Pierwszą część poświęconą owadom wodnym, mamy już za sobą. Czas na drugą, w której przyjrzymy się nie tylko ich dorosłym wersjom, ale także innym bezkręgowcom, które możemy znaleźć dając nura w lodowatą wodę.
Wioślakowaty (Corixidae)
Wioślaki, pluskwiaki wodne mające gdzieś koło 1 cm, które można spotkać praktycznie we wszystkich zbiornikach wodnych. Od dużych jezior, poprzez rzeki, małe stawy, a na deszczówce w nieprzykrytej łódce kończąc. Z kształtu ciała przypominają inne wodne pluskwiaki: pluskolce (Notonecta spp.). W przeciwieństwie do nich, są jednak jakby bardziej owalne, a jednocześnie spłaszczone, zaś ich sposób pływania jest klasyczny, tzn. grzbietem do góry. Podobnie jak inne wodne pluskwiaki, wioślaki muszą oddychać powietrzem atmosferycznym. W związku z tym muszą podpływać pod powierzchnię wody, by z lekka wynurzyć swój… „kuperek,” że tak pieszczotliwie nazwę koniuszek ich odwłoka i zgromadzić pod swymi skrzydłami zapas powietrza, pozwalający im przez jakiś czas nurkować w wodnej głębi. Taki sposób oddychania ma jednak swoją wadę. Gdy wioślak jest w ruchu, wszystko jest w porządku. Gorzej, jeśli zechce zrobić sobie pauzę i zatrzymać się by odpocząć. Wówczas musi się złapać jakiejś rośliny, czy innego zanurzonego obiektu, gdyż siła wyporu natychmiast by go wyniosła na powierzchnię wody. Podobnie jest zresztą u wspomnianych pluskolców. W przeciwieństwie do nich, wioślaki są w dużej mierze jaroszami, gustującymi głównie w glonach oraz w planktonie. Zdecydowanie rzadziej trafiają się wśród nich drapieżniki, co sprawia, że wioślaki zdecydowanie odstają od reszty wodnych pluskwiaków. Warto też dodać, że wioślaki bardzo dobrze fruwają. To właśnie dzięki tej umiejętności są wstanie pojawiać się w różnych zbiornikach wodnych, także tych zupełnie nowych i często niepozornie wyglądających.
Jeśli wierzyć Wikipedii, w naszym kraju żyje jakieś 30 gatunków tych owadów. Są to owady bardzo trudne w oznaczaniu, przez co wielokrotnie trzeba pozostać przy samej rodzinie, gdyż nawet oznaczanie do rodzaju, bez spreparowanego okazu, jest często wręcz niemożliwe.
Płoszczyca szara (Nepa cinerea)
Płoszczyca szara. Dziwacznie wyglądające stworzenie… trochę nawet strasznie, ale wcale nie rzadkie. Można ją spotkać praktycznie we wszystkich zbiornikach wodnych, począwszy od wolno płynących rzek, a na jeziorach kończąc. Sam zresztą wielokrotnie ją widuje, co zresztą potwierdziłem w artykule o niej. Nie będę się więc o niej rozpisywał, co by się nie powtarzać, jednak mogę wam napisać pewną ciekawostkę, o której ostatnio się dowiedziałem. O ile bowiem rozpoznanie tego owada nie jest problemem, o tyle odróżnienie samca od samicy już takowym być może. Doświadczone oko może dostrzec, że samce są nieco mniejsze od samic, a na dodatek ich sylwetka jest szczuplejsza. Kiedy jednak nie ma się zbyt dużego obeznania z tymi owadami, wtedy można odwrócić takiego delikwenta na grzbiet i spojrzeć na płytkę rozrodczą. U samicy jest ona trapezowata, u samców trójkątna. Innymi słowem, bułka z masłem… od warunkiem, że ktoś będzie miał na tyle odwagi, by w ten sposób obejść się z tym drapieżnym pluskwiakiem.
Krętakowaty (Gyrinidae)
Znacie krętaki? Takie małe, czarne chrząszcze, zataczające koła na powierzchni wody z niemalże zawrotną szybkością i praktycznie ani na chwile nie zwalniające na tyle, by dokładniej im się przyjrzeć. Trudno je sfotografować, przez to tylko jedna fota mi wyszła jako tako i to tylko dla tego, że lodowata woda najwyraźniej działa na nie nieco… spowalniająco. Krętaki to ogólnie rzecz biorąc bardzo ciekawe stworzenia. Ich szerokie, pokryte włoskami pływnymi odnóża drugiej i trzeciej pary, są pod względem budowy jednymi z najlepszych, jakie mogą tylko być do wiosłowania. Budowa ciała tych owadów sprawia jednak, że nie są wstanie pływać po linii prostej. Zupełnie jak w przypadku łódki bez kilu i steru. Innym ciekawym aspektem budowy ich ciała, są oczy. Pośrodku z nich znajduje się bruzda, która dosłownie dzieli je na dwa odrębne narządy i to o zupełnie innej budowie anatomicznej. Dlaczego? Ano żeby krętaki były wstanie obserwować zarówno to, co dzieje się nad nimi, ale także pod. Dzięki temu są wstanie w porę zauważyć zbliżającego się drapieżnika i w razie czego przyśpieszyć, by mu zwiać. Krętaki są drapieżnikami polującymi na inne owady, ale zjadają także te martwe. Ofiary namierzają poprzez wywoływane przez nie fale. Są wstanie je wykryć dzięki swym czułkom. Sposobem polowania i odżywiania się, przypominają więc nartniki, z którymi często dzielą taflę wody na której żyją. W naszym kraju występuje z jakieś 13 gatunków jednak ze względu na to, że rozpoznawanie ich nie należy do mojej specjalności, zostanę przy samej rodzinie. Szerzej o nich, podobnie jak o wioślakach, napisze przy innej okazji, ponieważ są naprawdę ciekawymi owadami, wartymi bliższego poznania.
Dobra, skończymy na chwilę z owadami i przejdźmy do innych bezkręgowców, bo naprawdę warto. Szczególnie jeden z nich przykuł moją uwagę.
Wypławek biały (Cf. Dendrocoelum lacteum)
Jaki jest najskuteczniejszy sposób, by kogoś zabić? Najlepiej wziąć i gościa poćwiartować na kawałki. Niby tak, ale w przypadku wypławka ta metoda może nie tylko nie wypalić, ale nawet dać zupełnie przeciwny efekt. Zdolności regeneracyjne tego stworzenia, są bowiem na tyle duże, że pokrojony, chociażby na trzy kawałki wypławek, nie tylko nie umrze, ale na dodatek się zregeneruje. Z jednego takiego kawałka, może mu więc odrosnąć zarówno tył, jak i przód włącznie z znajdującym się w nim mózgiem… a raczej dwoma zwojami nerwowymi, fachowo rzecz ujmując. A skoro mamy trzy kawałki to wszystkie trzy mogą się zregenerować. Tym sposobem, zamiast zabić wypławka, otrzymamy trzy odrębne osobniki! Cwana bestia, trzeba przyznać. Myślę też, że wspomniane zjawisko jest znane wielu osobom, zwłaszcza licealistom. Na lekcjach biologii, obok tasiemca, czy glisty ludzkiej, to właśnie wypławek jest jednym z tych stworzeń, którymi nauczyciele od biologii nieustannie męczą swoich uczniów, byle tylko poznali aspekty anatomiczne. Dodam, że anatomii wewnętrznej, rzecz jasna.
Pamiętacie taką regułkę? „Układ pokarmowy rozpoczyna się otworem gębowym położonym po brzusznej stronie ciała. Za otworem gębowym znajduje się spora, mięsista gardziel (ektodermalna!), która może zostać wynicowana (trudne, nieznane mojemu edytorowi tekstu słowo, które można przetłumaczyć na nasze jako „wystawanie”) na zewnątrz w postaci rurki, czy rękawa. Służy ona niektórym wirkom (naszemu też) jako narząd do chwytania zdobyczy (może się przy tym bardzo mocno rozciągnąć). Za gardzielą rozpoczyna się proste lub rozgałęzione jelito. Zawsze jednak jest ono ślepo zakończone, bez otworu odbytowego i wszelkie ewentualne, niestrawione resztki, są usuwane przez odbyt.”
Ta ostatnia informacja jest chyba najciekawsza, bo chociaż nudnie napisana przez podręcznik do biologii, który miałem wam przyjemność (?) zacytować, pokazuje nam, że życie wirka to nie tylko przywileje takie jak zdolność regeneracji swego ciała, lecz także mało sympatyczne czynności, jak wydalanie buzią tych… rzeczy, które my normalnie wydalamy przy użyciu… zupełnie innej części ciała! Dobra zostawmy układ pokarmowy. Inne też sobie darujemy, ponieważ jeśli chodzi chociażby o oddechowy, czy krążenia, to w zasadzie nie ma o czym pisać! Wirki, a więc również należący do nich wypławek, w ogóle ich bowiem nie posiadają (wypławek w razie potrzeby może oddychać całym sobą, zaś substancje odżywcze są rozprowadzane po ciele, za pomocą specjalnego płynu, znajdującego się pomiędzy komórkami). Jeśli natomiast chodzi o układ nerwowy, to mamy jedynie wspomniane już zwoje nerwowe, a dodatkowo podłużne pnie nerwowe i poziome, oraz odchodzące od nich spoidła poprzeczne. O układzie wydalniczym zaś w ogóle nic nie wspomnę, bo przy jego okazji już w ogóle same trudne terminy są, którymi nie chcę was katować i które na pewno (?) pamiętacie z lekcji biologii.
Wypławki można spotkać w różnych zbiornikach wodnych, głównie tych stojących. Nie lubią stać w blasku chwały, a tym bardziej słońca, dlatego kryją się na spodzie liści i innych obiektów znajdujących się na dnie wody. Na pierwszy rzut oka nie wyglądają na takie, ale to groźne drapieżniki polujące na inne bezkręgowce, a ponoć także na narybek (z naciskiem na ponoć!). Warto więc zapomnieć o męczących anatomią wewnętrzną lekcjach biologii i wybrać się nad jezioro by rozejrzeć się za nimi, bo to naprawdę ciekawe zwierzęta, które warto bliżej poznać.
Ośliczka pospolita (Asellus aquaticus)
W Europie środkowej mamy tylko jeden gatunek tego skorupiaka, a to zdecydowanie ułatwia jego identyfikacje. Ośliczki można spotkać zarówno w wolno płynących rzekach jak i wodach stojących wszelkiej maści. Te małe, bo mające koło 1 cm zwierzątka, żyją na dnie wód, poukrywane gdzieś między kamieniami, liśćmi czy opadłym na dno martwym drewnem. Przeważnie chodzą sobie powolutku, ale w razie potrzeby potrafią również przyśpieszyć i prędko popłynąć do najbliższej kryjówki. W ich menu znajduje się głównie detrytus (ważny termin, także na lekcjach biologii), czyli martwa materia organiczna złożona z małych szczątków roślinnych, zwierzęcych, oraz ich odchodów. Mało przyjemna rzecz, ale dla tych równonogów to najprawdziwszy smakołyk. I o to właśnie chodzi, ponieważ w ten sposób przyczyniają się do rozkładu tejże martwej materii, podobnie jak czynią to chociażby skoczogonki w lasach. Nie są więc może najprzyjemniejsze z wyglądu, ale z całą pewnością są pożyteczne.
fajny wpis!
ja również staram się od pewnego czasu przyglądać nieco bliżej wodzie, a raczej temu co w niej pływa. Fotografowanie stworzeń wodnych jest nieco trudniejsze niż lądowych, zwłaszcza na wodzie, ale próbować oczywiście warto. Chwilowo nie mam jeszcze tak bogatej kolekcji, ale myślę, że coś wrzucę przed rozpoczęciem nowego sezonu (bo ja ciągle jeszcze nie próbowałem w tym roku).
ps. u mnie wypławka na biologii nie było, a jeśli był, to przemknął na tyle szybko, że go nie zapamiętałem. W naturze go również nie spotkałem…
mam co prawda pod nosem mały stawek, ale jakoś nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby obserwować życie w nim (poza żabami i rybkami). Trzeba się będzie uważniej przyjrzeć co się tam dzieje. Ale najpierw to musi się lód stopić