W ostatnim czasie miałem okazję odwiedzić stadion leśny w Olsztynie i to leśny w dosłownym tego słowa znaczeniu. W większej części, jest on zarośnięty i jednocześnie podmokły. Idealne warunki rozwoju dla zalotki czerwonawej, którą można tam spotkać i to w dość dużych ilościach. Nie jest jednak łatwo ją obserwować, a tym bardziej fotografować, ponieważ łatwo się płoszy. Zaniepokojona, unosi odwłok do góry i po chwili odlatuje, niekiedy na sporą odległość. Na szczęście niektóre z nich ładnie mi pozowały.
Systematyka
W naszym kraju żyje 5 gatunków zalotek (Leucorrhinia spp.). Część z nich, jak zalotka białoczelna (L. albifrons) czy zalotka spłaszczona (L. caudalis), to gatunki rzadko spotykane, objęte ochroną gatunkową. Zalotka czerwonawa jest spośród nich najczęściej spotykana. Łudząco podobna, jest do niej zalotka torfowcowa, znana również jako zalotka wątpliwa (L. dubia). Podstawowa różnica między dwoma gatunkami, to ubarwienie żyłki kostalnej. Teraz wszyscy zaczną się drapać w głowę i zastanawiać o którą konkretnie żyłkę chodzi (wszak tylko nieliczni są odonatologami). Na szczęście, nie trzeba się specjalnie wysilać, by móc ją dostrzec. Żyłka kostalna, to pierwsza żyłka, na brzeżnej krawędzi każdego skrzydła. U zalotki czerwonawej, jest ona w całości żółta. W przypadku jej kuzynki, fragment tej żyłki od nasady do węzełka (niewielkie wygięcie, pośrodku żyłki kostalnej) jest barwy czarnej. Dopiero fragment od węzełka do zakończenia skrzydła jest żółty. Trzeba jednak uważać, gdyż nie zawsze to widać na zdjęciach. Ponadto, różnice pomiędzy obydwoma gatunkami, wynikają także z rozmiarów (zalotka torfowcowa jest o jakieś 5-10 mm mniejsza od zalotki czerwonawej), sylwetki (zalotka wątpliwa jest smuklejsza od omawianej kuzynki), oraz plamek na odwłoku (u samca L. dubia, czerwone plamki na odwłoku, są znacznie mniejsze niż u L. rubicunda, podobnie jak w przypadku samic, gdzie żółte plamki na odwłoku L. dubia są mniejsze, a do tego inaczej ułożone, niż na odwłoku L. rubicunda).
Wygląd
Zalotka osiąga długość od 3 do 4 cm, zaś rozpiętość jej skrzydeł sięga 6 cm. Podobnie jak u innych ważek, możemy u niej zaobserwować bardzo silny dymorfizm płciowy. Samiec jest w dużej mierze czarny, zaś na segmentach odwłoka oraz u nasad skrzydeł znajdują się czerwone plamki. Samiczka także jest czarna, ale u niej plamki na odwłoku są większe i żółte. Jej odwłok jest wyraźnie grubszy niż u samca i w ogóle sprawia wrażenie masywniejszej. Warto też zwrócić uwagę na jasną barwę nadustka, która jest taka sama u obu płci. Jest to jednak przydatna cecha przy odróżnianiu jej od innych zalotek.
Gdzie ją można spotkać?
Zalotka to ważka związana przede wszystkim z torfowiskami i niewielkimi, leśnymi zbiornikami wodnymi. Gatunek ten można spotkać w całej Polsce (poza terenami górskimi), a na terenach, gdzie sprzyja jej środowisko, potrafi być bardzo liczna. Pierwsze osobniki pojawiają się bardzo wcześnie i można je obserwować od drugiej połowy kwietnia do czerwca, a czasem nawet lipca.
Tryb życia
Jak wspomniałem na początku, zalotki są bardzo płochliwe, a jakby tego było mało ich ubarwienie wcale nie sprzyja ich wypatrzeniu. Niby jest ono kontrastowe, ale wystarczy, by taka ważka usiadła na jakimś niejednolitym podłożu, byśmy natychmiast stracili ją z oczu. Zalotki najchętniej siadają w trawie, na nisko rosnących roślinach lub połamanych patykach, rzadziej zaś wybierają pnie i gałęzie drzew. Kiedy już zdecydują się na nich usiąść, spędzają czas na wygrzewaniu się, bądź też polowaniu na drobne owady. Samice widywałem głównie pojedynczo, samce zaś potrafiły być o wiele liczniejsze i co ciekawe, nie są w stosunku do siebie aż tak agresywne, jak ma to miejsce u innych ważek. Bez większego problemu, może siąść obok siebie kilka osobników i jedynie z rzadka, gdy wzbijają się w powietrze, dochodzi między nimi do sprzeczek (które jednak trudno nazwać walkami).
Do złączenia się ze sobą samicy z samcem, dochodzi najczęściej na ziemi, ale zdarza im się też kopulować w powietrzu. Osobiście nie miałem jeszcze okazji spotkać kopulującej parki, ale może kiedyś dostanę taką szansę. W każdym razie, kiedy kopulacja się kończy, oddalają się nad wodę, gdzie, w raczej dyskretny sposób, składają do wody jajeczka. Po jakimś czasie wylęgają się z nich larwy, których rozwój trwa dwa lata. W tym czasie kryją się na dnie, gdzie polują na drobne bezkręgowce.
a ja dzisiaj ustrzeliłem pierwszą w tym roku ważkę, co prawda jakąś drobnicę, ale zawsze coś 😉
zalotka jest bardzo fotogeniczna, jeszcze jej nie spotkaliśmy – wnioskując po zdjęciach Twoich, zdecydowanie warto byłoby na nią zapolować. Szkoda, że taka płochliwa, ale ważki na ogół są raczej ‚nerwowe’.
fajna sesja, ciekawy opis
Nie widziałam jeszcze takiej ważki, będę się rozglądać przy najbliższej wizycie na torfowisku.
Osobnik na drugim zdjęciu jest zdecydowanie bardziej gotycki niż piętnówka wiciokrzewka 😉 Czerń, czerwone plamy (krew…? x)), biała szminka… 😀
Komentarz techniczny, pardonnez-moi.
Ta samica to pectoralis 😉 Ma szersze spektrum siedliskowe niż L. rubicunda. Nie jest już tak związana ze śródleśnymi torfowiskami jak L.rubicunda. Może również rozwijać się w siedliskach o zbliżonym do torfowisk charakterze – ale nimi nie będących. Tym samym ona powinna figurować jako najpospolitsza nasza zalotka. Wzmianki w internecie/literaturze o L.rubicunda jako najpospolitszej Leucrrhinia – są oparte na „widzimisię” z czasów kiedy nie było jeszcze pełnej syntezy materiału z Polski. Synteza danych z Polski (Bernard, Buczyński, Tończyk, Wendzonka 2009 – Atlas rozmieszczenia ważek Odonata w PL) definitywnie wskazała, że L. pectoralis jest najpospolitszą zalotką – co zgadza się również gdy porównamy ekologie obydwu gatunków.
Co do tej samiczki, to przyznam, że trochę się różniła od innych samic pectoralis, które widywałem (smuklejszy odwłok i te plamki na odwłoku też jakby węższe niż zwykle), ale jak widać młode osobniki potrafią człowieka skołować 🙂 Ciekawe jednak to, że tam, gdzie obserwowałem samce L. rubicunda, latały samice L. pectoralis, ale nie spotkałem żadnego samca, ale też nie widziałem żadnej samiczki L. rubicunda. Co do tej pospolitości L. pectoralis, to się zgadzam, znacznie częściej widuje ten gatunek, od rubicunda (który nawiasem mówiąc zawsze widuje w tym samym miejscu) i moim zdaniem, powinni już dawno zdjąć z listy chronionych ten pierwszy, a zastąpić go chociażby rubicundą lub dubia, które bardziej na to zasługują 🙂
U młodych (ale już schitynizowanych – zdolnych do pierwszego lotu) osobników jest problem, gdyż ich odwłok jest najczęściej spłaszczony w pionie – stąd plamki i cały odwłok mogą wydawać się niewystarczająco szerokie jak na L. pectoralis. To co opisuje dobrze widać na zdjęciach osobników młodocianych tu http://www.wazki.pl/wazki_leucorrhinia_pectoralis.html U juwenilnych osobników ( niewybarwionych, ale już dobrze latających) proporcje odwłoka robią się typowe. Obstawiam, że obserwowałeś juwenilne zarówno samce jak i samice L. pectoralis – które w stanie juwenilności posiadają plamki o żółtym zabarwieniu niezależnie od płci. L. pectoralis wylatuje zawszę kilka – kilkanaście dni później od L. rubicunda. Według mnie stąd obecność samych dorosłych samców L. rubicunda (dorosłe samice prowadzą skryty tryb życia i nie zjawiają się za często nad wodą – bo nad wodą były by wiecznie molestowane przez samców), oraz obecność pozornie – samych samic L. pectoralis – które były osobnikami juwenilnymi. Lub też trafiłeś na okres gdy wylatują same samice L. pectoralis. Uff – mam nadzieje, że będzie się dało zrozumieć moje wypociny :). Ochrona L. pectoralis oraz wielu innych niezagrożonych i mało zagrożonych w Polsce gatunków wynika z ratyfikacji przez Polskę Konwencji Berneńskiej i przyjęciem po wejściu do Unii Europejskiej Dyrektywy Habitatowej.
I o takie wypociny właśnie chodzi, dzięki nim już wiem jak to z tymi obydwoma gatunkami jest 😉 No tak, mogłem się domyślić, że z tą ochroną to kwestia Dyrektyw Unijnych i Konwencji Berneńskiej. Dzięki za szczegółowe wyjaśnienia tych zagadnień 😉