Czy istnieją owady tak szkodliwe, że nie budzą sympatii nawet tych, którzy zajmują się nimi zawodowo? Jak widać tak. Mrzyki są tego znakomitym przykładem. Te malutkie chrząszcze potrafią bowiem nieźle dać w kość entomologom i innym przyrodnikom. Ludzie nie związani z naturą, również mogą mieć z nimi nieprzyjemny kontakt, dlatego tym bardziej warto je bliżej poznać.
Systematyka i wygląd
W naszym kraju mamy 10 gatunków z rodzaju Anthrenus. Zaliczają się do rodziny skórnikowatych (Dermestidae), która słynie z gatunków szkodzących człowiekowi, choć są wśród nich także takie, które żyją w naturalnym środowisku, chociażby wśród martwej materii organicznej.
Mrzyk dziewanowiec jest bardzo malutki i osiąga od 1,7 do 3,5 mm. Całe jego ciało jest niemal zupełnie okrągłe, a jego wierzch pokryty bardzo drobnymi łuseczkami, które nadają mu ciekawego ubarwienia. U „standardowego” osobnika, czarne łuseczki tworzą ciemne tło dla przebiegających przez nie trzech białych paseczków, otoczonych rudobrunatnymi łuseczkami. Występują jednak także inne odmiany barwne, gdzie np. zamiast czarnych łuseczek, mamy brunatno-rude, lub też takie, które otaczając białe, zlewają się z nimi w jeden kolor.
Co bardzo ciekawe, u mrzyków nie ma wyraźnie zaznaczonego dymorfizmu płciowego, więc jedyny sposób by odróżnić samca od samicy, to wsadzić je pod mikroskop stereoskopowy i spreparować.
Gdzie go można spotkać?
Mrzyk dziewannowiec jest gatunkiem typowo kosmopolityczny, występującym dosłownie na całym świecie, wszędzie tam, gdzie żyją ludzie. Jednocześnie jest więc również gatunkiem synantropijnym (synantropizacja występuje jednak głównie u gatunków zamieszkujących środkową i północną cześć Europy, na południu bowiem, żyją także w warunkach naturalnych). Dorosłe mrzyki można spotkać w domach przez cały rok, zaś na początku wiosny oraz latem, widuje się je także poza budynkami, ale najczęściej w ich bezpośrednim sąsiedztwie.
Tryb życia
Dorosłe mrzyki lubią przebywać na zewnątrz, gdyż chętnie odwiedzają różne gatunki kwiatów, by zjadać ich pyłek. Szczególnie chętnie odwiedzają kwiaty astrowate, na których potrafią być wyjątkowo liczne. Sam często je obserwowałem na kwiatach jastruni właściwych, zwanych popularnie margaretkami, które często rosną w przydomowych ogródkach. I właśnie to jest dla nich najważniejsze, gdyż w razie nadejścia chłodów, mogą się prędko ukryć wewnątrz budynków. To jednak nie jest jedyny powód, dla którego je odwiedzają. W nich bowiem również się rozmnażają, a zapłodnione samice składają jaja. Zanim jednak do tego dojdzie, samice muszą znaleźć odpowiednie źródło pokarmu. Prawdopodobnie lokalizują go za pomocą krótkich, pięcioczłonowych czułków, którymi wyczuwają jego zapach.
W tym momencie dochodzimy do powodu, dla którego tak wielu entomologów za nimi nie przepada. Ulubionym przysmakiem larw, są bowiem martwe owady, a więc również te nabite na szpilkę i umieszczone w gablotce, lub w pudle entomologicznym. Kiedy samiczka dostanie się do takiej gabloty, przez choćby najmniejszą szparkę i złoży jajeczka (w ciągu życia jest wstanie ich złożyć około 100) w szczelinie między podstawą, a pokrywą gabloty, los kolekcji jest już przesądzony. Znam to, gdyż kiedy byłem młody, to lubiłem się bawić w zbieranie owadów. Za każdym razem larwy mrzyków doprowadzały do skutecznego pogromu całej kolekcji, więc zbytniej kariery w tym nie zrobiłem. To jednak było dawno temu, dlatego nie mam zdjęć larw i nie mogę wam ich pokazać. Wracając jednak do odżywiania się larw, to małe owady są pożerane przez nie w całości, jednak, gdy na szpili znajduje się coś dużego, np. motyl, larwy mrzyków wnikają do wnętrza i pożerają go od środka, przechodząc w nim dalsze stadia rozwojowe, łącznie z przepoczwarczeniem się.
Nie tylko entomolodzy powinni się jednak mieć na baczności. Larwy mrzyków gustują również w piórach ptaków oraz w owłosieniu ssaków (oczywiście tych martwych). To powód dla którego mrzyka nie lubią także osoby gromadzące wypchane zwierzęta, chociażby muzealnicy. Jak by tego było mało, larwy te potrafią żerować nawet w rogach i kościach zwierząt (przynajmniej tak podaje opis w bazie „Coleoptera Poloniae”). Zwykli obywatele, którzy nie zajmują się wypychaniem zwierząt i kolekcjonowaniem owadów, również nie są zwolnieni ze szkodliwej działalności mrzyka. Larwy tego chrząszcza żerują także w wełnie, zwierzęcych skórach oraz jedwabiu. Jeżeli więc mamy w domu wełniane ubrania bądź dywan z naturalnego tworzywa, musimy uważać, gdy znajdziemy mrzyka.
A jak właściwie wygląda jego larwa? No właśnie, skoro nie mogę wam jej pokazać, to chociaż spróbuje ją dokładnie opisać. Przede wszystkim jest mała i… włochata. Całe jej ciało pokrywają bowiem gęste, brązowe włoski, a najwięcej jest ich na ostatnich segmentach odwłoka. Kiedy larwa poczuje się zagrożona, potrafi je dosłownie nastroszyć. Takie zachowanie ma na celu odstraszyć wroga i utrudnić mu dobranie się do delikatnego ciała larwy (u niektórych osób, takie włoski mogą spowodować reakcję alergiczną). Jeśli kogoś naprawdę bardzo ciekawi jak one wyglądają, wystarczy wpisać w Google nazwę owada (najlepiej łacińską) i na pewno wyświetlą nam się zdjęcia, które przedstawiają również larwę.
Stadium larwalne może przebiegać u mrzyka bardzo długo. Jeśli warunki rozwoju są odpowiednio dobre, trwa on wiele miesięcy, jednak kiedy się pogorszą, może się przedłużyć nawet do dwóch lat! Larwa linieje w tym czasie od 5 do 16 razy. Na samym końcu rozwoju dochodzi do przeobrażenia się w poczwarkę. Co ciekawe, poczwarki skórnikowatych, w tym także mrzyków, są wyposażone w swego rodzaju „szczęki,” zbudowane z dwóch łuków silnie zesklerotyzowanej kutikuli. Cały ten… „przyrząd” znajduje się na grzbietowej stronie poczwarki i jest prawdopodobnie mechanizmem obronnym, służącym do usuwaniu przechodzących pod poczwarką roztoczy, poprzez rozgniatanie ich tymi właśnie „szczękami.” To brutalne rozwiązanie, ale dla poczwarki jest jedynym sposobem na pozbycie się nieproszonych i potencjalnie groźnych intruzów. Dorosłe owady opuszczają poczwarkę po 7-20 dniach i rozpoczynają swój kilkutygodniowy żywot.
Mrzyk dziewannowiec to niewątpliwie poważny szkodnik, jednak ludzie nauczyli się przed nim bronić. Entomolodzy chcący odstraszyć mrzyki, stosowali kiedyś środki chemiczne, takie jak dwuchlorobenzan. Obecnie jednak gabloty są tworzone w taki sposób, by były one szczelne i uniemożliwiały dostanie się mrzyków do środka. A jak my, zwykli obywatele możemy sobie radzić z pojawieniem się mrzyków? Przede wszystkim, jeśli nie mamy prawdziwych futer, jedwabnych lub wełnianych ciuchów, a nasz dywan jest z włókien sztucznych, to nie musimy się nimi przejmować. Czasami możemy natrafić na mrzyki, które przez przypadek wleciały do naszego domu, jednak wtedy wystarczy je po prostu wypuścić przez okno. Jeśli zaś znajdziemy „zainfekowany” larwami dywan, lub wełniany sweter, wtedy należy taką rzecz usunąć i to również rozwiąże problem z mrzykami. Nie ma sensu bawić się w środki owadobójcze, gdyż są nie tylko nieopłacalne, ale bywają nawet groźniejsze dla naszego zdrowia niż same mrzyki.
Faktycznie, wyjątkowe ochydztwo
Bez przesady, to, że jest szkodliwy, nie znaczy, że jest ohydny, wręcz przeciwnie, jest całkiem uroczy 😉
groźne są, ale z drugiej strony, z punktu widzenia łańcucha pokarmowego, mrzyki ustawiły się w dość szczególnej niszy. Konsumują właściwie żarcie, do którego nie mają konkurencji i gdyby nie nasza cywilizacja, nazwać by je należało wysoce pożytecznymi stworzeniami 😉
Tak, warto też zauważyc, że skórnikowate, żyjące w naturalnym srodowisku, często są pożytecznymi stworzeniami, ponieważ przystosowały się np. do pożerania martwych owadów, czy choćby pozostałości po martwych zwierzetach, więc pełnią podobną rolę jak choćby grabarze czy żuki leśne. Niektóre po prostu skorzystały z okazji i tak jak własnie mrzyki, nauczyły się, że ludzie oferują im to samo co w naturze, w bardziej atrakcyjny sposób (ciepło, mniejsza ilość drapieżników itp. 🙂
powstanie cywilizacji stworzyło ciekawy paradoks, bowiem rozwiązania bezcenne z punktu widzenia przyrody, stały się nagle wysoce niepożądane 😉
Spotkałam ostatnio takiego malucha w domu i zastanawiałam się kto to, już wiem 😉 Pewnie mu dobrze było w kłębach kociego futra za kanapą 😉 A ja bezlitośnie wyrzuciłam go za okno.
Takie kolorowe maluchy na szczęście spotykam tylko w środowisku naturalnym. 😉
Spotkałem go kiedyś na działce, próbowałem mu nawet zdjęcie zrobić, ale za mały jest jak na moje możliwości 🙂
Ja spotkałam całą zgraję na parapecie, a jeszcze więcej jak zajrzałam za szafkę. Nieprzyjemnie tak hodować mrzyki pod bokiem i o tym nie wiedzieć
A z ciekawostek… wygląda na to, że żywiły się filcowymi ściereczkami….najwięcej było na różowej ;P
mam problem ogromny bo znalazłam tego mrzyka w skórach z owcy które przywiozłam z gór i w kołdrze z owcy. Nie chcę tego spalić ponieważ wyrzuciłabym do kosza ok 3 tys. zł. Może ktoś pomoże mi z tymi szkodnikami? Warto zanieść to do pralni, czy to nic nie pomoże?
Dziękuję za ciekawy opis mrzyka. Nie mam naturalnych skór i kolekcji owadów, widocznie owad, który zagościł w moim domu był tylko … „przelotem” 😉
Fajny i przydatny art. Długo szukałem co to takiego. Mam nadzieje że na wolności będzie im lepiej (właśnie pożegnałem się z kilkoma [na dworze -5]) ciekaw jestem co jedzą, na wełne jestem uczulon wiec nie trzymam ale jakiś jedwab i skór moga się trafić. Mam nadzieje ze ni żywi się jakąś tekturą falistą itd, bo koło szafy mam tego sporo z zawartością.
Perpetum mobile, zjadające kurz – żywiące się niczym. Zachodziłem w głowę latami jak to jest w stanie żyć pod łóżkiem (specjalnie się nie narzucały). Przy dokładniejszym sprzątaniu czasem to towarzystwo widywałem na moment.. Ich menu żywieniowe wiele wyjaśnia.
Interesujacy wpis.
Kto zjada te mrzyki?
Na pewno znajdują się w menu wielu pająków 🙂
Od paru dni zastanawiałam się, co to za malutki brud na ścianie przy łazience… dziś się poruszył i wychodzi na to, że to larwa 🙂 W czasie researchu zdążyłam się przywiązać, ale widzę, że lepiej Huberta będzie przenieść za drzwi. Dzięki, zawsze mogę tu znaleźć informacje o nowych gościach w domu 🙂
„niewątpliwie” to poprawna forma
U mnie mrzyki brązowe z czarnym łebkiem upatrzyły sobie pokój dzieci i koniec. Starłam się je zniechęcać, żeby chociaż przeszły do drugiego pokoju. Zlikwidowałam 2 gniazda i 1 większą „matkę”. Są dalej. Myłam podłogę z 10 x spirytusem skażonym. Trochę spokoju i znów. Generalnie nie mam w domu wełny, jak ktoś przejdzie butami z dworu, to dezynfekuję podłogę. Lubią mleko krowie, chyba też pot z poduszek/kołder, bo jeśli je przepłoszę z podłogi to znów potrafię je znaleźć przy kołderce na wysokości 2 metrów albo w schowku łóżka. Latają, chociaż rzadko. Czasami jakiś parapet, żeby uciec. Walczę z nimi chyba z 2-3 miesiąc. Może ktoś zna sposób? Proszę o pomysły!
Właśnie spotkałam larwę tego mrzyka, mam nawet całkiem fajne zdjęcie, więc jeżeli chciałby pan zdjęcie larwy tutaj wrzucić mogę przesłać 😉