Środek lata. Piękne, błękitne niebo i ogrzewające nas promienie słońca. Wspaniałe okoliczności przyrody. Dodać do tego jeszcze jakieś zaciszne jeziorko i mamy wspaniały przepis na oderwanie się od szarej, nudnej i pracowitej codzienności. Zwłaszcza gdy w nasze ucho wpadnie melodia grana przez samą matkę naturę. Tej ostatniej, szczególną pomocą służą owady znane nam jako „koniki polne” oraz „świerszcze”.
Czy jednak, aby na pewno spotykane przez nas stworzenia zasługują na którekolwiek z tych określeń? No właśnie wychodzi na to, że nie bardzo. Takie świerszcze na ten przykład wyglądają zupełnie inaczej niż przywykliśmy je sobie wyobrażać. Na końcu artykułu pokaże wam zresztą jak wyglądają naprawdę. A koniki polne? Ich fachowa nazwa to prostoskrzydłe lub nieco bardziej zwyczajowe określenie „szarańczaki.” Tak lubiane przez nas określenie „koniki polne” nie jest zresztą do końca prawdziwe. Dlaczego? Postaram się wam to dokładnie wyjaśnić.
Systematyka i wygląd
Rodzina szarańczowatych (Acrididae), jest niezwykle bogata w gatunku. Na pierwszy rzut oka wyglądają niemal tak samo, jednak, kiedy człowiek się w nie zgłębi, od razu dostrzeże jak bardzo potrafią być różnorodne pod względem ubarwienia. Niestety, to akurat wcale nie ułatwia ich odróżnienia i niejednokrotnie, potrzebna jest wówczas wiedza, a także narzędzia w postaci silnej lupy lub mikroskopu stereoskopowego.
W tym artykule postanowiłem przedstawić gatunek, który do rozróżnienia jest względnie prosty i właśnie na nim omówić tą bardzo ciekawą grupę owadów. By jednak móc o nim mówić, najpierw powinniśmy się przekonać, jak go odróżnić od niektórych, podobnych gatunków. W tym celu przedstawiłem tabelkę, która powinna ułatwić sprawę, ale i tak opiszę co i jak.
Odróżnienie skoczków od konika czy dołczanów jest dość trudne i wymaga sporej wprawy, zwłaszcza gdy chcemy mieć 100% pewność co do identyfikacji. Oczywiście tutaj trzeba posiłkować się przede wszystkim użyłkowaniem skrzydeł. Zanim jednak uda nam się odkryć jak dzięki temu je oznaczać, warto zwrócić uwagę na inne cechy. W tym przypadku najlepszą będzie kształt listewek bocznych, czyli tego, co szarańczaki mają po bokach górnej strony przedplecza. U skoczków, listewki te są wygięte dość wyraźnie, choć nie aż tak bardzo jak u części koników z rodzaju Chorthippus. U pozostałych Chorthippus są zupełnie proste, co zupełnie je wyklucza z roli potencjalnych kandydatów do pomylenia ich ze skoczkami. Podobnie jest z samcami dołczanów. Samice mają jednak listewki wygięte podobnie jak u skoczków, dlatego przy tych owadach warto zwracać uwagę na inne części ciała, np. większą głową, czy pokładełko, na którym znajduje się charakterystyczny, spiczasty wyrostek (swego rodzaju „ząbek”.). Skoro już jesteśmy przy pokładełkach, to u samic Chorthippus mogą mieć dość zmienny wygląd. Zależnie od gatunku oczywiście. Aby wszyscy ładnie zrozumieli w czym rzecz, postanowiłem zestawić ze sobą przedplecza skoczka i koników, tak aby można było sobie porównać wizualnie listewki o których jest mowa. Pominąłem dołczana, gdyż jak wyżej napisałem, samiec ma je proste, czyli łatwo go odróżnić, zaś u samicy listewki są zbliżone wyglądem do tych u skoczków, więc w jej przypadku trzeba zwracać uwagę na pokładełko.
No dobrze przyjrzyjmy się teraz rodzajowi Ommocestus, do którego należy nasz bohater. W naszym kraju jest on reprezentowany przez 3 gatunki, które na pierwszy rzut oka mogą się wydawać bardzo podobne. Poza O. viridulus, mamy jeszcze O. ventralis oraz O. haemorrhoidalis. Odróżnienie tych dwóch gatunków od siebie jest dość trudne (wymaga m.in. znajomości użyłkowania skrzydeł owadów i różnic w ułożeniu poszczególnych żyłek), jednak odróżnienie ich od naszego skoczka zielonego, jest dość proste. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z samcem. W przypadku tych dwóch gatunków, koniec ich odwłoków jest jaskrawoczerwony, zaś u naszego gatunku ma barwę jasną. W ogóle ubarwienie skoczka zielonego ma to do siebie, że jest znacznie jaśniejsze niż u kuzynów (oczywiście nie jest to ścisła reguła i mogą nam się trafić niespodzianki w postaci ciemniej ubarwionych skoczków zielonych), jednak możemy spotkać różne warianty. Występują bowiem osobniki o barwie oliwkowej, zielonej, żółtawej z brunatnymi plamami… ba, mogą się nam trafić nawet różowe! Ciekawą cechą skoczków jest zielona barwa wierzchniej części ciała, ciągnąca się od głowy, przez przedplecze aż po końcówki skrzydeł (stąd też jego polska nazwa). Taki zielony wierzch ciała mają wszystkie gatunki skoczków, jednak potrafią być odstępstwa także od tej reguły (również u naszego gatunku). Trzeba więc uważać z tymi kolorami, ponieważ bardzo często bywają naprawdę zwodnicze. By ładnie zobrazować różnice między poszczególnymi skoczkami, znów posłużę się tabelką.
Na koniec dodam jeszcze, że skoczek zielony to dość spory szarańczak, który osiąga do 2,4 cm.
Gdzie go można spotkać?
Praktycznie w całej Polsce. Preferuje wilgotne tereny trawiaste, często sąsiadujące ze zbiornikami wodnymi. W takich siedliskach potrafi być bardzo liczny. Spotkać go można od czerwca aż do października.
Tryb życia
Identyfikowanie skoczka, może przyprawić o ból głowy, ale tym najlepiej się zajmować w zaciszach naszego domu. Kiedy natomiast jesteśmy na łące, zamiast myśleć o oznaczaniu, lepiej się skupić na ich obserwacji. Jak się bowiem okazuje, takie bliskie obcowanie z nimi potrafi dostarczyć zaskakujących doświadczeń. Osobiście, miałem okazję się o tym przekonać w sytuacji, którą przedstawiłem na samym początku artykułu (błękitne niebo, słońce itp.).
Zaczęło się od tego, że po dłuższej wędrówce po lesie, postanowiłem sobie klapnąć nad brzegiem stawu, znajdującego się naprzeciwko sosnowego lasku. Polanka wygodna, a do tego pełna różnych traw, wśród których swoje pajęczyny wiły sobie tygrzyki. Jeden z nich zwrócił moją szczególną uwagę, dlatego skupiłem się na jego obserwacji. W pewnej chwili zauważyłem, że po mojej nogawce maszeruje sobie skoczek zielony. Niby nic niezwykłego, w końcu dookoła koncert skoczków i innych prostoskrzydłych trwał w najlepsze, więc nie ma się co dziwić, że jeden z nich postanowił mnie bliżej zbadać. Generalnie nieczęsto pełzają po mnie szarańczaki, więc postanowiłem darować sobie tygrzyka i poświęcić dalszą obserwację właśnie temu odważnemu skoczkowi. I słusznie zrobiłem. Kręcąc się przez jakiś czas, w końcu postanowił wrzucić coś na ząb (a w jego przypadku, raczej na żuwaczkę). Zaczął więc podgryzać to, co miał najbliżej swych szczęk… czyli moją nogawkę! Muszę przyznać, zaskoczył mnie skubany. Zawsze uważałem „małe koniki polne” za owady łagodne i absolutnie stroniące od agresji wobec ludzi. Tymczasem trafił mi się osobnik, który zdawał się gwizdać na ten stereotyp i z pełną premedytacją starał się przegryźć moje spodnie. Podejrzewam, że gdybym miał odsłonięte nogi, to mógłbym nawet poczuć jego uszczypnięcia. Spodnie jednak skutecznie mnie zabezpieczały, więc nie zamierzałem mu przeszkadzać i dalej go obserwowałem… aż w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że ten skoczek… potrzebuje jedzenia z prawdziwego zdarzenia. Urwałem więc kawałek źdźbła trawy i podsunąłem je pod jego żuwaczki. Owad bez chwili wahania zajął się konsumpcją smacznej trawki. Gdy już skończył, znów chciał się zabrać za moją nogawkę, więc tym razem postanowiłem, że posadzę go na trawce, gdzie będzie mógł do woli zajadać się tym, co mu najbardziej smakuje. Konsumowanie trawki było na tyle ciekawe, że postanowiłem to sfilmować, więc przy którejś okazji na pewno wam to pokaże.
No dobrze, ale właściwie dlaczego, ten konik próbował mnie gryźć? Widząc z jaką zawziętością próbuje wgryźć się w spodnie, a następnie zabiera się za trawkę, szybko zrozumiał, że ten biedak najzwyczajniej w świecie był głodny! Czy jednak głód mógł być na tyle silny, że było mu zupełnie obojętne, czy zjada trawę, czy też spodnie? Myślę, że raczej nie. Osobiście podejrzewam, że skoczek „przyzwyczajony” do tego, że to, na czym z reguły siedzi jest jadalne, uznał, że również tym razem, ma do czynienia z czymś, co można potraktować jako obiad. Zastanawia mnie jednak upór, z jakim dążył do wgryzienia się. Teoretycznie, po jednym ugryzieniu, powinien się kapnąć, że podłoże jest niejadalne. Mimo to, tych wgryzień było znacznie więcej. Dlaczego więc był aż tak uparty? Póki co pozostaje to dla mnie zagadką. Przy okazji, mam nadzieje, że w kolejnych latach przydarzy mi się podobna scenka i może wtedy zaobserwuję coś, co pomoże mi rozwikłać tę tajemnicę. Tak czy siak, skoczki, podobnie jak inne szarańczaki to zdecydowani roślinożercy. Na szczęście, mimo dużej ilości tych owadów, ich głównym łupem padają trawy i rośliny dziko rosnące, więc nie są szkodnikami, jak rozsławiona na całym świecie szarańcza wędrowna, która również jest zaliczana do szarańczaków.
Samiec skoczka zielonego, jak na „konika polnego” przystało, jest wręcz urodzonym grajkiem. Dźwięki wydaje poprzez pocieranie ostatniej pary nóg (na udach znajdują się specjalne guzki) o swoje skrzydła (na brzegach, których znajduje się gruba, sztywna żyłka). Robi więc to zupełnie inaczej niż „prawdziwe” świerszcze oraz pasikoniki, które do wydawania dźwięków, używają wyłącznie pocieranych o siebie skrzydeł. Zjawisko wydawania tego typu dźwięków, fachowo określane jest jako strydulacja. Samo to jak brzmi wydawany przez niego dźwięk jest bardzo ciekawe, ponieważ dzięki temu można zidentyfikować z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Ten wydawany przez skoczka zielonego przypomina szybko tykający zegarek. Na początku, dźwięk ten narasta, na co nakłada się wspomniane tykanie. Całość trwa jakieś 10-20 sekund, po czym samczyk może wykonywać kolejne, cykliczne „serenady miłosne.” Cały ten koncert, służy bowiem temu, by przyciągnąć do siebie samiczkę. Ta słyszy go dzięki charakterystycznym narządom słuchu, zwanych tympanalnymi, które znajdują się na pierwszym segmencie odwłoka (oczywiście narząd ten posiadają osobniki obu płci). Umiejscowienie ich, to kolejna cecha, która różni „koniki polne” od świerszczy i pasikoników. Te ostatnie bowiem, maja je umiejscowione na odnóżach, a nie na odwłoku.
Wracając jednak do naszych skoczków… kiedy samicy spodoba się nuta, jaką zapuścił jej samiec, dochodzi do kopulacji. Po jej zakończeniu, samica będzie miała już w głowie tylko jedno: złożenie jajeczek. Do tego celu używa pokładełka, jednak nie rzuca się w oczy jak te, które mają pasikoniki czy świerszcze. Wręcz przeciwnie. Aby je dostrzec potrzebne jest spore powiększenie, ale warto zwracać na nie uwagę, bo jak wspomniałem przy okazji opisu wyglądu, dzięki niemu możemy odróżnić samiczkę skoczka zielonego, od samiczek spokrewnionych z nią gatunków. Kwestią nie do końca jasną jest jednak to, gdzie samicza skoczka składa jaja. Nigdzie nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie, ale podejrzewam, że nie różni się to zbyt mocno od tego, co możemy zaobserwować u spokrewnionych ze skoczkami koników (Chorthippus spp.). U nich bowiem, samica, składa jajeczka w wierzchnią warstwę gleby, z których to na wiosnę wylęgają się młode osobniki. Przypuszczam więc, że u skoczków sytuacja jest albo taka sama, albo co najmniej podobna, tym bardziej, że pokładełka służą do składania jajeczek w różnych obiektach, a u szarańczaków jest to najczęściej wierzchnia warstwa ziemi.
Świerszcze
Prawdziwe świerszcze należą do rodziny świerszczowatych (Gryllidae) i wyglądają troszkę inaczej niż rasowe „koniki polne.” W odróżnieniu od nich, świerszcze są spłaszczone odgórnie, a nie po bokach, jak ma to miejsce u szarańczaków. Inna różnicą, są ich długie, nitkowane czułki oraz obecność dwóch, długich przysadek odwłokowych na zakończeniu odwłoka (a w przypadku dorosłej samicy, także długiego pokładełka). Podobnie jak szarańczaki, świerszcze potrafią również skakać, a samce całkiem nieźle ćwierkają, choć jak napisałem przy okazji grania samców skoczków, odbywa się to zdecydowanie inaczej.
Nasz kraj jest dość ubogi pod względem występowania świerszczy. Najliczniejszym jest zapewne świerszcz polny (Gryllus campestris), choć jego pospolitość występowania wcale nie przekłada się na częstość obserwowania go. Wręcz przeciwnie. To bardzo skryte stworzenie, żyjące w samodzielnie wykopanych norkach, przez co nie nieczęsto się je obserwuje. O wiele pospolitsze są młode osobniki, które często wędrują po drogach oraz wśród traw.
Inny gatunek, świerszcz domowy (Acheta domestica), to synantrop, żyjący w pobliżu ludzi, gdzie prowadzi podobny tryb życia jak karaluchy, choć świerszcze wydają się być znacznie „sympatyczniejsze,” no i oczywiście bardzo ładnie grają. Gatunek ten często jest wykorzystywany przez hodowców jako pokarm dla jaszczurek, ptaszników czy modliszek.
Galeria:
![]() |
![]() |
![]() |
Fajne zdjęcie i naprawdę olbrzymia dawka informacji.
dobry i użyteczny artykuł, tym niemniej, my postanowiliśmy że chyba i tak odpuścimy sobie identyfikację szarańczaków ;-).
ciekawa sprawa z tym pożeraniem jeansów – z drugiej strony, może mimo wszystko konik aż tak się nie pomylił. Wszak jeans to bawełna, co prawda barwiona i przetworzona, ale jednak bawełna. A przecież bawełną by w naturze nie pogardził (inna sprawa, czy akurat skupiłby się na tej części rośliny, z której uzyskuje się materiał na spodnie). Tak czy siak: intrygująca obserwacja!
Przeczytałam powoli, wnikliwie i ze zrozumieniem. Ale wciąż nie podejmę się odróżnienia skoczka od całej reszty. 😦 Chwała Ci za to, że Ty potrafisz. 🙂
Dzięki, kurcze… zaczynam być osamotniony w identyfikowaniu prostoskrzydłych hehe 😀
No cóż, cała chwała spadnie na Ciebie, ja bym się cieszyła. 😉
Będę się cieszył jak rozpracuje koniki, ale to już w lato zrobie, jak więcej zdjęć im porobię 😀
Świetny art!! No i te rysunki przedplecza – naprawdę przydatne, choć nie wiem czy odważę się na oznaczanie tych skakających złosliwców 😛
Choć kiedyś próbowałem wewnątrz Chorthippus coś rozróżnić (oczywiscie bezowocnie) to może jednak… 😉
Za Chorthippus, jako osobny rodzaj też się będę musiał wziąć, ale to latem, gdy zrobię im lepsze zdjęcia i odpowiednie ujęcia 😀
Nigdy w życiu nie wpadłabym na pomysł, żeby za dziurki w ubraniach winić skoczka. Jednak coś musi w tym być, gdyż jest ich w domu coraz więcej i coraz częściej wyciągam z szafy ubrania z kinder niespodzianką.
Pingback: Świerszcz domowy (Acheta domestica) – grajek, za kominkiem | Świat Makro.com