Choć przeglądałem Internet wzdłuż i wszerz, to nie udało mi się znaleźć polskiego odpowiednika, dla tego rodzaju. A szkoda, bo uważam, że w tym wypadku bardzo by się przydał. Muchówki, które do niego należą, są bowiem nie tylko bardzo pospolite, ale również lubią towarzystwo człowieka, choć oczywiście bez jakiegoś specjalnego odwzajemnienia. Nie one jedne zresztą. W naszym sąsiedztwie lubią się pojawiają różni przedstawiciele plujkowatych (Calliphoridae), chociażby padlinówki (Lucilia spp.) czy plujki (Calliphora spp.). Jak na tę rodzinę, muszki z rodzaju Pollenia, wyróżniają się jednak dość nietypowym trybem życia, zwłaszcza w okresie larwalnym.
Systematyka i wygląd
Wg. Fauna Europae, w naszym kraju mamy 17 gatunków z rodzaju Pollenia. Choć serwis, z którego zaczerpnąłem informację jest bardzo ważny i niezwykle pomocny, to jednak od czasu do czasu zdarzają mu się pomyłki. Mimo to, nawet jeśli tych muszek jest trochę mniej lub więcej, to i tak jest ich naprawdę sporo. Na dodatek, poszczególne gatunki są do siebie na tyle podobne, że najczęściej mogą je od siebie odróżnić tylko zaprawieni w boju oznaczania dipterolodzy (naukowcy badający muchówki). Od czasu do czasu, w niektórych atlasach owadów możemy się spotkać z gatunkiem Pollenia rudis, która zdaje się być najbardziej znana z nich wszystkich, ale wcale nie jest łatwiejsza do rozpoznania. Podobnie jak Pollenia venturii, która z kolei znajduje się w Czerwonej Księdze, jako gatunek skrajnie rzadki, znany w Polsce tylko z jednego stanowiska w rezerwacie „Zbocza Pułtowskie,” w pobliżu Chełmna.
Jeśli więc chodzi o ich wygląd, to pozwolę sobie raczej na ogólny opis, pasujący do wszystkich lub większości muszek z tego rodzaju. Zacznę od tego, że osiągają około 1 cm. Z wyglądu są typowo… muchowate. Ich ubarwienie jest najczęściej szare, szaro-czarne lub oliwkowo-szare. Tułów ma jednolitą barwę, zaś głównie z wierzchu, pokryty jest licznymi, złotawymi włoskami, które są główną wizytówką tego rodzaju i dzięki nim możemy poznać, że mamy do czynienia właśnie z muchówkami, które do niego należą. Warto jednak pamiętać, że włoski są nietrwałe i lubią się ścierać, dlatego nie każdy spotkany przez nas osobnik, musi być w nie wyposażony, przez co identyfikacja może być wtedy utrudniona. Na koniec dodam jeszcze, że na odwłoku mamy przeważnie ciemne i jasne plamy, układające się w coś na wzór kraty.
Gdzie je można spotkać?
Muchówki z rodzaju Pollenia są niezwykle wszędobylskie i występujące powszechnie na terenie całego kraju. Oczywiście jedne gatunki są pospolitsze, inne zaś rzadsze. Nie mniej, można je spotkać zarówno w lasach, jak również w pobliżu człowieka, czyli np. w ogrodach lub w parkach. Występują w zasadzie cały rok, ale najbardziej widoczne stają się głównie na początku wiosny oraz pod koniec jesieni.
Tryb życia
Jak już wcześniej wspomniałem, muszki z rodzaju Pollenia, choć bez zaproszenia, to jednak bardzo ciągną do ludzkich siedlisk. Dlaczego, skoro ludzie, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadają za nimi? Powód jest dla nich bardzo ważny. To nasze domy, które stanowią znakomite miejsce do zimowania. Z tego też powodu, na jesieni, muszki z tego rodzaju, bardzo tłumnie gromadzą się na ścianach różnych budynków, w tym naszych domów, by wygrzewać się w ostatnich promieniach słonecznych i szykować się tym samym do przeczekania zimy. Nie oznacza to jednak, że nie można ich spotkać w środowisku naturalnym. Wręcz przeciwnie, bardzo często je widuje np. na pniach leśnych drzew. Musze przy tym przyznać, że choć potrafią być płochliwe, to jednak działają na bardziej zwolnionych obrotach, niż inne muchy (zwłaszcza jesienią). Dzięki temu, można do nich spokojnie podejść i zrobić im trochę zdjęć. Dopiero w ostateczności, zdarza im się bowiem przelecieć na jakieś sąsiednie drzewo.
Muszki w lasach, są zmuszone szukać naturalnych schronień, by przezimować. Mogą to być różne szpary i zakamarki, głównie w drzewach, ale też dziuple, dziury w ziemi, a nawet ptasie gniazda. Miejskie osobniki, wolą wnętrza naszych domów, dlatego bez żadnych oporów wchodzą w różnego rodzaju szparki i szczelinki, unikając przy tym pomieszczeń często użytkowanych przez ludzi. Dlatego właśnie decydują się na chłodniejsze i spokojniejsze piwnice, poddasza, korytarze ale też przewody wentylacyjne, czy np. pęknięcia wokół okien lub drzwi. Warto też dodać, że takie muszki, jeśli tylko znajdą odpowiednie miejsce, mogą być wyjątkowo liczne, co niekoniecznie musi wyglądać estetycznie. Bywa też, że nie uda im się szczęśliwie przeżyć zimy, dlatego wiosną, ludzie często odkrywają prawdziwy pogrom tych muszek. Co jakiś czas, zdarza się, że któraś z zimujących much wybudzi się z diapauzy, tyle że w środku zimy i wtedy też pojawia się w naszym mieszkaniu. Brzęczy wówczas niemiłosiernie i bywa zwyczajnie irytująca, przez co traktuje się ją jako szkodnika. Pomijając jednak te niedogodności, muchy z tego rodzaju, same w sobie nie są groźne dla ludzi. Nie gryzą, ani nie są też takimi roznosicielami chorób, jak chociażby plujki.
Jak to się mówi, aby do wiosny. Kiedy zaczyna robić się cieplej, Pollenia spp. zaczynają wychodzić ze swoich zimowisk… czasami nieco przedwcześnie. W pewnym sensie można je porównać do owadziej wersji krokusów albo przebiśniegów. Bywa bowiem, że w lutym albo marcu zdarza się tydzień stosunkowo ciepłej odwilży, co wystarczy, by poczuły wiosnę i wyleciały ze swych kryjówek. Oczywiściej później znów spada temperatura oraz śnieg, co oznacza, że muszą się znowu chować, ale zdaje się, że niespecjalnie im to przeszkadza, ponieważ gdy nadejdzie już ta „właściwa,” wiosna, wówczas tłumnie pojawiają się na ścianach budynków, ale także na pniach drzew, czy uschniętych liściach, byle tylko zaczerpnąć słonecznych promieni… zupełnie jak pod koniec jesieni. Oprócz tego, muszą jednak zdobyć jakiś pokarm. Czym się tak właściwie odżywiają? Dorosłe muchy, preferują wszelkiej maści płynne „smakołyki.” Anglojęzyczna Wikipedia podaje, że Pollenia rudis odżywia się m.in. sokami roślinnymi, z owoców, nektarem kwiatów, ale także kałem, słodem czy nawet białkiem zwierzęcym (możliwe, że pozyskiwanym z padliny). Trzeba więc przyznać, że jak na rasową muchę przystało, Pollenia z tego gatunku jest bardzo wszechstronna i mało wybredna. Mogę również założyć, że inne gatunki z tego rodzaju, również mają bardzo podobne preferencje pokarmowe.
A co z larwami? Tutaj czeka nas niemała niespodzianka. Plujkowate przyzwyczaiły nas do tego, że ich larwy rozwijają się głównie w padlinie, a czasami również w niewłaściwie zabezpieczonym mięsie, szykowanym na niedzielny obiad. Nie musimy się jednak obawiać, że to właśnie muchy z rodzaju Pollenia, zdecydują się złożyć na nim jaja. Te bowiem wyłamują się ze standardów obowiązujących w tej rodzinie, dlatego od padlinożerstwa wolą pasożytnictwo! Na nasze szczęście nie atakują ludzi ani też jakichkolwiek innych kręgowców. Zamiast tego, są zawziętymi parazytoidami… dżdżownic! Parazytoidy nie są rzadkością w świecie muchówek. Najbardziej słynne pod tym względem są rączycowate, których larwy rozwijają się w ciałach innych owadów, szczególnie gąsienic motyli i pluskwiaków, doprowadzając je do śmierci, na finiszu swego rozwoju. Pasożytnictwo w ciałach innych owadów to jedno, ale żeby decydować się na dżdżownice? Wbrew pozorom i taka praktyka nie jest rzadka wśród muchówek. Prym wiedzie tutaj rodzina ścierwicowatych (Sarcophagidae), wśród których mamy cały zastęp parazytoidów (z rodzajem Sarcophaga na czele), które gustują m.in. właśnie w dżdżownicach. Wracając jednak do rodzaju Pollenia, to jak właściwie odbywa się proces składania jaj i odnalezienia żywiciela? Samice tych muszek, po odbytych godach (a te mogą nastąpić już w marcu!), poszukują kanalików drążonych przez dżdżownice i u ich wylotów, składają jajeczka. Larwy, które się wylęgną, wchodzą w ich głąb i przystępują do poszukiwań. Kiedy któraś z nich znajdzie dżdżownice, wówczas przegryza się przez jej oskórek i wżera się w jej wnętrze. Na tym się kończy jej pierwsze stadium rozwoju. Później zaś żeruje w niej, aż do czasu, gdy się przepoczwarczy.
Dżdżownice nie mają z nimi lekko, ale bywa tak, że same Pollenia spp. także nie mają łatwego życia. Zwłaszcza jesienią. Wówczas często padają ofiarą pasożytniczych grzybów z rodzaju Entomophthora. Martwe muchy, zaatakowane przez ten grzyb, często można znaleźć na liściach i choć na pierwszy rzut oka wyglądają jak by się nic nie stało, to po dokładniejszym zbadaniu sprawy wychodzi na jaw, że nie dość, że są sztywne, to jeszcze często pokrywają je jasne strzępki grzybni. Również grzyby, są najczęstszą przyczyną masowego padania much, kiedy zimują w naszych piwnicach lub na strychach.
Tak to już jednak w przyrodzie bywa: jak muchy dżdżownicom, tak grzyby muchom.
lubię pollenie, na nie zawsze można liczyć ;-). No i to złote runo… naprawdę potrafią pięknie zapozować 😉
Fakt, potrafią ładnie pozować… choć za jedną z nich, muszę przyznać, trochę się naganiałem, bo skubana, choć nie była zbyt skłonna do latania, to do biegania i owszem 😀
hehe, na ogół nie przeszkadza im obiektyw 😉
O, moja stara i dobra znajoma. Fajnie było czegoś więcej się o niej dowiedzieć. 🙂 No i wyjaśniły mi się preferencje pokarmowe larw. Kiedyś coś na ten termat czytałam, połowa wyleciała jednym uchem i w efekcie byłam przekonana, że za dżdżownicami przepadają albo Pollenie, albo ścierwice – i nie wiedziałam które. 😉
Ciekawe te Twoje samiczki, takiego gatunku z pewnością nie spotkałam.
Tak coś czułem, że Ciebie szczególnie zainteresuje ten artykuł 😀 Planowałem go już na wiosnę, ale Pollenie po zimowaniu są jakby mniej cierpliwe w pozowaniu, niż te jesienne. U mnie, z tego co obserwuje, jest całkiem sporo, różnych gatunków, tylko gorzej z ich identyfikacją. Kto wie, może jakiś rzadki gatunek, gdzieś się tam ukrywa, ale tego raczej nieprędko się dowiem 🙂
Koło mnie na przełomie zimy i wiosny przesiadują na białych murkach – i są nawet całkiem cierpliwe. Może biel je uspokaja. 😉
Zdaje się, że z Polleniami jest podobnie jak ze ścierwicami, trudno się w gatunkach rozeznać. 🙂