Na dobry początek, pozwólcie, że opowiem wam pewną historię, która przydarzyła mi się parę lat temu, a bezpośrednio wiąże się właśnie z bohaterem tego artykułu.
Był to początek stycznia. Dzień jak co dzień. Siedziałem sobie spokojnie, a zarazem samotnie w swoim mieszkaniu. Za oknem było już ciemno, zaś w pokoju świeciła się jedna, samotna żarówka, która i tak nie wystarczyła, by dokładnie oświetlić całe pomieszczenie. Wtedy, do mojej głowy wkradła się idea: „muszę znaleźć jedną taką książkę do poczytania, co by pomogła mi przetrwać tą nudną, smętną porę.” Rozpocząłem więc intensywne poszukiwania. Z wielką dokładnością przetrzepałem wszelkie, dostępne mi zakamarki. Półki, szpary za meblami (mogła gdzieś tam wpaść przecież!)… sporo takich miejsc u mnie, ale w żadnym z nich nie mogłem znaleźć swojej zguby.
Oczywiście na tym nie poprzestałem. Zająłem się inną częścią mieszkania i kiedy już myślałem, by dać sobie z tym spokój, do moich uszów dotarł nagle dziwny odgłos brzęczenia! Przypominało to dźwięk wydawany przez niektóre owady, ale… był środek zimy, a żadne tego typu owady nie są teraz aktywne. Skąd więc mogło się to wziąć? Spojrzałem na leżącego na kanapie psa. „No tak, pewnie znów się czegoś najadł i teraz będzie to czuć w całym mieszkaniu!” Sądząc, że to jego sprawka dałem sobie spokój. Minął raptem kwadrans, gdy wracając z kuchni do pokoju znów usłyszałem dziwny dźwięk. Tym razem odgłos był wyraźniejszy, ale za to krótszy. Jeden, ale za to bardzo solidny brzęk! Tym razem to nie mógł być pies, ponieważ jego już na kanapie nie było. Skierowałem swój wzrok w stronę zacienionego biurka. Wiem, wiem… trochę to niechlujnie z mojej strony, żeby od tak sobie walnąć na nie swoje spodnie… do porządnickich nigdy nie należałem, ale żeby coś spod nich brzęczało? Zrobiłem więc parę kroków w ich stronę, gdy nagle… tuż spod nich wybiegł duży, ciemno ubarwiony owad! Wskoczył momentalnie na nogawkę, po czym ni stąd ni zowąd zmienił kierunek, kierując się wprost na mnie! Postanowiłem działać szybko.
Złapałem za plastikowe pudełko po pałeczkach higienicznych i czym prędzej go pochwyciłem. Moją głowę zaczęło dręczyć pytanie: co to za owad i skąd on się tutaj wziął? Kiedy tak wpatrywałem się w niego, przypomniałem sobie, że już miałem okazję wcześniej się z nim spotkać. Podczas jednego z moich pobytów na wsi, zaobserwowałem tego owada na podwórku swojej babci, ale nie miałem wtedy aż takiej okazji by się mu dobrze przyjrzeć. Co się odwlecze, to jednak nie uciecze. Mój tajemniczy gość był bardzo spokojny. Nie uciekał, a jedynie od czasu do czasu, usiłował podfrunąć do góry… z dość mizernym skutkiem. Z jakiegoś powodu miał spory problem z lataniem. Mimo to, każda taka próba startu, kończyła się wydaniem brzęczącego dźwięku, takiego, jaki wcześniej przykuł moją uwagę. Nie obeszło się oczywiście bez sesji fotograficznej, a kiedy tylko było już po niej, szybko zabrałem się za poznanie tożsamości tajemniczego gościa.
Systematyka
Okazało się, że to bucz olszynowiec, przedstawiciel rodziny buczowatych (Xiphydriidae), rodziny błonkówek blisko spokrewnionej z bardziej znanymi trzpiennikowatymi (Siricidae). W naszym kraju mamy 5 przedstawicieli tego rodzaju, a nasz bohater zdaje się być z nich wszystkich najbardziej rozprzestrzeniony.
Wygląd
Dorosły bucz osiąga do 2,1 cm. To całkiem sporo i wystarczająco by co niektórzy mogli się go wystraszyć. Całe ciało ma dość ciemne ubarwienie, jednak białe plamki po bokach odwłoka oraz czerwone nogi dodają mu sporo uroku. Dwie, białe kreski znajdują się także czubku głowy. Ta ostatnia zresztą wydaje się być trochę… kanciasta, zwłaszcza jak spojrzy się na nią z boku. Głowa umieszczona jest na niewielkim przewężeniu, wyrastającym z jego tułowia. Taka „szyjka” odróżnia buczowate od trzpiennikowatych, których głowa osadzona jest bezpośrednio za tułowiem. Samiczki buczy posiadają z tyłu odwłoka krótkie, ale mocno zbudowane pokładełko, samce natomiast (takie jak ten na ostatnim zdjęciu) są go pozbawione.
Gdzie go można spotkać?
Bucz to pospolita błonkówka, którą można spotkać w całej Polsce. Preferuje lasy liściaste oraz mieszane, zwłaszcza te wilgotne, sąsiadujące ze zbiornikami wodnymi. Dorosłe owady obserwuje się od czerwca do sierpnia.
Tryb życia
Skoro dorosłe owady pojawiają się latem, to jakim cudem ten jeden znalazł się u mnie w mieszkaniu? Odpowiedź na to pytanie jest wbrew pozorom bardzo prosta, ale o tym za chwilę. Samice tych błonkówek skupiają całą swoją uwagę na znajdowaniu drewna olchowego, a z rzadka również brzozowego. Kiedy już im się poszczęści, siadają na takim przykładowym, olchowym konarze i przy pomocy swojego pokładełka składają w jego wnętrzu jajeczka. Trzeba przyznać, to nie lada wyczyn, przebić się przez drewno, zwłaszcza jak się ma tylko 2 cm. W czasie tej czynności, jest bardzo ruchliwa, a do tego płochliwa, przez co trudno się ją obserwuje. W każdym razie, ze złożonych jajeczek, wylęgają się później larwy, które zaczynają drążyć w drewnie chodniki przez najbliższe kilka lat. Później nadchodzi czas przepoczwarczenia się i wyjścia z drewna. Tutaj przydają się bardzo silne żuwaczki, jakimi dysponują dorosłe owady. Za ich pomocą, dosłownie wygryzają się na zewnątrz.
Czasami jednak, może je czekać niemała niespodzianka. I tutaj dochodzimy do rozwiązania zagadki obecności bucza w moim mieszkaniu. Wszystkiemu okazało się być winne… drewno opałowe, które stało w pobliżu biurka! Kilka lat temu, mieliśmy bowiem w planach założenie kominka. Ojciec okazał się być jednak w gorącej wodzie kąpany, dlatego zanim pojawił się sam kominek, zdążył już załatwić do niego drewno olchowe. Z kominka nic nie wyszło, ale drewno przez jakiś czas u nas zalegało. Jak się okazało, ktoś je ściął (albo pozbierał nad jakąś rzeką) będąc całkowicie nieświadomym tego, że w jego wnętrzu rozwijają się larwy bucza. A jako że ciepło w moim mieszkaniu przyśpieszyło ich rozwój, to i wylęgły się znacznie szybciej niż zakodowała im to natura. Tak… celowo użyłem liczby mnogiej, ponieważ miesiąc później pojawiły się kolejne osobniki.
Czy to często zjawisko? Okazuje się, że jak najbardziej i dotyczy nie tylko buczy, ale również innych owadów. Niejednokrotnie drewno opałowe, drewniane elementy, czy nawet meble, stają się przypadkowym miejscem rozwoju larw różnych owadów, głównie trzpienników oraz niektórych chrząszczy (najczęściej kózkowatych). No, a później, dochodzi do tego, że wylęgają się w domach nawet w środku zimy, zaskakując, a czasami nawet strasząc swoją obecnością wszystkich domowników (choć na pewno one same czują się nie mniej zdezorientowane). Na szczęście dla nas, tego typu owady są dla ludzi zupełnie nieszkodliwe i nie ma też obaw, że zalęgną się mieszkaniu.
bardzo ciekawa historia i daje wyobrażenie, ile życia możemy całkiem nieświadomie zniszczyć paląc w w piecu czy kominku drewno …
fajny okaz i ciekawe informacje
będziemy się bardziej przyglądali drewnu kominkowemu, skoro takie cuda w nim można odnaleźć 😉
U mojego znajomego caponie z kominkowego drewna dawniej wyłaziły:
http://onaturzebezkomentarza.blox.pl/2009/12/I-badz-tu-uzytkownikiem-kominka-gdy-z-drewna.html
Ale ostatnio już nie, więc chyba zmienił dostawcę. 😉
Kurcze, u mnie jeszcze nigdy kózkowate się z drewna nie wylęgały… chociaż, jeszcze kiedyż może trafi się taka okazja ;D
Może też powinienieś dostawcę zmienić. 😀
Będę musiał o tym pomyśleć, może przy odrobinie szczęścia, trafiła by mi się jeszcze większa sztuka niż capoń 😀
A u mnie Bucz zalągł się w belkach na tarasie. Drąży korytarze . Wcale nie jestem szczęśliwa z tego powodu.