Świtezianka błyszcząca, oraz blisko z nią spokrewniona świtezianka dziewica (C. virgo), to jedne z naszych najbardziej znanych i jednocześnie najbardziej charakterystycznych gatunków ważek równoskrzydłych. Spośród innych gatunków tego podrzędu, wyróżniają się choćby rozmiarami. Owady te dorastają bowiem do 5 cm, zaś rozpiętość ich skrzydeł sięga 7 cm. Są więc największe, przynajmniej jeśli idzie właśnie o ten podrząd. Ich ubarwienie także przykuwa wzrok, ale o tym za chwilę.
Wygląd
Świtezianki mają piękne, metalicznie połyskujące ubarwienie. Żeby jednak nie było nudno, występuje u nich dymorfizm płciowy, a to oznacza, że ich ubarwienie różni się w zależności od płci. Samice są w dużej mierze zielone. Dotyczy to nie tylko ciała, ale także skrzydeł i ich użyłkowania. Samce są jeszcze piękniejsze, ponieważ mają niebiesko-zielony odcień (przewaga któregoś z tych kolorów zależy od kąta padania promieni słonecznych). Także ich skrzydła mają niebieskawe żyłki. Jakby jednak tego było mało, na każdym z ich skrzydeł, znajduje się szeroki, ciemnoniebieski pasek. Warto też dodać, że u świtezianek nie występuje znamię skrzydłowe, tak charakterystyczne dla wszystkich innych ważek. U samic jednak mamy tzw. fałszywe znamię, które jest białe (widać je u dojrzałych osobników).
Gdzie ją można znaleźć?
Świtezianki upodobały sobie niemal wyłącznie wody płynące, a więc wszelkiego rodzaju rzeki i tym podobne cieki wodne. Nad wodami stojącymi pojawiają się bardzo rzadko. Świteziankę błyszczącą, interesują głównie te rzeki, które mają piaszczyste dno, oraz nasłonecznione brzegi. Jej kuzynka preferuje miejsca bardziej zacienione, dlatego najliczniej widuje się ją nad leśnymi strumieniami. Gatunek ten jest powszechny w całym kraju. Wpływa na to fakt, że jest dość odporna na obecność niewielkich zanieczyszczeń w wodzie. Gatunek ten możemy obserwować od połowy maja aż do początków sierpnia.
Tryb życia
Tak się składa, że nie raz i nie dwa miałem okazję obserwować świtezianki, czy to w Spychowie nad Strugą Spychowską, czy też w Olsztynie w okolicach Łyny. Z tego co zauważyłem, zarówno samce jak i samice lubią się trzymać blisko wody, choć pojedyncze osobniki mogą się od niej oddalać na całkiem spore odległości (raz zauważyłem świteziankę kilkaset metrów od Łyny, tuż obok dyskontu i targowisk). Dotyczy to szczególnie samic, które chętnie zalatują do lasów oraz w okolice leśnych polan. Samce wolą z kolei latać nad trzcinowiskami.
W przerwie od latania przysiadają na trzcinach i gałęziach drzew, z których wypatrują potencjalnych ofiar. Jak na ważki przystało, świtezianki są groźnymi drapieżnikami, które polują głównie na drobne owady, takie jak muchówki (chociażby ochotki, meszki czy komary), chruściki i jętki. Jeśli któryś z nich pojawi się w zasięgu wzroku, świtezianka zrywa się do lotu niczym wierzchołówka, łapie ofiarę i wraca na swoje miejsce, aby ją pożreć.
Podobnie jak w przypadku wielu innych ważek, samce świtezianek są niezwykle terytorialne. Każdy z nich ma własny rewir, który bacznie obserwuje, siedząc na jakiejś roślinie. Co jakiś czas podrywają się w górę, aby oblecieć okolice i przy okazji przegonić potencjalnych intruzów. Z tego co jednak zaobserwowałem, samce nie zawsze są w stosunku do siebie agresywne. Miałem zresztą okazję sfilmować kilka samców, które wspólnie siedziały na roślinach i tylko od czasu, do czasu bywały wobec siebie agresywne. Gdy jednak w powietrzu spotkają się dwa samce, starcie między nimi bywa naprawdę bardzo zaciekłe. Szczególnie wielki bój toczy się kępy roślin, tuż nad samą wodą.
W chwili, gdy na rewirze pojawi się samica, samiec bez żadnych ceregieli rzuca się na nią, aby jak najszybciej z nią kopulować. Nie chce bowiem pozwolić, aby złożyła na jego terenie jaja, które zostały zapłodnione przez innego samca. Ba! Samce wypracowały dość perfidny sposób na to, by mieć swego rodzaju gwarancje, że przyszłe pokolenie będzie należało do tego konkretnego, a nie konkurenta.
Wszystko to odbywa się w czasie kopulacji. Podczas niej, samiec łączy się z samiczką chwytając swymi cęgowatymi przydatkami odwłokowymi za przedtułów samicy. Samica podgina wtedy swój odwłok i wczepia się w wtórny aparat kopulacyjny samca, który znajduje się na spodzie drugiego segmentu odwłoka. W efekcie powstaje typowe dla ważek „serduszko”. Podczas tej kilkuminutowej czynności, samiec wykonuje intensywne ruchy odwłokiem, które przypominają „pompowanie.” Można by sobie pomyśleć, że samiec w ten sposób, chce po prostu wtłoczyć w samicę jak najwięcej nasienia, ale jak się okazuje, nie jest to do końca prawda.
Powód takiego zachowania tkwi w samczym… penisie. Jak dowiodły przeprowadzone badania (ukazały się one w magazynie „Science”, link do nich zostawiam tutaj) członek samców świtezianek pełni podwójną rolę. W przypadku pierwszej fazy kopulacji, zamiast przekazywać samicy spermę, samiec używa specjalnie zmodyfikowanego penisa (pokrytego licznymi włoskami), aby oczyścić drogi rodne samicy z nasienia konkurencyjnych samców! Dopiero, gdy samica zostaje ich całkowicie pozbawiona, samiec przystępuje do drugiej fazy i zapładnia ją plemnikami własnej produkcji. Nie zawsze jednak samcom udaje się całkowicie oczyścić samicę. Ta bowiem, przechowuje nasienie w torebce nasiennej oraz komorze kopulacyjnej. Samczyk natomiast jest wstanie je usunąć tylko z komory. Jak więc widać, u świtezianek niczego nie można być pewnym. Zachowania te badano u amerykańskiego gatunku świtezianki, jednak badania uczonych z uniwersytetu w Sheffield, pokazały, że identycznie jest w przypadku rodzimych gatunków. Jako, że tych kopulacji może być nawet po kilka, można sobie wyobrazić, jak niełatwe życie, ma ciągle „penetrowana” i „czyszczona” samica. Na całe szczęście dla niej, pojedyncza kopulacja nie trwa długo.
Wróćmy jeszcze do terytorializmu samców, ponieważ przy jego okazji może dochodzić do różnego rodzaju „machlojek”. Czasami zdarza się, że jakiś samiec woli się zakraść na cudzy rewir, zamiast tworzyć swój własny. Czeka wtedy gdzieś z boku, a gdy zobaczy, że właściciel kopuluje z samicą, leci w jego stronę, aby mu przeszkodzić i samemu spróbować zapłodnić samicę. W innych przypadkach, to samice, w cwany sposób zakradają się na terytoria samców. Nie mają jednak zamiaru dać się zapłodnić, a jedynie złożyć jajeczka z pominięciem aktu „czyszczenia” i kopulacji. Samce pilnujące swoich terenów, muszą się więc wykazywać dużą czujnością, ponieważ w każdej chwili może się trafić spryciarz lub spryciula, która zechce wykorzystać jego nieuwagę.
Wspomniane wcześniej tandemy, jak to się przyjęło określać kopulujące ważki, to nie tylko zapładnianie i towarzysząca mu otoczka, ale też składanie jajeczek. Aby tego dokonać, samica musi przysiąść na roślinie, która jest częściowo zanurzona w wodzie. Może wtedy zanurzyć swój odwłok i za pomocą pokładełka umieścić jajeczka (a jest ich około 300) w roślinnej tkance. Samiec oczywiście nie opuszcza jej, tylko cały czas ją pilnuje, przytrzymując jej ciało swoimi odnóżami. Przynajmniej do chwili, gdy samica skończy składać jaja. Gdy tak się stanie, opuszcza ją by wrócić na swój „posterunek”. Samica zresztą również nie zajmuje się więcej ani jajeczkami, ani larwami, które wylęgają się z nich po kilku tygodniach.
Larwa świtezianki
Tryb życia larw ważek równoskrzydłych, w tym także świtezianki, nie odbiega aż tak bardzo od życia larw ważek różnoskrzydłych, jak mogłoby się zdawać. Są jednak pomiędzy nimi różnice, chociażby w wyglądzie. Larwy ważek równoskrzydłych są z reguły mniejsze i delikatniej zbudowane niż larwy ważek różnoskrzydłych. Jakby jednak nie było, larwy świtezianek (chociażby dlatego, że są największe spośród rodzimych Zygoptera), posiadają całkiem spore larwy, osiągające nawet kilka cm. Delikatności nadają im jednak dość długie odnóża oraz dość… sztabkowa budowa ciała. Cechą charakterystyczną larw tego rodzaju, są ich długie (jak na larwy ważek), skierowane do przodu czułki. Kłopot sprawia jednak odróżnienie larw C. splendens od C. virgo. Można tego dokonać, spoglądając na wspomniane czułki. Pierwszy człon czułków świtezianki błyszczącej, jest dwa razy dłuższy od pozostałych członów. U C. virgo, jest tylko nieznacznie dłuższy od pozostałych. Początkowo jednak, może nam być trudno zaobserwować te różnice, jeśli wcześniej nie mieliśmy do czynienia z obydwoma gatunkami i nie mogliśmy ich ze sobą porównać.
W przypadku larw ważek równoskrzydłych, na uwagę zasługują trzy, listkowate wyrostki, znajdujące się na zakończeniu odwłoka. To tzw. skrzelotchawki ogonowe, które pomagają larwom w oddychaniu pod wodą. Nie są jednak niezbędne w tych czynnościach. Czasami można bowiem spotkać larwy, z wybrakowanymi skrzelotchawkami (np. w wyniku ataku drapieżnika), jednak całkiem nieźle dają sobie bez nich radę. Larwy ważek różnoskrzydłych także posiadają skrzelotchawki, które jednak znajdują się wewnątrz jelita tylnego, a więc wewnątrz ich organizmu. Zewnętrzne skrzelotchawki sprawiają, że larwy Zygoptera, nie są wstanie korzystać z „napędu odrzutowego,” czyli gwałtownego wypuszczenia powietrza, które umożliwia larwom Anisoptera, szybkie przemieszczenie się do przodu. Wszystkie larwy ważek, niezależnie od podrodziny, do której nalezą, posiadają jednak tzw. maskę, czyli narząd chwytny, powstały w wyniku przekształcenia się warki górnej. Dzięki temu, są wstanie chwytać ofiary, znajdujące się w drobnej odległości od samej larwy.
Trzeba przyznać, że larwy ważek równoskrzydłych, nie są tak drapieżne, jak larwy ważek różnoskrzydłych, zaś ich ofiarami padają głównie mniejsze organizmy jak larwy owadów, czy drobne skorupiaki. Nie słyszałem, by którejkolwiek udało się upolować, nawet małego kręgowca, tak jak to bywa np. u larw żagnic (Aeshna spp.). Larwy świtezianek, na miejsce czatowania, wybierają strefę przybrzeżną wód płynących. Dzięki maskującemu wyglądowi, są prawie nie do zauważenia pośród zanurzonych w wodzie roślin, czy korzeni drzew. Na dodatek są aktywne głównie o zmierzchu oraz w nocy, przez co jeszcze bardziej utrudniają drapieżnikom ich znalezienie. Po około dwuletnim rozwoju przychodzi taki czas, gdy wychodzą z wody, wspinają się na różne, porastające brzegi rośliny, na których dochodzi do przeobrażenia niezupełnego. Z oskórka stopniowo wyłania się dorosły owad, który po 1-2 godzinach, jest już gotowy do lotu. Świtezianka, pozostawia po sobie jedynie pustą wylinkę, którą to możemy wypatrzeć i zabrać jako pamiątkę.
Świtezianka dziewica (Calopteryx virgo)
Blisko spokrewniona z naszą bohaterką jest świtezianka dziewica. To nasz drugi gatunek, który wyglądem przypomina świteziankę błyszczącą. W przeciwieństwie do niej, skrzydła dziewicy mają jednolitą barwę. U samców są one ciemno-granatowe, natomiast u samic brunatne. Poza tym, reszta jest u nich podobna jak u świtezianki błyszczącej.
Ten gatunek również można spotkać nad wodami płynącymi. Preferuje jednak chłodniejsze, bardziej zacienione miejsca. Dodatkowo jest również bardziej wrażliwy na zanieczyszczenia, dlatego spotyka się ją rzadziej niż błyszczącą (zwłaszcza w środkowej części naszego kraju). W miejscu swego występowania potrafi towarzyszyć świteziance błyszczącej. Pod względem trybu życia, jej tryb życia jest niemal taki sam jak u świtezianki błyszczącej.
Jeju, nie wiem, czy nigdy im się nie przyjrzałam wystarczająco dokładnie czy co, ale nie wiedziałam, że mienią się tak pięknie, zwłaszcza samice. Cudne są i ich urok świetnie oddają Twoje zdjęcia 🙂
nie mam do nich szczęścia… ani jednego zdjęcia, nawet nie widuję ich zbyt często. Fajne zdjęcia i jak zwykle ciekawy tekst.
Uwielbiam te ważki, spotykam je co roku w ogromnych ilościach 🙂 Bardzo ciekawy artykuł, dobre zdjęcia i filmiki 🙂
Ostatnio na spływie (raczej leniwym :P) przekonałem się, że świtezianki to bardzo ciekawskie stworzenia! Gdy tylko wpływałem w rewir któregoś z samców, od razu podlatywał by sprawdzić z jakim intruzem ma do czynienia. Ciekawość jednak ustępowała zawziętości gdy w pobliżu pojawił się inny niebieski wojownik – wtedy ruszał za nim w pościg i oba owady znikały gdzieś w zaroślach 😉