Przeważnie staram się opisywać dane gatunki jak leci, bez specjalnego rozwodzenia się nad tym, w jakich okolicznościach zostały one sfotografowane. Bywają jednak takie gatunki, przy okazji których nie da się przemilczeć przygody, jaką zdarzyło mi się z nimi przeżyć.
Przykładem może być ta oto, niepozorna ćma. Zdjęcie zrobiłem jej 02.09.2011 roku. Niby zwykła nic nie znacząca data. Ja jednak pamiętam ją dobrze, bowiem to właśnie tego dnia miałem okazje zająć się fotografowaniem szerszeni i w zasadzie, cała moja uwaga, poświęcona była właśnie tym owadom. Dlatego po wykonaniu tego zadania, po prostu schowałem aparat i postanowiłem wrócić do domu. Oczywiście na przystanek dotarłem spóźniony i musiałem dość długo czekać na autobus, więc w między czasie postanowiłem zajść na pobliską stacje benzynową i “zatankować się” jakimś napojem oraz paczką chipsów. Na początku, nie zwróciłem uwagi na białą ściankę po lewej stornie od drzwi. Dopiero wychodząc, przykuła moją uwagę, gdyż dostrzegłem, że siedzi sobie na niej ćma. Przyszła chwila zadumy: dać sobie spokój z fotografowaniem jej i iść na autobus, czy mimo wszystko rozpakowywać aparat na uliczce, gdzie od czasu do czasu, podjeżdżał jakiś samochód i walnąć jej te kilka fotek? Postanowiłem wybrać tą druga opcje. Miałem szczęście, że nie było zbyt wiele osób, ale i tak co niektórych uwaga została zwrócona moim “nietypowym” zachowaniem. Ale co sfotografowałem to moje, więc i ciekawa pamiątka z tego dnia się zachowała.
No dobrze, a co z samą ćmą? No cóż, nie jest to gatunek wybitnie rzadki, spotykany na terenie całego kraju, ale też nie widuje się go na co dzień. Z początku miałem wątpliwości co do określenia jej tożsamości. Pierwsze podejrzenia padły na Mythimna pallens, jednak ta posiada znacznie bardziej widoczne użyłkowanie skrzydeł, a i drobnych kropeczek na tylnej części skrzydeł jest znacznie mniej (po jednej wyraźnej oraz jednej- dwóch mniej widocznych, ale jednak dostrzegalnych) i nie układają się w zaokrągloną linię jak u mojego okazu. Dlatego musiałem szukać dalej. W końcu udało mi się ją zidentyfikować jako Rhizedra lutosa (oczywiście brak polskiego odpowiednika tej nazwy) z rodziny sówkowatych (Noctuidae).
Co wiadomo o tej ćmie? Ano niewiele udało mi się ustalić na jej temat. Właściwie tylko tyle, co wygrzebałem na lepidoptera.pl, czyli że osiąga rozpiętość skrzydeł od 4,2 do 6,0 cm, dorosłe motyle przesiadują na kwiatach (choć mój osobnik miał zdecydowanie większy pociąg do stacji benzynowej niż kwiatów), gąsienice zaś żerują wewnątrz trzcinowych łodyg (po drugiej strony ulicy znajduje się zatoka Jeziora Ukiel, więc do porastających jego brzegi roślin żywicielskich, motyl ten nie miał wcale daleko). Dorosłe motyle latają od września do końca listopada, czyli dość późno (co może być swego rodzaju ciekawostką), zimują zaś jego jajeczka.
I to w zasadzie tyle odnośnie tego gatunku. Nie jest on jakoś powalająco fascynujący, no ale… swój urok również ma i nie da się tego ukryć.
a mnie najbardziej ciekawi jak wygląda… wyprawa na szerszenie ;-). Te dranie uciekają ledwo się człowiek zbliży do nich na dwa-trzy metry, jeszcze nie znalazłem sposobu na przełamanie tej nieśmiałości 😉
Hehe, bo trzeba znaleźć takie miejsce, w którym od uciekania, wolą ucztowanie, a na to najlepiej się nadaje krzew lilaku, zwanego bzem. Fruwało ich tam z kilkanaście jak nie więcej, wszystkie zajęte zeskrobywaniem kory i spijaniem soku który wyciekał, niektóre zachowywały się wręcz jak pijane, więc bardzo łatwo można je było fotografować 😀
Taka misiowata, przytulić by się chciało. 😉