatymi (Cleridae), do których należy choćby pokazany przeze mnie na blogu przekrasek mróweczka lub też z kwietniczkami (Notoxus spp.) należącymi do mało znanej rodziny Anthicidae). W przypadku tych ostatnich trochę udało się odkryć rąbka tej tajemnicy. Kwietniczki mają bowiem skłonność do martwych chrząszczy z rodziny majkowatych, dzięki czemu mogą pozyskiwać kantarydynę bezpośrednio od nich. Czy podobnie jest z ogniczkami? Nie wiadomo. W ich przypadku może chodzić o jakieś inne, dotąd nieznane źródło tej trucizny, lecz póki co nie udało się ustalić o jakie może chodzić. Najbardziej zagadkowe pod tym względem są samce. Dlaczego nie samice? Udało się bowiem zaobserwować, że w czasie godów samiczka zlizuje ją z czubka głowy samca (na niej znajduje się specjalny zbiorniczek, w której ją przetrzymuje), a także otrzymuje ją od niego razem ze spermatoforem w czasie odbywania kopulacji. Jeśli chodzi o to pierwsze, to samiczce chodzi prawdopodobnie o ocenę atrakcyjności samca i jego przydatność do zapłodnienia (działa więc trochę jak perfumy albo afrodyzjak). Kantarydynę ze spermatofora wykorzystuje za to do pokrycia nią złożonych przez siebie jaj tak, by mogła je chronić przed drapieżnikami. Interesujące jest to, że bardzo podobne zachowanie obserwujemy u produkujących ją majkowatych, czyli np. u oleic, gdzie samczyki również przekazują kantarydynę samiczkom, które następnie wykorzystują ją do zabezpieczenia jaj. Ciekawa zbieżność, co nie?
Piękny!
„W czasie godów samiczka zlizuje ją z czubka głowy samca”, aha, mam dwa (dość nędzne niestety) zdjęcia, na których to widać. Działo sie to w dwóch etapach: zlizywanie, ucieczka samicy, pogoń samca, znów zlizywanie, a potem to już poszło jak trzeba. 😉 Cała akcja w ogóle była niesłychanie dynamiczna i bardziej przypominała walkę niż gody.
Samce niektórych chrząszczy naprawdę muszą się naganiać za samiczkami, a ogniczki jak widać, są tego kolejnym, świetnym przykładem. Bardzo ciekawa obserwacja 😀
Żałuję, że nie nakręciłam filmiku, ale nie mam w tym wprawy, a miejsca na karcie pamięci było zbyt mało. Szkoda, bo akcja naprawdę wyglądała ciekawie, a drugi raz już mi się na pewno nie trafi. 🙂
Też bardzo żałuje, bo przyznam, że ich obyczaje znam tylko z książek i chętnie bym zobaczył je w akcji na jakimś zdjęciu, czy filmiku… te ogniczki znów takie rzadkie nie są, więc myślę, że szansa na drugą taką akcję jest wcale nie taka mała 🙂
Cztery razy je spotykałam w ciągu ośmiu lat, więc faktycznie rzadkie nie są (mówię to zupełnie poważnie, bo w odniesieniu do większości gatunków trudno nawet o taką powtarzalność spotkań). Ale zawsze były to same samce. Trafić drugi raz na parkę w akcji… oo, wątpię w aż takie szczęście. 😉
Niedługo pokażę te moje kiepskie zdjęcia. Jak nie zapomnę, to zalinkuję Ci je tutaj w komentarzach, żebyś zobaczył jak to mniej więcej wyglądało. 🙂
To u mnie jest ich więcej, po praktycznie przy każdej wizycie w Lesie Miejskim na nie wpadam 😉 Mimo wszytko wierzę, że uda Ci się trafić kolejną parkę no i czekam z niecierpliwością na ten link 🙂
Właśnie zrobiłam wpis o ogniczkach:
https://chwastowisko.wordpress.com/2016/05/28/ogniczek3/
Piękne te chrząszcze to fakt. Mam jednak problem z ogniczkiem wielkim. W ubiegłym roku kupiliśmy drewno na opał i po przesuszeniu. Wnieśliśmy do piwnicy i od dwóch tygodni mamy wysyp. Każde polano niemal się rusza, a kompletnie nie mam pojęcia czy ten „drobiazg” jakoś może szkodzić w domu. Mogę uzyskać więcej informacji?
Ogniczek nie jest groźny dla człowieka, ani dla domu, więc nie trzeba się go obawiać 🙂 Więcej informacji o tym gatunku znajdzie Pani tutaj: https://swiatmakrodotcom.wordpress.com/2014/06/08/ogniczek-wiekszy-pyrochroa-coccinea-w-plomiennej-tonacji/