Na naszych łąkach, obrzeżach lasów, czy też nieużytkach rolnych, można spotkać całe mnóstwo owadów, które w naukowych kręgach znane są jako Orthoptera (po naszemu prostoskrzydłe), zaś osoby niewtajemniczone w świat owadów, zwą je po prostu „konikami polnymi.” Wśród nich, najbardziej wyróżniają się ich najwięksi przedstawiciele, a więc pasikonik zielony (Tettigonia viridissima) oraz oczywiście łatczyn brodawnik. Ten pierwszy jest popularnym i dobrze znanym owadem, dlatego opowiem o nim w innym artykule. Teraz zaś przypatrzmy się temu drugiemu.
Systematyka i wygląd
Łatczyn jest wart szczególnej uwagi, ponieważ to właśnie on bywa najczęściej mylony z pasikonikiem zielonym. Mimo wielu podobieństw, to jednak dwa zupełnie różne gatunki owadów, choć należą wspólnie do rodziny pasikonikowatych (Tettigoniidae). Sam łatczyn natomiast jest w naszym kraju jedyny w swoim rodzaju.
Podobnie jak pasikonik, łatczyn jest dużym prostoskrzydłym, mierzącym od 2,4 do nawet 4,5 cm. Jest więc do niego zbliżony wielkością, choć jego budowa jest znacznie masywniejsza, przez co optycznie może się wydawać wyraźnie większy. Mimo to, od pasikonika różni go bardzo wiele cech, którym zaraz się przyjrzymy.
W pierwszej kolejności warto spojrzeć na głowy obu owadów. W przypadku pasikonika jest ona smukła, a przy tym jej kształty są bardzo “końskie” (dzięki czemu zresztą zawdzięcza swoją nazwę). Głowa łatczyna jest znacznie szersza, bardziej pękata oraz zaokrąglona, przez co o wiele trudniej dopatrzeć się w niej końskiego wyglądu. Można więc powiedzieć, że głowa pasikonika zielonego jest niczym głowa szlachetnego, pełnego wdzięku konia arabskiego, zaś głowę łatczyna można porównać do typowo wiejskiego konia, zaprzęgniętego np. do wozu z sianem. Poza nią, innymi cechami, które różnią te dwa owady, to ubarwienie. U pasikonika jest ono jednolicie zielone, choć ta zieleń potrafi też mieć różne odcienie. W przypadku łatczyna ubarwienie jest bardziej pstrokate, a oprócz tradycyjnej zieleni, na jego skrzydłach, odwłoku oraz przedpleczu, możemy dostrzec czarne, szare oraz żółte pasy i łatki (od których to zresztą wywodzi się nazwa “łatczyn”). Dość często zdarzają się także osobniki mniej lub bardziej brunatne. Ostatnią ważną cechą są skrzydła. U łatczyna tylko nieznacznie sięgają za odwłok, w przypadku pasikonika zaś wystają zdecydowanie dalej, co nadaje mu dodatkowych centymetrów oraz smukłości.
Gdzie go można spotkać?
Pospolity w całej Polsce. Żyje na różnych terenach trawiastych, szczególnie na obrzeżach lasów, ale także nieużytkach i polach. Dorosłe osobniki pojawiają się w czerwcu i obserwuje się je aż do października.
Tryb życia
W przeciwieństwie do pasikoników, które często wspinają się na drzewa, oraz krzewy, łatczyny zazwyczaj trzymają się blisko ziemi. Przeważnie możemy je zaobserwować, jak przedzierają się przez trawy i rośliny zielne, głównie w poszukiwaniu pokarmu. Tym mogą być chociażby rośliny, w postaci pączków, płatków kwiatów oraz liści. Oprócz nich, swoją dietę uzupełnia także o inne owady, zarówno żywe, jak również martwe.
Przez dłuższy czas byłem pewny, że łatczyny ograniczają się do pożerania drobnych i miękkich owadów, takich jak mszyce czy gąsienice (w czym zresztą utwierdzała mnie literatura), jednak pewna obserwacja w 2016 roku zmieniła mój pogląd na ten temat. Właśnie wtedy udało mi się wypatrzeć wśród traw samicę, która usiłowała się dobrać do żuka leśnego. Wiem, żuk może i jest spokojnym stworzeniem, ale zdecydowanie nie należy do małych i miękkich. Pokrywający go pancerz jest trudny do sforsowania, ale jak się okazało, dla samiczki łatczyna nie stanowił on żadnego problemu i bynajmniej wcale nie chodziło o jej potężne żuwaczki. Po prostu przewróciła swoją twardą ofiarę na grzbiet, dzięki czemu bez trudu mogła się przegryźć przez znacznie delikatniejszy spód. W podobny sposób postąpił zresztą biegacz gładki, którego kiedyś obserwowałem przy niemal identycznej sytuacji (nawet jego ofiara była tego samego gatunku). Raczej trudno podejrzewać owady o stosowanie przemyślnych strategii (bardzo możliwe, że po prostu był to jedynie łut szczęścia, że w trakcie szamotaniny, ofiara przewraca się na grzbiet), nie mniej, to nam pokazuje, że łatczyny potrafią być równie groźnymi drapieżnikami, co znacznie słynniejsze pod tym względem pasikoniki. Na dowód mam oczywiście zdjęcie samicy w akcji… gęsta była ta trawa, a nie chciałem jej ruszać, co by jej nie spłoszyć (co i rusz samiczka wstrzymywała się z konsumpcją żuka, gdy tylko się bardziej zbliżyłem), więc zdjęcie jest jakie jest.
Szczególnie wygłodniałe są samice, które zresztą najczęściej pokazują się naszym oczom. Samce większą część swojego życia spędzają na wabieniu samic. W trakcie swoich koncertów, usadawiają się na jakiejś wyższej łodydze, albo kępie traw, jednak przesiadują na tyle nisko, że zaniepokojone mogą błyskawicznie wskoczyć w gąszcz otaczających je roślin. Dźwięki są przez nie wydawane za pomocą narządów strydulacyjnych, które są umieszczone na przednich skrzydłach. Pocierając nimi o siebie, łatczyny wydają charakterystyczną melodię… jeśli tak można napisać o tych dźwiękach. Jest to zresztą typowe zachowanie dla przedstawicieli podrzędu prostoskrzydłych długoczułkowych (Ensifera), do których właśnie zalicza się nasz bohater.
Po odbytej kopulacji samica szuka miejsca, w którym może złożyć jajeczka. Najczęściej wybiera te piaszczyste, czyli na przykład leśne lub polne drogi. Tam też samica wbija w glebę swoje długie, spiczaste pokładełko (chodzi o ten narząd na końcu odwłoka, który wiele osób myli z żądłem) i składa jajeczka. Proces ten jest niestety bardzo ryzykowny, ponieważ po takich drogach jeżdżą samochody oraz rowerzyści, co niestety często kończy się dla nich bardzo fatalnie. Czasami bywa nawet tak, że samice na takich drogach nie tylko składają jaja, ale jak zaobserwowałem, gustują również w rozgniecionych szczątkach innych prostoskrzydłych, na które przypadkiem udało im się natknąć.
Młode osobniki przychodzą na świat wiosną przyszłego roku. Kiedy to nastąpi wygrzebują się na powierzchnię, zaś prowadzony przez nie tryb życia jest dość mocno zbliżony do tego w wykonaniu dorosłych.
Galeria:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
wczoraj spotkaliśmy pięknego łatczyna, ale w ciągu minionych miesięcy widzieliśmy ich bardzo niewiele. Przynajmniej w naszej okolicy nie są częstym zjawiskiem. Nasz był samicą i grać nie chciał, ze względów wiadomych, więc z tym większym zainteresowaniem obejrzeliśmy filmik…
Wreszcie dowiedziałem się ,co to za koleżka .. spotkałem je tylko raz w parku narodowym na Słowacji (beskid niski). Prawdopodobnie był to chłopiec ,duży (miał przynajmniej 4cm) i po wzięciu na ręce -był wyjątkowo agresywny -wcale z rąk nie uciekał ,za to cały czas próbował mnie ugryźć -nie ma taki zwierz wystarczającej siły ,żeby przegryźć skórę na dłoniach. Tak czy siak -było to fascynujące spotkanie. W okolicach beskidu śląskiego i żywieckiego nigdy ich nie spotkałem.
Kapitalny blog -jestem pod ogromnym wrażeniem treści jak i zdjęć -chętnie będę tu zaglądał -bo w zasadzie też od zawsze fascynowało mnie uganianie się za robalami po łąkach 🙂
Kiedyś przy okazji łapania koników polnych do akwarium z dzieciaka zobaczyłem owego jegomościa i wziąłem do akwarium razem z 4-5 innymi mniejszymi konikami polnymi, po czym rano kiedy wstałem zobaczyłem już tylko jak został w akwarium sam 🙂 i obgryzał sobie główkę konika polnego hehe także napisałbym raczej, że jest krwiożerczy
łatczyn rzeczywiście usuwa brodawki – widziałem to na własne oczy -przystawiony do brodawki wygryza i zjada tylko samą brodawkę nie ruszając reszty skóry wokół.
A może coś więcej o okolicznościach tej obserwacji, jakieś zdjęcia, albo film?