Oleica fioletowa to klasyka, wśród wczesnowiosennych gatunków owadów. Pierwsze osobniki często pojawiają się jeszcze w marcu, chociaż najliczniejsze stają się w kwietniu oraz w maju i jeśli tylko dopisze nam szczęście, możemy się na nie natknąć w lasach, na polanach, a czasami i na polach. Nie oznacza to jednak, że będzie nam dane zrobić im zdjęcie. Oleica ma to do siebie, że niemal przez cały czas pozostaje w ruchu i bardzo rzadko się zatrzymuje. Dodatkowo jest szybka i ciągle gna przed siebie, nie bacząc na przeszkody, które znajdują się na jej drodze. To zdecydowanie utrudnia ich fotografowanie, ale na szczęście udało mi się zrobić jej trochę zdjęć i dzięki temu, mogę wam ją pokazać.
Systematyka
Majkowate, znane też jako oleicowate (Meloidae), to ciekawa rodzina chrząszczy, która jest związana głównie z tropikami. W Polsce też ich trochę mamy, ale większość z nich to gatunki mniej lub bardziej rzadkie. Dotyczy to nie tylko całej rodziny, ale również rodzaju oleica (Meloe spp.), do którego zalicza się nasza bohaterka. W sumie mamy w Polsce 10 gatunków oleic, ale tylko dwie z nich są często spotykane. To oleica fioletowa oraz trochę od niej pospolitsza oleica krówka (Meloe proscarabaeus). O tej drugiej wspomnę więcej pod koniec artykułu.
Wygląd
Oleica jest tak niezwykła pod względem wyglądu, że będziemy mieli naprawdę sporo wątków do omówienia w tym dziale. Zacznijmy może od jej ubarwienia. Niby w jej nazwie jest słowo „fioletowa”, ale gdy się na nią spojrzy, to naprawdę ciężko w niej dostrzec ten fiolet. Tak po prawdzie jest niemal w całości granatowo-czarna, czym mocno przypomina żuka wiosennego, choć oczywiście nie jest z nim w żaden sposób spokrewniona. Książki podają jednak, że granat może się u niej przeplatać z fioletem, więc nie wykluczam, że gdzieś mogą sobie żyć bardziej fioletowe odmiany… ale jak na razie sam nie miałem z takimi do czynienia.
Kolejna ciekawa rzecz, to jej rozmiar. Oleica może osiąga od 1 do nawet 3,2 cm, co oznacza, że potrafi być naprawdę sporym chrząszczem. Samice są zwykle większe od samców, ale nie zawsze jest to żelazna reguła. Na samym początku, gdy dorosłe owady wychodzą z podziemi, są mniej więcej podobnych gabarytów, a czasami nawet samce mogą być ciut większe, od samic. Dopiero po kopulacji, odwłoki samic pęcznieją od nadmiaru jaj i przez to właśnie stają większe i bardziej pękate.
Znacznie pewniejszym sposobem na rozróżnienie przedstawicieli obu płci jest spojrzenie na ich czułki, a nie odwłok. U samic czułki są w miarę proste, natomiast u samców, są pośrodku charakterystycznie załamane i zakrzywione. Dlaczego tak jest? Samiec ma na nich umieszczone gruczoły, które wydzielają substancję o charakterze stymulantów płciowych. Ok, skoro czułki mamy za sobą, to teraz przejdźmy do głowy. Oprócz czułków, są na niej oczy złożone i typowy dla chrząszczy aparat gębowy typu gryzącego. Samice lubią kłapać tym ostatnim na lewo i prawo, o czym przekonałem się na własnej skórze!
Pewnego razu wziąłem na rękę jedną samicę i gdy ta podbiegła do palca wskazującego, bez żadnych skrupułów zaczęła się w niego wgryzać! Nie żeby to jakoś strasznie zabolało, bo i też nie zdołała się przegryźć przez skórę, ale wyraźnie poczułem, jak próbuje się wgryźć. Na tym się nie skończyło, bo jeszcze zwymiotowała na mnie brązową wydzielinę ze swojego aparatu gębowego. Na całe szczęście skończyło się tylko na tym, a mogło być dużo gorzej. Oleice potrafią bowiem wydzielać znacznie gorsze rzeczy, ale o tym napiszę już w innej części artykułu.
Wracając jednak do tej samicy, która postanowiła mnie dziabnąć, to tylko ta jedna się na to skusiła. Dwa samce oraz inna samica, które wziąłem na ręce tamtego samego dnia, były dla mnie dużo milsze i postanowiły mnie nie podszczypywać. Dlaczego jednak tamta jedna samica zdecydowała się to zrobić? Podejrzewam, że była po prostu głodna i postanowiła sprawdzić, czy to, na czym aktualnie siedzi (czyli moja ręka), jest jadalne. To o tyle prawdopodobne, że gdy wziąłem ją później na patyk, to w niego też próbowała się wgryźć. Kilka lat temu miałem taką samą przygodę ze skoczkiem zielonym, czyli konikiem polnym, który tak jak oleica, żywi się tylko roślinami. Któregoś razu jeden osobnik też postanowił sprawdzić, czy jestem jadalny, gdy przez przypadek wskoczył na moje spodnie. Morał z tego jest taki, by nie brać do ręki tego typu owadów (o czym pewnie i tak kiedyś zapomnę i znów to odczuję na własnej skórze).
No dobrze, skończmy z tym aparatem gębowym i przejdźmy dalej. Głowa i przedplecze oleicy są usiane drobnymi dziurkami, fachowo zwanymi punktowaniem. Jest to ważna rzecz, która pozwala nam odróżnić oleicę fioletową od oleicy krówki. U tej drugiej punktowanie jest większe, głębsze i gęściej usiane. Nogi oleicy są dość długie, smukłe i idealnie nadają się do długich, pieszych wędrówek. Bardzo ciekawą cechą są skrzydła oleic. Pokrywy skrzydłowe są wyraźnie skrócone, przez co samice z grubymi odwłokami wyglądają, jakby miały na naciągnięty zbyt ciasny frak. Tylne skrzydła są dość mocno zredukowane, dlatego oleice nie potrafią latać.
Kantarydyna
Nawa „oleica” nie wzięła się powietrza i zaraz wytłumaczę w czym rzecz. Znakiem firmowym wszystkich majkowatych jest kantarydyna – alkaloid o wzorze chemicznym C10H12O4, który jest niezwykle silną trucizną. Kantarydyna znajduje się w hemolimfie majkowatych, czyli innymi słowy w ich krwi. Zagrożona oleica wydziela ją w formie oleistej, żółtej cieczy z porów swoich nóg. Czy jest to skuteczna broń? Z tym bywa różnie. Jest wiele zwierząt, które są odporne na działanie takich toksyn, dzięki czemu mogą bez przeszkód polować na majkowate. Wśród nich są np. jeże, myszy polne i pająki.
Istnieją także owady, które mogą zjadać samą kantarydynę. Wiele z nich tworzy tzw. grupę kantarydynofilów, do której należą niektóre chrząszcze, z takich rodzin, jak przekraskowate, ogniczkowate, czy kusakowate. Jako że same nie są wstanie wytwarzać kantarydyny, uzyskują ją z innych źródeł, dzięki czemu same stają się trujące. Skąd dokładnie ją biorą? Póki co jest to zagadka, ale część nich chętnie pożera martwe oleice i zalęszczycowate (te drugie też potrafią wytwarzać kantarydynę, choć w dużo mniejszej ilości, niż majkowate). Nie jest jednak pewne, czy to ich jedyne źródło pozyskiwania kantarydyny. Kantarydynę zjadają także muszki z rodziny kuczmanowatych, choć one akurat robią to tylko po to, aby się nią pożywić. Zamiast szukać martwych oleic, siadają na żywych i to często w sporych ilościach.
No dobrze, a jak kantarydyna może zadziałać na człowieka? Ano tak, że jakieś 0,02-0,03 g tej substancji może nas posłać na tamten świat. Brzmi strasznie, ale na szczęście oleica nie wydziela jej aż tak dużo i te kilka kropel, które mogą spłynąć po jej nogach, to zdecydowanie za mało, aby nas zabić. Nie znaczy to jednak, że w ogóle na nas nie zadziała. Kantarydyna świetnie się wchłania przez skórę, dlatego może wywołać jej podrażnienie, a w rzadkich przypadkach, doprowadzić do powstania nieprzyjemnych bąbelków, które nie goją się najlepiej, ale w końcu i tak znikną. Z oleicami warto więc obchodzić się ostrożnie, ale nie ma też co wpadać w panikę. Sam się przekonałem, że wcale nie tak łatwo skłonić oleicę, aby wydzieliła kantarydynę i nawet delikatnie wzięta do ręki, nie powinna nam zrobić żadne krzywdy.
Znacznie większą sławą, niż oleica fioletowa, cieszy się majka kantaryda (Lytta vesicatoria), znana też jako pryszczel lekarski, lub hiszpańska mucha. Oczywiście to pełnoprawny chrząszcz, który z muchami nie ma nic wspólnego, ale taka nazwa kiedyś do niej przylgnęła i tak zostało aż do dziś. Majka kantaryda diametralnie różni się wyglądem od oleic. Jej ciało jest smukłe, zaś pokrywy skrzydłowe są świetnie wykształcone. Spotkać ją można m.in. na liściach jesionu, ligustru czy lilaku, którymi to zresztą się odżywia. Kiedyś pojawiała się masowo, ale obecnie jest u nas bardzo rzadka i ciężko ją spotkać.
Kantarydyna uzyskiwana z ciał oleic i majek, była kiedyś wykorzystywana do produkcji leków oraz wszelkiej maści afrodyzjaków i innych „cudownych” eliksirów miłości. Ciężko powiedzieć, jaka była skuteczność tych specyfików, ale pewne jest, że gdy ich twórca przesadził z ilością kantarydyny, klient mógł się zakochać co najwyżej w życiu pozagrobowym i to na zawsze. Co ciekawe, z takich specyfików korzystało wiele sław, jak chociażby żona rzymskiego cesarza Oktawiana Augusta (która chciała w ten sposób zmusić swoich gości do… pewnego rodzaju, niestosownego zachowania, a później ich szantażować) i król Niemiec Henryk IV. Słodycze zawierające kantarydynę, były bardzo powszechne wśród francuskiej arystokracji w XVIII w. Dodatkowo wykorzystywano ją także do tworzenia trucizn. Najsłynniejszą z nich, była jedna z odmian Aqua toffana, czyli trucizny Medyceuszy, która powstawała w wyniku połączenia arszeniku z kantarydyną (wystarczyło dodać sześć kropel tego specyfiku do wody lub wina, aby dany delikwent zmarł w ciągu 3 dni). Kantarydyny używano też jako przyprawy oraz do produkcji pierwszej na świecie „śmierdzącej bomby” (pomysł starożytnych Chińczyków). Współcześnie, rozcieńczona kantarydyna przydaje się do usuwania brodawek i tatuaży.
Gdzie ją można spotkać?
Oleica fioletowa jest dość pospolita i można ją spotkać niemal w całej Polsce. Znaleźć ją można zarówno na terenach otwartych (pola uprawne, śródleśne polany), jak również półotwartych (obrzeża lasów). Często pojawia się w pobliżu leśnych ścieżek, lub też na nich samych (można ją wówczas usłyszeć, jak przedziera się przez uschnięte liście). Jak wspomniałem we wstępie, pierwsze osobniki pojawiają się już w marcu i można je spotykać aż do czerwca, choć najwięcej jest ich w kwietniu i w maju.
Tryb życia dorosłych oleic
Oleice są aktywne w ciągu dnia i to właśnie wtedy można je zauważyć, jak biegają po ścieżkach lub przedzierają się przez ściółkę leśną. Rzadko bo rzadko, ale czasami muszą się zatrzymać, aby coś zjeść. Podobnie, jak inne majkowate, oleice są roślinożerne i żywią się głównie liśćmi oraz źdźbłami traw. Jeśli natrafimy na posilającego się osobnika, warto skorzystać z okazji i zrobić mu zdjęcie, bo później może nie być na to szansy. Aby skłonić biegną oleicę, żeby się zatrzymała lub przynajmniej zwolniła, można spróbować wziąć ją na patyczek. Sam korzystam z tego patentu, ale od razu zaznaczam, że nie na wszystkie osobniki on działa! Czasami, jak jakaś oleica jest na patyczku, to i tak woli po nim biec, nawet jeśli zsuwa się z niego i może spaść na ziemię. Chociaż oleice są rozbiegane, to nie są płochliwe i nie uciekają przed ludźmi, nawet gdy przyłapiemy je w trakcie jedzenia. Nie ma się jednak co temu dziwić. Dzięki temu, że ich ciała są wypełnione trującą kantarydyną, czują się pewnie i nie muszą uciekać.
No dobrze, przejdźmy teraz do godów. Któregoś razu, gdy nie wiedziałem jeszcze, jak wygląda kopulacja w wykonaniu oleic, postanowiłem połączyć ze sobą samca z samicą, aby się o tym przekonać. W jaki sposób? Ano postawiłem je obok siebie i obserwowałem co się stanie. Jak się okazało, samiec niemal od razu wskoczył na grzbiet samiczki i usiłował z nią kopulować. Nie szło mu najlepiej, ale przynajmniej próbował. Później dodałem jeszcze drugiego samca, który bez żadnych skrupułów wskoczył na grzbiet siedzącego na samicy rywala i próbował ją zapłodnić na przysłowiowego chama! Postał więc trójkącik (w świecie chrząszczy to normalne), ale na krótko. Samica nie była zbyt skora do kopulacji i kiedy na jej grzbiecie znalazły się dwa samce, wyraźnie się zdenerwowała. Zaczęła się miotać na piasku, aż w końcu zrzuciła z siebie ich obu i pognała przed siebie, aby się znaleźć jak najdalej od nich.
W kolejnych latach na szczęście udało mi się już spotkać kilka kopulujących ze sobą par oleic i dzięki temu, wiem wreszcie, jak to u nich wygląda. Gdy samiec złączy się z samicą, może wejść na jej grzbiet i kopulować z nią, jak wiele innych owadów, albo może złączyć się z nią tyłem, podobnie jak robią to kowale bezskrzydłe. Co więcej, tak jak u tych pluskwiaków, kopulująca samica też jest skłonna do biegania i biedny samiec musi podążać za nią… i to tyłem! W trakcie kopulacji, samiec przekazuje samicy nie tylko swoje nasienie, ale też kantarydynę. Dlaczego? Samice majkowatych w tym również oleic, nie są wstanie syntezować dużych ilości tej toksyny, dlatego muszą ją przyjąć od jednego lub nawet kilku samców. Po co jej jednak ta cała trucizna? Do obrony rzecz jasna, ale nie tylko siebie, lecz także swoich jaj.
A właśnie. Po kopulacji, odwłok samicy pęcznieje i robi się coraz dłuższy. Wtedy też przychodzi czas, aby wykopać w ziemi jamkę i złożyć w niej jaja. A tych może być od 2 do nawet 10 tysięcy (w warunkach laboratoryjnych, jedna z oleic złożyła nawet 40 tys. jaj!). Teraz już wiecie, po co samicy tak wielki odwłok. W końcu gdzieś je musi pomieścić, prawda? Kiedy samica złoży już wszystkie jaja, pokrywa je warstwą kantarydyny, dzięki czemu zabezpiecza je przed ewentualnymi atakami drapieżników.
Trójpazurkowce i nadprzeobrażenie, czyli życie larw i nie tylko!
Muszę przyznać, że nieźle się rozpisałem o dorosłych oleicach, ale to jeszcze nie koniec. Teraz przyszedł czas na opisaniu rozwoju tych chrząszczy, który jest naprawdę skomplikowany, więc jeszcze sporo przed nami.
Zacznę od larwy, która w pierwszej fazie rozwoju, jest nazywana trójpazurkowcem, lub triungulinusem. Z wyglądu przypomina larwę jakiegoś biegacza, ale jest znacznie mniejsza. Jej wielkość waha się w okolicach 2-3 mm. Nie przyzwyczajajmy się jednak zbytnio do jej wyglądu, bo i też larwa oleicy zmienną jest, o czym się niedługo przekonamy. Zanim jednak dojdzie do jednej z jej licznych przemian, musi najpierw zabrać się w podróż. W tym celu wchodzi na jakiś kwiat, często w towarzystwie innych larw oleic i cierpliwie czeka. Gdy na kwiatku usiądzie jakiś owad, larwa szybko się na niego wspina i najczęściej… ginie! Choć instynkt każe jej się wspiąć, musi trafić na konkretnego owada, czyli na dziką pszczoły. Tylko wtedy będzie mogła trafić do jej gniazda i kontynuować swój rozwój. Dlatego larwy, które przyczepiają się do innych owadów, zazwyczaj giną. Szansa na to, że trójpazurkowiec trafi akurat na tę dziką pszczołę, którą sobie upodobał, jest jak szansa wygranej w totolotka, dlatego większość z nich ginie. Nic więc dziwnego, że samice składają tak wiele jaj. Dzięki temu jest cień szansy, że chociaż kilku larwom dopisze szczęście i trafią do gniazda dzikiej pszczoły.
No dobrze, a co się dzieje z larwą, która szczęśliwym zrządzeniem losu trafi do tego gniazda? Na pewno oznacza to jego zagładę, ponieważ od razu, po dotarciu na miejsce zeskakuje z dzikiej pszczoły i wnika do komórek lęgowych, aby pożreć jej jaja. Gdy tak się stanie, larwa linieje i… kompletnie zmienia swój wygląd! Z trójpazurkowca zmienia się w larwę typu skaraboidalną, czyli ślepą, pękatą larwę z krótkimi nóżkami, która wygląda zupełnie jak pędrak chrabąszcza majowego. W tej postaci zajmuje się wyłącznie konsumpcją mieszanki pyłku i nektaru, którą dzika pszczoła zgromadziła dla swojego potomstwa. W między czasie, kilka razy linieje, ale zachowuje swój nowy wygląd… przynajmniej na razie. Przychodzi bowiem taki czas, gdy w końcu zamienia się w twór, który przypomina poczwarkę i pełni nawet podobną funkcję, choć też nie do końca nią jest. Z tego też względu to stadium larwalne zwane jest przez fachowców pseudopoczwarką lub przedpoczwarką.
Larwa wewnątrz takiej pseudopoczwarki przybiera postać embrionalną i nie pobiera żadnego pokarmu. Po jakim czasie z pseudopoczwarki wyłania się kolejna postać larwalna (czyli larwa skolytoidalna). Znów wygląda jak pędrak, ale jej nogi są jeszcze krótsze niż poprzednio. Tak jak w poprzednim stadium, nie pobiera pokarmu, gdyż korzysta z zapasów, które zgromadziła w swoim organizmie przed przemianą w pseudopoczwarkę. W tym stadium rozwoju, larwa szuka odpowiedniego miejsca na przejście kolejnego przeobrażenia, tym razem już w prawdziwą poczwarkę typu wolnego. To właśnie z niej powstanie dorosły chrząszcz. Tak skomplikowany rozwój, ma swoją nazwę, a jest nią nadprzeobrażenie, lub też hipermetamorfoza.
Praktycznie każdy przedstawiciel majkowatych przechodzi ten typ rozwoju, a są również inne owady, u których występuje (np. niektóre inne chrząszcze, muchówki, czy błonkówki). Pytanie jednak brzmi, po co właściwie tak bardzo komplikują sobie życie? Cóż, zagadka jest na tyle złożona, że w zasadzie nie ma na nią odpowiedzi, a w każdym razie naukowcy jeszcze do tego nie doszli. Podejrzewa się, że taki rodzaj przeobrażenia może być pozostałością po przodkach oleic, ale skoro tak, to do czego im było potrzebne?
Oleica krówka (Meloe proscarabaeus)
No dobrze, a teraz kilka słów o drugim najpospolitszym przedstawicielu tego rodzaju. Z oleicą krówką spotkałem się po raz pierwszy wiele lat temu, podczas spaceru po rezerwacie „Las Warmiński”. Przyznam, że była naprawdę wielka i podejrzewam, że mogła mieć nawet ze 4 cm. Później odkryłem, że ten gatunek występuje pospolicie także pod Olsztynem, dzięki czemu w ostatnim czasie udało mi się mu zrobić naprawdę sporo zdjęć. Prędzej czy później zrobię o niej osobny artykuł, ale na razie ograniczę się tylko do tego krótkiego tekstu.
Jak już wspomniałem, przy okazji opisu wyglądu oleicy fioletowe, oleica krówka różni się od kuzynki punktowaniem na głowie i przedpleczu, które jest większe i gęściej usiane, przez co jej przód wygląda jakby był chropowaty. Dodatkowo krówka jest przeważnie dużo ciemniejsza niż jej fioletowa kuzynka i nie ma aż tak intensywnego, niebieskiego połysku. Zupełnie inaczej są ubarwione jej trójpazurkowce, które są w całości żółtopomarańczowe. Jeśli chodzi o tryb życia, to zarówno u imago, jak i u larw, przebiega on w podobny sposób jak u kuzynki.
I to by było na tyle jeśli chodzi o artykuł o oleicy fioletowej. Tak wiem, jest naprawdę długi, ale oleica fioletowa jest na tyle ciekawym owadem, że naprawdę warto było poświęcić trochę czasy, aby napisać o niej tak długi tekst. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca, no i że będziecie wypatrywać oleicy w czasie wiosennych spacerów, a kto wie, może dopisze wam szczęście i uda wam się zrobić zdjęcie.
Wciągający opis. Bardzo lubię te owady, dlatego zazdroszczę tak licznych obserwacji. Ja fioletowej jeszcze nie widziałem , a krówkę spotkałem tylko na jednym stanowisku. Chyba powininem szukać gdzieś dalej, ale wczesną wiosną rzadko opuszczam okolice swojego miasta.
I nawet trójpazurkowca sfociłeś, extra. Udostępniłbyś fotkę larwy, abym mógł ją umieścić u siebie na blogu – oczywiście z odpowiednią adnotacją?
W takim razie jeszcze jeszcze wszystko przed tobą… fioletowa prędzej czy później Ci się w końcu pokaże, chociaż jak znam życie, to pewnie przez zupełny przypadek wybiegnie ci przed drogę, tak jak to ja miałem przy moich pierwszych spotkaniach z tym owadem 😀 A trójpazurkowiec rok temu mi się trafił… mały strasznie, dlatego łatwo go przeoczyć, ale jak coś to najlepiej je na żółtych kwiatach wypatrywać, bo i też na takich je zawsze widuje. Oczywiście bardzo proszę, fotka jest do twojej dyspozycji. Swoją drogą, fioletowa to pikuś w porównaniu z taką majką kantarydą, którą widzę, że udało Ci się sfotografować… kurde ile bym dał, by samemu się z nią spotkać 😀
O tak, to był fart. Jest przepiękna. Miałem na nią zamówienie, ale nie mogłem pozwolić by skończyła na szpilce i wypuściłem ją. Za malucha bardzo dziękuję. Już skopiowałem.
A no i słusznie… co niektórzy to by wszystko jak leci na szpilce chcieli mieć, ale są takie owady, które naprawdę szkoda by było oglądać ususzone w gablocie i taka majka jest właśnie jednym z nich. Mam nadzieje, że kiedyś będzie mi dane się z nią spotkać, bo naprawdę piękny z niej zwierz 🙂
Będąc na spacerze z synami natrafiłam na ścieżce na ogromnego owada ok 3-4 cm wyglądającego jak przerośnięta mrówa ;), bardzo zaciekawił ten owad mnie i mojego 5-letniego syna. Koniecznie chciał się dowiedziec jak się nazywa, niestety nigdy nie spotkałam oleicy fioletowej. Po przejrzeniu kilku stron internetowych natrafiłam na kusakowate a tam zdjęcie podobne do mojego, i ten blog. Bardzo mi się podoba ciekawy opis, świadczący o sporej wiedzy i pasji do owadów. Przeczytałam go w całości i mogłam odpowiedziec synowi jak się nazywa „samica” którą spotkaliśmy, bo tyle domyśliliśmy się 🙂 . Na pewno warto go przeczytac
Wczoraj w moim ogrodzie spotkałam 2 takie właśnie szybkie i pięknie błyszczące w słońcu. Nie wiedziałam co to za owad, ale dzięki tym wiadomością wiem więcej niż mogłam się spodziewać. Dziękuję. 🙂
Znalazłem niedaleko Szczecina miejsce, gdzie w naturalnych warunkach występuje dosłownie masowo! Na jednym odcinku drogi było ich kilkanaście, a szukałem tylko pięć minut! W dodatku można znaleźć tu byczniki.
W poszukiwaniu opisu tego chrząszcza trafiłem tu. I to był dobry krok. Cały blog jest świetny 🙂
Jednak opis nie rozwiał moich wątpliwości. Zrobiłem kilka dni temu fotkę takiej oleicy, jednak nie wiem która to. Może Pan rozwieje moje wątpliwości. Jeżeli potrzeba więcej fotek to podeślę.
https://warminski-swiat.flog.pl/wpis/11830291/oleica-#w
Przeczytałem z ciekawością. Super zdjęcia!
Spotkałam fioletowe dwie w ciekawym miejscu.Najpierw obserwowałam śliczne pszczoły.Drążyły norki w ziemi.Były śliczne ….takie puszyste.Lubię obserwować życie owadów a takie pszczółki widziałam pierwszy raz.Były łagodne i nawet pozwoliły się wziąć na rękę.Nie żądliły.I wtedy zauważyłam te chrząszcze.Były wielkie.Czułam respekt i całe szczęście……bo nie próbowałam je brac do ręki.Teraz już wiem że to były samice bo miały nieproporcjonalnie większe odwłoki.Po powrocie do domu poszukałam gatunku w sieci i dowiedziałam się dlaczego je znalazłam w towarzystwie pszczół.Pochwale się tez tym że znalazłam larwę kałużnicy czarnozielonej i olbrzymią rohatyńca
Cześć 🙂 wydaje mi się, że dziś na polnej drodze spotkaliśmy oleicę fioletową. Na zdjęciu widać nawet fioletowy poblask. Niestety mialam ze sobą tylko telefon, więc jakość zdjęcia nie jest powalająca. Wyślę Ci je na email. Mozesz oczywiście je opublikować jeśli Ci się spodoba. Co najlepsze trafiłam na Twój blog szukając nazwy tego owada, wystarczyło wpisać „wielki czarny robal” i już 🙂 trafiłam do Ciebie. Dziękuję 🙂
Cześć a my wczoraj złapaliśmy na tarasie jedną wielką… Szły we dwie w parze jedna uciekła w trawę a drugą udało się złapać. Masakra nie widziałem tak dużego robala i zacząłem szukać co to jest i wydaje mi się że trafiłem… Oto zdjęcie – https://ibb.co/1TfkQLF
potwierdźcie proszę czy na pewno to oleica fioletowa a może krówka? Samica? Można to chodować jakoś? 🙂