Kowale. Chyba najbardziej znane owady, jakie możemy spotkać w miastach i to zarówno tych dużych, jak również małych. Nie zawsze jednak z nazwy, przynajmniej tej oficjalnej. Często bowiem posiadają własne, bardziej lokalne. Szczególnie mocno przylgnął do nich przydomek „tramwajarze” i chyba nie bez powodu, zwłaszcza gdy spojrzymy na kopulujące osobniki. Taki widok, może być zresztą nawet zabawny. Gorszący, zaczyna się dopiero wtedy, gdy pojawia się całe stado, oblegające pień lub sąsiadujący z nim murek. Jakby tego było mało, takie widoki wcale nie należą do rzadkości. Tak liczne pluskwiaki mogą przerazić bardzo wielu ludzi, jednak mnie zaciekawiły na tyle, że w dzieciństwie rozpocząłem swoją przygodę z owadami, właśnie od nich. No ale dobrze, nie będę się rozpisywał o swoich dziecięcych latach, czas bowiem przedstawić wam naszych „tramwajarzy”.
Systematyka i wygląd
W naszym kraju mamy dwóch przedstawicieli rodziny kowalowatych (Pyrrhocoridae). Oprócz naszego bohatera, jest to również Pyrrhocoris marginatus, ale przyznam, że brak mi o nim więcej danych. Wiem na pewno, że jest niemal po całości czarny, dzięki czemu nie ma możliwości pomylenia go z kowalem bezskrzydłym.
Kowale bezskrzydłe to nieduże pluskwiaki, które osiągają około 1 cm. Rzucają się jednak w oczy, dzięki niezwykle charakterystycznemu ubarwieniu, chyba najbardziej rozpoznawalnemu wśród wszystkich polskich owadów. Wprawdzie istnieje jeszcze jeden gatunek pluskwiaka, o bardzo podobnym wzorze i barwie, jednak nie jest on dokładnie taki sam, jak kowal, o czym zresztą wspomnę pod koniec artykułu. Sam kowal posiada krwistoczerwony wzór, złożony z czerwonej obwódki wokół przedplecza i odwłoka, oraz niemal zupełnie czerwonych półpokryw skrzydłowych (na każdej pokrywie znajduje się jedna czarna kropka, a powyżej niej równie czarna, ukośna kreseczka). Głowa, środek przedplecza, tarczka, odwłok oraz cały spód ciała, są z kolei zupełnie czarne.
Nieco inaczej wyglądają osobniki tuż po przeobrażeniu się w imago. Zanim nabiorą właściwych sobie barw, są bowiem jednolicie żółto-czerwonawe, przez co zwracają na siebie uwagę w czerwono-czarnym tłumie innych kowali. Zdjęcie takiego osobnika możecie zobaczyć poniżej.
Również larwy posiadają kombinację czerwono-czarną, ale w nieco innym układzie. U nich bowiem, odwłok jest niemal po całości czerwony, zaś u starszych osobników, przez jego środek biegnie rząd czarnych plamek. Zalążki skrzydeł z kolei, są niemal zupełnie czarne. Wróćmy jednak jeszcze do imago, bo trzeba wspomnieć o skrzydłach. Nazwa mówi nam, że kowale nie mają skrzydeł, jednak nie jest to do końca prawda. U części kowali, druga para skrzydeł jest uwsteczniona, jednak nie u wszystkich. Pierwsza para natomiast, to charakterystycznie ubarwione półpokrywy, które nie są zbyt imponujące, przynajmniej w porównaniu do tych, które mają inne pluskwiaki.
Przy okazji jeszcze taka ciekawostka. Powszechnie wiadomo, że pluskwiaki różnoskrzydłe wyposażone są w specjalne gruczoły zapachowe, które sprawiają, że w sytuacjach zagrożenia wyjątkowo nieprzyjemnie pachną. Kowale są pod tym względem wyjątkiem. U dorosłych osobników, gruczoły te są wyjątkowo słabo rozwinięte, zaś u larw… są w jeszcze większym zaniku. To sprawia, że kowale praktycznie w ogóle nie śmierdzą… no chyba, że się uprzemy, złapiemy jakiegoś w rękę, porządnie go wytarmosimy, a potem przytkniemy do nosa. Wówczas istnieje niewielka szansa, że trochę go poczujemy.
Gdzie go można spotkać?
Kowal jest gatunkiem szeroko rozprzestrzenionym w całej Polsce. Najchętniej występuje w pobliżu ludzi, czyli na terenach miejskich, w pobliżu ulubionego drzewa, którym jest lipa. Przeważnie przesiaduje na pniach drzew, ale często również oddala się od nich na znaczne odległości. W środowisku naturalnym zdarza mu się występować rzadziej, ale bywają też miejsca w pobliżu starych lip, gdzie potrafi być naprawdę bardzo liczny (szczególnie przy nasłonecznionych drogach). Sam nie tak dawno zaobserwowałem takie skupiska w rezerwacie „Jezioro Kośno”, gdzie udało mi się znaleźć setki, a nawet tysiące, biegających w ściółce leśnej osobników.
Tryb życia
Nie da się ukryć, kowale uwielbiają towarzystwo. Pytanie jednak brzmi: dlaczego? Nie są absolutnie owadami społecznymi, nie współpracują ze sobą, a kiedy jest ich naprawdę bardzo dużo, w skrajnych przypadkach, dochodzi między nimi do aktów kanibalizmu (dorosłe napadają na młodsze i świeżo przeobrażone osobniki). Dlaczego więc, mimo to, trzymają się w dużych grupach? Odpowiedź jest bardzo prosta. Bezpieczeństwo. Dla potencjalnych drapieżników, widok tak ogromnej chmary owadów, jest z pewnością mocno dezorientujący, tym bardziej, że kowale mają jaskrawe, ostrzegawcze barwy. Nie ma zaś lepszego miejsca, by wyeksponować swą jaskrawość, niż pnie drzew (szczególnie lip ale także wiązów i kasztanowców), dlatego właśnie tak chętnie na nich przesiadują.
Pojedyncze osobniki również nie są bezbronne. Choć z wydzielaniem cuchnących substancji mają spore kłopoty, to one same, są nimi całkowicie przesiąknięte. Dlatego właśnie, są wyjątkowo paskudne w smaku, o czym zresztą informuje ich czerwono-czarne ubarwienie. Z tego powodu, bez obaw mogą maszerować między nogami ptaków i innych owadożerców, nie musząc się obawiać, że zostaną pożarte. Czy jednak, aby na pewno nie mają żadnych wrogów naturalnych? Od czasu do czasu zdarza się, że kowale padają łupem pająków (nie raz znajdowałem je w pajęczych sieciach), jednak największym zagrożeniem dla tych pluskwiaków są… ludzie! By się o tym przekonać, wystarczy wybrać się na spacer chodnikiem, który wiedzie między lipami. Bez trudu się wówczas przekonamy, jak wiele z nich poległo pod butami spacerowiczów lub kołami rowerów.

…czasami jednak, mogą się pożywiać bardziej nietypowymi pokarmami. Ten osobnik, postanowił spróbować małego okruszka jakiegoś pieczywa (podejrzewam, że bułki)
Dlaczego więc kowale tak licznie pojawiają się na chodnikach? Powodów jest wiele: biegają, wygrzewają się (kowale są naprawdę łakome na promienie słoneczne), a także szukają pokarmu. Jakiego? Zgodnie z zasadą „w przyrodzie nic się nie marnuje,” chętnie wysysają soki z rozgniecionych towarzyszy. Wcześniej wspomniałem o ich skłonnościach do kanibalizmu, ale znacznie częściej są padlinożercami. Wysysają więc nie tylko martwych kolegów, ale również inne owady, padlinę większych zwierząt oraz ich odchody. Wszystko to jednak tylko uzupełnienie ich diety. Teraz zresztą wyjaśni się ich zamiłowanie do lip. Wielbicieli tych drzew, mogę jednak uspokoić, gdyż kowalom nie chodzi o same drzewa, ale ich nasiona. Dokładnie! To opadłe, walające się po ziemi i chodnikach orzeszki lipowe, stanowią ich główne źródło pokarmu. Kowale często więc zbierają się wokół nich pojedynczo lub w niewielkich grupkach, by wbijać w nie swoje kłujki i wysysać pożywne soki. Tutaj muszę podkreślić, że nigdy nie atakują nasion rosnących na drzewach, lecz te, które już z nich opadły. Dlatego właśnie, wbrew temu, co się o nich często myśli, kowale nie są szkodnikami, jeśli zaś drzewo, na którym się zadomowiły ma jakieś problemy zdrowotne, to znaczy, że ich przyczyna leży zupełnie gdzie indziej.
Wróćmy jednak jeszcze do lipowych orzeszków. Nie wiem, czy wiecie, ale są trujące i to nie dla ludzi, ale właśnie dla owadów! Nasiona lipy, zawierają bowiem pewną substancję, która wprawdzie nie zabija, ale i tak jest bardzo nieprzyjemna w skutkach. W jaki sposób? Otóż substancja naśladuje tzw. hormon młodociany (hormon juwenilny), który po dostaniu się do krwiobiegu owada, hamuje proces przeobrażenia się go w kolejne stadium rozwoju. To oznacza, że jeśli jakaś larwa wyssie taką substancję, zamiast stać się dorosłym owadem, na zawsze pozostanie w postaci larwalnej. W dodatku bardzo pokracznej, ponieważ hormon ten blokuje przeobrażenie, ale nie hamuje rośnięcia! A tak… nieporadnie wykształcone formy owadzie, przeważnie nie żyją zbyt długo. Trzeba więc przyznać, mechanizmy obronne tych drzew to żadna lipa… tyle tylko, że kowale zdołały się uodpornić na toksyny zawarte w orzeszkach. Co jednak najciekawsze, w dalszym ciągu są podatne na te same toksyny, tyle, że zawarte w innych roślinach. Dlatego właśnie, twardo trzymają się żerowania na nasionach lip… a czasem także ślazów i niektórych innych roślin. I tym koniec.
No dobrze, przejdźmy teraz do ostatniego podpunktu, jeśli chodzi o kowale, czyli zachowań godowych. Pod tym względem, naprawdę mają się czym popisać! Tak, teraz będzie o słynnych „tramwajarzach.” W rzeczywistości są to oczywiście kopulujące ze sobą parki. Zanim jednak do tego dojdzie, najpierw samczyk spotyka się z samiczką i zachęca ją do kopulacji, bębniąc w jej głowę swymi czułkami. Kiedy mu się uda, wówczas oboje sczepiają się ze sobą tyłami odwłoków i… ruszają do biegu. Dlaczego, zamiast siedzieć w miejscu i spełniać swój… naturalny obowiązek, ruszają w szaleńczą pogoń po trawnikach, chodnikach, murkach i pniach? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia skąd u nich ten pęd do ruchu. Wiem jednak, że to zawsze samiczka pełni rolę lokomotywy, zaś samczyk jest jedynie wagonikiem, który posłusznie biegnie tyłem wszędzie tam, gdzie zapragnie jego wybranka. Tutaj warto zaznaczyć, że samiec potrafi sczepić się z samicą na kilka dni, a nawet cały tydzień! Po co?
O ile nie bardzo wiadomo co napędza samiczkę do biegu, o tyle powód samczyka do tak długiego złączenia z samiczką jest już dobrze znany. I celowo nie napisałem kopulacji, bo samo zapładnianie nie trwa wcale tak długo. Chodzi bowiem o to, by to geny sczepionego samca przysłużyły się do powstania nowego pokolenia! A jako że u kowali, to geny ostatniego, kopulującego z samicą osobnika, zostają do tego celu wykorzystane… to naturalne, że samiec robi wszystko, by nie dopuścić do jej kopulacji z rywalami. A najlepszy na to sposób, to po prostu mieć samiczkę cały czas na oku i jednocześnie tamować dostęp do otworu kopulacyjnego innym samcom! Oczywiście w międzyczasie często dochodzi do napaści ze strony rywali, którzy usiłują odłączyć od siebie parkę i uzyskać bezpośredni dostęp do samiczki. Wychodzi im to zresztą z różnym skutkiem. Tuż po kopulacji, samiczka składa około 50-100 jajeczek, w tunelikach wykopanych w ziemi, bądź między liśćmi. Wkrótce potem wylęgają się larwy. Te prowadzą mniej więcej podobny tryb życia co imago. Linieją pięć razy, zaś na jesieni osiągają dojrzałość płciową.
Kowale zimują jako dorosłe, ukryte w ściółce, bądź zagrzebane w ziemi. Kiedy nadchodzi wiosna, wówczas tłumnie opuszczają zimowiska i wychodzą na odsłonięte miejsca (murki, pnie drzew, chodniki, uschnięte liście), żeby jak najlepiej wygrzać swoje ciała w promieniach słońca. Kowale, jak na owady, są dość długowieczne i mogą przeżyć nawet 2 lata.
Glinik lulkarz (Corizus hyoscyami)
Jak zapowiedziałem na początku tekstu, wspomnę teraz o pewnym pluskwiaku, który swym wyglądem bardzo przypomina kowala bezskrzydłego. Co najciekawsze, nie jest jednak z nim spokrewniony i należy do zupełnie innej rodziny wysysowatych (Rhopalidae). Mowa oczywiście o gliniku lulkarzu. Choć jego ubarwienie bardzo przypomina to u kowala, to jest ono jednak dużo bledsze i różni się niektórymi detalami (np. głowa nie jest zupełnie czarna jak u kowali, a środek jego tułowia jest czerwony). Oprócz ubarwienia, glinik różni się także delikatniejszą, smuklejszą budową ciała, oraz tym, że jego skrzydła są znakomicie wykształcone i umożliwiają mu odbywanie lotów. W przeciwieństwie do kowali, gliniki nie tworzą tak wielkich grup. Wolą żyć pojedynczo lub w niewielkich skupiskach, usytuowanych głównie w różnego rodzaju zaroślach, w pobliżu obrzeży lasów, a raz trafił mi się nawet w jego głębi, na kwiecie zawilca. Generalnie jest bardzo liczny w całej Polsce, choć nie spotyka się go tak często jak kowala. Więcej na jego temat możecie przeczytać tutaj.
Galeria:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Czyli kolejny mit ludowy obalony 🙂 Zawsze mi wszyscy mówili, że „te czerwone robaki” to groźne szkodniki co powodowało, że jako dziecko skrzętnie je wybijałem. Świetny blog 🙂
To fajne robaczki. Jako dziecko bawiłem się nimi na torach kolejowych, jak mama mnie zawoziła do babci na wakacje. Zawsze kojarzą mi się z Indianami. Są jak tarcza, albo maska Indianina. W domu Ich nie było, ale koło domu pełno. Wiedziałem, że są niegroźne. Zbierałem je do ręki. Próbowałem Je nawet złączyć. Nigdy mi się nie udało he he. Teraz czasem jak takiego widzę na chdniku, staram się Go nie nadepnąć. Czasem w ostatniej chwili postawiłem nogę winnym miejscu. To fajne robaczki
Świetny wakacyjny wykład, tyle ciekawych rzeczy o owadach, których rzeczywiście nie można nie zauważyć w parkach i w ogóle w miejskiej zieleni 🙂
Obok mojego domu ostatnio kilka się ich pojawiło 🙂 są tam co roku. Zastanawiałam się nawet czy dałoby się je hodować ale jak przeczytałam co jedzą to mi się odechciało niby w moim ogrodzie jest lipa ale teraz na wiosnę nie ma na niej żadnych owoców z sokami czy czymś.
Dzięki za ten atrykuł, nareszcie wyjaśniła mi się tajemnica toczenia przez kowale kulki i nawet walki o nią. 😉
Do do ślazu, potwierdzam, że lubią. Koło mnie na malwach zawsze jest sporo kowali.
No i zastanawia mnie, dlaczego tak rzadko można dostrzec tego owada po ostatniej wylince, czyli takiego w kolorach pomarańczki. Raz tylko mi się trafił, choć widuję je naprawdę często i w dużych ilościach. One chyba wiedzą, że z kolorkiem coś mają nie tak i się wtedy kryją.
rzeczywiście często je widuję obsiadające drzewa… nigdy nie rozumiałem po kiego grzyba, teraz już mi się zaświeciło w głowie co nieco ;-). I podobnie jak Radzido, mam na koncie jedynie bardzo, bardzo nieliczne spotkania z pomarańczakami… choć typowe kowale widuję regularnie.
nie wiem czemu, ale u mnie mówiło się na nie „doktorki” 🙂
Mój kolega je nazywa podróbkami biedronek i te kowale z biedronkami mi się też kojażą
XD
U mnie nazywano je strażakami .
Na ścianie mojego bloku od kilku miesiecy siedza takie kowale, biedronki a moze jest to cos innego. Ostatnio zaczeły przemissczac sie w gore, obsadzja ludziom balkony, bo fruwaja. Jest tego masa. Podobnie na sasiednich blokach. Czy ktos ma jakis pomysł jak to wyplemić? Wleci kilka do domu, zaczna sie rozmnarzac i bedzie kłopot
Zasadniczo nie zajmuje się tępieniem owadów, ale jeśli już chce się czegoś pozbyć, to najpierw trzeba wiedzieć co to jest, no a skoro nie wiadomo czy to pluskwiak, czy chrząszcz… to ciężko tu o jakąś konkretną diagnozę 😉
w sprawie kowalika: mieszkam w domku częściowo drewnianym, mającym koło 15 lat. W tym roku pojawiły się spadające z belek na suficie , obitych deskami kowalikii lub coś bardzo do nich podobnego! nie ma w okolicy lip ani ich drewna. Wprawdzie palimy w kominku drewnem ale dębowym i brzozą. Pojawiły się w środku zimy! Jak je wyprosić?! Będę wdzięczna za odpowiedź/podpowiedź.
Kowal bezskrzydły, jak sama nazwa wskazuje, nie ma skrzydeł. Więc niemożliwe, żeby fruwał.
Jeśli zaczęły latać to nie nie są to kowale poniewarz one nie latają
Ogólnie to nie lubię robali, ale że mnie dziecko nagabuje co i raz to, to muszę się dokształcać w tej dziedzinie. Dziękuję za wiedzę. A i dodam, że u nas na te zwierzątka z jakiegoś powodu wszyscy mówili „wujki artury” 🙂
witam.mam te robaczki u siebie w ogródku.z tego co przeczytałam nie są one groźne dla roślin?jeśli źle zrozumiałam to proszę o jakąś radę jak się ich pozbyć?nie chodzi mi o to zeby je pozabijać,bo jak wiemy każdy robaczek ma swoje zadanie w przyrodzie,ale jest może jakiś sposób żeby sobie zmieniły miejsce życia i się po prostu wyprowadziły z mojego ogródka ? 🙂
U Nas mówiło się na nie ‚gumkowce’. Były liczne na terenie przedszkola do którego chodziłem. Niezła była zabawa i budowanie dla nich domków w piaskownicy 🙂
A za to u mnie nazywano je szewczykami 😀
HISTORIA O KOWALACH M.Pawlikowska-Jasnorzewska
Jechał Kowal na Kowalu
jakby koral na koralu.
Całowali się bez granic,
grozę świata mieli za nic.
Zajechali w cienie świerka,
kędy wróbel głośno ćwierka,
zajechali drogę kurze
i na białym siedli murze,
wpadli w gniazdo młodych Pliszek,
którym właśnie zbrakło Liszek,
siedli chłopcu na rękawie
i patrzyli nań ciekawie,
zajechali ponad wodę,
weszli w nią jak krowy w szkodę
i topili się bez żalu
mały koral na koralu…
i ginęli bez ratunku
w nieprzerwanym pocałunku.
– Patrząc już od dłuższej chwili,
aniołowie zazdrościli
martwili się, i bali
że Kowale zginą w fali, –
Zszedł więc Cherub w wielkiej chwale,
porwał w niebo dwa Kowale.
Witam u mnie się pojawiły dziś na worku na liście pod lipą wygrzewały się fajne.
Pingback: Znalezione w pobliskim parku - Nas dwoje i pies | Nas dwoje i pies
Z kolei w moich stronach nazywało się je cmentarzykami (etymologia chyba oczywista – b. często widuje się je na drzewach czy ogrodzeniach cmentarnych 😉 )
Super artykuł, szukałam po całym internecie co to jest, znalazłam coś podobnego Horistus Orientalis ( skokowa pluskwa drzewna) i już szukałam czym by się tego pozbyć bo nie bardzo mi się podobają takie robale, ale po tym artykule rezygnuje z zamiaru wypędzenia ich, ale czy to na pewno kowale? A czym się rożni taki kowal od tego co znalazłam w necie tego Horistus orientalis? Mam ich starsznie dużo, a jakoś mięty do nich nie czuje
Osobiście widziałem nieraz jak kowale siedziały na nasionach lipy na drzewie. Więc to nie jest tak do końca że zjadają tylko te leżące na ziemi
Widziałeś jak siedzą z wbitymi w nasiona kłujkami, czy widziałeś jak tylko na nich siedzą?
ja z kolegą bedziemy robić ich hodowle
Dziękuję za wspaniałe informacje. Będę częściej tu zaglądać!!! A do niektórych czytelników uwaga, to są owady a nie robale,
pa
na cmentarzu w mojej miejscowości rośnie wiele starych lip. i zawsze pod nimi jest pełno tych stworów. kiedy byliśmy mali, starsi koledzy mówili nam, że żywią się one trupami… dlatego do dzisiaj mnie trochę przerażają. po tym artykule jestem trochę spokojniejszy 🙂
Aż miło się czyta. Piękna historia. Przekaże ja dalej dzieciom. Choć z opowieścią o tramwajarzach poczekam jeszcze chwilę bo mają dopiero po kilka lat😉
Czyli jak? Te osobniki z innym ubarwieniem ( https://swiatmakrodotcom.files.wordpress.com/2013/07/0851.jpg ) to też kowale, tylko młode?
Na mojej lipie zaczęły się pojawiać kilka lat temu.
Na początku było ich kilka na lipie, trochę kolorowe więc nie było powodu ich ruszać. Po kilku latach – teraz, są na lipie, w trawie, na płocie, na leżących gałęziach, na podjeździe (tak na samochodzie też się pojawiają), na odwodnieniu, balkonie. Są na wszystkim w odległości kilkunastu metrów od Lipy. Lipa już im nie wystarcza wiec idą po tynku w górę na strych (jakieś 8 metrów pionowo) boje się że skoro siedzą w odwodnieniu to i na strychu będzie ich rodzinka. Dzielenie domu z Kowalem Bezskrzydłym – nie sądzę.
Żarty się skończyły…