Pszczoła jest jednym z najbardziej znanych owadów na świecie. Swoją sławę zawdzięcza głównie temu, że odgrywa ogromną rolę w zapylaniu wielu gatunków roślin. Podobno, gdyby pszczoła nagle zniknęła z naszej planety, to ludzie nie przeżyliby dłużej niż cztery lata. Taką śmiałą tezę postawił ponoć Albert Einstein, ale ciężko powiedzieć, czy to faktycznie jego słowa. Pewne jest, że pszczoły w ostatnich latach nie mają lekko. Z nie do końca jasnych powodów, obserwuje się spadek ich liczebności. Uwagę na to zwracają choćby pszczelarze, którym w przeszłości zdarzało się z tego powodu protestować. Prawda jest jednak taka, że jeśli jakiś owad ma sobie w przyszłości poradzić, to najpewniej będzie to właśnie pszczoła miodna (Apis mellifera), ponieważ to właśnie ona jest otaczana troską ludzi, który bacznie się nią opiekują. Oprócz niej istnieje jednak mnóstwo innych gatunków, które nie cieszą się tak dużą sławą, ale też odgrywają ogromną, pozytywną rolę w przyrodzie. Wszystkie one należą do nadrodziny pszczół (Apoidea), która zrzesza ponad 20% wszystkich gatunków błonkówek. Jedną z takich mniej znanych pszczół jest pszczolinka podbiałówka, o której opowiem w tym artykule.
Systematyka
Zanim zajmę się bezpośrednio pszczolinką, skupmy się przez chwilę na systematyce pszczół, bo i ciekawe rzeczy się w niej dzieją. Na chwilę obecną, nadrodzina pszczół skupia w sobie dwie duże grupy błonkówek. Pierwszą z nich, są „klasyczne” pszczoły, czyli seria Apiformes. Należy do niej wiele rodzin pszczół takich jak miesierkowate (Megachilidae), lepiarkowate (Colletidae), smuklikowate (Halictidae), czy pszczolinkowate (Andrenidae), do której zresztą zalicza się bohaterka tego artykułu. Drugą grupę – co dla niektórych może być zaskoczeniem – stanowią błonkówki, które kojarzone są raczej z osami, niż z pszczołami. Chodzi o serię Spheciformes, do której należy m.in. rodzina grzebaczowatych (Crabronidae). Warto więc zauważyć, że polujący na pszczoły miodne taszczyn pszczeli (Philanthus triangulum), jak by nie patrzeć, także zalicza się obecnie do pszczół.
Oczywiście systematyka to rzecz zmienna, dlatego nie należy się zdziwić, jeśli spotkamy się z jeszcze innym układem systematycznym. Przy okazji systematyki, warto też wspomnieć o określeniu „pszczoły samotnice”. Pod względem klasyfikacji, taka grupa nie istnieje, jednak pod względem biologicznym już tak. Samotnymi (a czasem też „dzikimi”) pszczołami, są określane te gatunki, które nie tworzą społeczeństw jak pszczoła miodna, lecz żyją na własną rękę. Nasza pszczolinka jest znakomitym przykładem takiej właśnie pszczoły.
Na koniec jeszcze kilka słów wyjaśnienia odnośnie jej polskiej nazwy. W chwili, gdy pisałem ten artykuł, nie znałem jej polskiej nazwy i nigdzie nie mogłem na także natrafić. Ostatnio to się jednak zmieniło i okazuje się, że Andrena clarkella doczekała się nawet nie jednej, ale aż dwóch polskich nazw. Pierwsza z nich to pszczolinka podbiałówka, natomiast druga to pszczolinka długowłosa.
Wygląd
Czas przejść do omówienia konkretnego gatunku, w tym przypadku Andrena clarkella. Pszczolinki, to generalnie trudny rodzaj do identyfikacji, ale zdarzają się w nim również gatunki bardziej charakterystyczne. A. clarkella właśnie się do takich zalicza. Przedstawiciele rodzaju Andrena, to najczęściej małe błonkówki, choć oczywiście też bez przesady z tym minimalizmem. Standardowo, osiągają od 1 do 1,3 cm, ale zdarzają się też odstępstwa od tych wymiarów. Te wyjątki nie dotyczą jednak naszego gatunku, dlatego osiąga on właśnie te standardowe wymiary (oznacza to, że nasz gatunek jest zdecydowanie mniejszy niż pszczoła miodna).
U wielu pszczolinek, w tym także u A. clarkella, występuje silny dymorfizm płciowy. Ciało samicy pokrywają liczne włoski, które tworzą coś w rodzaju „futerka.” Przydaje się ono przy zbieraniu pyłku, cho tutaj znacznie większa rolę odgrywa ostatnia para odnóży. Podobnie jak u innych pszczolinek, jest zaopatrzona w pęczki zgiętych włosków, zwanych szczoteczkami lub pędzelkami. To właśnie za ich pomocą, pszczolinki zgarniają najwięcej pyłku. Przy tej okazji, ten ostatni zdecydowanie pogrubia ostatnią parę nóg, a także nadaje jej przyjemnego, żółtego koloru. Barwa „futerka” samicy jest czarna, z wyjątkiem włosków pokrywających jej tułów i trzecią parę nóg. Te są bowiem rudo-brązowe, co wyraźnie uatrakcyjnia jej wygląd. Samiec jest znacznie smuklejszy od samicy oraz wyraźnie mniejszy. Ponadto, jest również mniej… „kosmaty,”zaś włoski które posiada są jaśniejsze (warto zwrócić uwagę na białe włoski, pokrywające przednią cześć głowy, co jest cechą charakterystyczną samców tego, oraz innych gatunków pszczolinek).
Gdzie ją można spotkać?
W zasadzie występuje na terenie całego kraju, jednak nie jestem pewny jak to jest z jej występowaniem. U mnie na Warmii jest bardzo liczna. Pojawia się głównie na obrzeżach lasów, oraz na leśnych drogach, zarówno piaszczystych, jak i uściełanych uschniętymi liśćmi czy igłami.
Tryb życia
Wiele gatunków pszczolinek, takich jak choćby pszczolinka napiaskowa (A. vaga), pszczolinka ruda (A. fulva), czy właśnie pszczolinka podbiałówka, pojawia się bardzo wczesną wiosną, tak gdzieś w okolicach marca/kwietnia, kiedy to średnia temperatura przekracza 8℃. Wszystkie gatunki tworzą swoje gniazda w glebie i choć nie są owadami społecznymi to często wiele osobników potrafi je założyć w tym samym miejscu, co prowadzi do powstania całkiem pokaźnych kolonii.
A. clarkella, miałem okazje obserwować w lasach iglastych Olsztyna, gnieżdżącą się na nasłonecznionych fragmentach dróg i ścieżek. Osobników, które „zagospodarowały” jeden z fragmentów takiej leśnej ścieżki, było jakieś 20-30, a jako, że ta ciągnęła się przez dobre kilkaset metrów, to można sobie wyobrazić ogromną liczbę tych owadów, które się na niej ulokowały (droga była tak usiana gniazdami, że ciężko było przejść, by w któreś nie wdepnąć!). Wiele z nich fruwało tuż nad nią, szukając odpowiednich miejsc do kopania, przez co osoby bojące się pszczół – delikatnie mówiąc – mogłyby w takiej sytuacji poczuć spory dyskomfort. Tak naprawdę pszczolinki, są jednak bardzo spokojnymi owadami, kompletnie nie przejmującymi się wścibskimi przechodniami i podglądaczami (czyli w tym przypadku mną), choć podobnie jak u innych pszczół, samice potrafią użądlić. Może się to zdarzyć jedynie w sytuacji, w której złapiemy taką pszczolinkę i przyciśniemy do naszej skóry. Standardowo pszczolinki są bardzo łagodne i można im pozwolić nawet na spacer po naszej dłoni.
Znacznie bardziej od ludzi interesuje je praca… zwłaszcza samice. To właśnie one zajmują się kopaniem kanalików, które mogą być długie na 10-30 cm. Wokół otworu wejściowego, możemy zauważyć niewielki, ale za to całkiem szeroki kopczyk, powstały wskutek kopania korytarza. To właśnie po nich możemy poznać, że dany teren zasiedlają pszczolinki. Oczywiście warto też pamiętać, że takie gniazda mogą należeć również do innych gatunków, dlatego lepiej zwracać uwagę na to, kto wchodzi i wychodzi z otworów wejściowych. Po wykopaniu gniazda, samica zaczyna znosić do niego pyłek, który później posłuży za pokarm dla larw. Jako, że wczesną wiosną kwiatów jest jak na lekarstwo, samiczki zmuszone są do korzystania z jednego, ale za to pewnego źródła pokarmu, czyli z kwiatów wierzb (zresztą nie tylko pszczolinki, ale także wiele innych owadów – jak choćby trzmiele czy motyle – korzysta z tego „kotkowego” dobrodziejstwa natury). Po zebraniu pyłku, samice wracają do gniazda, gdzie składują go w komorach, znajdujących się na końcach bocznych kanalików głównego korytarza. Do każdej z nich, samiczka składa po jednym jaju.
Po jakimś czasie, z każdego z nich wylęga się larwa. Rozwój każdej z nich i przepoczwarczenie, trwa aż do wiosny następnego roku, kiedy to pojawią się dorosłe osobniki. Samce pszczolinek są znacznie mniej pracowite, o ile w ogóle można w tym momencie mówić o pracy. Rzadko przylatują do kwiatów, a jedyne co je interesuje to kopulowanie z samicami, dlatego można je obserwować, jak kręcą się przy gniazdach, by zaczepiać kręcące się tam samiczki (niestety, żaden z nich nie chciał mi pozować do zdjęcia).
Nie tylko one się tam pojawiają. Gniazda pszczolinek przyciągają rozmaite owady, które są zainteresowane ich zawartością. Chodzi tu przede wszystkim o muchówki (np. bujankowate [Bombylidae]) oraz błonkówki. Samice, by uniknąć znalezienia gniazd przez te tzw. kleptopasożyty, z reguły zasypują otwór wlotowy, zanim wyruszą po kolejny zapas pyłek. To jednak nie zawsze skutkują, zwłaszcza gdy wokół gniazd zaczną się kręcić błonkówki z rodzaju Nomada. Nie będę się o nich tu rozpisywał, ponieważ zrobiłem to już w oddzielnym artykule, które możecie znaleźć tutaj.
Galeria:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Dobrze wiedzieć o takich innych pszczołach, zwłaszcza o takiej uroczej nazwie rodzajowej 😉 Będę się rozglądać za gniazdami 😉
A pszczoły miodne nie giną w całkiem tajemniczych okolicznościach, moim zdaniem spora część okoliczności jest całkiem jasna – chemizacja rolnictwa.
Ale dowodów na to, że to chemizacja w rolnictwie nie ma, więc póki co oficjalnie, są to nie jasne powody (jak dla mnie wpływa na to więcej niż jeden czynnik, ponieważ gdyby to była chemizacja, ginęły by nie tylko pszczoły miodne ale i inne owady 😉
„ginęły by nie tylko pszczoły miodne ale i inne owady”
Ale przecież pszczoły nie giną – one się gubią, nagle znikają bez śladu (to jest ten podstawowy problem, pomijam kwestię chorób takich jak warroza, itp.). O miejscach stałego pobytu innych owadów niewiele wiemy, więc nie jesteśmy w stanie prześledzić, czy na nie też coś działa.
No fakt, znikają,albo jeszcze inaczej, ubywa ich liczebności, ale tak czy siak problem jest, a przyczyny póki co pozostają jedynie hipotezami i z tego co wiem, nikt ostatecznie nie potwierdził, że odpowiedzialne są za to choroby, pestycydy, czy nawet fale z telefonów komórkowych, jak to się czasami sugeruje, dlatego osobiście myślę, że przyczyna nie jest jedna, a jest ich kilka, to się wszystko kumuluje i następuję to co niestety obserwujemy. Czy niewiele wiemy…. entomolodzy, którzy badają te owady wiedzą o nich całkiem sporo i póki co nie słyszałem, by ktoś alarmował o znikaniu pszczolinek, czy miesierek, że o innych rzędach owadów nie wspomnę 😉
Tak, ja też sądzę, że to kilka kumulujących się przyczyn. A ta z telefonami komórkowymi nawet całkiem do mnie przemawia.
Pszczoły-samotnice, jeśli nie trafią do swojego gniazda, to założą sobie nowe gdzie indziej. Więc fizycznie nie znikają. A miodne przepadają z ula, będącego pod opieką człowieka – to jest ta różnica. Podobno nikt na ich resztki (w sensie: duża ilość naraz, cały rój) nie natrafił. Czyli koncepcja zmylonej nawigacji (niezależnie od przyczyn) uniemożliwiającej powrót do domu wydaje się najbardziej prawdopodobna.
A do mnie jakoś nie, choć niczego nie można wykluczyć, teorii komórkowej także 😉
Założą nowe, o ile środowisko będzie dla nich odpowiednie 😉 Niekiedy jednak pszczoły mogą gniazdować w lasach, czy przy wejściach do jaskiń, niezależnie od ludzi 🙂 Może i faktycznie coś zaburza ich zmysły i nie trafiają do gniazd, póki co możemy tylko gdybać i mieć nadzieje, że mimo wszystko pszczoły przestaną znikać 🙂
Zawsze mam problem z odróżnieniem pszczolinek od całej reszty i nigdy nie jestem pewna – ona to czy nie ona. Nie mówiąc już o oznaczeniu do gatunku. 😉
Też nie jestem orłem w identyfikowaniu nie tylko pszczolinek, ale ogólnie większości pszczół, na szczęście trafiają się wśród nich gatunki łatwe do odróżnienia, jak pszczolinka pisakowa czy właśnie ta którą pokazałem, więc z tym oznaczaniem nie zawsze jest źle 😉
ps. ok, poprawiłem Ci w tym komentarzu 😉
Się cieszę, dzięki. 🙂 Jeszcze wywal ten przecinek po „czy”, żeby nie było. że sama go tam postawiłam wbrew wszelkim regułom. 😉
Ok, poprawione 😉
mega jest to zdjęcie pszczolinki wychylającej się z norki 😉
co do powodów ginięcia pszczół – rozmawiałem z pszczelarzami i ci zwracają uwagę na różne przyczyny. Np. działalność szerszeni (w co akurat bym nie wierzył) ale i właśnie chemię. Dowodów twardych nie ma, ale słyszałem teorię, wedle której pszczoły po prostu opuszczają kolonię która ulega zatruciu. Wedle innej teorii pszczoły nie są w stanie wrócić do kolonii – tracą zmysł orientacji. Do tego dochodzi dziesięć teorii pośrednich, jak to zwykle bywa. Problem z tą teorią (piszecie też o niej powyżej) jest jeden: czemu coś takiego miałoby następować masowo właśnie teraz? Chemia w rolnictwie stosowana jest od ponad pół wieku. Słynne DDT było bardziej szkodliwe niż wiele obecnie stosowanych środków owadobójczych, zwłaszcza że te współczesne często działają selektywnie. Telefonia komórkowa jest jakimś pomysłem, ale i tutaj widzę jeden szkopół: gdyby promieniowanie elektromagnetyczne generowane przez BTS’y miało moc zawracania pszczołom w głowach, to czy w ogóle wykształciłyby się roje? A przecież jest tak, że giną kolonie nieźle rozwinięte, a więc – ergo – funkcjonujące od jakiegoś czasu. Ciekawa sprawa, bardzo ciekawa. Mam jednak nadzieję, że nim znajdziemy rozwiązanie, pszczółki wrócą do nas na zawsze 😉
Z szerszeniami, to pisałem przy okazji artykułu o szerszeniach, że to kompletna bzdura i szerszenie nie stanowią poważniejszego zagrożenia dla pszczół, ba, niekiedy pszczoły specjalnie osiedlają się w pobliżu ich gniazd, gdyż za cenę iluś tam zjadanych osobników, szerszenie stanowią znakomity system obrony przed groźniejszymi drapieżnikami 😉 Każda teoria jak widać ma argumenty za i przeciw, ciężko wybrać jakąś konkretną, dlatego właśnie najlepiej jest przyjąć, że wszystko to działa na niekorzyść pszczół po trochu i się to kumuluję 😉 Też mam nadzieje, że pszczoły wrócą do nas, ale się okaże, czy tak faktycznie się stanie 🙂
podzielam Twoje zdanie na temat szerszeni – przekonałeś mnie już wtedy. Przytaczam kwestię szerszeni jako nadal funkcjonującą i to pośród – było nie było – profesjonalistów 😉
Profesjonalistów w kwestii pszczół i na tym ich profesjonalizm się kończy,co niestety nie wychodzi z pożytkiem dla innych błonkoskrzydłych 🙂
powiem więcej: profesjonalistów w kwestii miodu 😉
Święte słowa 😉
Witam
(co prawda ostatni wpis był miesiąc temu ale mam nadzieję, że ktoś tak jak ja, kiedyś przypadkowo na to trafi i przeczyta)…… Chciałam się wypowiedzieć na temat masowego zanikania pszczół. moim zdaniem wina leży po stronie chemii ale nie tylko dlatego, że jest szkodliwa lecz dlatego, że jest źle używana. Bardzo często przecież jest tak, że opryski są stosowane o obojętnie jakich porach dnia, przy obojętnie jakiej pogodzie i pobliski pszczelarz wcale nie jest o tym zawiadamiany (a powinien). Gdyby opryski były wykonywane tak jak powinny (czyli najlepiej wieczorem przy bezwietrznej pogodzie) to problem byłby na pewno mniejszy, a tymczasem opryski lecą tam gdzie je wiatr poniesie często w porze oblotu pszczół. Wydaje mi się, że wtedy pszczoła się po prostu truje i taka jedna porządna chmura „spontanicznego” oprysku właśnie może zatruć sporą ilość owadów, które albo umierają, prawie że natychmiast lub po pewnym czasie.
bardzo elegancka „pszczółka”
Pingback: Koczownice (Nomada spp.) – pszczele kukułki | Świat Makro.com