Lasy, łąki, okolice jezior i rzek. To właśnie w tych środowiskach mamy największe szanse spotkać interesujące owady i z tego też względu tam ich zazwyczaj szukam. Niekiedy jednak, wcale nie trzeba się daleko ruszać, by móc je spotkać. Bywa bowiem tak, że to one nas znajdują i wlatują do naszych mieszkań, chociażby przez otwarte okna. Wtedy też, chętnie siadają na oknach i parapetach właśnie. Postanowiłem więc, zebrać w jedno miejsce kilka gatunków, które spotkałem właśnie w takich okolicznościach i zademonstrować wam je.
1 Zażartka (Himacerus sp.). – Larwa.
Ze wszystkich moich parapetowych gości, ten jest najbardziej nietypowy. Większość pojawiających się u mnie owadów, dociera do mojego mieszkania dzięki swym skrzydłom, często za pośrednictwem wiatru. Larwa zażartki jest jednak zupełnie bezskrzydła! Jak więc się znalazła na parapecie? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, ale skoro już się trafiła, to oczywiście musi obowiązkowo trafić także tutaj. Larwy zażartek, mają czarne ubarwienie, zaś ich wygląd upodabnia je nieco do mrówek. Są drapieżnikami, a dzięki długiej kłujce, bez większych trudności wysysają drobne owady np. mszyce, przez co są bardzo pożyteczne.
2 Harpocera thoracica. – Samiec.
Tutaj już nie mam wątpliwości. Pluskwiak ten z całą pewnością do mnie przyleciał, choć patrząc na stan jego ciała, widać, że nie była to łatwa droga. Tasznikowate (Miridae) nie są najłatwiejsze do identyfikowania, ale na szczęście ten gatunek posiada cechę, która bardzo to ułatwia. Samce na zakończeniach drugiego członu swych czułków, posiadają rzucające się w oczy zgrubienia, które na dodatek zostały wyposażone w lepkie włoski. Dzięki ich pomocy, podczas kopulacji, są wstanie przykleić się do przedplecza samiczki. Nawiasem mówiąc kopulacja, odbywa się w dość nietypowej pozycji. Samiec bowiem nie siedzi bezpośrednio na samicy, ale raczej ustawia się poprzecznie w stosunku do jej ciała, co jest spowodowane specyficznym położeniem narządów kopulacyjnych na jego odwłoku. Samice tych pluskwiaków są nieco szersze od samców i mają jaśniejsze ubarwienie.
3 Koliszek (Psylloidea).
Koliszki to pluskwiaki, które swym wyglądem przypominają mszyce, choć różnią się od nich nieco inną budową ciała (zwłaszcza ich główki, kończące się trochę śmiesznym dzióbkiem, oraz jasne oczy, z ciemną kropeczką na środku). Są bardzo malutkie, osiągają raptem kilka milimetrów. Podobnie jak mszyce, są roślinożerne i żywią się sokami, które wysysają z różnych roślin. Ciekawą budowę, ma jednak ich aparat gębowy. Otóż ujście ich kłujki znajduje się pomiędzy przednimi i środkowymi odnóżami. Do tego owa kłujka nie wychodzi z główki, jak u innych pluskwiaków, lecz przyrasta do przedtułowia i wychyla się w postaci małej rureczki dopiero na granicy przed- i śródtułowia. Taka budowa aparatu gębowego pozwala pluskwiakowi na dociśnięcie go wszystkimi dostępnymi odnóżami i tym samym łatwiejszą manipulację nim. W Polsce występuje jakieś 112 gatunków koliszków. Wiele z nich jest do siebie tak podobnych, że zabawa w ich oznaczanie, może się skończyć fiaskiem. Dlatego właśnie zostałem przy krótkim opisie całego podrzędu, na przykładzie osobnika, który pojawił się w okolicach mojego okna.
4 Zdobniczka lipowa (Eucallipterus tiliae).
By zakończyć pluskwiakową serię, mam dla was mszycę i to bardzo ładnie ubarwioną, przez co charakterystyczną i łatwą do zidentyfikowania. Generalnie, uskrzydlone stadia mszyc, często wpadają do mnie na parapetówkę, więc z pewnością to nie ostatnia, jaką wam pokażę. Zdobniczki, jak nazwa wskazuje, upodobały sobie żerowanie na lipach, a jako, że za oknem rośnie ich ładny rządek, to mają w czym wybierać. Niejednokrotnie dochodzi do masowego opanowania tych drzew, co niespecjalnie podoba się kierowcom parkującym pod tymi drzewami. Spadź, którą produkuj, często bowiem powoduje zabrudzenie lakieru samochodów. Uciechę z takiego zjawiska, mają jednak pszczoły, które bardzo chętnie korzystają ze spadzi, dodając ją do miodu, dzięki czemu powstaje pyszny, spadziowy przysmak, dostępny w wielu sklepach.
5 Bleskotka (Chalcidoidea).
No dobrze, starczy tych pluskwiaków, wszak przedstawiciele innych rzędów także u mnie bywają. Szczególnie licznie pojawiają się błonkówki. Osy, które grasują na moim parapecie w środku lata, to już właściwie standard i miałem okazję już je pokazać. Innymi, częstymi gośćmi bywają jednak błonkówki z podrodziny bleskotek. Te malutkie błonkówki liczą sobie 22 tysiące gatunków owadów, ale szacuje się, że mogą stanowić nawet 10 % wszystkich owadów na ziemi. Ze względu na swe gabaryty, łatwo je jednak pomylić z malutkimi muszkami. W większości przypadków, bleskotki to parazytoidy innych owadów (przy czym są bardzo wszechstronne i rozwijają się kosztem owadów aż z 15 rzędów), ale także pajęczaków czyli pająków, zaleszczotków, czy roztoczy (istnieją bleskotki, które upodobały sobie nawet kleszcze). Niektóre jednak, zamiast owadów, wolą nasiona roślin. Z tego też względu, choć większość z nich jest pożyteczna (często wykorzystywane, jako naturalna broń, przeciw wielu szkodnikom), to trafiają się wśród nich także szkodniki, uszkadzające np. świerki. Małe rozmiary i duża ilość sprawiają, że bleskotek, nie da się oznaczać na oko (chociaż zdarzają się również bardziej charakterystyczne wyjątki). To sprawia, że w przypadku mojego osobnika, musi wystarczyć wiedza, że to po prostu jakaś tam bleskotka.
6 Ochotka (Chironomus sp.). – Samiec.
Jeśli chodzi o muchówki, to są niewątpliwie najbardziej pospolitymi owadami, jakie znajduje na swoim parapecie. Wśród nich z kolei, najwięcej trafia się komarów i ochotek właśnie. Większość z tych drugich, to malutkie owady, jednak czasami trafiają się wyjątki. Ten osobnik, którego wam prezentuje, mierzył około 13 mm, czuli jak na ochotkę, całkiem sporo. W naszych domach pojawiają się przypadkiem, głównie przez światło, które je wabi. Mimo, że nie kłują i nie wysysają krwi jak komary, to i tak bywają z nimi mylone, co przeważnie kończy się dla nich tragicznie. Osobnik, którego spotkałem początkowo siedział na parapecie, później zaś przeniósł się na okienną szybę, gdzie nawet ładnie pozował, więc jak najbardziej można go zaliczyć do „parapetowego owada.”
7 Pchełka falistosmuga (Phyllotreta undulata).
Na koniec mam dla was przedstawiciela chrząszczy, konkretnie rzecz biorąc stonkowatych (Chrysomelidae). Pchełki noszą swą nazwę nie bez powodu. Podobnie jak prawdziwe pchły, dzięki mocnej budowie tylnych odnóży, potrafią wykonywać bardzo dalekie skoki (200-krotnie przekraczające długość ich ciała). W przeciwieństwie do pcheł, potrafią również latać, stąd ich obecność na moim parapecie (choć nie ukrywam, kiedyś i prawdziwe pchły się na nim trafiały). Pchełka falistosmuga, jest dość charakterystycznie ubarwiona i z tego względu idzie ją dość łatwo rozpoznać. Wśród ludzi nie ma jednak wielu wielbicieli, gdyż zalicza się do groźnych szkodników warzyw. Mimo to, ta, którą spotkałem pozowała mi tak pięknie, że postanowiłem zwrócić jej wolność.
I na tym zakończę przegląd parapetowych stawonogów. Mały przegląd, który wam zafundowałem, to jednak zaledwie ułamek owadów, które bywają na moim parapecie. W przeszłości trafiały mi się także kózkowate, biegaczowate, bzygowate, pluskwiaki, skoczogonki i całe mnóstwo pająków. Możliwe więc, że w przeszłości, jeszcze do tego tematu wrócę.
O! J a je znam. Z twarzy – je zganiałem niejednokrotnie. :)P
I na mojej twarzy czasem lądują ;D
fajne towarzystwo
co do mszycy… mogę potwierdzić, że jej spadź w połączeniu z szybą samochodu jest odrobinę kłopotliwa ;-). Mi się po ostatnim parkowaniu podlipowym zmyła po dobrym tygodniu intensywnego spryskiwania szyb 😉
a w zeszłym roku trafiłem piękny widok, kiedy wracając do auta – również zaparkowanego pod lipą – odkryłem, że jest ono pokryte dywanem os ;-). Niestety, aparatu akurat nie miałem…
Ja też nie raz znalazłam ciekawy okaz botaniczny w klombiku przy moim przystanku czy na skraju trawnika przy uczelni. Czasem wystarczy się rozejrzeć. 🙂
Świetny przegląd parapetu. 🙂
Co do bleskotek, miałam ich kiedyś trochę w domu. Chyba korzystały z gościnności świdrzyka, bo jak tylko go wytępiłam, to i one zniknęły. Zrobiłam im sporo detalicznych fotek i dzięki temu oznaczyłam do rodziny – Pteromalidae. Chodziło bodajże o liczbę członów stopy trzeciej pary, one mają ich cztery a reszta pięć, albo na odwrót (dawno to było, nie pamiętam ;)). Więc czasem coś więcej się da, jak widać. 🙂
W sumie jak bym posiedział nad tymi swoimi to może też bym dał radę oznaczyć, ale dla bezpieczeństwa wolałem oznaczyć tak jak oznaczyłem. U mnie bleskotki pojawiają się pojedynczo i raczej nieczęsto, częściej widuje inne owady. Wczoraj z kolei spotkałem na parapecie mola włosienniczka, także pojawiają się na nim coraz to nowsze okazy, więc niedługo zrobię drugą część 😀
Mole latają Ci w okolicy parapetu? Ohoho, strach się bać (wiem co mówię). Na wszelki wypadek zadbaj o swetry, futra i kożuchy. 😉
Koło szafy też fruwają, ale na całe szczęście nie posiadam ani swetrów, ani futer ani kożuchów 😀
Sporo tego można na parapecie znaleźć, muszę i ja swoje parapety zacząć przeglądać, choć nie wiem czy będę robił jakieś zdjęcia, bo powoli do owadów tracę cierpliwość 😉